Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11; Tajemnica patroli

Następnego dnia, pierwsi oczywiście obudzili się ich gospodarze.
W bunkrze nie było okien, więc musieli sobie wyrobić rutynę, aby nie zaspać w świetle ognia.
Ogień.... Jedyna forma światła jaką posiadali. Nagrzewał bunkier, więc w zimę nie groził im szron, ale co w lato? Jedynymi opcjami na ulatywanie ciepła były wentylacje, które dostarczały im też tlen, żeby oni i ich goście się nie udusili.

- Ile bym dał, żeby mieć noktowizyjne tęczówki i nie martwić się o ten cały półmrok.
- Mruknął Crow, któremu najbardziej dokuczał brak oświetlenia.

- Marzenie ściętej głowy - Odparł Solar - Myślisz, że byłoby je na nas stać? Poza tym... Kto by je sprzedał trójce podejrzanie wyglądających Endoszkieletów?
Nawet gdybyśmy podeszli i zapłacili, to by nie dali ich tym, którym
,,z jakiegoś powodu zniknęła powłoka wierzchnia". - Dodał wyniosłym głosem, jakby kogoś imitował lub przedrzeźniał.

- Ale jesteś zabawny.... A co ty o tym sądzisz, Lights? - Spytał się brata, na co ten przymknął powieki, jakby w głębokim namyśleniu.

- Według mnie powinniśmy się skupić na ,,tu i teraz", a nie wybiegać jakoś w przyszłości.
Mamy gości na stancji, a to do czegoś zobowiązuje. - Po tych słowach wziął drewno, żeby rozpalić ognisko i poszedł do pokoju grupy.

Nie spodziewał się widoku, jaki tam zastał.

Golden Freddy był już na nogach i szykował się z Toy Freddy'm i Foxy'ym do wyjścia.
- Dzień dobry - przywitał się
ciszej, gdyż reszta jeszcze spała, bądź była w pierwszej fazie
wybudzenia, czyli siedzenia i myślenia nad sensem istnienia.

- Dzień dobry... Dokąd się wybieracie?
- Spytał zrzucając drewno koło paleniska i układając je w stosik.

- Na polowanie. W końcu coś musimy zjeść na śniadanie - Stwierdził jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Wy nam dajecie schronienie, a my się odwdzięczamy.

- Cóż... Dziękujemy wam, że nas wyręczacie w tej kwestii.
- Endoszkielet uśmiechnął się delikatnie w jego stronę.
Nie mieli zamiaru rezygnować z ich pomocy, bo to by było conajmniej głupie. W lepiej uzbrojonej grupie mają większą szansę na przeżycie, niż w trio wyekwipowane w kamienie i kije.

- Ya-ar! Coś czuję, że dzisiaj upo-o-olujemy dużą zwierzy-ynę!
- Powiedział pirat kręcąc swoim pistoletem w dłoni.
Był podekscytowany polowaniem, ale chciał też zrobić to wystarczająco szybko, żeby wrócić do swojej ukochanej lisicy.

- Trzeba być przygotowanym na wszystkie możliwości.
Równie dobrze możemy dzisiaj nie złapać nic, ale... - zapukał w kawałek drewna - Odpukać. Wolę nie myśleć o pustym żołądku.

- Ya-ar! Pełna zgoda m-miśku - Odparł, po czym schował swoją lufę za pas. Będzie musiał zrobić jakąś kaburę, żeby przypadkiem jego broń nie wypadła podczas walki.
Teraz trzeba było cenić nawet najmniejsze przedmioty.
Trzeba było chomikować wszystko, bo to mogło uratować im życie.

- No dobrze... Ruszajmy, bo inaczej nici ze śniadania.
- Przypomniał im Golden Freddy, na co reszta od razu pokierowała się do wyjścia.

Lights zaczął rozpalać ognisko.
Coś czuł, że będzie to początek owocnej współpracy....

************************************

I tak minął tydzień. Tydzień on początku ich wspólnego życia.
Bracia również dostali swoje własne zbroje i bronie, a bunkier rozrósł się nieznacznie o parę pokoi.

Mangle również odzyskała przytomność.
Najpierw zaczęła kontaktować się ze światem zewnętrznym, a dopiero potem widzieć, słyszeć, mówić....
Foxy spędzał z nią każdą możliwą chwilę.
W końcu... Jego ukochana odzyskała zdrowie. Cytując go:
,,To był dzień porównywalny do dnia, w którym odnalazł swój pierwszy skarb."

Wszyscy się cieszyli... Do czasu.

- W lesie pojawia się coraz więcej śladów Mrocznych Żołnierzy.
- Powiedział pewnego razu Toy Freddy. Jedli właśnie późną kolację, ponieważ trochę im się czas przedłużył na polowaniu.
W końcu czy łatwo złapać sarnę, w szczycie jej szybkości i zwinności?.
- Patrole wydają się łazić tam częściej, niż zwykle.

- Myślicie, że nas szukają? - Spytała się zaniepokojona Toy Chica, która właśnie kończyła swój posiłek składający się z pieczonej wiewiórki.

- Nas, albo czegoś innego...
Pamiętacie jak weszli do naszej pizzerii i zaczęli ją przeszukiwać?
- Powiedział Freddy drapiąc się po nasadzie swojego misiowego nosa.

- Czegoś, albo kogoś.
- Stwierdził Crow. W końcu nie bez powodu służący Mroku wychodzili do lasu. Wcześniej nie interesowali się nim wogóle, a teraz?
Teraz to prawie codziennie odkrywali nowe ślady.
- Dobrze... A więc musimy chyba odkryć co się dzieje, nieprawdaż?
- Spytał w przypływie impulsu.

- To zły pomysł - Od razu odezwał się Golden Freddy - To nieroztropne, aby bawić się teraz w detektywów.
Powinniśmy przeczekać ich patrole.

- A co jeśli to coś lub ktoś może się nam przydać? - Zaproponował
Toy Bonnie. Jednak kiedy natrafił na wzrok złotych braci, położył po sobie uszy - M-Mam na myśli...
Nie wiadomo czy tamtym potrzebna jest pomoc...

- Nawet nie wiemy czy szukają osób.
- Powiedział ostrzej misiek kontynuując swój posiłek.

- Nie wiemy też czy szukają przedmiotu - Odparła cicho Toy Chica.
- Może... Szukają Marionetki...?

- I te słowa sprawiły, że na pysku Golden Freddy'iego pojawił się cień...
Zwątpienia zmieszanego z gniewem?
Chyba najbliżej tej minie było do tego grymasu.
Przez chwilę, która niemiłosiernie dłużyła się zebranym animatroników, trwała martwa cisza.
Nikt nie śmiał się odezwać, nawet Springtrap, który zapewne skrytykowałby ich od góry do dołu.

-..... Springtrap i Lights, idziecie ze mną.... - powiedział tylko, po czym wstał od stołu i bez słowa poszedł odłożyć tackę.
Mogli mieć rację... Przecież to mogła być Marionetka....
Przecież to ona mogła być zwierzyną łowną... Myślał nad tym wcześniej, ale nie dopuszczał do siebie tej myśli.

W końcu... Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś stało się jego najlepszej przyjaciółce.

Kiedy wszyscy skończyli jeść, on już przyszykowany czekał na nich przy wyjściu.
Przed paroma minutami wydawał się być obojętny na wszystko, a teraz?
Teraz to był pierwszy, żeby wyjść z tego bunkra i odkryć tajemnicę kryjącą się za częstszymi patrolami koszmarów.

Kiedy wyszli, mógł ich uderzyć dźwięk świerszczy i cykad, które właśnie grały swój wieczorny koncert.
Gwiazdy..... Zapewne niejeden animatronik mógłby się patrzeć na nie godzinami.
I zapewne niejedna gwiazda właśnie widziała wszystko, co działo się tego wieczoru w lesie.

Trójka animatroników przemieszczała się między drzewami.
Było już ciemno, a jedyne co ich zdradzało, to trzask suchych gałązek i liści pod ich stopami.

- Widzicie coś...? - spytał się szeptem Springtrap starający się wybierać jak najciższą drogę, aby jakiś żołnierz nie został przypadkiem powiadomiony o tym, że są oni w pobliżu.

Lights tylko się rozglądał po okolicy.
Kiedy chciał na to odpowiedzieć, przerwał mu..... Krzyk.
I odgłosy walki.
Spojrzał się gwałtownie w tamtą stronę. Ktoś tam walczył.

- Chyba nie muszę mówić co mamy robić. Chodźmy i sprawdźmy kto się tam bije.
- Powiedział stanowczo Fredbear, po czym zaczął biec w tamtą stronę.
W jego ślady poszła reszta grupki, gotowa do obrony, ataku albo ucieczki.

Odgłosy walki stawały się coraz głośniejsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro