Rozdział 14; Przyjaciółka
Springtrap siedział przy stole, na którym leżała Marionetka.
Przykrył ją kawałkiem materiału oraz pilnował, aby bandaże były wymienione, a łaty mocno trzymały się swoich miejsc.i
Jeśli chodziło o Marionetkę, to była ona bardziej podatna na jakiekolwiek obrażenia, gdyż była zrobiona z materiału, a nie z metalu, jak większość, jak nie wszystkie animatroniki.
- Heh... A myślałem, że to z pozytywką śpisz długo... - mruknął cicho spoglądając na nieprzytomną przyjaciółkę, którą potem przykrył pod kocem.
W pewnym momencie położył nawet głowę na stole, żeby potem położyć dłoń kukiełki na swojej głowie.
Była nie tylko przyjaciółką, ale też...
Kimś na rodzaj opiekuna.
Nie wiedzieć czemu, czuł przy niej spokój, ale też zarazem jakieś dziwnie znajome uczucie.
Szkoda tylko, że nie umiał opisać jakie.
Niespodziewanie usłyszał jak ktoś wchodzi do pokoju, na co jego uszy się poruszyły, a on sam podniósł głowę.
Na szczęście to był tylko Golden Freddy...
- Obudziła się już? - spytał się niedźwiedź, na co królik jedynie pokręcił głową.
Fredbear jedynie westchnął cicho stając obok brata.
- Toy Chica powinna niedługo wrócić.
- Powiedział jakby od niechcenia Springtrap - Mam nadzieję, że to będzie niedługo, a nie z jakieś...
Długo...
- Spokojnie, wróci. Nie jest typem osoby, która zostawia robotę niedokończoną, albo istoty bez pomocy - odpowiedział mu Golden Freddy - Poza tym to dobrze, że przez jakiś czas jej nie ma, bo chciałem z tobą pogadać.
- Czekaj, niech zgadnę... - przerwał mu brat, żeby zacisnąć oczy i w akcie swojej satyry zacząć się stukać po głowie niczym pewien inny, żółty, ale tym razem grubiutki miś - myśl myśl myśl... Mamy jakieś kłopoty i chcesz je ze mną obgadać, ALBO jest to najzwyczajniejsza w świecie rozmowa, bo chcesz wymienić myśli co do tego wszystkiego. - powiedział przy okazji dramatycznie gestykulując.
Niedźwiedź jedynie zaśmiał się cicho w odpowiedzi.
- Tia... Możliwe, że trafiłeś w jedno i drugie - westchnął pozostawiając niewielki uśmiech na swojej twarzy - Tylko od czego tu zacząć...
- Wprowadź mnie w temat najzwyczajniejszą i wcale nic nie sugerująca, na przykład to, że mamy kłopoty, w świecie rozmową.
- Zaproponował mu królik, żeby potem odruchowo podrapać się po uchu.
Potem wymienił się wymownym wzrokiem z bratem, żeby potem machnąć mu palcem przed nosem.
- No dajesz. Czekam.
Niedźwiedź jedynie westchnął ciężko, żeby potem się odezwać.
- A więc... Bliźniaki i Marionetka uciekli do w jednej z wiosek, w której ukrywali się przez jakiś czas.
Niestety potem ktoś ich wydał i musieli uciekać. - Powiedział wszystko tak, jakby recytował jakiś wierszyk.
Potem spojrzał się wymownie na brata - A jak tobie minął dzień?
Jakich nowych i ciekawych rzeczy dowiedziałeś się dzisiaj?
Springtrap jedynie uniósł brwi w akcie oczywistego uczucia pomiędzy rozczarowaniem oraz zażenowaniem.
- Szczerze? Fatalnie ci poszło.
- Stwierdził otwarcie. Aż do bólu.
- Jak to wydał? To oni byli poszukiwani? Jak jacyś kryminaliści?
Przecież to była jedynie kukła z dwoma bachorami. Co ci tacy zrobią?
- Teraz to królik wydawał się być szczerze zaskoczony.
Przecież mało osób wiedziało o ich ,,ognistej" naturze.
W końcu nie bez powodu mieszkali na odludziu, a do wioski przychodzili tylko po zapasy odwzajemniając się przy tym pracą przy...
W sumie przy czymkolwiek.
- Najwyraźniej dużo, jeśli patrzeć oczami Koszmarów.
W wiosce, w której się zatrzymali, był jakiś patrol, który wygłosił cholerną
przemowę o tym, jacy to oni są poszukiwani. - Westchnął ciężko spoglądając ponownie na nieprzytomną przyjaciółkę.
- Kiedy się obudzi, spytam się jej o rozmowę z Sołtysem.
Ponoć rozmawiała z nim tam...
Bliźniaki wspominały coś o nich, że rozmawiali na temat Koszmarów.
- Dodał biorąc trójpalczastą dłoń Marionetki w swoją dużą, metalową łapę. I pomyśleć, że ta dłoń dała im życie jakieś 520 lat temu...
Niespodziewanie niedźwiedź mógł usłyszeć trzask tuż obok niego.
To Springtrap dał upust swojej frustracji i uderzył w krzesło tak, że to roztrzaskało się na kawałki.
- Niech ja tylko dorwę tych skur*ieli...
- Warknął opierając dłonie o stół.
Z tyłu jego głowy kołatała pewna myśl. Starał się ją zagłuszać jak najbardziej tylko mógł, ale nieważne jak bardzo ją zagłuszał, to nie mógł się jej pozbyć.
- A co jeśli.... Ona się nie obudzi?
Nie! Ona musi się obudzić!
I się obudzi! W końcu minęła zaledwie godzina od jej uratowania!
Po prostu potrzebuje więcej czasu!
Tak! Dokładnie! Więcej czasu!
I nie waż się myśleć inaczej panie Springtrap!
- Dorwiemy ich, ale nie teraz.
Teraz musimy wykombinować co się tu wogóle wyprawia.
- Golden Freddy szybko położył mu łapę na ramieniu, żeby go uspokoić i przy okazji przerwać monolog w jego głowie. Wiedział, że królik niepokoił się bardzo tym wszystkim.
Wszyscy się niepokoili.
W końcu co normalnego jest w uciekaniu z domu, z powodu ataków przez jakieś bliżej nieznane jednostki?
- W sumie to.... Co normalnego jest w chodzących i gadających robotach, które zachowują się podobnie do ludzi, o których aktualnie czyta się w książkach sprzed paruset lat?
- Przeleciało przez głowę niedźwiedzia, jednak potem wyrzucił te myśli. Byli normalni.
W końcu na pewno za tamtych czasów byliby sensacją, jaką dla nich byliby ludzie, którzy teraz są uważani za wymarłych.
- Jak na razie najważniejsze jest to, że wogóle przeżyliśmy to wszystko.
- Potem dodał ciszej - Może naprawdę ktoś tam na górze nas pilnuje i dobrze nam życzy?
Na te słowa Springtrap się tylko zaśmiał - Ty tak na serio?
Naprawdę wierzysz, że ktoś nam życzy dobrze? Po tym wszystkim co nas spotkało? Te wszystkie religie to jedna, wielka bujda. - Springtrap nie wierzył ani w jakieś przesądy, ani w religie, ani w talizmany.
- W końcu skoro tyle tego jest na świecie, to oznacza to, że ludzie nie mogli się zdecydować na to, w co chcą wierzyć i pozmyślali to wszystko.
I tak mamy Miłosiernego Boga Chrześcijańskiego, Agresywnych bogów greckich, rzymskich i nordyckich oraz Buddę, Jahwe, Latającego potwora spaghetti czy ch*j tam jeszcze wymyślili, aby wytłumaczyć pory roku czy dlaczego słońce się porusza po niebie.
- Potem wskazał na kukiełkę - ona wierzyła w Chrześcijaństwo i jakoś jej to nie broni.
Jeśli JAKIMŚ CUDEM obudzi się w tej minucie z pełną świadomością co się dzieje, bez jakiejś amnezji czy uszczerbku psychicznego, jestem gotowy uwierzy choćby w lewitujące kawałki mąki, jajek i wody z dodatkiem mięsa.
No i jak na zawołanie dłoń ich przyjaciółki delikatnie się poruszyła.
Najpierw drgnęła, potem zadrżała, a na końcu zacisnęła się w pięść.
Z gardła Marionetki wyszedł cichy jęk.
-..... O Święty na patyku, czyli jednak Bóg istnieje.... - Mruknął cicho Springtrap, który z Ateisty przeszedł, w jak on to nazywa, ,,jednostronnego ateistę".
Królik momentalnie przysiadł przy stole, na którym leżała kukła i złapał jej dłoń. Mimo, że cieszył się z faktu, że lalka wróciła do żywych, to nie chciał pokazywać przesadnych emocji. W końcu nie mógł być uznawany za mięczaka, choćby przez jego przyjaciółkę, która i tak go znała.
- Gdzie.... Ja jestem....
- Spytała szeptem Marionetka.
Czuła się okropnie, jednak pamiętała co działo się przedtem.
Byli w lesie... Atakowali ich...
Chwila... Co z bliźniakami?
- Jesteś w bezpiecznym miejscu.
Tu są sami swoi i jacyś chłopcy z baraków - powiedział niedźwiedź, któremu ulżyło po obudzeniu się rannej. - Na szczęście niegroźni.
I od razu uprzedzę twoje pytanie, dzieci też są bezpieczne.
- Dodał wiedząc, że lalka będzie chciała wiedzieć wszystko.
Poza tym lepiej, aby się teraz nie denerwowała.
Marionetka odetchnęła ledwo widocznie z ulgą - Na szczęście....
- potem lekko się skrzywiła - czuję się jakby.... Potrącił mnie koń....
Na dodatek.... Nie czuję nogi....
Na te słowa bracia najpierw się
spięli, a potem zerknęli na siebie nawzajem. Nie pamiętała...
- Ummm.... Cóż.... To nic dziwnego, po tym jak cię te koszmary koszmarnie obszarpały - stwierdził królik.
W pewnej chwili do pokoju zajrzał...
Toy Bonnie.
-... A jednak moje uszy dobrze słyszały! Ej wszyscy! Obudziła się!
- Krzyknął do reszty, żeby po chwili wychyliły się również głowy reszty mieszkańców bunkra.
Na ich pyski momentalnie zawitały szerokie uśmiechy i gdyby nie
Toy Chica, która stanęła przed nimi, to by zapewne wbiegli jak stado dzikich koni do środka.
- P-Poczekajcie!
N-Na spokojnie. B-bez pośpiechu.
T-To ostatnie czego potrzebuje Marionetka. - powiedziała szybko, na co animatroniki spuściły nieco z tonu.
Zamiast tego BARDZO powoli i BARDZO spokojnie weszli do środka otaczając łóżko rannej.
Towarzyszyli im również gospodarze bunkra, którzy z ciekawości chcieli zobaczyć ,,nowego" członka ich domu.
- Kurcze, ty nie wiesz jak się martwiliśmy - zaczął Bonnie.
- Myśleliśmy, że już po tobie!
- zaczął BB, jednak dokończyła za niego siostra - ale nie traciliśmy nadziei!
- Ta, ale lepiej nie patrz w dół jak będziesz wstawać. - tym razem odezwał się Toy Freddy, na co wszyscy strzelili sobie soczystego Face Palm'a, a jemu, sążnisty cios w potylicę.
- W dół....? - spytała i mimowolnie podparła się na ramionach, żeby spojrzeć na koc, pod którym była przykryta. Zdjęła go z siebie i.....
Wydała z siebie krzyk pełen paniki i przerażenia. Wszyscy od razu rzucili się do uspokajania lalki.
- M-Moja noga.... Gdzie ona...?!
- spytała nie odwracając wzroku od kikuta, który był o połowę krótszy od jej drugiej kończyny.
- Musieliśmy ci ją amputować, bo inaczej byś nie przeżyła.
- Odezwał się Springtrap, który opierał się obok niej.
- Ale spokojnie, przecież nie zostawimy cię z tą parodią nogi.
Znajdziemy ci jakiś zamiennik.
- Zgadza się! Więc nie musisz się obawiać, że pozostaniesz taka na zawsze. - tym razem głos zabrał
Toy Bonnie, który głaskał jej dłoń na uspokojenie. On i Marionetka byli sobie całkiem bliscy, kiedy ta zgubiła się ze złotymi braćmi.
- Na pewno zbuduję ci jakąś i to będzie najlepsza noga jaką kiedykolwiek mogłaś mieć.
N-No może nie tak samo dobra jak ta, którą miałaś, ale...
Na pewno najlepsza jaką mogę zbudować! - Powiedział wymuszając się na pocieszający uśmiech.
Po paru minutach,,uspokajających" słów i poklepywań po ramieniu Marionetka rozluźniła się na tyle, że zdołała znów zasnąć.
Zmęczenie i rany również dorzuciły parę groszy.
Po tej całej akcji w pokoju została jedynie Toy Chica, która musiała się zająć ranną na tyle, na ile potrafiła.
Inne animatroniki wyszły natomiast na zewnątrz pokoju.
- Ciekawa jest ta wasza przyjaciółka, która ,,dała wam życie".
- Stwierdził Crow z nutką ironii w głosie. - Nie wygląda na taką, co miałaby siłę urodzić.
I nie wydaje się być do tego zrobiona.
Nie jest z metalu.
- Nie każdy Animatronik musi taki być. - Wciął się w rozmowę Lights.
- Przepraszam za niego.
Brat miał na myśli, że...
No... Ciężko sobie wyobrazić, żeby materiałowy Animatronik dał życie...
Metalowym istnieniom.
- Wytłumaczył nieco bardziej szczegółowo, na co wszystkie animatroniki spojrzały się po sobie zdziwione.
- Ale... Ona nas nie urodziła.
- Stwierdził Toy Freddy - ona po prostu dała nam życie.
- Odparł na co, tym razem, zdziwiły się endoszkielety.
- To-o żeś im wytłu-u-umaczył.
- przewrócił oczami Foxy, który znów uderzył go w potylicę, a hakiem trzymał płachtę ze swoją ukochaną na plecach.
- Nie-e pamiętamy swo-o-ojego dzieciństwa.
Po-o pro-ostu-u obudzili-i-iśmy się w do-dorosłych ciał-łach z j-jej twarzą p-prze-ed naszymi ocza-a-ami.
- Powiedział szczegółowo, na co bracia pokiwali głowami, nadal nie będąc do końca pewnym jak to mogło wyglądać i o co tu wogóle chodziło.
Może i powstały bez swoich ,,skór" oraz nie znały rodziców, ale...
Nadal pamiętały swoje dzieciństwo.
Pamiętały wymianę części na większe oraz obchodzenie urodzin
(Kiedy dowiedziały się, że istnieje coś takiego).
- Ciekawe... - Odparł Lights.
- I nieco dziwne. Ciekawe jak to zrobiła... - pomyślał na głos, na co wtrącił się Solar.
- A czy to ważne? Najważniejsze jest teraz wyzdrowiała.
Może nam o tym nieco opowie?
Wydaje się być fajna.
- Odparł ten bardziej łagodny z braci.
- Najważniejsze, aby ranni się wykurowali, a ci żołnierze dali nam spokój. Potem najwyżej spróbujemy wykombinować co robić dalej.
- Nareszcie powiedziałeś coś z sensem bracie. - Poklepał go po ramieniu Crow - a teraz chodźmy spać.
Lepiej będzie jak i my się nieco podładujemy.
- Dodał kierując się do pokoju jego oraz jego rodzeństwa.
Inne animatroniki poszły w ich ślady.
No może nie wszystkie, gdyż Springtrap wraz z Freddy'm postanowili przejść się do miejsca walki i pozbierać to co się da, a Toy Bonnie oznajmił, że będzie spał przy pokoju rannej, w razie gdyby była potrzebna pomoc.
Spapugował pomysł Golden Freddy'iego, który wziął po prostu swój koc i przeniósł go pod
,,Gabinet" przy okazji robiąc nieco miejsca dla bliźniąt, które musiały mieć kąt dla siebie i swoich baterii.
Animatroniki stwierdziły, że potem najwyżej przygotują kolejny pokój, który będzie służyć za sypialnię.
Wiele się wydarzyło tego wieczoru...
Animatroniki odnalazły resztę swoich bliskich, kolejne koszmary padły martwe oraz dowiedzieli się paru nowych informacji.
Nikt nie myślał o tym co będą robić następnego dnia.
Nikt nie miał teraz do tego głowy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro