Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przez Piekło Do Nieba

Castiel nie był zbyt pozytywnie nastawiony do nowej szkoły. W ogóle nie był pozytywnie nastawiony do tej całej sytuacji z przeprowadzką do Holton. To było małe miasteczko, mieszkało tam zaledwie nieco ponad trzy tysiące osób. Jak niby miał się tam odnaleźć, kiedy całe dotychczasowe życie mieszkał w zupełnie innym środowisku?

Rodzice rozwiedli się, gdy miał siedem lat. Od tego czasu mieszkał sam z mamą w Torrance - mieście niedaleko Los Angeles w Kalifornii. Miał tam przyjaciół, znajomych... a teraz musiał to wszystko zostawić.

Miał wrażenie, że do końca życia będzie nienawidził daty dwudziestego pierwszego kwietnia. Pamiętał to zbyt wyraźnie. Bał się, że ten obraz, to wspomnienie, pozostanie w jego głowie na zawsze.

Wiedział, że mama była w szpitalu, że była w trakcie operacji i chciał być tam z nią, chociażby pod salą operacyjną, bo przecież do środka by go nie wpuścili, ale obiecał jej, że pójdzie do szkoły. Więc poszedł. A z ostatniej lekcji zwolnił go ojciec.

Pamiętał jak jego serce zamarło na widok taty wchodzącego do sali lekcyjnej. Mężczyzna nie musiał niczego mówić, żeby Castiel zrozumiał, co się wydarzyło. Był przecież tylko jeden powód, dla którego by przyjeżdżał - mama nie przeżyła operacji.

Wybiegł z sali i upadł na podłogę na szkolnym korytarzu, łkając z bezsilności. Tarzał się po podłodze, krzyczał niezrozumiale sylaby, bo ciężko to nazwać słowami... Wszyscy wyszli na korytarz, aby zobaczyć co się dzieje, ale on tego nawet nie zarejestrował. Nie potrafił uwierzyć w to, co się stało. Nie potrafił uwierzyć w to, że ją stracił.

Ojciec dźwignął go z podłogi i praktycznie siłą zaprowadził do auta. Pojechali do domu, w którym Castiel mieszkał z mamą i tam wspólnie spędzili następny tydzień, podczas którego Chuck starał się lepiej poznać syna, którego od dziewięciu lat widywał tylko raz do roku - w jego urodziny.

Castielowi jednak opornie szło nawiązywanie więzi z ojcem. Nie potrafił mu wybaczyć tego, że ich zostawił. Ile razy potrzebował ojca, ale jego przy nim nie było? Nie potrafił zliczyć. Dlatego nieważne jak bardzo mężczyzna by się teraz nie starał, dla Castiela nie było na ten moment nic, co sprawiłoby, że byłby w stanie mu wybaczyć. Wątpił, aby kiedykolwiek wybaczył ojcu zniknięcie z jego życia na kilka najważniejszych lat.

- Odpierdol się ode mnie i wracaj do swojej dziewczyny! Nie jesteś moim ojcem, ja już kurwa nie mam ojca!

Chuck słyszał te słowa średnio trzydzieści razy dziennie przez pierwsze dwa dni i znosił je cierpliwie, wiedząc, że jego syn potrzebuje po prostu czasu. Castiel był emocjonalnie bardzo blisko z mamą, mówił jej o wszystkim, ufał bezgranicznie. Mężczyzna wiedział to wszystko i dlatego postanowił, że po prostu da synowi czas. Ze względu na buzujące w chłopaku emocje nie wspomniał mu, że przyjazd tu kosztował go jego dotychczasowy związek, bo jego niedoszła narzeczona stwierdziła, że nie będzie wychowywać nie swojego syna, a on nie mógł zostawić Castiela samego. Chłopak nikogo innego z rodziny więcej nie miał - jeśli nie u niego, w najlepszym wypadku skończyłby w rodzinie zastępczej. Nie mógł mu tego zrobić.

I faktycznie - kolejnego dnia było nieco lepiej. Jakby Castiel zrozumiał, że mama mimo wszystko wolałaby, żeby się dogadali. Kolejne trzy dni spędzili razem, ostrożnie nadrabiając stracone lata i próbując się poznać, dogryźć - w końcu mieli razem mieszkać przynajmniej przez najbliższe trzy lata.

- Przetrwamy to, tato - powiedział w dniu pogrzebu Castiel.

I te słowa sprawiły, że Chuck pierwszy raz od dawna, chociaż smutno ze względu na pogrzeb swojej dawnej miłości, uśmiechnął się i przytulił syna. Pierwszy raz odkąd tamtego feralnego dnia odebrał go ze szkoły, przytulili się szczerze, bez wyrywania się chłopaka.

Podczas gdy Chuckowi wydawało się, że syn mówi mu wszystko, było coś, o czym Castiel nie zamierzał mu powiedzieć. Z mamą normalnie o tym rozmawiał, akceptowała to i wspierała go. Ojcu jednak bał się wyznać prawdy o samym sobie, bo doskonale wiedział, że mimo tego, iż uważał się za tolerancyjnego, nigdy nie zaakceptuje faktu, że jego jedyny syn jest gejem. Owszem - miał dopiero szesnaście lat i nigdy się nie zakochał, ale był pewien co do swojej orientacji. A przez tych kilka dni uzyskał wystarczające potwierdzenie tego, że jego ojciec mimo wszystko jest homofobem i jedynie udaje tolerancyjnego, bo wymaga tego od niego praca - był policjantem.

Postanowił więc sobie, że przetrzyma ten fakt w sekrecie przez najbliższe trzy lata, a potem wyjedzie na studia, najpewniej wracając do Kalifornii i będzie miał gdzieś zdanie ojca. Przecież nie musi użerać się z nim do końca życia.

Nie wiedział jak szybko miało się okazać, że los miał co do tego zupełnie inne plany...

Zgodnie ustalili, że całkowita zmiana otoczenia nie będzie na razie dla Castiela korzystna, dlatego do końca roku szkolnego miał uczyć się w domu, a naukę bezpośrednio w szkole zacząć dopiero z nowym rokiem szkolnym. Po tym jak dziewczyna jego ojca definitywnie zakończyła ich związek, zostali we dwóch. To sprawiało, że w ciągu dnia Castiel był w domu sam. Nie przeszkadzało mu to, a pozwalało zebrać myśli.

Castiel szybko zrozumiał co naprawdę oznacza życie w małym miasteczku - parę osób napisało do niego jeszcze przed końcem roku szkolnego. Zaczął z nimi pisać, z paroma osobami nawet spotkał się w wakacje i w ten właśnie sposób otrzymał zaproszenie na imprezę z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Większości nie znał osobiście, ale przecież to nie problem, skoro znal kogokolwiek. A poznanie większej ilości ludzi przed pierwszym dniem w szkole, zawsze mogło ułatwić życie. Dlatego postanowił iść na imprezę.

Chuck zadeklarował, że zawiezie syna, szczególnie, że znał adres, pod którym odbywała się impreza.

- Daj znać, to przyjadę cię odebrać - powiedział, gdy dotarli na miejsce. A dokładniej kilkadziesiąt metrów dalej niż dom, w którym odbywała się impreza, bo Castiel nie chciał, aby tata podwoził go bezpośrednio na miejsce, uznając, że byłoby to trochę żałosne.

Chłopak pokręcił głową.

- Nie trzeba, wrócę pieszo - odparł. - Masz jutro rano pracę, wyśpij się.

Chuck spojrzał zmartwiony na syna. Wiedział, że Castiel próbuje udawać silnego, ale wiedział też, jak bardzo uderzyła w niego śmierć matki, z którą chłopak zawsze był bardzo blisko. Chciał, aby ich relacje były lepsze niż teraz. Wiedział, że Castiel ma do niego żal, ale nie potrafił zmienić przeszłości, tego co wcześniej robił. Mógł jednak zmienić przyszłość i to właśnie zamierzał zrobić.

- Cas, mogę przyjechać, to nie problem.

Chłopak ponownie pokręcił głową.

- Dzięki tato, ale poradzę sobie. Znam drogę.

- No dobrze - postanowił tym razem odpuścić. - Ale napisz chociaż jak będziesz wracał, żebym się nie martwił.

- Dobrze.

Chuck skinął głową. Martwił się o syna i o to, że ten zrobi coś głupiego. Nie znał go jeszcze zbyt dobrze, mimo że mieszkali razem już trzy miesiące. Castiel starał się unikać bardziej prywatnych tematów w rozmowach z ojcem, który nie wiedział nawet, czego jego syn lubi słuchać. O jego zainteresowaniach też wiedział niewiele. Właściwie nie wiedział o nim niczego, co ojciec chciałby wiedzieć o swoim synu. Nie wiedział nawet czy Castiel kiedykolwiek był w związku. Nie wiedział jaki ma typ dziewczyn. Tak naprawdę to nie wiedział zupełnie niczego.

- Baw się dobrze.

Castiel uśmiechnął się słabo.

- Postaram się.

Wyszedł i ruszył w stronę imprezy, na początku nie bardzo wiedząc, co ze sobą robić. Wszyscy wydawali się znać, a on stał na uboczu, bojąc się do kogokolwiek podejść. Próbował zlokalizować w tłumie kogoś, kogo kojarzyłby z wiadomości wymienianych przez ostatnie tygodnie lub ze spotkań w wakacje, ale nie bardzo mu to wychodziło i widział same obce twarze.

- Ty jesteś Castiel? - spytał ktoś, a chłopak uśmiechnął się sympatycznie do dziewczyny, która stała teraz obok niego.

Miała długie, lekko kręcone, brązowe włosy i brązowe oczy. Była nieco niższa od Castiela. Ubrana w czarną bluzkę z dekoltem, skórzaną kurtkę i jeansy. Nie była brzydka, nawet ładna, ale z oczywistych względów kompletnie nie w jego typie.

- Tak - odparł, przyglądając jej się uważnie, starając się powiązać twarz z nazwiskiem, ale nie szło mu to. - Wybacz... pisałem z paroma osobami, ale ciebie chyba nie kojarzę...

- Raczej nie - odparła dziewczyna. - Jestem Meg - przedstawiła się, wyciągając rękę w stronę Castiela. Chłopak uścisnął jej dłoń.

- Więc skąd znasz moje imię? - spytał niepewnie.

- Kilka osób wspomniało, że będzie jakiś nowy chłopak o imieniu Castiel. Brunet, niebieskie oczy, przystojny... pasuje do opisu.

Castiel wywrócił oczami. Wiedział do czego to zmierza i zdecydowanie mu się to nie podobało. Nie umiał odrzucać dziewczyn inaczej niż mówiąc o swojej orientacji, a naprawdę nie chciał się tu ujawniać. To było za małe miasteczko, od razu doszłoby to do jego ojca, a tego przecież nie chciał. Poza tym nie był pewien czy ludzie są tu tolerancyjni. Jedyne co mu zostało to zgrywać dupka, którym nie był. Cóż... był przystojny, więc mógł uchodzić za dupka. Zazwyczaj przystojny nastolatek kojarzył się z definicją dupka. Może wszyscy to kupią?

- Zatańczymy? - zaproponował wiedząc, że dziewczyna nie odpuści. Potem miał zamiar zgubić ją na parkiecie i albo spławiać do końca imprezy, albo przedwcześnie wrócić do domu.

- Jasne - odparła z uśmiechem. Castiel widocznie jej się podobał. Chłopakowi natomiast w najmniejszym nawet stopniu nie podobała się ta sytuacja.

Poszli na parkiet, gdzie Meg dotykała go przy każdej sposobności (również w
miejscach, w których Castiel nie chciał być dotykany) i wręcz się o niego ocierała. Castiel czuł się niemalże molestowany. Dlatego po jednej przetańczonej w ten sposób piosence, postanowił natychmiast się wykręcić i po prostu od niej uciec. To było dla niego zbyt wiele.

- Idę się napić - oznajmił. - Dzięki za taniec.

Meg została na parkiecie sama i kompletnie zdezorientowana. Zazwyczaj na chłopaków to działało, nie potrafiła zrozumieć czemu na Castiela nie. Nie poczuła nawet, żeby chlopsk miał wzwód czy w najmniejszy sposób się podniecił. Nie wierzyła, że jest porządny i z tych co czekają do ślubu, bo kto w dzisiejszych czasach taki był? Szczególnie z taką twarzą - mógłby mieć niemal każdą, gdyby tylko chciał.

Castiel podszedł do stolika z drinkami i wziął pierwszy lepszy kubek, po czym opróżnił go na raz, krzywiąc się. Sok z wódką. Nienawidził wódki. Ale prawda była taka, że teraz wypiłby cokolwiek, co zawierało w sobie alkohol.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, że z boku przyglądał mu się Dean Winchester, stojący przy ścianie ze swoją dziewczyną Lisą.

- To ten nowy? - spytał dziewczyny, zerkając na chłopaka.

- Tak. Meg mu dała chyba w kość.

- Czyżby pierwszy, który nie dał się uwieźć? - zażartował.

- Na to wygląda.

- Biedna Meg...

Parę osób zaczęło zauważać Castiela i zamienili z nim po kilka zdań, ale chłopak był tak spięty, że nawet nie bardzo miał ochotę z nimi gadać. Sytuacja z Meg dość skutecznie zepsuła mu humor na całą resztę wieczoru.

Pół godziny później Castiel zaczął oznajmiać ludziom, że się zbiera.

- Tak wcześnie? - spytał Crowley, który był organizatorem imprezy.

- Obiecałem pomóc jeszcze w domu, wybacz - skłamał Castiel.

Dean słyszał tę krótką wymianę zdań i od razu wyłapał, że to kłamstwo. Domyślił się z czego to wynika - tylko jeden typ chłopaków mógł odrzucić Meg. Bał się jednak podejść do Castiela bezpośrednio. Było coś w tym chłopaku, co go przyciągało, ale dla bezpieczeństwa ich obu nie chciał, aby Lisa widziała ich razem. Dlatego wysłał mu wiadomość.

Dean, 21:58
Nie idź jeszcze. Chcę pogadać. Spotkajmy się za garażem

Pech chciał, iż Lisa zauważyła, że jej chłopak z kimś pisze i nabrała podejrzeń.

- Do kogo pisałeś? - spytała, zakładając mu ręce na szyję.

- Do taty. Pytał za ile wychodzę i czy ma po mnie przyjechać.

Lisa skinęła głową, ale nie uwierzyła mu. Patrzyła mu w oczy i widziała, że uciekał lekko wzrokiem, a to oznaczało kłamstwo. Nie podobało jej się to.

- Zatańczymy? - spytała, mając nadzieję, że Dean się otworzy. Ostatnio miała wrażenie, że ten się od niej odsuwa, że go traci.

- Nie, może inna piosenka. Idź sama.

Lisa poszła, pozornie na parkiet, ale tak naprawdę postanowiła śledzić swojego chłopaka. Coś jej nie grało. W zachowaniu Deana było coś dziwnego. Coś, co ją zaniepokoiło.

Castiel miał już pisać do taty, że wraca, kiedy zobaczył wiadomość od Deana. Zaskoczyło go to, bo pisał z nim tylko raz, jakoś dwa tygodnie temu i do tego bardzo krótko, ale potem kontakt się urwał. Fakt faktem, że Castiel mógł do niego potem napisać jako pierwszy, ale za dobrze rozmawiało mu się z Winchesterem i przestraszył się, że coś do niego poczuje. A nie chciał się zakochiwać. Nie tutaj. Nie teraz. Dzisiaj w ogóle nie zamienili ze sobą nawet słowa. Nie rozumiał tego. Czemu Dean napisał akurat teraz?

Owszem, widział dzisiaj Deana i zerkał na niego co jakiś czas, uznając, że na żywo jest przystojniejszy niż na zdjęciach, ale bał się podejść. Czy możliwe, że Winchester wyłapał te spojrzenia? Co jeśli się domyślił? Co jeśli jest homofobem i zaraz ogłosi mu, że go zniszczy? Albo będzie szantażował? Albo zrobi coś gorszego?Castiel zaczął się bać.

Wziął kurtkę i wyszedł z domu Crowleya, udając się w stronę garażu, gdzie poczekał na Deana. Dopiero teraz zobaczył, że koło garażu jet szklarnia, w której hodowano warzywa. Zainteresowało go to i zaczął zerkać przez szkło.

Nagle poczuł jak ktoś zakrywa mu oczy i przestraszył się. Wyrwał, obrócił i zobaczył Deana.

- Spokojnie, to ja - powiedział Winchester, uśmiechając się nieco, ale jednocześnie zachowując poważny wyraz twarzy. Stresował się czymś, wręcz denerwował.

- O czym chciałeś pogadać? - spytał zdezorientowany Castiel, coraz bardziej się bojąc. Czego Dean od niego chciał?

- Nie tu - odparł spokojnie Winchester, po czym chwycił chłopaka za ramię i pociągnął w stronę szklarni, gdzie, jak wierzył, nikt ich nie zobaczy. Było już przecież ciemno.

Castiel zmarszczył brwi, kiedy tam weszli.

- Wolno nam tu być?

- Raczej nie.

Castiel patrzył na Deana, a Dean na Castiela i stali tak w ciszy przez chwilę, jakby badając reakcję tego drugiego. Wreszcie Winchester przerwał bezczynną głuchą ciszę i położył dłoń z boku twarzy Novaka, po czym zaczął delikatnie gładzić go po policzku.

- Też się boję - powiedział cicho Castiel, rozumiejąc intencje Deana i kładąc dłoń na jego karku, też gładząc go delikatnie. Był taki przystojny... Te włosy, o których kolor można by było się sprzeczać. Te piegi. Te zielone oczy, widoczne nawet przy świetle księżyca... No i to tyle jeśli chodzi o plan niezakochiwania się.

Winchester uśmiechnął się łagodnie.

- Nigdy tego nie robiłem - powiedział cicho. - Nie z chłopakiem.

- Ja też nie - przyznał Castiel.

Był pewien swojej orientacji od dawna, ale nigdy nie całował się z żadnym chłopakiem. A Dean? Wydawał się wręcz idealnym kandydatem na pierwszy pocałunek. Stał tu teraz, przed nim, równie przestraszony jak on. Dean zdjął swoją flanelę i narzucił Castielowi na szyję, przyciągając go tym samym do siebie, aby go pocałować. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to nigdy się nie pocałują. Ktoś musiał przejąć inicjatywę.

Z początku całowali się delikatnie, jakby niepewnie, ale szybko pojawiła się w tym namiętność. Castiel pierwszy raz od śmierci mamy uwierzył w to, że ktoś mógłby go kochać, wreszcie czuł, że odnalazł swoje miejsce na ziemi. I te motyle w brzuchu, które czuł, gdy całował się z Deanem... od razu wiedział, że przepadł - zakochał się w tym chłopaku. Castiel uśmiechnął się lekko przez pocałunek, bo dawno nie czuł się tak szczęśliwy jak teraz. Długo czekał na swoją pierwszą miłość, aż wreszcie go znalazł.

I wtedy nagle usłyszeli huk, jakby ktoś coś przewrócił. Odsunęli się od siebie przestraszeni i spojrzeli po sobie spanikowani. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.

- Ktoś tu jest?! - krzyknął Dean, ale nikogo nie zobaczy, nikt też nie odpowiedział.

Castiel poczuł realny strach. Co jeśli ktoś ich widział? Co prawda przez dłuższy czas niczego nie robili - Dean trzymał jedynie dłoń na jego policzku, wątpił, aby przez szkło było wyraźnie widać kto jest w środku, ale ktoś mógł widzieć jak wchodzą tu razem i ten ktoś zawsze mógł to wykorzystać. Zaczynał panikować.

- HALO?! - krzyknął Winchester, ale nikt się nie odezwał. - Może to tylko wiatr coś przewrócił? - spytał cicho.

- Może - odparł równie cicho Castiel, patrząc niepewnie na wciąż przestraszonego Deana.

- Powinniśmy stąd iść - powiedział cicho Winchester, bojąc się że ktoś jednak mógł ich nakryć. Znał ludzi w tym miasteczku, znał resztę dzieciaków w szkole. Wszyscy byli homofobiczni lub sprawiali wrażenie jakby tacy byli. Nie było tu miejsca dla takich jak on i Castiel. Nagle poczuł się tak, jakby ten pocałunek był największym błędem w jego życiu. Do tej pory jedynie przeszło mu przez myśl, że mógłby być gejem, ale nigdy nie dopuścił tego do siebie na poważnie. Kiedy zobaczył Castiela, coś się zmieniło. Nigdy się tak nie czuł - był zagubiony. Nie rozumiał, co się z nim dzieje.

Castiel przytaknął słabo głową. Wiedział, że powinni stąd iść, ale tak bardzo nie chciał się żegnać z Deanem. Nagle uwierzył w to, że mieszkanie w tym miasteczku nie musi być takie złe. Nie, dopóki będzie miał Deana.

- Zobaczymy się w poniedziałek w szkole? - spytał z nadzieją Castiel.

- Nawet jutro - odparł Dean. - Tata wyjeżdża gdzieś na weekend, więc nie będzie problemu. Przy nim nic nie moglibyśmy zrobić, nawet się przytulić.

Castiel uśmiechnął się szeroko.

- Będę mógł cię całować?

- Jeśli będziesz chciał - odparł z uśmiechem Dean. - Napiszę do ciebie, kiedy pojedzie.

Castiel przytaknął i sięgnął na swój kark, aby oddać Deanowi koszulę, ale chłopak złapał jego ręce i pokręcił głową.

- Zatrzymaj ją - powiedział. - Oddasz mi kiedyś. Pasuje ci do oczu.

Novak uśmiechnął się i pocałował Deana raz jeszcze. Tym razem całowali się krócej, ale to wcale nie oznaczało, że pocałunek był gorszy.

Castiel schował koszulę Deana pod swoją skórzaną kurtkę, aby nikt jej nie zauważył i nie nabrał podejrzeń. Przytulił go po raz ostatni tego dnia, po czym powolnym krokiem ruszył w stronę domu, raz jeszcze oglądając się za siebie, aby zerknąć na Deana.

Po kilkuset metrach zorientował, że szczerzy się jak jakiś głupi dzieciak. Ale może był głupim dzieciakiem? A już na pewno był zakochanym dzieciakiem.

Wrócił do domu i od razu dobrał się do swojego laptopa, aby poprzeglądać zdjęcia Deana. Zalogował się na Facebooka i szybko zauważył, że ktoś, a konkretniej Meg, wrzucił już kilka zdjęć z imprezy. Otworzył album i zaczął przeglądać zdjęcia, uśmiechając się za każdym razem, gdy widział na zdjęciu Deana.

Uśmiech jednak szybko zszedł mu z twarzy, kiedy zobaczył kolejne zdjęcie.

On i Dean. W szklarni. Całujący się.

Czyli ten huk był spowodowany potknięciem się kogoś, a nie wiatrem, jak chcieli w to wierzyć - najpewniej osoby, która zrobiła zdjęcie. Problem w tym, że Castiel nie miał pojęcia kto je zrobił - album udostępniony przez Meg zawierał zdjęcia z różnych aparatów, więc musiała zebrać zdjęcia od kilku osób. Zresztą doskonale wiedział, że Meg zawsze tak robiła - zauważył to na jej profilu. Wiedział też, że Meg nigdy nie powie mu, kto zrobił to zdjęcie. Prawdopodobnie sama nawet nie była pewna autora.

Castiel wpatrywał się ślepo w ekran komputera i nie miał pojęcia co zrobić. Miał tylko naiwną nadzieję, że to zdjęcie nie dotrze do jego ojca.

Chciał zadzwonić do Deana, ale wiedział, że ten jest jeszcze na imprezie. Winchestera trudno było rozpoznać na zdjęciu, więc nie chciał rzucać na niego podejrzeń głupim telefonem. Jutro do niego zadzwoni.

Pocieszało go to, że tylko on zapłaci za swoją głupotę - jego twarz była wyraźna, natomiast twarz Deana już nie bardzo, wręcz nie do rozpoznania. Miał nadzieję, że to niczego między nimi nie zmieni.

Zdawał sobie sprawę, że będzie teraz prześladowany w szkole. Wystarczyło spojrzeć na komentarze, aby upewnić się co do homofobii panującej w miasteczku.

Nowy to pedał?

Kim jest ten drugi?

Jebany zboczeniec. Mam nadzieję, że nie będzie w mojej grupie na wf. Nie mam zamiaru dzielić z nim szatni. Jeszcze będzie podglądał

Po co dzielić szatnię? Wyrzućmy go do damskiej

CO DO CHOLERY?!

To dlatego uciekł od Meg. Wszystko jasne 😂

Pierdolony dewiant

Mam nadzieję, że zniknie szybciej niż się tu pojawił.

Myślicie, że będzie mi obciągał jak będę dla niego miły?

Castiel zamknął laptopa. Zrobiło mu się niedobrze.

Na dziesiątki komentarzy nie było ani jednego pozytywnego. Ani jednego, który by go bronił. Było po nim.

Nagle stracił całą radość mijającego wieczoru. Miał ochotę się rozpłakać. Wszystko legło w gruzach - szansa na przyjaźnie, na dobre życie w tym miasteczku. A najgorsze, że musiał wymyślić jakąś bajeczkę dla ojca, który na pewno dowie się o tym pocałunku. Nie tak miało być.

Miał nadzieję, że Dean się nie odwróci. Potrzebował go teraz. I chciał wierzyć, że będzie dobrze - że razem dadzą radę. Nie tyle chciał w to wierzyć, a potrzebował w to wierzyć. I ta wiara go trzymała.

Nie potrafił zasnąć, więc krótko przed szóstą rano uznał, że najlepszą opcją będzie zjeść śniadanie, skoro nieco zgłodniał, po czym zająć sobie czymś czas, aby nie myśleć o tym, co czeka go w poniedziałek w szkole i na razie udawać przed tatą, że wszystko jest w porządku. No bo co innego mu zostało?

Przebrał się i narzucił na siebie koszulę Deana, po czym ruszył do kuchni. Zalał mlekiem płatki śniadaniowe i usiadł do stołu, wpatrując się ślepo w leżący na blacie telefon, jakby miał zaraz zadzwonić. Nie dzwonił.

- Wstałeś już? - spytał Chuck, widząc syna jedzącego śniadanie.

- Kiepsko sypiam od... wiesz kiedy.

Mężczyzna skinął głową i spojrzał na syna poważnie.

- A jak impreza?

- Dobrze.

- A o co chodzi z tym zdjęciem?

Castiel prawie zakrztusił się płatkami.

- Jakim zdjęciem? - spytał, udając, że nic nie wie.

- Tym, na którym całujesz się z chłopakiem.

Brunet uznał, że przerwanie jedzenia będzie najlepszym, co mógł teraz zrobić. Jeszcze się zakrztusi. Zresztą chyba stracił apetyt.

- A, to zdjęcie... - przełknął ciężko. Musiał coś szybko wymyślić. I to szybko. Bardzo szybko. - To dla wygłupów - skłamał. - Wypiliśmy trochę z kumplem i popisywaliśmy się przed dziewczynami. To wszystko.

Chuck zmarszczył brwi.

- Dziewczynom się to podoba? - spytał zaskoczony, nie do końca wierząc w tą wersję. - I pamiętasz, że umawialiśmy się na imprezowanie bez alkoholu, tak?

- Tak, podoba im się. Wiem i przepraszam, to się nie powtórzy.

- Dobra - odparł niepewnie Chuck, dając synowi kredyt zaufania. - Ja idę do pracy, będę wieczorem. Idziemy biegać, jak wrócę?

- Jasne.

- To na razie, młody - odparł, zbierając swoje rzeczy.

- Miłego dnia - rzucił chłopak.

- Wzajemnie.

Castiel patrzył za ojcem i opadł na stół, kiedy ten wyszedł. Miał przerąbane. Ile potrwa zanim ojciec się zorientuje, że go okłamał i to nie było dla żartów i popisu? Był pewien, że nie dłużej niż kilka dni.

Wciąż było wcześnie, więc wrócił do swojego pokoju i uruchomił Netflixa, aby zabić czas. Włączył pierwszy lepszy serial, aby cokolwiek grało mu w tle, bo prawda była taka, że i tak trudno byłoby mu się skupić na fabule. Ciągle myślał o Deanie i o tym, kiedy chłopak do niego zadzwoni. Chciał już do niego iść, zobaczyć go, przytulić się i usłyszeć, że będzie dobrze, nawet jeśli miałoby to być kłamstwo. Potrzebował go teraz i to bardzo go potrzebował.

Tak minął mu pierwszy odcinek.

Potem drugi.

Trzeci.

Czwarty.

Piąty.

Szósty.

Siódmy...

Aż wreszcie usłyszał, że ktoś wchodzi do domu - ojciec wrócił z pracy.

- Tak wcześnie? - spytał sam siebie, po czym spojrzał na godzinę na telefonie. - Albo i nie... - westchnął, bo było już po osiemnastej.

Dean ciągle nie napisał, dlatego Castiel postanowił napisać pierwszy.

Może Winchester po prostu zapomniał?

Castiel, 18:11
Hej. Wszystko w porządku? Co z naszym spotkaniem?

Od razu po napisaniu tej wiadomości ruszył w stronę kuchni, gdzie był już jego ojciec, który wrócił z pracy, razem z pizzą na obiad.

Prawie codziennie mieli na obiad pizzę. Czasem zastępowali je chińszczyzną. Żaden z nich nie umiał gotować, więc musieli sobie jakoś radzić.

- Jak dzień? - spytał chłopak.

- Kilka wezwań, ale nic ciekawego. A ty co porabiałeś?

- Netflix - westchnął Castiel. - Czyli też nic ciekawego.

Mężczyzna przytaknął i usiadł przy stole. Chłopak usiadł naprzeciwko niego i zaczął jeść, nic nie mówiąc. Co jakiś czas zerkał na telefon z nadzieją, że Dean odpowie. Ale Winchester nie odpisywał.

- Czekasz na wiadomość od kogoś?

- Byłem umówiony z koleżanką, ale nie odpisuje na pytanie czy aktualne, więc...

Musiał skłamać, że chodzi o koleżankę, aby tata nie nabrał podejrzeń. Źle się z tym czuł, bo rzadko kłamał. Mamy nie okłamał nigdy i zawsze uczono go, aby mówić prawdę. Dlatego tak źle czuł się z tym, co teraz robił. Nie chciał okłamywać taty, ale bał się wyznać mu prawdę. To nie mogłoby skończyć się dobrze.

Zaczynał tęsknić za starymi czasami.

Może i wcześniej nie miał kogoś takiego jak Dean, ale nie musiał się kryć. Przyjaciele, znajomi ze szkoły - oni wiedzieli. Mama też wiedziała. Było dobrze, bezpiecznie. Tutaj bał się tego, kim jest. Nie chciał tu być.

- Mamo, możemy porozmawiać?

Castiel wszedł do salonu, gdzie jego mama oglądała telewizję. Te brązowe włosy, błękitne oczy... jego mama była naprawdę piękną kobietą, dlatego bał się, że ją zawiedzie.

- Zawsze - odparła łagodnie, zachęcając syna, by usiadł obok niego.

Chłopiec usiadł obok niej. Przestraszony trzynastolatek i jego matka, która nie wiedziała, czym jej syn się zamartwia.

- O co chodzi, Cas? - spytała zmartwiona kobieta, niepokojąc się o syna.

- Obiecaj proszę, że nie zmienisz o mnie zdania, że mnie nie odrzucisz... - w oczach chłopaka pojawiły się łzy.

Bał się. Tak potwornie się bał, że ją straci. Zawsze sobie ufali, dlatego chciał, aby to ona dowiedziała się pierwsza. Chciał jedynie, aby mama go zaakceptowała po tym, co usłyszy. Chciał, aby nic się nie zmieniło.

- Synku, czemu miałabym to zrobić? - spytała, przytulając chłopca do siebie.

- Boję się - wyznał, płacząc w ramię matki. Był przerażony.

- Czego?

- Tego, że cię przez to stracę.

- Jesteś moim synem, o cokolwiek chodzi, nie stracisz mnie. Kocham cię, bez względu na wszystko. Po prostu powiedz, co sie dzieje.

Chłopak wziął kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić.

- Nie wiem czy to pewne, ale myślałem o tym od dłuższego czasu...

- Cas, powiedz to na spokojnie. Nic się nie zmieni, obiecuję.

Castiel wziął jeszcze jeden głęboki oddech, zanim odpowiedział.

- Ja... ja... - przygryzł wargę, tak bezpiecznie czując się w ramionach matki. - Ja.... chyba jestem gejem.

Kobieta zamarła na moment, bo zaskoczyło ją to wyznanie. Nie widziała żadnych znaków wskazujących na taką, a nie inną orientację syna. Czy przeszkadzało jej to jednak? Czy coś zmieniało? Czy chciała na siłę próbować go zmieniać? Oczywiście, że nie.

- Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy i żebyś był sobą - powiedziała po chwili, zmuszając syna to uspokojenia się i spojrzenia na nią. - Nie ważne z kim. Nie dbam o to czym zakochasz się w dziewczynie, czy w chłopaku. Dbam jedynie o to, aby ta osoba cię nie krzywdziła, abyś był z tą osobą szczęśliwy tak długo jak to możliwe, a być może nawet do końca życia, jak dopisze ci szczęście? Mam jednak tylko jedną prośbę.

- Jaką?

- Obiecaj mi, że kiedy się zakochasz, powiesz mi o tym. Kiedy będziesz miał chłopaka, przyprowadź go do domu, powiedz kim dla ciebie jest. Tak, jak zrobiłbyś to, gdybyś był z dziewczyną.

Castiel uśmiechnął się i przytulił mocno mamę.

- Obiecuję - przysiągł wtulając głowę w jej ramię. - Kocham cię.

Kobieta objęła go i pocałowała w głowę.

- Ja ciebie też, synku.

Castiel wpatrywał się tępo w kawałek pizzy, który trzymał w ręce, wspominając tamten dzień. Dlaczego życie potoczyło się w ten sposób? To nie było sprawiedliwe... Nie słyszał nawet, co ojciec do niego mówi.

- Cas?! - krzyknął mężczyzna, a chłopak niemalże podskoczył i spojrzał na tatę przestraszony.

- Tak?

- Słuchasz ty mnie?

- Już tak, wybacz...

- Pasuje ci dziewiętnasta jak zawsze? - upewnił się.

- Tak.

- Na pewno?

- Tak, tato.

Mężczyzna skinął głową i zaczął sprzątać po obiedzie, a Castiel westchnął, widząc, że wciąż nie ma żadnej wiadomości od Deana. Poszedł do pokoju i postanowił zadzwonić do Winchestera.

Nie odebrał.

Postanowił się nagrać na pocztę głosową.

- Cześć, tu Cas. Nie wiem co się dzieje... znaczy, domyślam się, co się dzieje, ale chciałbym chociaż pogadać. Proszę. Oddzwoń.

Rozłączył się i padł z telefonem na łóżko. Był w dresach, więc nie musiał się przebierać - pozostało mu więc czekać, aż tata się przygotuje.

Leżał tak przez nieco ponad pół godziny, jakby godząc się z tym, że Dean się nie odezwie i prawdopodobnie spotkają się dopiero w poniedziałek w szkole. Zastanawiał się, czy Winchester w ogóle się przyzna się do tego, że go zna, że rozmawiali.

- Idziemy? - spytał Chuck, wchodząc do pokoju syna, przez otwarte drzwi.

- Tak.

Chłopak wstał i ruszył za ojcem w stronę wyjścia.

Wyszli na klatkę schodową, a mężczyzna zmarszczył brwi.

- Będziesz biegał w koszuli?

Castiel wzruszył ramionami i zawiązał koszulę na szyi, jak apaszkę

- Tak lepiej?

Mężczyzna wywrócił oczami i w tym momencie zadzwonił telefon chłopaka.

Zamarł, widząc imię Deana na wyświetlaczu.

- Przepraszam, muszę to odebrać - powiedział, po czym ruszył w stronę wyjścia z małej kamienicy, w której mieszkali i odszedł na bok, aby porozmawiać na spokojnie z Deanem i żeby ojciec niczego nie usłyszał. - Tak?

- Po co dzwoniłeś?

- Wiem, że się boisz. Też się boję...

- Ludzie chcą wiedzieć kim jest ten drugi, nie mogą się dowiedzieć, że to ja.

- Nikomu nie powiem. Na zdjęciu nikt cię nie pozna...

Głos mu się łamał. Doskonale zdawał sobie sprawę, do czego dąży Dean.

- Mimo to wolałbym zachować ostrożność.

- Dobrze - zgodził się Castiel. - Ale widzimy się?

- Dzisiaj nie.

- A jutro?

- Obawiam się, że też nie. Przez zachowanie ostrożności mam na myśli brak kontaktu.

Castiel poczuł jak jego serce pęka po raz pierwszy. Nie... to nie mogło się tak skończyć.

- Chociaż na chwilę, proszę. Oddam ci koszulę...

Dean już nie odpowiedział, bo się rozłączył. Castiel poczuł jak walczy ze łzami. Nie mógł mu tego zrobić. Nie mógł...

- W porządku? - spytał Chuck.

- Tak - skłamał chłopak i po prostu zaczął biec, aby zagłuszyć wszelkie emocje.

Ostatni raz czuł się tak w dniu, w którym dowiedział się o śmierci matki.

Chuck ruszył za synem. Zatrzymali się dwie mile dalej, w parku, aby odpocząć.

- Ciągle masz formę - zauważył mężczyzna, patrząc na Castiela.

Chłopak wzruszył ramionami.

- Ej, Cas! - usłyszeli nagle żeński głos.

Nastolatek spojrzał w tamtą stronę i zamarł. Znał te dziewczyny. Był wśród komentujących zdjęcie.

- Proszę, nie... - mruknął pod nosem, zakrywając twarz dłonią.

- Znasz je? - spytał Chuck.

- Są z mojej nowej szkoły.

- Ładne.

Zależy dla kogo - pomyślał Castiel.

- No nie są brzydkie - palnął, wciąż zakrywając twarz.

Chuck przyjrzał się dziewczynom i zorientował się, co się dzieje.

- Śmieją się z ciebie - zauważył. - Chodzi im o zdjęcie?

- Tato, odpuść.

- I mam pozwolić, aby się z ciebie śmiały? Powiedz im, że to żart. Broń się.

- Tato, nie - powiedział stanowczo chłopak.

- Czemu? - spytał zdezorientowany mężczyzna.

- Bo nie.

- Więc ja z nimi porozmawiam - stwierdził, ruszając w ich stronę.

Castiel złapał go za ramię, aby go zatrzymać.

- Przestań, do cholery - niemal krzyknął. Był załamany.

Mężczyzna spojrzał na niego poważnie. Nie rozumiał postępowania syna. Chciał robić z siebie ofiarę? O co chodziło?

- Nie rozumiem cię. Zamierzasz pozwolić sobą pomiatać przez jakiś głupi żart?

- To nie był żart - wyznał, a mężczyzna zamarł. To było ostatnie, co spodziewał się usłyszeć z ust syna.

- Słucham?!

- Nie całowałem się z nim dla wygłupów. Spodobał mi się.

Chuck nie wierzył w to, co własnie usłyszał. Castiel był gejem? Bronił go w pracy, mówiąc, że to były wygłupy. Wszyscy o tym mówili, a on uparcie powtarzał, że jego syn tylko się wygłupiał. Wyszedł na głupca.

Chłopak zobaczył minę ojca i już wiedział, że nie będzie tak jak z mamą. Zresztą nawet się tego nie spodziewał. Nie chciał robić sobie nadziei i widocznie postąpił słusznie. Zawiódłby się.

Cofnął się od ojca i ruszył w stronę domu. Nie biegł, a szedł, jakby mając nadzieję, że ojciec go zatrzyma.

Nie zatrzymał.

Castiel siedział przed wejściem na klatkę schodową, czekając, aż ojciec wróci, aby wpuścić go do domu, bo nie wziął swoich kluczy - przecież mieli wrócić razem.

Kiedy Chuck, po niemal godzinie, podszedł do drzwi, nawet nie spojrzał na syna. Nie miał ochoty na niego patrzeć. Nie chodziło nawet o sam fakt, że Castiel jest gejem, ale też o to, że chłopak go okłamał. On nie uznawał czegoś takiego jak kłamstwo.

Castiel wszedł za ojcem, nie odzywając się ani słowem. Zresztą nawet nie wiedział, co miałby powiedzieć. Od razu ruszył do swojego pokoju i zamknął się w nim.

Wczoraj, późnym wieczorem, był szczęśliwy. A dziś? Dziś był w totalnej rozsypce, bo zrozumiał, że nie ma nikogo.

Całe miasteczko nienawidziło go za to, jaki jest.

Dean się odsunął, bojąc się o siebie. Niby mu się nie dziwił, ale to bolało, bo naprawdę spodziewał się innego zakończenia tej historii.

Ojciec też się odsunął, nie odzywał się do niego. Castiel zaczął się zastanawiać czy jeszcze w ogóle ma ojca.

A mama? Mama nie żyła.

Wyjął jej zdjęcie, przypominając sobie złożoną jej obietnicę i, zalany łzami, wpatrując się w przedstawiającą ją fotografię, zaczął mówić.

- Pewnie mnie nie słyszysz, ale... naprawdę żałuję, że cię tu nie ma... Obiecałem ci, że powiem, kiedy się zakocham i myślę, że to się stało. Poznałem chłopaka. Jest przystojny... - uśmiechnął się smutno. - Wydaje się fajny, myślę, że gdyby okoliczności były inne, polubiłabyś go. Albo i znienawidziła. Zawsze mówiłaś, że chcesz, abym był szczęśliwy z osobą, w której się zakocham. A prawda jest taka, że... - zaczął ścierać pojedyncze łzy. To było żałosne. - Dean mnie zranił. Rozkochał w sobie, po czym się przestraszył i mnie odepchnął. Chciałbym tu mówić o szczęściu, ale nie wiem czy w tym przypadku to możliwe. Chciałbym, aby się nie bał, ale co ja tam mogę zrobić...? - wziął głęboki oddech, aby ochłonąć i kontynuował dopiero po chwili. - Dzisiaj powiedziałem o mnie tacie. Musiałem mu powiedzieć bo wszytko tak się potoczyło... Nie przyjął tego dobrze. Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek się do mnie odezwie... Potrzebuję kogoś. Nawet nie wiesz jak bardzo... Tęsknię za tobą, mamo. Potrzebuję ojca, mimo wszystko, bo jest jedyną rodziną, jaka mi została. Nie liczyłem, że przyjmie to dobrze, że pochwali... ale miałem nadzieję, że mimo wszystko nie odsunie się aż tak, że będzie przy mnie... Nie mam nikogo. Przez to wszystko z przeprowadzka straciłem kontakt ze starymi znajomymi... tutaj już żadnych nie mam. Zostałem sam z tym wszystkim i to jest najgorsze. Mam wrażenie, że cię zawiodłem. Zakochałem się w złej osobie, skazałem siebie samego na cierpienie, które nie wiem czy kiedykolwiek się skończy... Przepraszam, mamo. Przepraszam, że nie jestem takim synem, jakim myślałaś, że jestem... Przepraszam, że cię zawiodłem.

Kolejne dni były dla Castiela piekłem. Zaczął szkołę, ale wszyscy go unikali lub wyśmiewali się z niego. Próbował rozmawiać z Deanem, ale ten dość stanowczo go unikał. Skończyło się tym, że na przerwach siedział sam ze słuchawkami na uszach.

Ojciec nie rozmawiał z nim odkąd wyznał mu, że jest gejem. Kiedy niemal każdego dnia na drzwiach domu pojawiały się kolejne homofobiczne napisy, bez słowa dawał synowi szmatkę i płyn do czyszczenia. I to był w zasadzie ich jedyny kontakt.

Był sam. Całkiem sam.

Brakowało mu mamy. Wiedział, że ona by go wsparła, byłaby przy nim.

A teraz? Teraz nie miał nikogo.

Był niemal pewien, że zakochał się w Deanie, ale co z tego? Winchester ewidentnie nie chciał mieć z nim niczego wspólnego. Często widywał go na korytarzu z jego dziewczyną i to bolało jeszcze bardziej. Dzwonił do niego codziennie, pisał do niego, aby spotkali się chociaż na chwilę, ale Dean ignorował jego wiadomości.

Po niespełna tygodniu zrozumiał, że ma tylko jedną osobę, która teoretycznie powinna go kochać mimo tego, kim jest i być przy nim - ojciec. Dlatego postanowił naprawić ich relację i następnego dnia, po szkole podszedł pod komisariat, w którym pracował jego tata, wiedząc, że kończy za kilka minut i wysłał mu krótkiego SMSa:

Castiel, 16:59
Przechodziłem obok i pomyślałem, że wrócimy razem. Czekam na zewnątrz.

Odpowiedź otrzymał dosyć szybko.

Tata, 17:00
Muszę zostać dłużej, nie czekaj na mnie.

Nie wierzył w to i dlatego postanowił udać, że wraca w stronę domu, bo wiedział, że tata może obserwować go przez okno, po czym schował się za rogiem.

Ojciec wyszedł z komisariatu niedługo potem. Castiel śledził go, aż ten wszedł do baru. Wtedy wszystko stało się jasne - nie ma co na niego liczyć. Cóż, przynajmniej próbował.

Ruszył powolnym krokiem w stronę domu, jednak nawet spokojny powrót do domu z perspektywą wiecznej samotności nie był mu tu dany - w połowie drogi dosłownie wpadł na Deana z kumplami. Szedł ze spuszczoną głową i ich nie zauważył, a gdy spostrzegł ich, tuż przed sobą, było już za późno na ucieczkę, albo nawet jej próbę.

- Uważaj jak chodzisz, pedale - rzucił jeden z chłopaków, a z tego co stało się potem Castiel nie pamiętał już zbyt wiele.

Pamiętał uderzenia, kopnięcia, wyzwiska. W momencie, w którym Dean odciągnął kumpli, miał nadzieję, że go obroni, że jednak będzie dobrze. Złudną nadzieję. Kiedy Winchester zadał pierwszy cios, serce Castiela pękło na milion małych kawałków. Nawet nie próbował się bronić, bo zrozumiał, że nie ma już nikogo, dla kogo miałby po co żyć. Był sam i dla wszystkich był jedynie zwykłym śmieciem, po którym nikt nie będzie płakał.

- Dean, zabijesz go! - krzyknął jeden z jego kolegów i odciągnął Winchestera od leżącego w kałuży krwi Castiela. - Spadamy, szybko.

Novak patrzył jak odbiegają i nie tłumił łez. O ile do teraz mógł się łudzić, że Dean po prostu się boi po tym jak ich zdjęcie wyciekło do sieci, tak teraz uwierzył, że Winchester faktycznie go nienawidzi. Może po prostu sobie z niego zakpił? Może domyślił się, że jest gejem i chciał go zniszczyć już na samym początku? Może to wszystko było ustawione? Może to zdjęcie zrobił któryś z jego kumpli tak, aby celowo nie było widać jego twarzy? Przerażała go jego własna naiwność. Jak mógł sądzić, że ktokolwiek go pokocha? Przecież był żałosny.

Jakimś cudem podniósł się z ziemi i nieco oszołomiony wrócił do domu, gdzie starał się zmyć krew, chociaż w zasadzie nie wiedział po co.

Wtedy pierwszy raz od dawna pomyślał o samobójstwie, ale wiedział, że jego mama by tego nie chciała - chciałaby, żeby żył. Ale czy chciałaby, aby tak żył? Aby był bity i poniżany przez wszystkich? Nawet przez własnego ojca, który ma go gdzieś, mimo że powinien kochać go bezwarunkowo?

Zaufałem moim przyjaciołom i wtedy cały mój świat runął
Żałuję, że ​​im powiedziałem, bo teraz jestem dla nich nieznajomym - zanucił cicho.

Spośród wszystkich piosenek, które przesłuchał, ta była jedną z najbardziej inspirujących i pasujących do jego sytuacji. Łzy popłynęły mu po twarzy, kiedy przypomniał mu się refren, w którym autor cytuje słowa swojej mamy:

Powiedziała: "Kocham Cię, bez względu na wszystko
Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy, zawsze był sobą"
Objęła mnie swoimi ramionami
Powiedziała: "Nie próbuj być kimś, kim nie jesteś
Bo kocham Cię bez względu na wszystko"
Kocha mnie bez względu na wszystko

Jego mama reagowała przecież podobnie - łagodnie to przyjęła i powiedziała, że to nic nie zmienia, że wciąż jest jej synem, wciąż go kocha i będzie kochać bez względu na wszystko. Tak bardzo chciał usłyszeć te pozornie proste słowa z ust ojca, ale wiedział, że to nigdy nie nastąpi.

Był też praktycznie pewien, że nigdy nie usłyszy prostego "kocham cię" już od nikogo. A on po prostu potrzebował chociaż jednej osoby, która by mu to powiedziała. Chciał chociaż jednej osoby, która byłaby przy nim i której mógłby zaufać, której mógłby powiedzieć o swoich problemach, o swoim złamanym obecnie na miliony kawałków sercu. Chciał kogokolwiek, komu by na nim zależało. Ale był całkiem sam. I ta samotność go przerażała.

Ojciec zobaczył jego stan dopiero następnego dnia rano, kiedy Castiel pojawił się w kuchni po szybkie śniadanie. Chwycił jabłko i już chciał iść, kiedy ojciec go zatrzymał. Chwycił za ramię i obrócił w swoją stronę.

- Co ci się stało?

- Upadłem - skłamał.

To normalne, że kłamał w ten sposób, gdy nie chciał się przyznać do tego, że go pobili. W poprzedniej szkole zdarzyło się to dwa razy, mimo tego, że większości uczniów nie przeszkadzała jego orientacja, a nawet miał znajomych. Zawsze znajdzie się jakiś dupek, któremu gej będzie przeszkadzał.

Tu minął tydzień odkąd wszyscy poznali jego orientację i nie zapowiadało się, aby miało być lepiej. Ale nie zamierzał mówić prawdy. A już na pewno nie ojcu.

- Po upadku się tak nie wygląda, prędzej uwierzyłbym, że potrącił cię samochód - stwierdził. - Mów co się stało.

- Od kiedy cokolwiek cię obchodzę?!

- Jesteś moim synem.

- I jestem gejem, a ty mnie przez to odrzuciłeś, więc nie udawaj teraz troskliwego ojca, ty homofobiczny dupku! - powiedział ze łzami w oczach.

W tym momencie w Chucku coś pękło i mocno przytulił syna, czym zaskoczył chłopaka. Przytulił go, bo wiedział, że albo to, albo go uderzy za ostatnie słowa.

- Powiedz, kto ci to zrobił - poprosił łagodnie.

Castiel pokręcił głową, zaciskając zęby. Do tej pory nawet nie wiedział, jak bardzo potrzebował tego jednego uścisku.

- Cas - powiedział z naciskiem.

- On - wyznał cicho. - Tato, ja go kocham, czemu on mi to zrobił?

Pierwszy raz powiedział to na głos i przeraziło go to. Ale nie przeraziło go, że w końcu to powiedział, a to, że wyznał to po tym, co stało się wczoraj. Czy nadal go kochał? Po tym, co mu zrobił?

- Nie idź dziś do szkoły, ja też wezmę wolne...

Castiel pokręcił głową na tą propozycję ojca.

- Albo pójdę tam dzisiaj, albo już nigdy tam nie wrócę.

Mężczyzna skinął słabo głową. Zrozumiał, jak ogromny błąd popełnił, zostawiając syna samego sobie i cieszył się, że zrozumiał to, zanim doszło do czegoś gorszego. Poprzysiągł sobie, że się zmieni, że będzie dla niego wsparciem. Ktoś musiał być.

- Dzwoń, gdyby coś się działo. Zwolnię się i odbiorę cię.

- Dobrze.

Castiel czuł na sobie wzrok wszystkich. Nie dziwił się - miał siniaki na twarzy i całym ciele, ale resztę zakrył - te na twarzy wciąż pozostawały jednak widoczne. Nawet nauczyciele zainteresowali się tematem. Na przerwie słyszał jak kłócą się, czy powinni interweniować w jego sprawie i modlił się, aby tego nie zrobili. Przecież to nie pomoże. To może tylko pogorszyć sprawę.

Pierwszy w jego obronie stanął Mick Davies - nauczyciel angielskiego, wyjątkowo poświęcając lekcję twórczości pisarzy, którzy poruszali wątki homoseksualne w swojej twórczości lub sami byli odmiennej orientacji. Musiał przy tym znosić liczne docinki uczniów i pytania czy on sam nie jest czasem gejem skoro tak ich broni, z czym poradził sobie wyśmienicie, skutecznie uciszając hejterów krótkimi, ale dobitnymi i kulturalnymi odpowiedziami. Niestety Castiel nie brał udziału w tej lekcji, bo na początku spytał czy może wyjść, bo słabo się czuje, a Davies pozwolił mu wyjść. Prawda była jednak taka, że wcale źle się nie poczuł - po prostu poczuł się okropnie widząc uśmiechniętego Deana, który zachowywał się jakby nigdy nic. Nie wierzył, że mógł zakochać się w takim dupku. Najgorsze, że mieli razem większość lekcji, więc dość często musiał go znosić.

Kolejne dwie lekcje były spokojne, ale kolejna oczywiście musiała ten spokój zakłócić.

- Castiel, co ci się stało? - spytała Charlie Bradbury, nauczycielka matematyki.

- Upadłem - skłamał po raz kolejny, a po klasie rozniósł się cichy śmiech, po którym nauczycielka była pewna, że chłopak kłamie.

- Chcę usłyszeć prawdę.

- Ketch, co ty masz do powiedzenia na ten temat? - spytała, a Castiel spojrzał niepewnie na chłopaka, rozpoznając w nim kolejnego ze swoich wczorajszych oprawców.

- Upadł, proszę pani - odarł chłopak.

Charlie spojrzała ze współczuciem na Castiela.

- Powiedz prawdę - poprosiła.

- Upadłem - powtórzył uparcie.

Kobieta westchnęła i odwróciła się w stronę tablicy.

- Skoro tak. Na dzisiejszej lekcji skupimy się na licz... - w tym momencie przerwała, przypominając sobie słowa Micka: "Jesteś taka jak on, jeśli jest ktoś może mu pomóc to jesteś to ty. Sama mówiłaś, jak bardzo bałaś się szkoły, jakim była dla ciebie piekłem. Chcesz pozwolić, żeby przechodził przez to samo co ty? Stać bezczynnie i pozwalać, aby to się działo?". Odparła, że skoro ona sobie poradziła, to on też sobie poradzi. Ale widząc to, co się dzieje, przestawała w to wierzyć. - Nie, nie będziemy mówić o matematyce - stwierdziła, obracając się ponownie w stronę uczniów. - Dziś opowiem wam historię.

W klasie pojawiły się szepty, niektórzy zerkali na nauczycielkę niepewnie. Tylko Castiel wydawał się kompletnie niezainteresowany lekcją i siedział z opuszczoną głową, uparcie wpatrując się w ławkę.

- Historię dziewczyny, która każdego dnia bała się wstać rano do szkoły w obawie przed tymi, którzy ją gnębili - kontynuowała Charlie. - Nikogo nie obchodziło, że jest gnębiona, bo wszyscy wiedzieli, czemu. Jej "zbrodnią" było to, że zamiast chłopców, wolała dziewczyny...

Po klasie rozniósł się głośny szmer. Nawet Castiel uniósł głowę, patrząc niepewnie na nauczycielkę.

- Próbowała się zmienić, ale problem w tym, że tego nie da się zmienić, to nie jest wybór. Ona szybko się o tym wiedziała, ale reszta nie. Każdego dnia modliła się o siłę, aby to przetrwać. I być może tej dziewczynie byłoby łatwiej, gdyby wiedziała, że nie jest sama. Ale nie wiedziała tego, bo nawet jeśli ktoś był taki, jak ona, to bał się tego wyznać. Wiecie czemu? Bo potrzeba odwagi, aby być sobą. Atakujecie Castiela, bo odważył się być sobą? Bo miał nadzieję na szczęście? A co z tym drugim, któremu brakuje odwagi, aby przyznać się do tego, kim jest? Wygląda na to, że o nim zapomnieliście...

Charlie mówiła całą lekcję. Opowiedziała swoją historię. Mówiła o tym, jak bardzo bała się szkoły. Opowiedziała jak spotkała miłość swojego życia - Jo, która dzisiaj była już jej żoną. Uczniowie byli zszokowani tym wyznaniem.

Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy jak poparzeni uciekli z sali. Wszyscy oprócz Castiela, który bardzo powolnie się spakował, po czym podszedł do Charlie i przytulił ją. Kobieta objęła go, nieco zdezorientowana sytuacją.

- Dziękuję pani - powiedział cicho, a to sprawiło, że Bradbury była szczęśliwa, że mogła chociaż trochę mu pomóc.

Jednak nie tylko na Castiela wpłynęły słowa Charlie. Trafiły one również w Deana.

Potrzeba odwagi, aby być sobą. A co z tym drugim, któremu brakuje odwagi, aby przyznać się do tego, kim jest?

To był moment, w którym Dean zrozumiał, że być może okłamuje sam siebie. Do tej pory wmawiał sobie, że po prostu chciał spróbować jak to jest. Ale co jeśli był po prostu tchórzem i chciał uniknąć problemów?

Co jeśli nienawidził Castiela, bo tak na prawdę ostatecznie uświadomił mu, kim jest? Co jeśli wbrew pozorom nie nienawidził go, lecz kochał?

Myślał nad tym, kiedy leżał ze swoją dziewczyną, Lisą.

- Dean? - spytała po raz któryś, ale chłopak wydawał się być oderwany od rzeczywistości. Dopiero, gdy go szturchnęła, zareagował. - Dean?

- Co? - spytał z lekką pretensją w głosie.

- To ja zrobiłam to zdjęcie - wyznała, a Dean zamarł.

Kiedy w szkole ktoś zasugerował, że on jest tym drugim, Lisa uparcie go broniła. A skoro to ona zrobiła to zdjęcie, musiała wiedzieć, że to on. Czemu go nie zostawiła? Czemu go nie wydała?

- Po co? - spytał zdenerwowany.

- Chciałam zobaczyć jak zareagujesz.

- I co? Dumna jesteś?

- Jesteś gejem, Dean?

- Nie! - niemal krzyknął, wciąż odrzucając od siebie tą myśl. - Chciałem tylko spróbować, to było głupie.

Ale z każdym dniem, jego myśli coraz częściej krążyły wokół Castiela i ich pocałunku. Już chciał powiedzieć o swoich wahaniach ojcu, z którym zawsze był blisko, ale tego samego dnia ten oznajmił, że właśnie dowiedział się, że nowy uczeń, czyli Castiel, jest gejem i w związku z tym Dean ma całkowity zakaz kontaktowania się z nim, bo jeszcze sie tym gejostwem zarazi. Wtedy chłopak zrozumiał, że nie ma z kim o tym porozmawiać. Żałował, że mama zmarła, gdy był mały. Może w niej znalazłby oparcie.

A może właśnie miał z kim?

Zadzwonił do Castiela, ale ten odrzucił jego połączenie. Spróbował znowu, lecz z podobnym efektem. Po kilku próbach otrzymał wiadomość o następującej treści:

Castiel, 19:21
Nie dzwoń już do mnie. Jesteś dla mnie nikim

Opadł zrezygnowany na łóżko, po czym wpadł na głupi pomysł: obejrzy gejowskie porno. Może to pomoże mu się określić?

W szkole Dean zaczął mimowolnie zerkać na Castiela, chociaż ten widocznie go unikał. Często widywał go w towarzystwie Charlie. Cóż, przynajmniej Novak w końcu miał kogoś, z kim mógłby pogadać.

On natomiast wciąż rozmawiał z Lisą, z przyjaciółmi, jakby nic się nie działo. Ale tak naprawdę działo się całkiem sporo. Codziennie dzwonił do Castiela, pisał do niego... Chciał się z nim spotkać, ale Novak konsekwentnie mu to utrudniał. Mógł co prawda podejść do niego w szkole, ale wciąż za bardzo się bał - wiedział, że wtedy wszyscy by się domyślili.

Zresztą czy naprawdę miał u niego jakiekolwiek szanse po tym, co mu zrobił?

Szczerze w to wątpił.

Tak samo jak szczerze wątpił w to, że ojciec kiedykolwiek odgadnie hasło do jego komputera i będzie na niego czekał wściekły w domu.

- Możesz mi wyjaśnić co to jest?! - krzyknął, pokazując mu strony z gejowskim porno w historii komputera.

- Byłem ciekawy - powiedział przestraszony. - W szkole wszyscy o tym mówią, to dlatego.

- Myślisz, że ci uwierzę?! Nie wyjdziesz z tego domu, dopóki nie wyzdrowiejesz.

- Nie jestem chory, tato.

- Śmiem twierdzić inaczej.

Castiel początkowo nie przejął się zniknięciem Deana ze szkoły, ale po blisko dwóch tygodniach zaczął się nieco niepokoić. Coś musiało się stać. Niektórzy mówili, że jest chory. Ale jaka choroba trzymałaby go tak długo?

Nie miał pojęcia.

Ale z drugiej strony... co go to obchodziło? Przecież miał o nim zapomnieć i żyć dalej. Przetrwać szkołę i wyjechać na studia w bardziej tolerancyjne miejsce, a o to nie będzie trudno.

Tymczasem Dean przechodził swój osobisty koszmar. Był uwięziony we własnym domu. Zerk telefonu, zero komputera, zero telewizji. Ojciec specjalnie wziął urlop, żeby go pilnować. Słyszał, że czasem przychodził ktoś znajomy, martwiąc się o niego i słyszał odpowiedź ojca, że jest chory i nie mogą wejść. Irytowała go ta sytuacja. Nawet brat miał zakaz zbliżania się do niego. Gdy raz się zbuntował i przybiegł, aby po prostu się przytulić, ojciec dostał szału. A przecież Sammy miał dopiero dwanaście lat i mimo wszystko wciąż części rzeczy nie rozumiał.

Kiedy ojciec siłą odciągnął od niego brata, Dean wiedział, że dłużej tego nie wytrzyma. Ukradł swój telefon i uciekł z domu. Pojechał do opuszczonej fabryki i wszedł na dach. Nie wiedział, co innego mu pozostało. Wiedział jednak, że zanim to zrobi, ma jedną rzecz do zrobienia.

Wybrał numer Castiela, ale nie miał zbyt wielkiej nadziei na to, że odbierze, dlatego zdziwił się, kiedy Novak odebrał.

- Miałeś do mnie nie dzwonić. Jesteś dla mnie nikim, rozumiesz?! - krzyknął do słuchawki.

- Dzwonię przeprosić. I pożegnać się. Na zawsze.

W tym momencie obok fabryki przejechał pociąg i to to powstrzymało Castiela, aby się nie rozłączyć.

- Dean, co ty chcesz zrobić?

- Nienawidziłem cię, bo przez ciebie odkryłem, kim jestem - wyznał. - I nie mogę żyć z tym, kim jestem. Ojciec mnie nienawidzi odkąd się dowiedział. To jedyne wyjście.

- Cokolwiek chcesz zrobić, nie rób tego i powiedz, gdzie jesteś.

- Chcę tylko usłyszeć, że mi wybaczasz. Naprawdę żałuję tego, co ci zrobiłem.

- Dean, nie wygłupiaj się i powiedz, gdzie jesteś. Nie rób głupot.

- Żegnaj, Cas - powiedział, po czym szybko się rozłączył.

Nie chciał, aby ktokolwiek go powstrzymał. Chciał przeprosić Castiela i to tyle. Nie musiał usłyszeć przebaczenia, bo nie był pewien czy na nie zasłużył, ale musiał go chociaż przeprosić. Podszedl na skraj dachu i zaczął się zbierać, aby skoczyć.

W tym samym czasie Castiel zaalarmował ojca, który zaalarmował swoich kolegów z pracy i rozpoczęli poszukiwania Deana. Novak twierdził, że sądząc po dźwiękach Winchester był na dachu jakiegoś budynku przy torach. Do tego opisu pasowało siedem miejsc w okolicy. Do każdego miejsca przydzielono jedną jednostkę policyjną. Chuck pojechał z synem do tej najbardziej prawdopodobnej. Jeśli Dean nie żartował i naprawdę chciał odebrać sobie życie, musieli działać szybko. Chciał działać szybko szczególnie ze wzgląd na syna, bo widział, że chłopak mimo wszystko, przejął się tą sytuacją.

Kiedy dojechali pod opuszczoną fabrykę i zobaczyli czyjąś sylwetkę na dachu, byli pewni, że dobrze trafili.

- Dean?! - krzyknął Chuck, a Castiel bez namysłu rzucił się do środka, aby jak najszybciej być na górze obok Deana.

- Niech pan stąd jedzie! - krzyknął Winchester. - Zrobię to!

- Chodzi o twojego ojca, tak?!

- Nic pan kurwa nie wie!

Chuck czuł bezsilność, ale musiał próbować przedłużać rozmowę do czasu, aż przyjedzie wsparcie, które już wezwał lub dopóki jego syn nie zdoła zareagować i go powstrzymać.

- Dean - Winchester usłyszał za sobą może minutę po pojawieniu się mężczyzny zdyszany głos należący do Castiela.

Obrócił się w jego stronę.

- Po co przyjechałeś? Myślałem, że mnie nienawidzisz.

- Co nie oznacza, że pozwolę ci się zabić. Proszę, pozwól sobie pomóc. Wiem, jakie to ciężkie, sam przez to przechodziłem...

- Ciebie przynajmniej nie więzili w domu.

- A ciebie nie gnoili w szkole i nie opuszczali znajomi. Dean, proszę. Odejdź od krawędzi.

- I co potem, Cas? Nie mam gdzie wracać.

- Coś wymyślimy, ale proszę, nie rób tego. Mogę wybaczyć to, co wcześniej mi zrobiłeś, ale nigdy nie wybaczę, jeśli teraz skoczysz i zabijesz się na moich oczach, bo mogę cię nienawidzić, ale wciąż coś do ciebie czuję. Proszę, nie rób mi tego.

Dean cofnął się o krok od krawędzi i spojrzał na Castiela.

- Wciąż coś czujesz? - spytał z nadzieją.

- Porozmawiamy o tym na spokojnie u mnie, dobrze? Ale proszę, chodź tu do mnie i zejdźmy na dół.

Winchester niepewnie ruszył w stronę Novaka, a gdy był już blisko niego, poczuł jak Castiel mocno go obejmuje.

- Nie rób mi tego więcej - powiedział błagalnie.

- Spróbuję - odparł Dean.

Po chwili na górze pojawił się Chuck i odetchnął z ulgą, widząc jak chłopcy się obejmują. Zobaczył lekki uśmiech na twarzy syna i miał nadzieję, że to prognostyk czegoś dobrego.

Ustalili, że Dean zostanie u nich na noc, a rano pomyślą, co dalej. Chuck wolał uniknąć dziwnych sytuacji, więc pościelił Deanowi w salonie, a Castielowi kazał iść spać do swojego pokoju.

Winchester był wdzięczny, że mógł się u nich zatrzymać, bo naprawdę nie byłby w stanie wrócić teraz do domu. Właściwie to w ogóle nie chciał tam wracać. Ale nie mógł tu zostać na zawsze. Nie chciał im się narzucać. I nie mógł zostawić Sammy'ego samego z ojcem.

Wtedy przypomniał sobie o wujku mieszkającym niedaleko Sioux Falls. To co prawda pięć godzin drogi stąd, ale jaki miał inny wybór? Musiał do niego zadzwonić. Już kiedyś u niego mieszkali - krótko po śmierci mamy, gdy ojciec nie mógł poradzić sobie z alkoholem.

Niemal od razu wybrał jego numer, ignorując późną godzinę.

- Dean? Stało się coś, że dzwonisz tak późno? - usłyszał w słuchawce zaspany głos wujka.

- Obudziłem cię?

- Nie przejmuj się tym. Mów, co się stało.

- Uciekłem z domu - wyznał. - Ojcu całkiem odbiło. Możesz przyjechać po mnie i Sammy'ego?

- Dopiero pojutrze. Co się stało, że znowu mu odbiło? Wspomnienia mamy?

- Nie tym razem - powiedział cicho. - Odbiło mu przez coś innego.

- Jesteś w stanie powiedzieć co?

- I tak byś się dowiedział, więc wolę powiedzieć, bo jeśli tobie albo cioci to przeszkadza, to nie ma sensu cię tu ciągać.

- Dean, po prostu to powiedz.

- Jestem gejem, Bobby - wyznał, a w słuchawce zapadła cisza. - Bobby?

- Jesteś pewien?

- Tak.

- Dobrze - odparł spokojnie. - Jakoś sobie z tym poradzimy. Najważniejsze, żebyście byli teraz bezpieczni.

- Bobby?

- Tak?

- Jest taki jeden chłopak... Nie wiem czy coś z tego będzie, ale gdyby tak, mógłby go tu czasem odwiedzać?

- Jasne, będę ci pożyczał auto na weekendy. Będę po was w sobotę popołudniu, dobrze?

- Mógłbyś podjechać po mnie pod inny adres? Boję się wracać do domu. Wyślę ci adres SMSem.

- Dobrze. Odpocznij do tego czasu.

- Dobrze. I Bobby?

- Tak?

- Dziękuję.

- Jesteś dla mnie jak syn, zawsze możesz na mnie liczyć. Sam też. Wiesz o tym.

- Wiem. I dlatego dziękuję.

- Nie masz za co. A teraz idź spać, jest po północy.

Dean westchnął.

- Dobranoc, Bobby.

- Dobranoc.

Rozłączył się i położył na plecach, wpatrując w sufit. Nie ma mowy, żeby tu zasnął.

Wstał i starając się być cicho, ruszył w stronę pokoju Castiela, pukając lekko w drzwi i otwierając je. Novak też nie spał.

- Stało się coś? - spytał zdezorientowany.

- Nie mogę zasnąć, mogę spać z tobą?

Chłopak przytaknął.

- Jasne, chodź tu.

Dean uśmiechnął się delikatnie i położył obok Castiela. Może to głupie, ale obaj zasnęli na kilka minut po tym, jak Winchester objął Novaka. Wzajemna bliskość sprawiła, że momentalnie się uspokoili i całe emocje związane z minionym dniem odeszły w niepamięć. Liczyło się tylko to, że byli teraz razem.

Kiedy Chuck zobaczył rano, że salon jest pusty, na początku pomyślał, że Dean się przestraszył i uciekł. Przestraszyl się, że chłopak znowu może chcieć popełnić samobójstwo. Ale wtedy zrozumiał, że jest jeszcze jedna opcja. Zajrzał do pokoju syna i zobaczył ich śpiących razem. Trochę uderzył w niego ten widok, bo mimo że zaakceptował orientację syna, wolał, aby to wszystko następowało nieco wolniej. Cóż, przynajmniej był szczęśliwy. Chyba pierwszy raz od dnia, w którym zabrał go ze starej szkoły. Postanowił ich nie budzić. Nic się nie stanie, jak jeden dzień nie pójdą do szkoły.

Bobby zabrał Deana i Sama do siebie w sobotę, robiąc przy tym awanturę Johnowi. Miał nadzieję, że cokolwiek do niego dotrze i wkrótce przyjedzie chociaż odwiedzić synów, jednak nie doczekali się tego przez kolejne dwa miesiące.

Dopiero po dwóch miesiącach Dean mógł pojechać w odwiedzin do Castiela. Wcześniej miał dużo do nadrobienia w szkole, bo w tej nowej byli nieco do przodu z programem i Bobby powiedział, że dopóki tego nie nadrobi, nie pozwoli mu jechać. To zmobilizowało Deana do tego, aby mocniej przykładać się do nauki. Dzień przed wyjazdem zepsuł się jednak samochód jego wujka, więc został zmuszony do przyjechania pociągiem.

Na peronie czekali na niego Castiel i Lisa. Dziewczyna zerkała niepewnie na siedzącego obok Novaka.

- Jesteś na mnie zła? - spytał w końcu.

- To chyba ja powinnam cię o to pytać - stwierdziła.

- Wiesz o co mi chodzi. Byłaś z nim szczęśliwa, a potem pojawiłem się ja i...

- Gdyby nie ty, kiedyś poznałby kogoś innego. Widocznie nie był mi pisany. Najważniejsze, żeby był szczęśliwy.

Castiel uśmiechnął się lekko.

- Chcę, żeby taki był.

- Kochasz go?

Spojrzał na nią i skinął głową.

- Tak - wyznał.

- Więc jestem spokojna.

Gdy tylko nadjechał pociąg, Castiel wstał, wyczekując sylwetki Deana wysiadającego z pociągu. Gdy tylko go zobaczył, rzucił się w jego ramiona. Właściwie to obaj to zrobili - ruszyli biegiem w swoją stronę i przytulili się w połowie drogi, dość szybko przechodząc do pocałunku.

Ludzie obdarzali ich oburzonymi spojrzeniami. Cóż, to nie było zbyt tolerancyjne miasteczko.

- Ohyda. Mogliby się powstrzymać - powiedziała jakaś starsza kobieta.

- A ja myślę, że wyglądają razem uroczo - stwierdziła Lisa, patrząc na nich z uśmiechem.

Może Dean po prostu nie był jej pisany, ale był dobrym chłopakiem. Tak jak Castiel. Zasłużyli na siebie i wiedziała, że będą dla siebie dobrzy. A jedyne, czego chciała dla Deana po tym wszystkim, co przeszedł, to jego szczęścia.

Deanowi do szczęścia wystarczyło poczucie, że Castiel jest obok. W końcu. Pisali już o tym, ale nie widzieli się od tego czasu, więc to tego dnia mieli oficjalnie potwierdzić, że są parą. I obaj mieli nadzieję, że będą nią jak najdłużej.

KONIEC.

N/A

Okej, wyszło krócej niż zakładałam, ale mam nadzieję, że mimo wszystko historia Wam się podoba. Będę wdzięczna za każdą opinię.

A teraz... inspiracja:

Francuski film Baisers Cachés (pol.: Ukryte Pocałunki). Do obejrzenia na outfilm.pl za 9.90zł (nie, to nie jest reklama, to po prostu jedyne miejsce, gdzie możecie obejrzeć ten film z polskimi napisami). Polecam film, bo bardzo fajny i dobrze zrobiony no i dużo lepszy niż ten one shot.

Piosenka użyta w one shocie: Calum Scott - No Matter What. Tłumaczenie własne.

Media: Troye Sivan - Lost Boy.

Trzymajcie się!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro