przez żołądek do serca
Sonia uwielbiała boks, kiedy sama w nim uczestniczyła. Nigdy profesjonalnie. Zawsze wyżywała się na worku treningowym bądź mierzyła się ze swoim trenerem, który już dawno przestał dawać jej taryfę ulgową. Narzekać jednak nie zamierzała, bo uwielbiała go, przede wszystkim dlatego, że od jakiegoś czasu był jej przyjacielem.
- Do zobaczenia, Milo. Widzimy się w sobotę. - powiedziała głośno Sonia, machając przyjacielowi na pożegnanie. Udawała przy tym tak niewinną, że aż trudno było uwierzyć, że zaledwie kilkanaście minut wcześniej powaliła go na ziemię.
- O boziu! Znowu chcesz mnie wykończyć?
- Taki był plan od samego początku. - przyznała, wzruszając niewinnie ramionami. Milo zaśmiał się cicho. - Widzimy się!
- Wpadnę do ciebie w piątek! - zawołał, patrząc cały czas w jej stronę. Podobała mu się, była ładna i nikt temu nie zaprzeczał.
- Zapraszam!
Milo zaśmiał się cicho, kręcąc głową sam do siebie. Uwielbiał ją, była inna od reszty dziewczyn, które znał i zdecydowanie najbardziej wyjątkowa ze wszystkich.
Świeże powietrze otuliło wciąż zaróżowioną twarz Sonii, kiedy tylko wyszła na zewnątrz. Zaciągnęła się, po czym niemalże od razu ruszyła w odpowiednią stronę z delikatnym uśmiechem na twarzy. Na całe szczęście jej mieszkanie nie znajdowało się wcale tak daleko od jej mieszkania, do którego trafiła już po kilkunastu minutach. Tam natychmiast skierowała się do łazienki, rozebrała się i weszła pod prysznic. Przyjemnie ciepła woda otuliła jej ciało, na co westchnęła cicho.
Kiedy wyszła, owinięta w ręcznik, jej telefon zaczął nagle dzwonić. Sięgnęła po niego i odebrała, przykładając urządzenie do ucha. Drugą ręką trzymała ręcznik, by ten jej nie spadł.
- Gdzie jesteś, Sonia? - spytała kobieta po drugiej stronie, na co dziewczyna przewróciła tylko oczami. Spodziewała się telefony od matki.
- W domu. Brałam prysznic, bo niedawno wróciłam z boksu. - wyjaśniła pokrótce, przechodząc do swojego pokoju, by coś dla siebie wybrać.
- Ty mnie wykończysz kiedyś psychicznie, dziecko. Zaraz otwieramy, a właściciel musi być. Szef kuchni także.
- Daj mi dziesięć minut i u was będę. - oznajmiła Sonia, wyciągając dla siebie jakieś spodnie i pierwszą lepszą koszulkę.
- Dziesięć minut i ani minuty więcej. - zagroziła kobieta. Gdyby jej córka tam była, prawdopodobnie pogroziłaby jej palcem
- Też cię kocham, mamuś.
Kobieta pokręciła tylko głową sama do siebie, czego jej córka jednak nie widziała. Zaraz się rozłączyła i zaczęła od razu ubierać, by w te dziesięć minut zdążyć jeszcze dotrzeć do restauracji. Włosy natychmiast związała w kucyk, ubrała jakieś wygodne spodnie i koszulkę, po czym ponownie tamtego dnia wyszła ze swojego mieszkania.
Restauracja, w której pracowała i która należała właśnie do niej, znajdowała się kawałek od jej domu, dlatego też Sonia wsiadła w swój samochód - ukochanego Opla Vectra - i ruszyła w odpowiednim kierunku. Już kilka minut później wjechała na parking przy restauracji i najszybciej jak się tylko dało, skierowała się do ukochanego budynku.
- Witam wszystkich! Jestem na czas! Nie spóźniłam się!
- W ostatniej minucie. - oznajmiła starsza kobieta, tak łudząco podobna do córki. Zmierzyła ją wzrokiem, czym ta się jednak nie przejęła. - Jesteś strasznie nieodpowiedzialna, Sonia. Powinnaś być tu pierwsza i przygotować wszystko, a nie przejeżdżasz chwilę przed otworzeniem restauracji. To nieodpowiedzialne.
- Czy komuś coś się stało, gdy mnie nie było? Nie, wiadomo, jak zawsze. Z resztą, dobrze mnie znasz. Nie zrezygnuję z boksu, bo prowadzę też restaurację.
- Idź już.
Sonia uśmiechnęła się pod nosem i pocałowała matkę w policzek. Zaraz przebrała się w odpowiedni strój, zawiązała fartuch na biodrach i zaczęła krzątać się po kuchni wraz z dwoma innymi kucharzami.
~*~
Herman wraz ze swoimi przyjaciółmi kończył jeść dania, które przyrządził szef kuchni. Byli w znanej restauracji Ainos, o której Herman dowiedział się stosunkowo niedawno. Ale pomimo tego jedzenie... To było niebo w gębie. Nigdy nie jadł tak pysznego dania z tak świeżych produktów.
- Przepraszam, można prosić? - spytał Herman, zaczepiając przechodzącego obok kelnera. Ten zatrzymał się na chwilę, podchodząc do niego z uśmiechem.
- Tak, jasne. Co się stało? Smakowało jedzenie?
- Oczywiście. Jest przepyszne. - stwierdził od razu, posyłając mu uśmiech. - Ale miałbym prośbę. Można poprosić szefa kuchni? Chciałbym... Chcielibyśmy podziękować za takie pyszne dania.
- Jasne. Już wołam. - oznajmił chłopak, niezwykle zadowolony w tamtej sytuacji.
Kelner i dobry przyjaciel Sonii, natychmiast skierował się do kuchni, by jej o wszystkim powiedzieć. Dziewczyna stała wtedy przy garnku, mieszając coś w nim, gdy usłyszała swoje imię.
- Sonia, chodź na chwilę. Mam sprawę.
- Co się dzieje, Nate? - zagadnęła, podchodząc do niego prędko. Wytarła dłonie o fartuch, ciekawa, o co chodziło.
- Goście proszą cię o spotkanie. Chcą ci podziękować. - oznajmił, ściskając w dłoniach notes i długopis. Uśmiechnął się przy tym tak szeroko...
- Oo.
Dziewczyna już po chwili ruszyła za chłopakiem, wychodząc ze swojego azylu. Uśmiechnęła się szeroko, dostrzegając, jak dużo osób znajdowało się na sali. Skierowała się jednak za przyjacielem, by już po chwili dotrzeć do jednego ze stolików, przy którym siedziało czterech młodych mężczyzn.
Których bądź co bądź znała.
Kiedy wzrok Sonii i Hermana się spotkał, oboje jakby zamarli na chwilę. Pomimo lat wcale się nie zmienili - ona wciąż była tą lekko roztrzepaną brunetką o hipnotyzujących czekoladowych oczach, a on był nadal tym przystojnym chłopakiem, za którym szalały dziewczyny. I wciąż tak było, w obu ich przypadkach.
- Słyszałam, że wam smakowało. Bardzo się z tego cieszę. - odezwała się jako pierwsza, patrząc też po pozostałych. Znała ich przecież dość dobrze.
- Te dania były niesamowite, Sonia. - odezwał się jeden z chłopaków, nie mogąc wyjść z podziwu. Spodziewał się dosłownie każdego, ale z całą pewnością nie jej.
- Cieszę się. To naprawdę dużo dla mnie znaczy, wkładam w te dania całe serce.
- To twoja restauracja? - zagadnął Herman, wyrwany z transu. Wciąż lekko oszołomiony, przyjrzał się dziewczynie, która skupiła na nim swoją uwagę.
- Jak sama nazwa wskazuje. - zaśmiała się, rozkładając ramiona i wskazując tym samym otoczenie. Nikt jednak poza nią tego nie zrobił. - Muszę was przeprosić, ale obowiązki wzywają. Zgadamy się jeszcze kiedyś.
Jak szybko się tam zjawiła, tak szybko też zniknęła.
Ale serce jeszcze przez dłuższy czas biło jej jak szalone po spotkaniu z dawnymi znajomymi i z tym jednym chłopakiem...
~*~
Na zewnątrz zachodziło już słońce, kiedy Sonia wyszła ze swojej restauracji jako ostatnia. Zamknęła lokal, po czym zaczęła szukać kluczyków do swojego samochodu, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odruchowo wyciągnęła przed siebie dłonie, chcąc już się bronić, dopóki nie rozpoznała, do kogo tak naprawdę należała ów ręka.
- Oh, to ty. Nie powinieneś tak do mnie podchodzić znienacka. - powiedziała, lustrując wzrokiem chłopaka przed sobą. Odetchnęła z ulgą, że był to tylko on.
- Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć. - oznajmił Herman, skruszony, że mogła się wystraszyć. Nie to było w jego planach.
- Nie o to chodzi, Her. Coś się stało, że tu jesteś? Restauracja już dawno zamknięta, a ty byłeś przecież z chłopakami. Nie poszliście gdzieś w miasto?
- Oni poszli i ja też miałem zamiar. Ale spotkałem ciebie i nie mogłem odpuścić. - wyjaśnił pokrótce, na co uśmiechnęła się nieznacznie. Mogła się tego po nim spodziewać. - Nie sądziłem, że zostałaś kucharką i otworzyłaś własną restaurację, jestem w szoku.
- Cóż, to miejsce to mój drugi dom. - zaśmiała się, zerkając na wielki budynek za sobą z miłością. - Naprawdę chciałabym z tobą dłużej porozmawiać, ale nie śpię od piątej rano i padam już na twarz. A muszę jeszcze wrócić do siebie.
- Jasne, rozumiem. Ale zanim to... Dałabyś mi swój numer?
- Mam lepszy pomysł. Spotkajmy się przed klubem bokserskim. Jest tam też siłownia, jakbyś chciał. Mam tam znajomych, więc ogarnę, żebyśmy byli sami. Sobota ci pasuje?
- Jak najbardziej. - przytaknął od razu, gotowy zgodzić się na wszystko, co by mu tylko zaproponowała. Nigdy nie potrafił jej odmówić. - Ale numer też bym prosił.
Sonia zaśmiała się cicho i ostatecznie wpisała mu swój numer telefonu, natychmiast do siebie dzwoniąc. Pożegnała się po chwili i wsiadła do swojego samochodu, odjeżdżając stamtąd bacznie obserwowana przez Hermana, który nie mógł wyjść z podziwu, jak tamta drobna dziewczyna stała się tak piękna i niezależną kobietą.
~*~
Kiedy Herman przyszedł w sobotę o umówionej godzinie pod klub bokserski, czuł się co najmniej dziwnie i niezręcznie. Pierwszy raz był w takim miejscu, w dodatku miał spotkać się z dawno niewidzianą znajomą, która przecież mogła się mocno zmienić na przestrzeni lat. Zaczynał żałować, że w ogóle tam przyszedł i już chciał odwołać tamto spotkanie, uciec stamtąd... Gdy na horyzoncie pojawiła się Sonia.
Wtedy nie było już odwrotu.
- A ty co tak wyglądasz, jakby ducha zobaczył? Zbladłeś. Wszystko w porządku? - zagadnęła, nie przejmując się zbytnio jego wyglądem. Była w świetnym humorze, czego nie dało się ukryć.
- Tak, tak, nic mi nie jest. - oznajmił pospiesznie, nieświadomie spuszczając wzrok. Trochę go wtedy onieśmielała. - Ładnie wyglądasz.
- W tym stroju? Nie bądź śmieszny.
- Mówię poważnie.
- Mów tak dalej, to może w końcu uwierzę. - zaśmiała się, nie wierząc w żadne komplementy. Nie to, że uważała się za kogoś brzydkiego, po prostu trudno było jej uwierzyć w niektóre słowa. - Chodźmy. Mamy cały klub dla siebie aż na dwie godziny.
Błysk i radość w jej oczach trochę go uspokajała. Skierował się za nią do klubu, zauważając, że Sonia czuła się tam, jak u siebie. Podeszła do lady i przywitała się z jakimś chłopakiem. Pośmiała się z nim trochę, po czym skierowała się w tylko sobie znaną stronę. A Herman tuż za nią, witając się krótko z nieznajomym.
- Widzę, że dobrze znasz tego faceta. - powiedział, kiedy weszli do przestronnej szatni z mnóstwem szafek i ławką po środku, ciągnącą się po całej długości pomieszczenia.
- To mój przyjaciel. I trener.
Przebrali się szybko i udali na ring. Herman przyglądał się Soni z zainteresowaniem. Obserwował ją uważnie, kiedy podawała mu rękawice i specjalny kask. Założyli je, po czym Sonia zaczęła pokazywać mu różne pozy, które sama znała. Zademonstrowała mu kilka ruchów, jakiś czas później proponując mu mały sparing.
- Jesteś pewna, że mogę cię uderzyć? Jak to brzmi w ogóle?! Absurdalnie! Ja nie mogę tego zrobić, Sonia. - powiedział Herman pospiesznie, łapiąc się za głowę. Nie wyobrażało mu się uderzenie jej.
- Oj, nie cykaj się, Herman. Nie obrażę się przecież na ciebie, gdy nieco mi przyłożysz. Nie pierwszy raz się będę bić.
- Nie jestem co to tego przekonany. Nie możemy na przykład... - zaczął, ale ona nie dała mu dokończyć. Uderzyła go w brzuch, nie robiąc żadnej taryfy ulgowej. - Auć!
- Mogę cię znokautować w każdej chwili, więc się rusz. - nakazała, uśmiechając się złośliwie, czego jednak nie dostrzegł.
Widząc, że Sonia nie zamierzała odpuszczać, Herman w końcu zaczął się ruszać. Unikał mocnych uderzeń, właściwie unikał uderzania jej, podczas gdy ona nie hamowała się wcale. Niewiele było trzeba, by Herman padł na ziemię z wykręconą do tyłu ręką i Sonią na plecach. Musiał przyznać, że trochę go to wszystko bolało. Nie spodziewał się, że była aż tak silna. I agresywna.
- Wygrałam, cieniasie. - zawołała triumfalnie, unosząc jedną dłoń w górę w geście zwycięstwa. Była z siebie taka dumna.
- Chyba możesz już ze mnie zejść. - jęknął, co od razu wykonała, siadając obok po turecku. On sam podniósł się do siadu, łapiąc za obolałe ramię. - Masz może ochotę na spacer?
- A co? Za ciężko ci tu ze mną? Już się poddajesz? - spytała prowokacyjnie, unosząc brew ku górze. Herman wtedy mocno się zdziwił, nie poznawał jej w tamtym momencie.
- Jesteś strasznie pewna siebie. Nie byłaś taka kilka lat temu.
- Bo od tamtego czasu wiele się zmieniło. - oznajmiła, wzruszając ramionami, jak gdyby nigdy nic. Wtedy też do niego dotarło, że tak naprawdę wcale jej nie znał. - I jeśli tak bardzo chcesz iść na ten spacer, to chętnie. Powiem tylko Milo, że wyjdziemy stąd szybciej, a ty idź się przebrać. Zaraz do siebie dołączę.
Kilkanaście minut później oboje już szli spokojnym krokiem w tylko sobie znaną stronę. Milczeli jednak, nie wiedząc, od czego zacząć rozmowę. Wreszcie Herman odchrząknął, przerywając tamtą ciszę.
- Ciekawi mnie... Jak to się właściwie stało, że zostałaś właścicielką restauracji? Kiedy się spotykaliśmy, nie wykazywałaś żadnych zdolności kulinarnych.
- Fakt. - przyznała Sonia, śmiejąc się pod nosem. Pamiętała, że wtedy aż wzbraniała się przed gotowaniem. - Zajęłam się gastronomią na studiach. Wiesz, mieszkałam z koleżanką z roku, musiałyśmy sobie jakoś radzić. No i mnie wciągnęło. - powiedziała w ramach wyjaśnienia, zerkając na niego ukradkiem. Był od niej wyższy, przez co musiała unieść wzrok. - Później podróże, poznawanie świata, próbowanie nowych dań, poznanie wielu ludzi... Pracowałam w kilku restauracjach, uczyłam się od najlepszych, a kiedy tu wróciłam, to powstało AINOS. Moje dziecko.
- Wow! Nie spodziewałem się. - odparł Herman, pod wrażeniem tego wszystkiego, co mówiła. - Ta restauracja wiele dla ciebie znaczy, prawda?
- Jest miejscem, do którego lubię wracać. Codziennie przychodzi tylu ludzi... Nawet kilka znanych się znalazło, mam nawet z nimi zdjęcie. - powiedziała, uśmiechając się szerzej. Ten błysk w jej oczach mówił wszystko. - No ale koniec o mnie. Mów, co tam u ciebie? Jesteś aktorem!
Herman w odpowiedzi tylko się zaśmiał, by już chwilę później trochę jej poopowiadać.
~*~
Kilka tygodni później
Restauracja była jeszcze zamknięta, kiedy Herman wchodził tam z bukietem kwiatów, nieco spóźniony. Już z daleka słyszał głosy innych zaproszonych gości, czyli głównie osób pracujących tam. Sonii to jednak nie przeszkadzało, bo uważała ich wszystkich za swoją rodzinę, którą naprawdę szczerze kochała.
Herman doskonale widział, kiedy Milo - trener i najlepszy przyjaciel Sonii - przytulał ją do swojej piersi. On sam nie miał z nim żadnych szans - Milo był wysportowany, dobrze zbudowany, a także niesamowicie przystojny. Wiele dziewczyn próbowało zdobyć jego serce, jednak on wszystkie zbywał. Herman miał nawet wrażenie, że robił wszystko, by zbliżyć się do Sonii, choć w rzeczywistości nie miało to kompletnie miejsca.
Kiedy wszedł w głąb ogromnej sali, niemalże wszystkie pary oczu zwróciły się w jego stronę. Lekko tym speszony, podszedł do jubilatki, stając z nią twarzą w twarz. Sonia wyglądała tamtego dnia dość zwyczajnie, ale mimo wszystko i tak się mu podobała. Nie bez powodu przecież ją pokochał kilka lat wcześniej i ponownie zaledwie kilka tygodni wcześniej.
- Witaj, aktorzyno. To dla mnie? - spytała, zerkając to na jego twarz, to na kwiaty, które trzymał.
- Najlepszego, kuchareczko.
Sonia odebrała od Hermana kwiaty, od razu przykładając je do nosa. Uśmiechnęła się zaraz szeroko, po czym pocałowała go krótko, dając mu znak, że prezent się jej podobał.
- Miło byłoby tutaj z wami świętować, ale mamy dania do ogarnięcia. Niedługo przyjdą goście, a przypominam, że dzisiaj znowu cała sala zapełniona. - powiedziała, odwracając się już do wszystkich znajdujących się na sali. Bardzo chciała wtedy nie pracować, tylko się bawić. - Świętować będziemy w weekend. Zapraszam was wszystkich na drinki w sobotę. - dodała, na co wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Zaraz po tym odwróciła się do Hermana przodem. - Chcesz tu z nami zostać, czy wracasz do siebie?
- Mogę wam trochę pomóc. - stwierdził, wzruszając ramionami. Wtedy na twarzy Sonii pojawił się wdzięczny uśmiech.
- Chodź, dam ci dodatkowy fartuch.
~*~
- Jezu! Padam na twarz. Trochę żałuję, że tu z tobą przyjechałam. - mruknęła Sonia, opadając ciężko na fotel w salonie swojego ukochanego.
- Będzie dobrze, Sonia. Odpoczniemy sobie, pomasuje cię...
Cichy jęk zadowolenia wydobył się z jej ust, kiedy duże dłonie Hermana zaczęły uciskać jej ramiona. Sonia czuła, że tego potrzebowała, jego dłonie w tamtym momencie były jak lekarstwo. Zaraz poczuła też usta na swojej głowie i uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się, że tam z nią był. Zjechał pocałunkami niżej, aż wreszcie ona sama odchyliła głowę w tył, by móc go pocałować.
I tamta chwila mogła trwać wiecznie, dopóki się od niej nie odsunął, chcąc zacząć temat Milo.
- Ej! Dlaczego przestałeś? - zawołała oburzona Sonia, czując, że dłonie Hermana zniknęły z jej ramion. Nie spodziewała się tego i czuła się zawiedziona.
- Zastanawia mnie... Znaczy, rozumiem, że ten twój trener, to również twój przyjaciel, ale widziałem, jak cię dzisiaj ściskał. - powiedział, tak usilnie nie chcąc spojrzeć w jej oczy. Sonia za to spojrzała na niego wyraźnie zaskoczona.
- Jesteś zazdrosny o Milo? - spytała dla upewnienia, choć odpowiedź i tak była oczywista.
- Niee...
Choć zaprzeczał, Sonia wiedziała swoje. Wstała ze swojego miejsca, podeszła do niego i usiadła na jego udach, obejmując jego kark. Przyciągnęła go do siebie, po czym pocałowała... Raz, drugi...
I przez całą noc.
~*~
Kiedy Herman obudził się rano, od razu zorientował się, że był sam w łóżku. Przetarła zmęczoną twarz rękoma, ziewając jeszcze. Sam nie wiedział, jak interpretować brak Sonii - mogła przecież sobie pójść, uciec od niego, zerwać kontakt. Choć opcji było wiele, to ta jedna siedziała mu w głowie, kiedy postanowił wstać.
Założył szybko jakieś dresowe spodnie, po czym skierował się w głąb swojego mieszkania. I prędko też zorientował się, że wcale nie był tam sam. Z kuchni unosił się przyjemny dla nosa zapach, którego nie potrafił zidentyfikować. Ruszył więc w odpowiednią stronę, dostrzegając Sonię ubraną jedynie w jego koszulkę i bieliznę. Krzątała się po pomieszczeniu, szukając odpowiednich rzeczy do przyrządzenia śniadania.
Herman niemalże od razu do niej podszedł i przytulił ją od tyłu, uśmiechając się sam do siebie. Uwielbiał ją z dnia na dzień coraz bardziej. Zatracał się w relacji z nią na nowo, odkrywając, że tak naprawdę jej nie znał.
- Widzę, że śpioch już wstał. Jak się spało? - zagadnęła, uśmiechając się pod nosem. To jej nozdrzy dochodził przyjemny zapach jego perfum, którymi zawsze się psikał.
- Dałaś mi niezły wycisk. - zaśmiał się, co udzieliło się również jej. Wiedziała, że tak było. Jak już coś robiła, to całą sobą i na sto procent. - Co robisz?
- Śniadanie dla nas. Siadaj, zaraz podam.
- Mówił ci ktoś, że jesteś świetna? - spytał, odsuwając się od niej nieznacznie. Nie mógł uwierzyć, że ona znów mu zaufała i zgodziła się z nim być. Ponownie.
- Wiele osób mnie chwali, więc słyszałam kilka razy. - przyznała zgodnie z prawdą, posyłając mu uśmiech. - Ale z twoich ust brzmi to zdecydowanie najlepiej.
Sonia nachyliła się nad nim nieznacznie i już miała go pocałować... Nie zrobiła tego jednak. Poklepała go po policzku, uśmiechając się zwycięsko, po czym wróciła do czajnika i gotującej się wtedy wody.
- Ej! A buziak z rana? - spytał oburzony, marszcząc brwi. Nie spodziewał się po niej takiego zagrania.
- Drażniłeś się ze mną całą noc. - przypomniała, uśmiechając się w tak złośliwy sposób, że aż przeszły go dreszcze. - Więc ja podrażnię się z tobą cały dzień.
Cichy jęk frustracji wydobył się z jego ust, podczas gdy ona roześmiała się w głos, przyprawiając go o szybsze bicie serca.
No jak można było jej nie kochać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro