Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13; Wieści ze świata

Wszystkim wyraźnie ulżyło słysząc to jedno, jedyne zdanie.
Ta która podarowała im dawniej życie, sama go nie straci.

- Dzięki niebiosom... - szepnął Toy Bonnie. On był jednym z tych, który przeżywał to najbardziej.
I nic dziwnego.
Przyjaźnił się z Marionetką jeszcze w Pizzerii z 87'.
- Kiedy będzie można do niej przyjść? W sensie... Odwiedzić?

Wtedy z pokoju wyszła też
Toy Chica, która właśnie skończyła bandażować świeżo amputowaną kończynę. - Póki nie odzyska przytomności, musi zostać zostawiona w spokoju.
Ta dziwna substancja o mało nie zakończyła jej egzystencji.
- Wytłumaczyła łapiąc się za ramię.
Była niespokojna, gdyż nie znała antidotum na tę dziwną toksynę, jad, czy cokolwiek to było.
A skoro nie zna antidotum, to jedyną, możliwą opcją na uratowanie istoty jest... Amputacja.

- Może to są resztki jakiejś rośliny?
Wiecie, jak trujące jagody mają ten swój sok, to może to jest coś w tym stylu? - Zasugerował Toy Freddy.
Przez te wszystkie dni polowania i chodzenia po lesie zrobił się z niego, jako taki, ekspert w dziedzinie myślistwa i zbieractwa.
- Może dajcie mi to do sprawdzenia czy coś. Powiem wam co to jest.

Po niewielkim czasie oponowania
kurczaka z różowymi policzkami, udało się ją namówić do pokazania owej cieczy.
Weszła jeszcze raz do pokoju, w którym Springtrap pilnował nieprzytomnej pacjentki, po czym wyniosła wacik, którym przemywała ranę Marionetki.
Trzymała go w prowizorycznej pęsetce zrobionej z dwóch oczyszczonych kawałków metalu.
Było tam też oczywiście trochę krwi z rany, ale nie mogła tego inaczej oddzielić.

- To jest ta substancja.
Na tym waciku jest najmniej krwi, ale nie wiem czy to coś da.
- Westchnęła cicho przekazując pęsetkę niedźwiedziowi, który od razu zaczął sprawdzać substancję wzrokiem znawcy.

- To nie jest nic naturalnego.
- Odpowiedział, ale nie on, a Crow, który stał za nim.
- Poducz się grubciu, bo zajmuje ci to za długo czasu. - stwierdził spokojnie, po czym nachylił się nieco bardziej nad swoim obiektem zainteresowania .
- Widziałem wiele soków wypuszczanych przez owoce jak i rośliny, które owoców nie mają.
I mogę od razu stwierdzić, że to nie przypomina żadnej toksyny jaką dotąd widziałem.

- To może jad jakiegoś zwierzęcia?
- Zasugerował Toy Bonnie, który ciągle chodził w kółko nie mogąc się doczekać, aż będą mogli być wpuszczeni do środka.

- Być może... Tylko jakie zwierzę wydziela czarny, oleisty jad?
- Spytał się retorycznie egzoszkielet, który po chwili odsunął się od owego wacika.
- To nie jest nic naturalnego.
Zawsze, jednak, mogę się mylić.
Potrzebowalibyśmy jakichś maszyn do sprawdzania składów.

- I oczywiście takowych nie posiadamy. - Stwierdził otwarcie Freddy - My nie posiadamy prawie niczego, a z tego co słyszymy, dzieje się coś bardzo złego, tam na zewnątrz, a my nawet nie wiemy co.

No i wszyscy spojrzeli najpierw na ziemię, potem na siebie nawzajem, a na końcu w przestrzeń przed siebie.
Doznali olśnienia, przez co równocześnie skierowali swój wzrok w stronę pokoju, w którym lisiasty zajmował się wcześniej uratowanym rodzeństwem.

Oni mogli coś wiedzieć.

- Chyba wszyscy myślimy o tym samym. - stwierdził Lights spoglądając przy okazji na innych.
Nie znał ocalonych, jednakże skoro ich ,,współlokatorzy" ich znali i mieli z nimi dobre kontakty, to w tym wypadku będą musieli im zaufać.
Poza tym to tylko dzieci.
Nie mogą być niebezpieczne, prawda?

Wszyscy skierowali się w stronę bliźniaków i nie minęła chwila, a już rozeszli się każdy na swoje miejsce, aby słuchać słów BB i JJ.

- A więc... - zaczął Golden Freddy.
- Moglibyście nam powiedzieć jakim cudem przeżyliście atak?
I co wogóle się działo przez ten cały czas?

Chłopiec spojrzał się na niego jedząc kawałek mięsa.
Byli bardzo głodni i w paru miejscach mieli niewielkie zadrapania, które na szczęście zostały łatwo opatrzone.
- J-Jak pan mówi, do naszej Pizzerii weszły jakieś animatroniki, takie same, jakie nas goniły.
Był tam jeszcze jakiś taki fioletowy królik, który nie świecił.
Pani Marionetka chciała nas uratować, ale wtedy tamci się rozdzielili i zaczęli nas gonić strzelając jakimiś takimi dziwnymi strzałkami.

Zrobił przerwę, bo musiał zaczerpnąć wydechu.
Teraz jego głos przejęła młodsza o parę minut siostra.
- Pogonili nas do lasu i gdyby nie pani Marionetka, na pewno by nas zabili!
Chcieliśmy wrócić, ale się zgubiliśmy.
Wszędzie wszystko wyglądało tak samo. - powiedziała również trzymając w dłoni kawałeczek mięsa.
- Chodziliśmy tak przez jakiś czas, aż wreszcie natrafiliśmy na wioskę.
Pan Sołtys był dla nas bardzo gościnny i pozwolił nam zostać.
Następnego dnia pani Marionetka rozmawiała z nim sam na sam, nie pozwalając nam wejść do pokoju, ale i tak nieco posłuchaliśmy.
- Tutaj rodzeństwo się zawstydziło.
W końcu zrobili niezbyt chwalebny czyn. - Pani Marionetka pytała się o te dziwne animatroniki, które goniły nas po lesie. Tak naprawdę one były jakimiś żołnierzami.

- Oczywiście, że były żołnierzami!
- wtrącił się brat animatroniczki.
- W końcu mieli broń i zbroje, i szefa,
i on wydawał rozkazy.
- Stwierdził otwarcie chłopiec, który potem powstanowił znów podawać informacje.
- Po paru dniach nagle w wiosce znów pojawili się ci dziwni żołnierze, tylko tym razem nie mieli generała- - chciał dokończyć, jednakże siostra postanowiła mu przerwać.

- Jak nie mieli, jak mieli!
- spojrzała się zdziwiona na brata.

- Nie mieli! Wszyscy świecili!
- Chłopiec skrzyżował ramiona.

- Może i tak, ale jeden z nich miał taki jakby znaczek na hełmie!
- Tycnęła go parę razy w czoło jakby wskazując mu miejsce występowania dziwnej ikony.
Mogło to być również zwyczajne wbijanie swojej racji starszemu rodzeństwu.

- Znak? - Spytał się Golden Freddy powstrzymując dalsze rozwinięcie się kłótni.

- Mhm! Taki na czole.
Taka jakby strzałka. - powiedziała rysując palcem po swoim czole wcześniej wypowiedziany znak.

- Dobra... Z tego co słyszymy, to mają przynajmniej trzy poziomy hierarchii wojskowej. - Odparł Freddy łapiąc się z tyłu za dłonie.

- Zwykła piechota, dowódcy oddziałów i ,,generałowie".
- Tym razem głos zabrał Bonnie, który przez ten czas przysłuchiwał się jedynie tym rozmowom.

- I to jest minimum - mruknął Golden Freddy przymykając oczy jakby w zamyśleniu - Pamiętajmy, że może być tego więcej.
Choćby oddziały specjalne.

- Ale co nas to obchodzi?
Nie powinniśmy się mieszać w politykę. Najważniejsze jest teraz przeżycie - Powiedział twardo Crow, który opierając się o ścianę lustrował bliźniaki swoim robotycznym wzrokiem.

- Yaar! Z-Z jakiegoś powo-odu nas zaatakowali. - tym razem głos postanowił zabrać Foxy - A to już co-oś oznacza.

- Foxy ma rację - stwierdził Lights zerkając na brata.
- Nas też zaatakowano, więc nas również to dotyczy.
Chyba nie bez powodu zamieszkujemy teraz ten bunkier, nieprawdaż?

- Czyli... Czyli my ich w jakiś sposób obchodzimy? - Głos Toy Freddy'iego rozbrzmiał w pokoju.
- Ale... Co myśmy im zrobili?
Nie na to się przecież pisaliśmy!

- I masz rację - tutaj postanowił wtrącić się złoty miś - jednakże w tym wypadku to oznacza, że istoty zamieszkujące na wolności im w jakiś sposób przeszkadzają.

- To oczywiste, że chcą nas kontrolować. - wypalił Crow.
- Jaki mógłby być inny powód?

Golden Freddy spojrzał się przelotnie na niego, po czym znów postanowił skupić się na dzieciakach.
- Pozwólmy im dokończyć.
Potem zadecydujemy co dalej.
- Po tych słowach wszyscy umilkli i słuchali dalej rodzeństwa.

BB i JJ nie czuli się dosyć komfortowo z powodu gapienia się tak na nich, ale postanowili mieć to już z głowy.
- Parę dni później pojawili się we wsi.
Nie wiemy dlaczego, ale ogłosili, że szukają uciekinierów.
Podali nawet nasz opis.
Sołtys chciał nas ukryć, ale jakiś mieszkaniec nas wydał i musieliśmy wracać do lasu.
Wtedy spotkaliśmy was.
- Skończył chłopiec patrząc się teraz na wszystkich w pokoju.

Animatroniki milczały nie za bardzo wiedząc kto ma się pierwszy odezwać.
W końcu jednak cisza została przerwana przez Toy Chicę.
- A-A więc.... Jesteśmy dla nich uciekinierami?
- Spytała się z nutką strachu w głosie.

- To tylko utwierdza nas w fakcie, że w jakiś sposób im przeszkadzamy.
- Stwierdził Golden Freddy, po czym odwrócił się do nich tyłem.
- Oni chcą mieć nas w garści.
Ale nie pozwolimy na to.
- Po tych słowach skierował się do wyjścia i opuścił swoich towarzyszy.
Musiał podzielić się swoimi przemyśleniami z bratem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro