Sixteen
-Sca-arle-ett?-zaczął się jąkać,ale po chwili odzyskał swój "urok osobisty".
-Czego?-warknęłam.
-No,no dziewczyny cudnie wyglądacie!-powiedział poruszając sugestywnie brwiami.
-Dzięki,a ty nie.-odrzekłam.
-Coś do picia?-spytał barman.
-To co wcześniej!-odpowiedziałam oblizując łapczywie usta.
-Już się robi.-uśmiechnął się barman pod nosem.
-Ja też to samo-poinformował go Harry.
-Nie dawałeś rady,stary.Napewno?-zdziwił się barman.
-A dajże mi to!-roześmiał się Styles i po chwili zaczął pić.Pił,pił,pił i pił...upił się.
-Vanessa,co z nim zrobimy?-spytałam przyjaciółkę.
-My?My na parkiet potańczyć a on to niech robi co chce!-oznajmiła z chytrym uśmiechem.
-Czuję,że powinnyśmy wracać do domu...-mruknęłam.
-Sbatkey!-usłyszałam wołanie Harry'ego
-Co?-spytałam nie rozumiejąc.
-Scatlyt!-ponowił wołanie
-Scarlett się nazywam-warknęłam a on upity i tak nic nie zrozumiał.Poszłam do toalety.Wcześniej powiedziałam Vanessie,aby bawiła się beze mnie i tak też uczyniła.Stanęłam przed lustrem i wyjęłam mój telefon.
7 nieodebranych połączeń i jedna wiadomość zostawiona na poczcie głosowej.
Numer nieznany...znowu...
-O godzinie 23 przy twojej szkole.-tak brzmiała pozostawiona wiadomość głosowa.
Wybrałam ten numer.
-Słyszałaś?!O 23 przy twojej szkole-warknął rozmówca i się rozłączył.
Westchnęłam.Spojrzałam na zegarek.22:47.
Jeśli mam zamiar tam pójść,to mam 13 minut...
A jeśli nie,to nie!Nie wiem co zrobić.To by było nieodpowiedzialne pójść tam.Ale z drugiej strony...No nie wiem.
-Sky,co tak długo?-zaczepiła mnie jak wyszłam z toalety Vanessa.
-Nic...słuchaj,eee...wyjdę po coś do domu i wrócę potem,OK?
-No dobrze...-mruknęła Vanessa,a ja wyszłam.
Doszłam do szkoły.Stanęłam przy drzewie obok drzwi wejściowych.
Po chwili zobaczyłam czarne BMW które widziałam podczas napadu na mój dom.Moje serce zaczęło walić jak młot.
Z auta wyszedł mężczyzna.Garnitur,czarne włosy,niebieskie oczy,kilkudniowy zarost,około 45 lat.
-Witaj-powiedział cicho,a ja cofnęłam się do pnia drzewa.
-Czego chcesz?Nękasz mnie telefonami,napad na mój dom,co jeszcze?!-krzyknęłam
-Słuchaj,bo nie będę powtarzać!W nadchodzący poniedziałek i piątek dajesz mi 5 tysięcy czyli 2,5 tysiąca w jeden i drugi dzień.I kombinację cyfr znajdujących się na starej szafie na górnej belce,na strychu w twoim domu.Jeśli powiesz o tym komuś,to źle się to skończy.Rozumiesz?!-warknął trzymając mnie w żelaznym uścisku.
-Ta-ak-wyjąkałam przerażona,a on odjechał.
I co mam teraz zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro