Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3; Ruiny życia

Niebo spowijały ciężkie, szare chmury. Wokół nie było nic, oprócz równiny porośniętej trawą, oraz pagórków, które były jedynym urozmaiceniem owego krajobrazu.
Po tej właśnie równinie wędrowali złoci bracia.

- Nie pamiętam, żeby
Pizzeria Freddy'iego Fazbear'a była tak daleko.
- Zaczął narzekać, a jego siekiera co jakiś czas lądowała na jego ramieniu.

- Ty wogóle mało pamiętasz bracie.
Przecież wiesz, że każdy z nas mało pamięta.
- Odpowiedział spokojnie.

To była prawda.
Nie pamiętali prawie nic ze swojego dzieciństwa.
To była zagadka, która męczyła ich od początku, ale nie tylko ich.
Wszystkie grupy z Pizzerii nie wiedziały jak wyglądała ich młodość oraz co wtedy przeżywały.
Tajemnica sprzed wieku, którą już nie raz próbowali naświetlić.

- Tia... Racja... - Mruknął Springtrap, po czym dotknął swojej maski, a raczej jej połowy.
Czemu jego egzoszkielet miał na sobie coś różowego i miękkiego?
Czemu reszta czegoś takiego nie miała?
Czyżby on był jakiś niezwykły?

Po długim marszu wreszcie dotarli do Pizzerii owego mężczyzny.
A raczej jej zgliszczy.
Budynek był w ruinie, która jeszcze dymiła szarymi obłokami.

- O nie... Ich też dorwali... - powiedział złoty niedźwiedź patrząc się w osłupieniu na ruiny miejsca zabaw dla najmłodszych.
Czy oni ich zabrali, albo co gorsza...
Zabili?

- Ej, tam ktoś się rusza! - jego myśli przerwał głos królika wskazującego na coś palcem.
Faktycznie... Ktoś albo coś przechodziło po ziemi usłanej odpryskami z tynku, który rozpadł się pod wpływem ognia.
Oboje zaczęli biec w stronę poruszającej się postaci.
Po kolei jej rysy zaczęły się wyostrzać.

Najpierw kolor palonej czerwieni, potem ubrania jakie na sobie nosił; stary piracki frak oraz poszarpane spodnie. Następnie przyszła pora na psi pysk oraz lisi ogon, a na końcu ukazały się uszkodzenia jakich doznał; pęknięta szczęka, brak blachy wierzchniej na nogach jak i na dłoniach. A raczej jednej dłoni, gdyż drugą zastępował hak.
To był Foxy, Piracki Lis. Wyglądał na wyraźnie zdenerwowanego.
Zupełnie jakby czegoś szukał.
Czegoś, albo kogoś.

Niedźwiedziowi zrobiło się
,,lżej na sercu".
Tak mówili ludzie, kiedy doznawali ulgi.
Zaczął biec szybko w stronę nakładając przy okazji maskę obojętności, gdyż w ich otoczeniu był znany, jako chłodny bezogródek.
Królik poszedł w ślady brata i już po paru sekundach byli przy ścianach pozostałych po Pizzerii.

- Foxy? Czy wszystko z wami porządku? Co tu się stało?
- spytał swoim chłodnym tonem.
Chciał się dowiedzieć wszystkiego, aczkolwiek spodziewał się, że usłyszy o Mrocznych żołnierzach oraz jak ci na nich napadli.

- Arr! Zaatakowali na-as bez jakiegokolwiek powo-odu! - krzyknął.
Jego szczęka opadała nierównomiernie, przez co jego głos się przerywał i miał dziwny wydźwięk.

- Gdzie reszta? - nawet nie trudził się pytaniem kto ich zaatakował, gdyż wiedział o kogo chodzi.
Spojrzał się za lisa i dostrzegł kucającą obok nich głowę owej grupy. Freddy.
Brązowy niedźwiedź z czarnym cylindrem i muszką.
Ikona całej firmy.

Golden Freddy wyminął pirata i skierował się w jego stronę zostawiając swojego brata wraz z lisem.
Od razu zaczęli się gromić wzrokiem, gdyż królik i lis nie lubili się za bardzo.
Ba, można powiedzieć, że wogóle się nie lubili.
Jednak teraz Niedźwiedzia nie interesowały relacje jego brata.

Interesowały go życia jego przyjaciół.

- Witaj Freddy - przywitał się jakby nigdy nic. Zobaczył, że na twarzy brązowego niedźwiedzia malował się ból.

- Witaj Golden Freddy... - powiedział poważnym tonem z nutką rozpaczy.
Od razu było widać, że próbuje grać twardego, jednak mu się to nie udaje.
W końcu Pizzeria była dla niego wszystkim.
- Was też zaatakowali? - Spojrzał się na złotego niedźwiedzia, na co ten w odpowiedzi pokiwał głową.
- A wiesz może dlaczego to zrobili i kim oni byli?

Tutaj Fredbear wziął głęboki wdech.
Musiał im wyjawić prawdę o tym, co miało nadejść i to już niedługo.
- To były koszmary. - Powiedział krótko, jednak to krótkie zdanie sprawiło, że miś zamarł.

- Koszmary? Jak to? Ponoć były zamknięte w jakimś ekranie.
- Wstał z przysiadu i spojrzał się na wyższego od siebie niedźwiedzia, jednak ten uciszył go gestem dłoni.

- Właśnie do tego dochodzimy. Najpierw musimy się zająć opatrzeniem ran twoich, oraz twoich przyjaciół.
A właśnie... Gdzie Bonnie i Chica?
- spytał rozglądając się wokoło i zauważając ich dopiero parę metrów od nich. Siedzieli tyłem, a Chica wydawała się pocieszać Bonnie'ego.
Nie czekając na odpowiedź niedźwiedzia poszedł w ich stronę.

- N-Nic nie widzę.... N-nic a nic...
- Zaczął słyszeć płaczliwy ton królika.
Podszedł bliżej, a jego oczom ukazały się animatroniki w koszmarnym stanie.
Chica, Kurczak o różowych oczach której dłonie wydawały się wyrwane, a dziób rozwarty, jakby ktoś chciał na siłę oddzielić górną ,,szczękę" od dolnej oraz Bonnie, fioletowy królik, którego prawe ramię wydawało się nie istnieć, a twarz jak maska zdjęta z użyciem brutalnej siły siedzieli obok siebie.
Kurczak próbował mówić do królika, ale z jej głośnika wydobywał się tylko szum podobny do tego z radia.

- Bonnie, Chica... - Niedźwiedź do nich podszedł i od razu, kiedy ich zobaczył wstrzymał oddech.
Byli w okropnym stanie.
- Co się z wami stało?

Bonnie od razu zastrzygł uszami i skierował je w stronę, z której wydobywał się głos Fredbear'a.
- G-Golden Freddy? Czy to ty?
- Spytał podnosząc się z pomocą kurczaka.
Zamiast twarzy miał wyrwę, w której samotnie świeciła czerwona dioda.
Ciągle trzymał się Chici, żeby nie stracić orientacji.
- O-Oni przyszli niespodziewanie.
Wyważyli drzwi i po prostu nas zaatakowali. Z-Zupełnie jakby czegoś szukali.
Stawialiśmy opór, ale w-widzicie co nam zrobili... - tutaj inicjatywę przejął Freddy widząc, że jego bliskim przyjacielem targają silne emocje.
Do słuchania owej historii dołączył również Springtrap z Foxy, którzy najwyraźniej powymieniali zdania na swój temat.

- Przyszli tutaj w samo południe i było ich z sześciu.
Najpierw wyważyli drzwi, a potem kazali nam czekać w jednym z pokoi.
Nie wiedziałem kim oni są, ani czego żądają ale byli uzbrojeni, a to był wystarczający powód, żeby się ich posłuchać.
Oczywiście nasz anarchistyczny lis zaczął wypytywać o to wszystko, na co oni uderzeniem złamali mu szczękę.
Tego nie mogłem im puścić płazem, więc wywiązała się bójka, której skutki widzicie tutaj.
Kiedy wreszcie nas spacyfikowali, zaczęli przeszukiwać pizzerię oraz tereny wokół niej, a jak niczego nie znaleźli...
- Tutaj głos niedźwiedzia zaczął się widocznie załamywać.
Nic dziwnego... Pizzeria była dla niego pomysłem na życie.
Cieszył się z prowadzenia jej oraz zarządzania ją, więc to normalne, że jej zniszczenie tak go ruszyło.

Po krótkiej chwili ciszy odezwał się Springtrap.
- To samo zrobili nam i prawdopodobnie zrobią drugiej pizzerii. Nie idźmy tak jednak teraz, gdyż robi się ciemno.
Lepiej przeczekajmy noc przy ognisku i wyliżmy rany. - Oznajmił królik. Gdyby nie ostatnie zdanie wypowiedziane przez Springtrap'a, Foxy prawdopodobnie zaproponowałby wymarsz już teraz.

- Jasne... Wyli-iżmy rany, żebyśmy mogli ła-a-atwiej im dokopać.
- Odparł lis biorąc parę nie spalonych belek i układając je w miejscu, w którym znajdowała się sala główna.

Na niebie już zaczęły się pojawiać pierwsze gwiazdy, a księżyc wychylał już swój uśmiech.
Wszyscy czekali z niecierpliwością, ale też i strachem co przyniesie jutrzejszy dzień oraz co będzie działo się dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro