Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1; Co się dzieje?

 Golden Freddy siedział w biurze i czytał gazetę z 1983 roku.
Czuł sentyment do tego papieru, gdyż był to jedyny egzemplarz ukazujący czasy jego świetności, kiedy to z bratem występował na scenie. No i były to czasy, które nie wymieniały ciągle historii wojny, "wspaniałego płynu" czy też kolejnych śmierci z powodu wirusa.

Do momentu, kiedy nie wydarzyła się pewna tragedia...

Przez przypadek, prawdopodobnie z powodu jakiegoś zwarcia, pewien animatronik ugryzł dziecko w płat czołowy, odgryzając go.
I to było powodem, przez który zamknęli jego Fredbear's Family Dinner.
Co wieczór doznawał okropnego poczucia winy, które od lat nie chciało go opuścić.

To on był owym animatronikiem.

To on wtedy patrzył na czwórkę nastolatków, którzy wpychali dla zabawy głowę dziecka do jego paszczy.

To on wtedy zamknął szczęki.

 Nie chciał jednak o tym pamiętać. I prawie by mu się udało, gdyby nie przysłowie "Nieszczęścia chodzą parami". Podobny incydent w 87', kiedy to kolejny bliżej nieokreślony animatronik, tak samo jak on, odgryzł komuś płat czołowy.

Wspomnienia kochają wracać, nawet wbrew temu, który nimi operuje....

 Złoty niedźwiedź mieszkał z bratem, Złotym Królikiem o imieniu Springtrap, którego pod wpływem wilgoci, codziennych zmagań i czasu kolor wypłowiał, pobrudził się i zmienił swą barwę na odcień zgniłej zieleni.
 Mieszkali w starym domu strachów. Nie lubili wiejskiego ścisku, więc po wojnie postanowili wrócić do domu jego brata.
Tak... Springtrap był jego bratem i oboje brali udział w wojnie.

Byli Iskrami.

- Ej, Fredbear! - z jakże ciekawej lektury wyrwał go głos owego, zielonego, sprężynowego królika dochodzący z korytarza prowadzącego do większej sali jaką zwali "salonem".

 - Co jest Wiosno? - spytał się odkładając gazetę.
Lubił się przedrzeźniać z królikiem.
Nie wiedział czemu, ale dawało mu tą jakąś cichą satysfakcję. Szkoda tylko, że Springtrap nie podzielał tego uczucia.

 - Ile razy mówiłem, żebyś mnie tak nie nazywał? - Spytał się z delikatnym wkurzeniem w głosie owy, zielony już, królik, aby potem wejść do pokoju. Wtedy niedźwiedź mógł ujrzeć jego ,,ciało" w całej, swojej okazałości:
 Stary, sprężynowy kostium, już wyblakły z powodu deszczu, wiatru i słońca wydawał się być cieniem czegoś świetnego, co mogło wciągać na twarze innych radość, a teraz mogła jedynie wywoływać odrazę albo w pozytywnym przypadku, współczucie.

Czarne oczy z dwoma białymi źrenicami zlustrowały niedźwiedzia.

- Oj przestań. Wiesz, że się tylko z tobą droczę, bracie. - Na twarzy misia pojawił się delikatny uśmiech, który przy okazji pokazywał ,,kolejne zwycięstwo" w maratonie przedrzeźniania.

Królik jedynie skrzyżował ramiona i zmarszczył mechaniczne brwi.

- Co się dzieje? - W końcu spytał zniecierpliwiony milczeniem brata.
Springtrap wyglądał na conajmniej zmęczonego. - Czyżby te żarty już ci się znudziły?

 - Jedzenie się kończy. Trzeba będzie iść do wioski. - objaśnił królik drapiąc się odruchowo po policzku. Mimo, że ich ,,powłoka" była zrobiona z metalu to czasami niektórzy wydawali się mieć odruchy zachowań takich jak przygryzanie warg czy pstrykanie palcami. Stare odruchy ludzkie, które nigdy z człowieka nie wyjdą.

 - Przy okazji moje ubrania się rwą - dodał biorąc w metalowe dłonie swoje aktualne ubrania i pokazał niedźwiedziowi.
 Kiedyś koszula i spodnie, które nosił mogły być drogie i wystawne, ale teraz były stare, pobrudzone i rozprute w niektórych miejscach.
Nie dało się ich jakkolwiek zaszyć, ponieważ to była już tylko szmatka z rękawami. A dlaczego wogóle nosili ubrania skoro teoretycznie nie byli już nadzy? Zapewne odzywała się w nich cząstka mówiąca im, że są czymś więcej niż robotami czy zwierzętami. Zapewne cząstka ludzkości.

- A co? Nie podoba ci się? - Miś ponownie zaczął się z nim droczyć, jednak widząc powagę z jaką patrzył się na niego brat, sam spoważniał.

- Może ty lubisz paradować w łachmanach, jednak ja, w przeciwieństwie do ciebie, chciałbym, żeby te ubrania nie wisiały na mnie tylko dla ciepła. - Odparł królik miętosząc skrawek odzienia.
On był wrażliwy na swój wygląd, gdyż czasami jak jakaś płyta odpadała, to odsłaniała jego endoszkielet, który.... No był na jego punkcie bardzo zakompleksiony. - Poza tym klasę trzeba mieć. Szczególnie w tych ciężkich czasach - Dodał szybko przyjmując jakąś dziwną i ekstrawagancką pozę, żeby rozluźnić atmosferę.

 Niedźwiedź przewrócił oczami i już chciał wstać i zacząć losować, kto tym razem idzie, ale nagle do ich uszu dotarł nagły, głośny trzask. Trzask drzwi wyłamywanych z zawiasów ściany.
Oba animatroniki od razu się odwróciły w jego stronę.
Dźwięk dochodził z głównego wejścia.
Czyżby Matka Natura miała ostatnio kaprysy i wiatr się wzmagał na nawałnice? A może ktoś postanowił się włamać, żeby okraść ich z resztek godności i rzeczy, które udało im się uratować po wojnie. Oba scenariusze były mało możliwe.
Drzewa się nie chwiały, więc jak wiatr miałby wyrwać drzwi, skoro na razie go nie było?
A włamywacz? No to może było bardziej prawdopodobne, ale i tak mieszkali na kompletnym odludziu, więc mało istot tedy przechodziło. A nawet jakby się jakiś napatoczył, to wolałby wejść do środka i dokonać rabunku po cichu, a nie na pełnym grzmocie wdzierać się do domu, w którym nawet nie wie czy ktoś jest czy nie. Czy to są iskry, czy żołnierze, czy zwykli obywatele.

Ich przemyślenia przerwały ciężkie, stalowe kroki. Tego kogoś było więcej.
Królik i Niedźwiedź wymienili pełne obawy ale zarazem oburzenia spojrzenia.
Coś było nie tak. Nie spodziewali się gości. 

Golden Freddy podszedł do korytarza prowadzącego do innych pokoi. Przy wejściu ujrzał trzy animatroniki, które wyglądały jak lampy Halloweenowe albo stare atrakcje, które wystawia się w domach strachów.

 Masywne, pomarańczowe animatroniki o dużych uszach oraz ciemnych płytach mogących przywodzić na myśl jakieś ochraniacze, albo co gorsza, osłowy. Dziwne... Fredbear nie wydawał się ich nigdy zobaczyć. Nie rozpoznawał ich. W dodatku to odzienie... Zbroje... Z symbolem, który niedźwiedź, w przeciwieństwie do reszty, wydawał się rozpoznać prawie od razu.

Czaszka...

Czaszka o pustych oczach...

- Koszmary... - wyszeptał miś jakby sam do siebie, aby potem wrócić i powiedzieć złe wieści bratu... No i przy okazji, aby nie stać na widoku i się gdzieś skryć.

 - Jakim cudem się uwolnili? Nie zamknęliśmy ich przypadkiem w Nicości? - Mruknął królik.

Teraz najgorsze co mogło się stać to to, że mogli zostać usłyszeni.

Fredbear spojrzał na niego uspokajającym wzrokiem.
 - Zamknęliśmy. I to mnie niepokoi. Skoro ten znak tu jest, to to oznacza, że w jakiś sposób coś ich uwolniło. - A to była naprawdę okropna wiadomość, a że dawno nie odwiedzali pobliskiej wsi, to do ich głów zaczęły napływać czarne myśli.

Co się stało z jej mieszkańcami?

Czy wiedzą o sytuacji?

Jeśli tak, to czy są bezpieczni?

Jednak po chwili tych rozmyśleń napadła ich jeszcze gorsza, która przebiła się przez inne...

Co z resztą ich przyjaciół?

Co z innymi pizzeriami?

Wyglądało na to, że wpadła do ich głów w tym samym momencie, bo spojrzeli się na siebie ze strachem w oczach.
Musieli stąd wyjść jak najszybciej i zobaczyć czy ich rodzina jest bezpieczna, albo powiadomiona o sytuacji, która teraz miała miejsce.

I wtedy ciszę przeszył huk, a oni, niczym bezwładne lalki rzucone przez znudzone dziecko zostali wyrzuceni w powietrze, a potem ze słyszalnym zgrzytem upadli na kafelkowaną podłogę.
Jedyne co teraz słyszeli, to pisk w uszach, trzask ognia, łomot gruzu, który opadał powoli na ziemię, oraz kroki...
Kroki ciężkie i metalowe...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro