rozdział 3
*P.O.V. Encre*
Poszliśmy do jadalni. Na stole było dużo potraw o zróżnicowanym zapachu, wszystko wyglądało smakowicie.
Jasper wskazał mi miejsce przy stole które powinienem zająć.
Usadził mnie po lewej stronie ogromnego krzesła... myśle że na tym krześle będzie siedział Fallacy...
- Wybacz że pytam- spojrzałem na niego - ale chcę wiedzieć jak masz na imię
- Mam na imię Encre, jestem z zawodu malarzem-
- To dlatego ojciec pana tutaj przyprowadził...-popatrzyłem na niego ze zdziwieniem - oh... już wyjaśniam! Ojciec uwielbia sztukę! Ma kilkadziesiąt obrazów w swoim pokoju.
Wow... więc dlatego w moim pokoju są sztalugi...
Może z okazji świąt namaluję mu jakiś obraz...
Drzwi sie otworzyły a w ich progu staną Fallacy...
Usiadł na ogromnym krześle, a po chwili do jadalni wszedli słudzy i służące.
Wszyscy usiedli przy stole. Złożyliśmy sobie życzenia i zaczeliśmy jeść...
Byłem strasznie głodny więc sie nie delektowałem tak jak zazwyczaj tylko jadłem...
*P.O.V. Fallacy*
Nie mogłem jeść, ale nie w tym sensie że jestem wampirem i po prostu nie muszę, tylko cały czas myślałem o tym jak tu by powiedzieć Encre że jest poszukiwany...
Z tego wszystkiego zapomniałem że na krześle obok mnie siedzi wcześniej wspomniana osoba...
Chciałem położyć rękę na siedzeniu krzesła a tym czasem położyłem ją na nodze owego szkieleta...
Chyba poczuł bo sie lekko zarumienił.
Chciałem zabrać ręke ale poczułem jak kładzie na nią swoją dłoń..
Tego sie nie spodziewałem...
*P.O.V. Encre*
Spytacie sie co ja tak właściwie robie... otóż... sam nie wiem!
Po prostu... chcę go pocieszyć... a nadarzyła się świetna okazja!
Spojrzałem na niego... lekko się rumieni... i jest uśmiechnięty!
Okej... czas sie go zapytać...
-Fallacy... co ci się stało?
*P.O.V. Fallacy*
Wszyscy skończyli jeść i wyszli...
-Fallacy... co ci się stało?
-Powiem ci to w moim gabinecie...
Wstaliśmy równocześnie... okazało sie że teraz trzymamy się za ręce
Chciałem puścić jego rękę ale on bardziej ją zacisnął i wyprowadził nas z jadalni na korytarz...
-To którędy?- spytał z uśmiechem
Zacząłem prowadzić...
Trochę pogadaliśmy o pierdołach i innych sprawach... dziwnym trafem nikt nie przechodził tymi korytarzami...
Miło się z nim rozmawia... jest taki niewinny i uroczy...
O CZYM TY MYŚLISZ FALLACY!? Opanuj się!
Przecież musisz mu o wszystkim powiedzieć!
Doszliśmy do mojego gabinetu, otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka...
Rozglądał się chwilę a ja sie stresowałem... przez przypadek zcisnąłem bardziej ręce
- Czy wszystko dobrze? Jakiś spięty jesteś
- Nic mi nie jest... a teraz usiądź...
Usiadł na jednym z fotelów... ja usiadlem na tym za biurkiem...
Zapowiada sie długa rozmowa
/ / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / / /
Sorry za błędy ort. i inne -.-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro