Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10; Nowy Dom

Kiedy niedźwiedzie wyszły z bunkra, wróciły do grupy i przedstawiły w skrócie sytuację, która miała miejsce.
Animatroniki od razu zaciekawiły się tematem Endoszkieletowych Trojaczków.

- Z chęcią ich poznam! - od razu wypaliła jak zwykle przyjazna
Toy Chica - Kto wie? Może uda nam się wymienić pomocą?

- Al-le ich za-aatakowali. - sprzeciwił się Foxy, który jak zwykle był nieufny, a zwykle jego nieufność podzielał Freddy.
W tym wypadku, jednak, był osamotniony z tym uczuciem.

- Wydają się być w porządku.
To był strach. Chcieli przeżyć i zapewne to ich motywowało.
- Tym razem brązowy niedźwiedź starał się jakoś usprawiedliwić wcześniejszych napastników.
- Teraz wydają się być skruszeni i chcą się zrekompensować.
Poza tym nas jest więcej, więc myślmy racjonalnie. W tej sytuacji to zapewne oni będą czuć się nieswojo.

- Widzisz Foxy? Okażmy im trochę wyrozumiałości - znów głos zabrała Toy Chica, która jeszcze bardziej nie mogła się doczekać spotkania z nieznajomymi.

- Mimo to bądźmy czujni. Nigdy nie wiadomo, kiedy znów ,,poczują się zagrożeni". - Wtrącił ostrożnie Bonnie, który wolną ręką objął zabawkowego kurczaka, co nie uszło oczom grupy, a w szczególności Chici, która podeszła do Freddy'iego i przytuliła się do niego.
Coś czuła, że powoli powstaje tu nowa para zakochanych, a ona miała dzioba do takich sytuacji.
Niedźwiedź mimowolnie również przytulił ją do siebie.

- Nie bierz nas za półgłówków uszaty.
- odpowiedział poważnie Springtrap, który oparł dłonie na rękojeściach swoich dwóch, ukochanych siekier.
- Jeszcze ta twoja ostrożność okaże się być tchórzostwem.

- Tchórzostwem? Nie jestem tchórzem, tylko jestem ostrożny.
- usprawiedliwił się królik.

- Ta jasne... a odwaga nie różni się niczym od głupoty... - Mruknął Springtrap. Niestety mruknął na tyle głośno, że jego słowa dotarły do uszu Bonnie'go.

- Skoroś taki mądry, to powiedz mi to prosto w twarz! - Krzyknął sprowokowany królik, który spojrzał się w stronę z której dochodził do niego głos jednego ze złotych braci.

- Powiedziałbym, gdybyś ją miał.
- Odparł stając naprzeciw niemu.
- A że jej nie masz, to dopowiem, że teraz to ,,Tchórzostwo" faktycznie przemieniło się w ,,Głupotę".

Nie mogli pozwolić na to, aby rozgorzała następna kłótnia, więc reszta grupy rozdzieliła ich od siebie. Uspokajaniem Bonnie'go zajęła się Toy Chica i Freddy z Chicą, a Springtrapem, jak zwykle, zajął się Golden Freddy.
Reszta postanowiła pilnować okolicy.

- Proszę cię. Gdybyś mógł się powstrzymywać przed drobiazgowymi komentarzami, to byłbym wdzięczny.
- Powiedział spokojnie odchodząc na bok ze sprężynowym królikiem.
- Zwada to ostatnie, czego teraz potrzebujemy.

- Ta... Ta... Wiem... - Powiedział tę formułkę jak zwykle z nutką ignorancji, tylko teraz ta ignorancja była wywołana powagą.
- Po prostu wkurza mnie to, że masz wszystko na głowie, a oni jeszcze śmią kwestionować twoje słowa - Mruknął krzyżując ramiona.

- Nie rób z nich armii. Wiem, że chcesz na swój sposób dobrze, ale pamiętaj w jak szybkim czasie zostaliśmy postawieni na tej pozycji.
Poza tym oni, w przeciwieństwie do nas, nie znają klimatu wojny i walki o życie. Dla nich to kompletnie nowa sytuacja.
- Odpowiedział spokojnie. Teraz byli tylko oni dwaj,  a w swoim towarzystwie nigdy, przenigdy się nie kłócili.
I właśnie to sprawiało, że ich rozmowy na tak odmienne tematy były tak dziwnie... Spokojne.
- I chyba nie muszę ci mówić różnicy między tchórzostwem, a ostrożnością.

- Jak dla mnie to jedno i to samo.
- Skwitował Springtrap przy okazji wzruszając swoimi mechanicznymi ramionami, na co jego brat zareagował pełnym dezaprobaty westchnięciem. - No dobra, nie będziemy tu sobie prowadzić kazań.
Chodźmy lepiej poznać tych ,,nowych".

Dopiero kiedy skończyli rozmowę, zauważyli, że wokół nich stały animatroniki, które skończyły uspokajanie swojego przyjaciela. Wszystkie patrzyły się na nich z wyczekiwaniem.
Zupełnie jakby wataha patrzyła się na samców Alfa.

Springtrap zlustrował ich wzrokiem, a kiedy jego oczy padły na Bonnie'go, wyciągnął dłoń.
- Przepraszam za tamto. Tylko nie wyobrażają sobie za wiele.

Królik, gdyby mógł, to zapewne uśmiechnąłby się kpiącą, ale wtedy wyciągnął po prostu rękę przed siebie i wymacawszy jego palce, uścisnął delikatnie kończynę - Nie martw się.
Nie mam takiego zamiaru.

- Ya-ar! Sk-koro żeśmy się w-wszy-yscy pogodzili, to-o może nie k-każm-my gospodarzo-om cz-cze-ekać!
- Odparł zaciekle Foxy, który jak zwykle, swoim pirackim tonem wdarł się w rozmowę.

- Foxy ma rację. Nie każmy im czekać.
- Odparł spokojnie Freddy.
Chyba powoli udawało mu się wejść w te całe ,,buty dowódcy".
Miał jednak nadzieję, że owe buty nie będą zbyt ciasne.

************************************

- Witamy w naszych skromnych progach - Przywitał ich endoszkielet z czarnym okiem i zielonymi
,,spodniami". O dziwo miał również na sobie szczątki jakiejś czarnej i ,,szykownej" kamizelki.
Dwoje pozostałych również nosili takie na sobie. Zapewne na jakieś
,,Uroczystości czy inne święta".

- Nadal uważam, że jesteśmy zbyt ufni... - szepnął do swych kompanów ten z kłami i spodniami bordo, jednak to nie uszło uwadze króliczych członków przybyłej grupy.

- Nie martw się kolego. Jeden z nas odwzajemnia to stwierdzenie.
- Odparł, jakby nigdy nic, Springtrap po czym zlustrował ich wzrokiem.
Trójka podobnych do siebie modeli.
Różnili się tylko pojedynczymi częściami.
Rodzeństwo...

Golden Freddy skarcił brata wzrokiem, po czym oboje wyszli naprzód. Freddy również wystąpił dwa kroki przed szereg, ale nadal trzymał się z tyłu.

- Przepraszam za brata.
W pełni rozumiemy waszą nieufność do nas, a wy zapewne rozumiecie naszą. W każdym razie jeszcze nie zdążyliśmy się sobie przedstawić.
Na imię mi Golden Freddy, a to mój brat, Springtrap.
- Na te słowa zielony królik kiwnął głową w geście przywitania.

- Miło nam was poznać, mimo tak dziwnych i niezbyt przychylnych warunków - odpowiedział w końcu ten z kolczykiem.

I o dziwo na tym poprzestał.
Zaprosił ich gestem dłoni do środka.
Teraz reszta animatroników mogła zobaczyć rozmieszczenie pokoi w tej betonowej strukturze.

- Czyli postanowiliście nas zapoznać ze swoimi imionami w środku.
- Odparła Toy Chica podekscytowana nowymi znajomościami.
Endoszkielety na te słowa zatrzymały się w miejscu, który wydawał się być urządzony specjalnie dla nich.
Znajdowało się tam dużo starych koców, szmat robiących za zagłówki oraz coś na rodzaj paleniska na samym środku owego pokoju.

- Nie... Po prostu nie mamy imion.
- Odparł ten z czarnym okiem - Nie nadano nam ich podczas naszego powstania.

To zatkało trochę grupę, jednak z ratunkiem zjawił się Toy Freddy.
- A nie próbowaliście ich sobie nadać?
No wiecie... Musieliście się do siebie jakoś zwracać.

- Zwracaliśmy się do siebie per ,,bracie" i tyle w temacie.
- Odpowiedział ten z kłami, po czym zaczął rozpalać ogień w palenisku.
- Chociaż... Nigdy się nad tym nie zastanawialiśmy - stwierdził po głębszym namyśle.
Szybkim ruchem położył ruszt nad ogniskiem.
Teraz będą mogli piec jedzenie.

- Może pomożemy nadać wam jakieś imiona? - Zaproponowała, jak zwykle, pomocna Toy Chica.

Endoszkielety spojrzały się tylko po sobie, po czym znów spojrzały się na grupę - Znamy was raptem parę minut. Nie poznaliśmy też waszych wszystkich im-- czarnooki nawet nie dokończył, bo przerwał mu ten z kolczykiem.

- Może przedstawią się nam po daniu nam imion? Tak bardzo chcę się jakoś nazywać. - Odparł uśmiechając się przyjaźnie do Toy Chici, która odwzajemniła ten uśmiech.

I znów bracia wciągnęli trzeciego w naradę, po czym zaczęli szeptać między sobą.

- Ya-ar... Myśli-licie, że co-o-oś knują kapitanie...?
- Nachylił się do Freddy'iego pirat, który swoją ukochaną ułożył na jednym z kocy.

Freddy tylko przymknął oczy w zamyśleniu - Nie... Prawdopodobnie po prostu się naradzają.
Jakby nie patrzeć tylko sobie mogą ufać...

W końcu trójka endoszkieletów wróciła do swoich gości.
- Dobrze. Możecie nam pomóc wybrać imiona, ale najpierw chcemy się zapoznać z waszymi.
Większy wybór i wogóle - czarnooki starał się zażartować, jednak po chwili trochę spoważniał.
Było widać, że to on tu przewodzi.
- Poza tym... Może uda nam się pomóc waszej przyjaciółce... Nie umiemy za wiele, ale może jednak coś zdziałamy.
- Zaproponował zerkając na Mangle.
Jako, że to był ich dom, mogli mieć jakieś środki medyczne czy coś w tym rodzaju.

- Jeśli macie jakąś apteczkę czy coś, to to będzie najlepsza pomoc, jaką moglibyście nam zaoferować.
- odparła Toy Chica również kierując swój wzrok na przyjaciółkę.
- Mangle potrzebuje lepszych bandaży i przede wszystkim jakichś protez.
Adrenalina i Środki wspomagające regenerację będą miłą niespodzianką.
- Dodała, na co ten z kolczykiem poszedł ją zaprowadzić do owych medykamentów.
Bonnie uparł się, żeby iść z nimi i tak w pokoju zostało o trzy animatroniki mniej.

Animatroniki chorowały na inne choroby, niż ludzie.
W końcu jaki człowiek mógł mieć zardzewiałe stawy, bądź wygięte płuco?
A może nazywali te przypadłości inaczej?
A może ludziom nie zasychały pęknięte kable, tylko rany się zabliźniały?

- To wracając...
Mówiliśmy o naszych imionach, prawda? - Zaczął Freddy - a więc...
Ja mam na imię Freddy.
To jest Chica, Carl, albo po prostu Cupcake, Foxy, Toy Freddy oraz
Toy Bonnie. Toy Chica, Bonnie i Cupiś poszli z waszym bratem po leki dla Mangle, czyli tej białej lisicy.
- Przedstawił każdego z ich grupy, na co niektórzy zareagowali bardziej wylewnymi, a niektórzy mniej, przywitaniami.

- Ciekawe, że wasi młodsi koledzy mają po prostu przedrostek ,,Toy".
Nie licząc Panienki Mangle oczywiście. - Odparł uśmiechając się delikatnie czarnooki endoszkielet.  Reszta grupy od razu zaczęła tłumaczyć, że to był zabieg służący franczyzie, kiedy jeszcze prowadzili pizzerię.

Endoszkielety wydawały się bardzo zainteresowane tematem, co zaowocowało przyjazną wymianą zdań, a nawet pogadanką.
Zrobiło się przyjemnie.
Na ruszcie piekły się upolowany przez grupę zaskrońce, ciepło ognia wypełniło pokój, a animatroniki gawędziły sobie z metalowymi szkieletami poznając ich historię (okazało się, że nie pamiętają swoich rodziców i powstały bez kostiumów) oraz nadając im imiona:
Endoszkielet z kłami zapragnął nazywać się Crow.
Ten z czarnym okiem i wyszczerbionym uchem od teraz miał na imię Lights, a przyjazny brat z kolczykiem, który przyszedł później, obwieścił, że od teraz mają na niego wołać Solar.

Nawet Toy Chica, która  przyszła ze smutnymi wiadomościami o braku adrenaliny czy leków  wspomagających nie zniszczyła owej chwili pełnej radości.

Na szczęście jednak były bandaże, którymi szybko opatrzyła nogi lisicy i kładąc głowę na kolanach jej ukochanego, zapragnęła również wdać się w rozmowę z ich nowymi (już) znajomymi.
Nawet Golden Freddy i Springtrap czerpali przyjemność w konwersacji z Lightsem, najstarszym (według ich samych), bratem.

Wydawali się być... Odprężeni.

I w takiej atmosferze zjedli upieczone mięso i zaczęli się żegnać, gdyż nadchodziła pora snu, a Endoszkielety miały posłania gdzie indziej.
Te chwile słodkiego zapomnienia o sytuacji jaka panowała na zewnątrz była dla nich odbiciem od szarej rzeczywistości.

Wszyscy obiecywali sobie, że to nie będzie ostatni raz, kiedy zasmakują chwili relaksu.

Nawet Fredbear.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro