Rozdział 12; Odnalezieni
Kiedy tak biegli, zaczynało pojawiać się coraz więcej szczegółów, które były poukrywane wśród tych wszystkich, wysokich drzew.
Odciski blaszanych łap, ślady zadrapań na drzewach i....
Baterie na śniegu?
- Widzieliście? - Lights kucnął przy baterii podnosząc ją.
- W samym środku lasu...
Musi należeć do walczących.
- Stwierdził obracając ją w dłoniach.
Ciekawe....
- Albo do uciekających. - odparł złoty królik, kiedy w oddali zauważył biegnące w ich stronę dzieci.
Bliźniaki.... Wszędzie rozpozna te ich małe, kolorowe czapeczki.
To były złośliwe, balonowe bliźnięta.
I uciekały przed Mrocznym Żołnierzem, który gonił ich z ostrzem na wierzchu.
Tutaj nie mogli czekać.
Nie chcieli czekać.
Od razu wszyscy trzej rzucili się na pomoc dzieciakom, które były już wyraźnie zmęczone tą ucieczką.
Nie minęła nawet chwila, a troje animatroników stało nad martwym ciałem, już gasnącego, żołnierza.
- Pan Golden Freddy! - krzyknął chłopiec tuląc swoją siostrę.
Byli cali poobijani, a z nosa dziewczynki leciała mała, czarna stróżka.
- Wszystko w porządku?
Jest z wami Marionetka?
- Spytał kucając przy nich. Dzieci na szczęście nie były, w tak złym stanie jak przypuszczał.
W każdym razie, z jego punktu widzenia.
- Z-Z nami wszystko w porządku
a-ale pani Marionetka...
- Jąkała się dziewczynka, która była młodsza od chłopca.
- O-Ona walczy z takimi strasznymi a-animatronikami j-jak ten!
Niedźwiedziowi w pełni starczyły te słowa, aby spojrzał się na Lightsa.
- Zabierz ich do bunkra i opatrz.
Nikomu nie wolno z niego wychodzić do naszego powrotu.
- Powiedział, po czym pociągnął brata w stronę, z której nadbiegły malce.
Znaleźli swoją przyjaciółkę.
Pytanie tylko, czy zobaczą ją żywą czy martwą.
************************************
- Otoczyć ją! Władcy chcą ją żywą!
- Krzyknął jeden z dowódców, który posłał kolejne strzały w stronę czarnej istoty z białą maską.
Pociski jednak odbiły się od kopuły, którą otoczyła się dwumetrowa kukiełka.
Marionetka była już na skraju wytrzymałości i przytomności.
Teraz działał instynkt.
Miała na swoim ciele wiele ran, z czego jedna, na jej nodze wydawała się być zainfekowana przez jakąś kleistą substancję.
Kolejne sznurki otaczały jej przeciwników trzaskając niczym bicze i przeszkadzając im niczym lassa zarzucane na byki.
- Strzelać w nogi! - Krzyknął żołnierz, po czym.... Sam upadł martwy.
To Golden Freddy jednym uderzeniem swojego kija oderwał jego głowę od reszty ciała.
Springtrap natomiast zajął się dwoma innymi, którzy uprzykrzali ich przyjaciółce ,,życie".
- To.... To niemożliwe...
Trzy Iskry obok sie-- nie dokończył koszmar, bo niespodziewanie linki, które wcześniej, niczym węże, pełzły w jego stronę, chwyciły go i pociągnęły go w stronę ich przeciwniczki, która czekała już gotowa z kulą ognia. Nawet hełm nie wytrzyma tak bliskiego spotkania z ogniem Iskier.
I tak ostatni Jack'O padł na ziemię.
Marionetka dyszała pod wpływem zmęczenia i emocji jakie przeżywała wcześniej podczas walki
Nadal działał instynkt.
Była gotowa do samoobrony za wszelką cenę.
Stała plecami do Złotych Braci nie zauważając jeszcze ich obecności.
Springtrap wyciągnął siekierę z metalowego ciała Mrocznego Żołnierza i oczyścił ją w śniegu, który był zabarwiony na czarno od krwi przeciwników. Widząc, że ich towarzyszka też już zaprzestała walki odezwał się.
- Hej, Kukieł-- nie dokończył, bo w jego stronę poleciał pocisk, który ledwo udało mu się wyminąć.
- Ej, Spokojnie! To ja, Springtrap!
- Podniósł ręce w geście pokoju.
Marionetka patrzyła się na nich z oczami świecącymi się ostrzegawczo.
Widząc jednak, że to jej przyjaciele, nieco się rozluźniła, a oczy przygasły.
- Springtrap...? Fredbear...?
- Spytała się opuszczając dłonie.
- Tak, to my. Już jesteś bezpieczna.
- powiedział spokojnie złoty niedźwiedź powoli się do niej zbliżając. Cieszył się, że jego przyjaciółka żyje.
- Fredbear.... - powiedziała nieco ciszej kukiełka, której nogi uginały się coraz bardziej pod ciężarem każdego kroku.
- Jest ich.... Tu.... Więcej....
- Przy ostatnich słowach opadła na śnieg nieprzytomna.
Była wycieńczona walką z żołnierzami. Wcześniej też musiała jakąś stoczyć, bo rany jakie miała na ciele nie odpowiadały ostrzom jakie mieli żołnierze, z którymi przed chwilą walczyli.
Złoci bracia momentalnie wystrzelili do przodu, żeby po chwili już klęczeć przy bezwładnie leżącej kukiełce.
Teraz to naprawdę przypominała lalkę bez życia.
- Ma gorączkę i dreszcze...
- powiedział Królik sprawdzając jej temperaturę na masce.
Animatroników też mogły mieć temperaturę. To było najzwyczajniejsze przegrzanie akumulatora, który zaczynał delikatnie podgrzewać olej, który przy okazji powodował chwilowe, niekontrolowane zatrzymywanie się zębatek i zatrzasków.
Stąd te dreszcze.
- Musimy jak najszybciej zabrać ją do bunkra. Tam ją wyleczymy.
- Powiedział biorąc na ręce swoją przyjaciółkę, jednak w pewnym momencie obok jego głowy przeleciała kolejna strzałka.
Obrócił się szybko, a jego oczom ukazał się mały oddział składający się z pięciu animatroników Jack'O.
Marionetka miała rację.
Było ich tu więcej.
- Cholera, nie teraz! - Warknął zielony królik, po czym zaczął wytwarzać ogniste pociski, aby wycelować je w ich stronę.
Stanęli teraz między młotem, a kowadłem.
Z jednej strony nie mieli teraz czasu na walkę, gdyż na szali było życie ich przyjaciółki, ale z drugiej nie mogli też ot tak pobiec do ich schronu, bo żołnierze pobiegną za nimi i odkryją gdzie zamieszkują ich towarzysze.
Jedyną rozsądną opcją było pokonanie ich tu i teraz, na dodatek zrobienie tego szybko.
Golden Freddy posłał w ich stronę ogromną iluminację swojej głowy jako zasłonę dla swojego brata, który puścił pociski tuż za nią, a sam zaczął biec za pociskami tworząc przy tym łańcuch, którego ogniwa były śmiertelne, niczym trupi jad.
Głowa rozproszyła ich tak, że byli teraz pojedynczymi jednostkami, a nie w zbitej kupie.
Pociski musnęły tego, który był na samym środku nie robiąc mu większej krzywdy.
Te zbroje naprawdę dobrze spełniały swoje zadanie.
Świecący królik nie mógł jednak przeżyć szarżującego na niego Springtrapa, którego siekiery płonęły teraz iskrzystym ogniem.
I tak padł pierwszy.
Ponawiali sekwencję, dopóki nie ostało się dwóch, którzy już nie nabierali się na tę sztuczkę.
Ich trzeba było dobić normalnie, co udało się po krótszym czasie.
Springtrap zarobił trochę ran, ale to były głównie draśnięcia w miejsca, gdzie łaty nie osłaniała jego ciała.
- Dobra, biegniesz sam czy mam cię do tego zachęcić?
- Spytał zielony Królik, który nadal na adrenalinie, zaczął galopować w stronę ich bunkra. Musieli się spieszyć, jeśli chcieli ocalić ich przyjaciółkę.
- Już biegnę... - mruknął i to nawet nieironicznie.
Naprawdę biegł nie oszczędzając nóg.
Można było słyszeć jak akumulator w środku tłoczy olej do mechanizmów.
Można było wyczuć jak zębatki poruszają się pod blachą, która robiła im za skórę.
Rozpoczęli bieg po życie.
Życie przyjaciółki.
Nie minęło parę minut, a już znajdowali się w środku ich schronienia łapiąc do sztucznych płuc powietrze, które miało ochładzać wewnętrzne mechanizmy.
Marionetka leżała na kocu nieprzytomna, a obok niej siedziała załamana Toy Chica, która za wszelką cenę starała się wyleczyć infekcję, która powoli pożerała nogę kukiełki.
- N-Nie wiem co robić... - powiedziała przerażona animatroniczka sięgając po kolejny wacik, którym miała ponowić próbę oczyszczenia rany.
- I-Infekcja już się rozwinęła.
N-Nie mam odpowiednich medykamentów, aby ją zahamować, a moje płyny w-wydają się nie działać.
- Jest jakieś wyjście? - spytał się Golden Freddy krzyżując ramiona.
Nie pokazywał tego po sobie, ale okropnie bał się o kukiełkę.
- J-jest tylko jedno rozwiązanie....
Amputacja zainfekowanej kończyny...
- Powiedziała szykując bandaże do wymiany.
- Robimy to - powiedział bez wahania królik. - Jeśli to ma ją uratować przed zakończeniem istnienia, to nie ma na co czekać.
- Dodał, po czym wyjął jedną ze swoich siekier. Zaczął ją przemywać jednym z płynów do dezynfekcji kurczaka i zamachnął się ostrzem.
Od razu po bunkrze mógł rozlec się przeraźliwy krzyk Marionetki, która prawie od razu po tej czynności zemdlała ponownie.
- Co się tam dzieje? - spytał się
Toy Bonnie który pod wpływem emocji nie mógł usiedzieć w miejscu.
Dopiero co odnaleźli istotę, która dała im życie, a już mogli ją stracić.
- Nie wiem... W każdym razie, nie możemy tam wchodzić, co chyba jest oczywiste, prawda?
- Odparł Freddy opierający się o ścianę.
Ile by teraz dał, aby przytulić teraz ich ,,matkę"....
Osobę, która się nimi opiekowała przez dłuższy czas...
Która ich wysłuchiwała, kiedy mieli problemy....
Nie wyobrażał sobie teraz sytuacji, w której Toy Chica wychodziła z pokoju, ze smutnym wyrazem twarzy obwieszczającym jedno:
,,Nie dało jej się uratować...."
Jego przemyślenia, jednak, przerwały kroki istoty, która wychodziła z gabinetu. Był to Golden Freddy.
- I co? - Toy Freddy przemówił jako pierwszy - nie trzymaj nas w niepewności.
Golden Freddy spojrzał się tylko po wszystkich, po czym powiedział tylko jedno zdanie:
- Będzie żyć.
************************************
Witom, z tej strony autorka.
Chciałam najmocniej przeprosić za brak jakiejkolwiek aktywności w ostatnim czasie.
Liceum rządzi się swoimi
prawami, a książka swoimi.
Nie obiecuję też wielkiej aktywności w przyszłości, ale mam jednak nadzieję, że będę znajdywać czas dla moich czytelników ;).
Życzę udanych ferii.
~Saqu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro