Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 2 ~

Milen otworzył drzwi komisariatu z głośnym skrzypnięciem. Do dusznego korytarza komendy policji w Bukareszcie wpadła odurzająca woń sprzedawanych nieopodal na stoisku kwiatów, oraz kurz i pył z mieszczącej się za rogiem budowy. Vlad zmrużył oczy gdy tylko wyszedł na zewnątrz i ujrzał światło słoneczne, po dłuższym przebywaniu w ciasnym i ciemnym pokoju przesłuchań powrót na ulicę okazał się odrobinę problematyczny. Przetarł powieki wierzchem dłoni i spojrzawszy na ciasne alejki oraz kamieniczki uśmiechnął się smutno. Następnym razem odbędzie swobodny spacer dopiero po powrocie z więzienia, dlatego musiał się cieszyć dobrocią policjanta, który zgodził się wyjść z nim aby ten uporządkował niedokończone sprawy.

- Więc? W którą stronę? - zapytał mężczyzna gdy zamknął drzwi komendy.

Vlad wciągnął do płuc równie pachnące, co gorące powietrze. Czuł jak jego blond włosy z wolna chłoną piekące promienie słońca, coraz bardziej nagrzewając jego głowę. Lekki wiaterek niespodziewanie musnął jego policzek, i zniknął tak szybko jak się pojawił. Po błękitnym niebie z wolna płynęły białe obłoczki, które co jakiś czas rzucały na okolicę szary cień dając sprzedawcom chwilową ulgę od nieznośnego słońca. Dzień wydawał mu się przepiękny, na sam widok chciało się skakać ze szczęścia, że mogło się znajdować właśnie w Rumuńskiej stolicy gdy pogoda była tak cudowna. Chciałby móc smakować tę chwilę tak długo jak się tylko dało, ale niestety nie mógł tego zrobić, wolał nie podpadać Milenowi, w końcu ten nie zrobił mu nic złego, wykonywał jedynie swoją pracę.

- Tędy - odparł i wskazał na uliczkę wiodącą do wyjazdu z miasta, a następnie ruszył z wolna.

Obaj mężczyźni szli obok siebie niemal równym tempem. Panowała między nimi niezręczna cisza, albowiem żaden nie wiedział na jaki temat mogliby zacząć rozmowę. Ostatecznie myśli Vlada gdzieś uleciały, a Milen zaczął się wsłuchiwać w cichy śpiew ptaków oraz odgłosy miasta.

Po kilku minutach brunet zdał sobie sprawę, że kierowali się w stronę mniej zamożnej dzielnicy - kamieniczki coraz częściej były nieodnowione i odrapane, a kątem oka zauważał więcej podejrzanych osób kręcących się po okolicy.
Milen zerknął na Vlada jakby szukając w jego twarzy odpowiedzi na zadawane sobie pytania. Nie uzyskał jej jednak - chłopak wyglądał na zupełnie obojętnego, aczkolwiek jego myśli krążyły gdzieś daleko stąd. Nie wyglądał na zdenerwowanego czy wystraszonego, jakby przebywał ową drogę nie pierwszy raz, a wręcz przeciwnie - jakby znał ją jak własną kieszeń.

Szli dalej, a kolejne ulice coraz bardziej przypominały miejsca często nazywane "podejrzanymi". Coraz powszechniejszy stawał się widok żebrzących cyganek czy wypuszczonych bez opieki romskich dzieci. Średnio co drugi budynek przypominał mu nienadającą się do zamieszkania ruinę, w której jednak pomieszkiwały całe rodziny z najbiedniejszej warstwy społecznej. Psy biegały samopas, bez obroży i właściciela, bezpańskie koty wręcz mnożyły się w oczach. Milen zastanawiał się do jakiego "boss'a" prowadzi go Vlad, skoro przez swój ogrom zasięgu i wpływów był zmuszony do prowadzenia interesów w takiej dzielnicy.

W końcu minęli ostatni tani pub, ostatni zniszczony budynek i ostatni sklepik, a za ich murami Milenowi ukazało się prawdziwe cygańskie osiedle. Patrząc na nie przypomniały mu się wszystkie ostrzeżenia rodziców, które wysłuchiwał będąc dzieckiem.

-"Nie zbliżaj się do cyganów - okradną cię!", "gdyby jakiś do ciebie podszedł - krzycz,  ktoś na pewno ci pomoże" lub "zawsze noś przy sobie gaz pieprzowy - gdyby któryś cię zaatakował będziesz miał czas na ucieczkę" - teraz to wszystko rozbrzmiewało w jego głowie, a on nie wiedział co powinien zrobić. Czy zachować się jak podpowiadał rozsądek, i uciekać stamtąd tak szybko jak się da, czy być poważnym funkcjonariuszem i zostać?

Po chwili zastanowienia nie uciekł, miał w końcu przy sobie pistolet, co gwarantowało  względne bezpieczeństwo. Zbliżył się jednak do Vlada, czego ten nawet nie zauważył. Wydawał się zupełnie obojętny, wobec czego jego i Milena dzieliły raptem centymetry.

Weszli na niezbyt ciekawy teren, przez zwyczajnych obywateli zwany powszechnie "cygańskimi slumsami". Brunet czuł się w ich obszarze więcej niż niekomfortowo, czego starał się nie okazywać. Obawiając się o własne zdrowie (i stan portfela) złapał blondyna za ramię aby trzymać się jego jak najbliżej. Vlad zdawał się tym nie przejąć, jednak na jego policzkach dało się zauważyć lekki rumieniec, prawdopodobnie wywołany niespodziewanym gestem Milena.
Szli więc razem, a młody policjant nieśmiało podziwiał otaczające go osiedle. *Na próżno było w nim szukać normalnych budynków - każdy składał się w większości ze śmieci, takich jak eternit czy pojedyncze, ustawione na sobie cegły. Podstawą domów były zawalone dawno ruiny, na których zgliszczach i ostatkach kładziono materiały, które mogły posłużyć za ściany. Często budynki nie miały drzwi ani dachów, normą były powybijane szyby. Przed każdym z baraków walały się stosy śmieci, zaczynając od plastikowych butelek i papierków, kończąc na podartych szmatach i odchodach zwierząt. Tutaj również roiło się od psów i kotów, często kulawych i chorych, słusznym stwierdzeniem byłoby, iż stanowiły ich one znaczną większość. Bułgar wpatrywał się w to wszystko jednocześnie zaciekawiony jak i obrzydzony, całe to otoczenie przerażało go, nigdy nie udałby się na nie z własnej woli. Vlad za to nie okazywał nic, co według Milena musiało oznaczać, że musiał przebywać na włościach boss'a wyjątkowo często.

Po drodze zauważyli grupkę bawiących się dzieci, które wesoło biegały po zupełnie zawalonych ruinach. Wyglądało na to, że nie było z nich (ruin) żadnego pożytku, wobec czego służyły za niezbyt bezpieczny plac zabaw dla miejscowej dzieciarnia. Były tam dziewczynki i chłopcy w różnym wieku, od malutkich, na oko dwuletnich, po starsze, nawet dziesięcioletnie. Bawili się tym co znalezli w śmieciach, razem, w jednej grupie. Milena nie zdziwił fakt, iż ubranka w jakich chodziły były na nie za małe lub za duże, a oprócz tego brudne i często porwane. Patrząc na te małe, żyjące w nędzy istotki, serce mu się łamało, jednocześnie nie wiedząc czemu jeszcze bardziej zbliżył się do Vlada.

Dorosłych praktycznie nie mijali na swojej drodzę, prawdopodobnie dlatego, iż ci wyruszyli do miasta w celu żebrania lub okradania turystów oraz miejscowych. Na przetartej na polu śmieci drodze spotkali jedynie dwie kobiety w długich, kolorowych spódnicach, które na widok Vlada lekko skinęły głowami.

Doszli w końcu do małego budynku, który wyglądał trochę porządniej niż inne, co oczywiście nie znaczyło, że dało się w nim godnie żyć. W przeciwieństwie do swoich sąsiadów posiadał drzwi, a w oknach miał nawet szyby. Dach zastąpił eternit, tak samo jak jedną ze ścian. Cóż, na całym tym osiedlu był to dom, który na tle innych wyglądał jak rezydencja. Milen od razu pomyślał, że musiał on należeć do boss'a któremu służył Vlad, w końcu kogo innego z całej tej zgrai złodzieji i żebraków byłoby stać na dom w tak dobrym (na tle reszty) stanie?

- Wchodzisz ze mną, czy zaczekasz? - zapytał nagle Vlad, gdy oboje już stali pod drzwiami budynku. W jego głosie dało się wyczuć niesłychany żal i smutek, może nawet próbę opanowania wybuchu płaczem. Chłopak jednak stał pewnie, nie dając się ponieść emocjom, a na jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Milen podziwiał go za to.

- Niestety, ale muszę wejść. Nie mogę przewidzieć, czy na przykład nie zechcesz uciec oknem, rozumiesz... - odparł brunet i odwrócił wzrok czując się winny konieczności zakłócenia prywatności Vlada w jego ostatnich chwilach na wolności.

- Rozumiem. W takim razie udawaj mojego kolegę. Nie odzywaj się, a jeśli już zostaniesz o coś zapytany potwierdzaj to, co mówię. Zgoda? - chłopak zerknął na Milena przyjaźnie i położył dłoń na klamce.

- Zgoda - potwierdził brunet, a Vlad otworzył drzwi na oścież. Obaj weszli do środka domu, którego wnętrze stanowiły jedynie dwa niewielkie pokoiki. W tym większym do którego weszli stała nieduża sofa, kredens, odrapany stół i kilka krzeseł, każde inne. Na otwartych półkach kredensu (i w tych zamkniętych prawdopodobnie też) znajdowały się podstawowe rzeczy, od ubrań po jedzenie. Po pomieszczeniu hulał wyraźnie słyszalny wiatr, nie trudno się było domyślić, że dom nie należał do zbyt szczelnych. Cały pokój był strasznie obskurny i biednie urządzony, chociaż biorąc pod uwagę osiedle na jakim się znajdował prawdopodobnie i tak należał do tych najwyższej klasy.

Przez dłuższy moment brunet myślał, że w domu nikogo nie było, dopiero po chwili ujrzał niewielką, drobną postać siedzącą na kanapie. Ciemnowłose dziecko poruszyło się niemrawo i gwałtownie zeskoczyło z sofy, po czym niespodziewanie szybko podbiegło do Vlada i rzuciło mu się w ramiona.

- Braciszku, nareszcie wróciłeś! - zawołało ściszonym głosem - Martwiłem się o ciebie!

Blondyn wyciągnął ramiona i przytulił braciszka do piersi. Przez dłuższą chwilę głaskał go po głowie, a gdy ten się od niego odsunął chłopczyk spojrzał na bułgara wesoło.

- A to kto? - zapytał uśmiechając się szeroko, tym samym ukazując dwa rzędy białych ząbków.

- Ah, on? To tylko mój przyjaciel - Milen. Znamy się od niedawna, dlatego jeszcze o nim nie słyszałeś - Vlad zaśmiał się słabo i spojrzał na braciszka jakby przez mgłę, co trochę go zaniepokoiło. Mimo wszystko uśmiech za chwilę ponownie pojawił się na twarzy chłopca, gdy ten wyciągnął rączkę w kierunku stojącego obok Vlada gościa.

- Mam na imię Aurel, miło mi poznać - powiedział swoim uroczym, dziecięcym głosikiem.

Blondyn zarumienił się lekko i odciągnął chłopca od Milena. Spłoszony odwrócił wzrok przyciągając braciszka do siebie.

- Przestań, nie można - skarcił go dyskretnie.

- Czemu nie można? Ja chciałbym się przywitać - brunet kucnął i pochylił się w stronę chłopczyka, a następnie wyciągnął rękę w geście uściśnięcia dłoni - Milen Hinova, miło mi poznać - powiedział łagodnie i uśmiechnął się przyjaźnie.

- Aurel Popescu - chłopiec oddał uścisk i ponownie zaśmiał sie cichutko. Dopiero po chwili młody policjant zorientował się, że był on ubrany w czyste, ale o wiele za duże ubranie, w dodatku absolutnie nie dostosowane do pory roku. Zrobiło mu się szkoda bezradnego dziecka, które siłą rzeczy było zmuszone do życia w takich warunkach.

- Braciszku, posłuchaj mnie teraz - Vlad spoważniał i spojrzał na chłopczyka chłodno, co zauważył również Milen. W sekundę odsunął się od dziecka i wstał na równe nogi. Stanął nieopodal nich i jedynie obserwował.

Tymczasem blondyn wziął Aurela za obie malutkie rączki, które mocno ścisnął. Stojący z boku brunet od razu zauważył, że starszy z braci ledwo powstrzymywał się od płaczu, poza tym zdawał się mieć gulę w gardle, która przez dłuższy moment nie pozwalała mu mówić. Nie powiedziawszy ani słowa mocno przytulił do siebie braciszka, i dyskretnie otarł łzy których nie zdołał powstrzymać. Usilnie starał się zdobyć na uśmiech, co niezdarnie mu się udało.

- Aurel, mój drogi, kochany braciszku... - zaczął bardzo cicho - Od dzisiaj będziesz mieszkał u Estery i jej rodziny. Będzie ci u niej dobrze, wiesz przecież, że to dobra i opiekuńcza kobieta, w dodatku często rozdaje słodycze. Jej dzieci cię lubią, jestem pewien, że się dogadacie... - dodał po kolejnym otarciu łez z policzków.

Chłopiec nagle zbladł i gwałtownie odsunął się od brata. Jego urocza twarzyczka wykrzywiła się w połączeniu żalu, szoku i niezrozumienia, a następnie dziecko wybuchło płaczem. Vlad westchnął ciężko i z bezradności jedynie objął Aurela.

- Dlaczego? Co jest tak ważne, że musisz odejść? - płakał szatyn - Nie ma cie całymi dniami, a ja jestem dobrym chłopcem - czytam książeczki jak kazałeś, nie wpuszczam obcych, staram się nie brudzić ubrań. Jestem grzeczny, więc czemu każesz mi mieszkać u Estery? Czemu?

Blondyn pogłaskał braciszka po główce i uśmiechnął się pokrzepiająco. Delikatnie złapał chłopczyka za mokrą od łez, maleńką bródkę którą odchylił ku górze, a następnie czule ucałował go w czoło.

- Spokojnie, wkrótce wrócę, a wtedy znowu będziemy razem, i już nic nas nie rozdzieli. Moja nieobecność nie potrwa długo, więc nie płacz, proszę - powiedział ciepło i palcem otarł łzy z policzków brata. Ten zdawał się powoli uspokajać, nawet lekko się uśmiechnął. Milena autentycznie zaskoczyła moc prostych gestów i kilku zdań wypowiedzianych przez Vlada, jakby mogły one naprawdę przykryć fakt, jakim była strata starszego brata na bliżej nieokreślony okres czasu.

- Milen - zawołał nagle Aurel i odwrócił się do stojącego z boku bruneta. Spoglądał na niego poważnie, niemal jak oczyma dorosłego - Jesteś przyjacielem Vlada, prawda?

Młody policjant zerknął na starszego z braci porozumiewawczo, na co ten wymownym spojrzeniem kazał mu dalej brnąć w kłamstwo.

- Tak, jestem, a czemu pytasz?

- Obiecaj mi, że braciszek wkrótce wróci, w końcu tobie też musi na nim zależeć, skoro nazwał cię swoim przyjacielem.

- Aurel! - krzyknął Vlad wzburzony - Jak śmiesz się tak zwracać do starszej, i to w dodatku obcej osoby?! Nie tak cię wychowałem! - zganił chłopca szorstko i spojrzał na Milena błagalnie. Zapewne spodziewał się, że ten się obrazi, że poczuje się znieważony taką bezpośredniością małego chłopca. Było jednak zupełnie inaczej, co całkowicie zaskoczyło blondyna.

- Dobrze, obiecuję - odparł ze stoickim spokojem, i klękając wyciągnął do chłopca mały palec swojej prawej dłoni - Obiecuję ci, że Vlad wkrótce do ciebie wróci. Jeśli złamię obietnicę, obetniesz mi palec.

Chłopiec wystraszył się odrobinę, czego dowodem było odsunięcie się od bruneta na kilka kroków, jednak gdy ujrzał uśmiech na twarzy Milena odwzajemnił go. Nieśmiało wyciągnął swój maleńki paluszek i zacisnął go na palcu chłopaka, a następnie szybko przytulił bruneta.

- Nawet jeśli złamiesz obietnicę nie zrobię ci krzywdy, ale niech to nie sprawi, że będziesz się mniej starał - powiedział chłopiec na ucho i odsunął się uśmiechając się szeroko.

Bułgara to dziecko rozbrajało, serce mu rosło na sam jego widok. Nie chciał widzieć go dziś pierwszy i ostatni raz, poczuł z nim więź jak jeszcze z żadnym innym dzieckiem. Szkoda, że to wszystko miało się zakończyć tak szybko, jak się zaczęło...

- Aurel, my musimy już iść, wkrótce będę miał pociąg, i... nie mogę się spóźnić. Milen mnie odprowadzi, bez obaw. W każdym razie, spakuj się i idź do pani Estery, powiedz jej, że musiałem wyjechać i proszę o opiekę nad tobą. Przyjmie cię, jestem pewien - powiedział Vlad i pogłaskał braciszka po główce. Chłopiec mimo swojego młodego wieku starał się być silny i nie płakać, najwyraźniej wiedział, że to nic nie da.

Przed tym jak się pożegnali Vlad znalazł Aurelowi walizkę i podał mu rzeczy które miał spakować. Dołożył bratu również trochę jedzenia które miał zamiar spożyć w przerwach od kradzieży, aby ten chociaż kilka dni nie chodził głodny. Na koniec pożegnali się nieopodal ich domku, na rozstaju dróg. Samo pożegnanie nie trwało zbyt długo - bracia jedynie przytulili się i obiecali, że starszy szybko wróci do domu.

Vlad krocząc przez osiedle jeszcze kilka razy spoglądał za siebie aby upewnić się, że braciszek dotrze do nowego domu. Gdy ten już zniknął mu z oczu blondyn wybuchł płaczem i skulił się w kucku na środku dróżki. Milen wiedział, że był zupełnie bezradny, więc tylko klepał go po plecach dla dodania otuchy.
Koniec końców wygrało zdrowe myślenie Vlada - wstał z podniesioną głową i poszedł dalej, aby nie marnować czasu młodego funkcjonariusza.

Droga minęła im w grobowej atmosferze nieznośnego milczenia. Żaden z nich nie chciał się odezwać, bo tak naprawdę o czym mieliby rozmawiać? O tym co się przed chwilą wydarzyło? O łzach jakie uronił Vlad podczas spotkania z ukochanym bratem? A może o więzieniu, które nieuchronnie czekało na słynnego złodzieja z centrum Bukaresztu?

Wkrótce staneli przed komendą, może nie dosłownie, dzieliło ich od niej mniej niż pięćdziesiąt metrów. Z oddali czuć było zapach kwiatów z pobliskiego stoiska, rozmowy tłumnie gromadzących się ludzi zagłuszały odgłosy budowy zza rogu. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, i przygrzewało znacznie słabiej niż poprzednio. Vlad westchnął głęboko, chłonąc wszystkie zapachy i atmosferę miejsca, aby zapamiętać jej jak najlepiej. Nie mógł wprost uwierzyć, że to wszystko od jutra stanie się jedynie wspomneniem.

- Vlad, chciałbyś może zapalić? - zapytał Milen obojętnie, i wyciągnął z kieszeni paczkę tanich papierosów.

- W sumie czemu nie, dzięki - odparł blondyn siląc się na chociaż lekki uśmiech.

- Chodź na bok, nie będziemy na ludzi chuchać - Bułgar skinął w stronę wąskiej uliczki, gdzie też obaj się udali. Zapalili papierosy i rozkoszowali się gorzkim dymem, który w sekundę wypełnił ich płuca. Vlad  przymknął oczy i jak w transie patrzył na chodnik, Milen udawał że przeglądał coś na telefonie. Milczenie które się między nimi wywiązało nie było jednym z tych pożadanych, obaj wiedzieli, że istniały pytania na które odpowiedzi pragnął Bułgar, a które bał się zadać. Vlad zdawał sobie sprawę jakie one były, domyślał się przynajmniej jednego z nich, i nie miał zamiaru zostawić mężczyzny bez odpowiedzi.

- Pewnie się zastanawiasz dlaczego mieszkam na cygańskim osiedlu, co? - zagadnął blondyn nadal bezemocjonalnie gapiąc się na podłoże. Znużony zaciągnął się i wypuścił dym nosem.

Brunet wzdrygnął się, prawdę mówiąc właśnie o to chciał zapytać, jednak nie sądził, że chłopak odgadnie jego myśli. Wolał nie być nachalny, każdy ma swoje życie, więc nie powinien w nie ingerować jeśli to nie było konieczne. Uwazał, że złodziejaszek powinien unikać tego tematu, a tu coś takiego.
Mimo wszystko bardzo chciał wiedzieć co takiego miało miejsce, że młody chłopak zamieszkał wsród romów. Spojrzał na niego pytająco, a po chwili skinął w ramach potwierdzenia.

- W sumie nie mam już nic do stracenia, więc będę szczery. Tak naprawdę i bez tego bym ci powiedział, ty jedyny byłeś dla mnie życzliwy... - wciągnął dym, i mówił wydychając go. Spojrzał na Milena wymownie, a ten przysunął się bliżej blondyna. Vlad ponownie wciągnął dym i wypuścił go, tym razem zdecydowanie szybciej.
- Ja i Aurel jesteśmy romami.

- Że wy? Ale jak to? W niczym ich nie przypominacie - przerwał Milen, za co został skarcony zdecydowanym spojrzeniem Vlada, który nie przejmując się jego dygresją mówił dalej.

- Wyglądamy "normalnie", ponieważ nasza matka była zwyczajną Rumunką, najwyraźniej to po niej odziedziczyliśmy biały kolor skóry. Tata był bogatym romem, szybko wzbogacił się na przemyśle muzycznym - on i jego zespół byli bardzo popularni w tej okolicy, grali nawet koncerty i wydawali albumy. Jednakże... - ponownie zaciągnął się papierosem - ... coś się musiało w końcu popsuć.

Milen obserwował mimikę Vlada, który zdawał się być kompletnie pozbawiony emocji, jakby nagle stał się zupełnie inną osobą. Nie był to już ten Vlad, który płakał podczas pożegnania z braciszkiem, który starał się być silnym, aby tracąc chłopczyka z oczu wprost wybuchnąć płaczem. A może takiego właśnie udawał na codzień, i to on - bułgarski policyjny najemnik, odkrył jego słabą stronę? Może właśnie taki był dla wszystkich, a tylko nieliczni poznali jego prawdziwe "ja"?

- Mama kochała ojca, rodzice pozwolili jej na ślub tylko dlatego, że ten miał pieniądze, inaczej nie dopuścili by do tego małżeństwa w obawie o los córki. Cóż, początkowo wszystko szło świetnie, młoda para mieszkała w mini-pałacyku, urodziło im się kilkoro dzieci, wszystko było dobrze, do czasu... - chłopak skończył palić papierosa, na co Milen podał mu następnego. Blondyn zapalił go i przez chwilę rozkoszował się dymem, aby ponownie powrócić do opowieści.

- Któregoś dnia zespół upadł, od tak. Nagle źródło dochodu się skończyło, byliśmy zmuszeni sprzedać dom, na rzecz zamieszkania w slumsach, ale nie, nie tych obecnych, do tego dojdziemy - odpowiedział na jeszcze nie zadane pytanie, które wyczytał z twarzy chłopaka jeszcze zanim ten zdążył się odezwać.

- Rodzice zajmowali się tym co cyganie - ojciec kradł, mył szyby stojących w korkach samochodów, sprzedawał złom... Matka żebrała, wróżyła, sprzedawała podrabiane ubrania na bazarze, ale to jak było lepiej nie zazwyczaj. Żadne z nas nie chodziło do szkoły, czytać i pisać uczyła nas mama. O tym że istniejemy nie wie również prawo, ani żaden urząd...

- Zaraz, jak to? - Milen nie wytrzymał - Przecież rodzice musieli zgłosić wasze narodziny! Twierdzisz, że nie masz aktu urodzenia? Ani aktu, ani numeru pesel? Książeczki zdrowia, nic? - brunet nie mógł wyjść z szoku, zdziwiony zasypywał blondyna pytaniami, na które ten odpowiadał skinieniem głowy. Gdy wreszcie uznał że nie miało to sensu oparł się o ścianę pobliskiego budynku, i ucichł dając chłopakowi mówić.

- Kilka lat temu zbuntowałem się, miałem dość życia na ulicy niczym bezdomne zwierzę. Pytałem matkę, czy dziadkowie nie mogliby nam pomóc, w końcu wykształcili córkę i ta mogłaby znaleźć pracę, a nam dać edukację. Matka jednak twierdziła, że nie ma takiej opcji, że rodzina się jej wyparła, że nie ma nadzieji. Chciałem udowodnić że tak nie było, więc wypytałem o adres jej rodziców i zdecydowałem się sam do nich pojechać... - mówiąc to zniżył głos i odwrócił wzrok, co nie umknęło uwadze Milena. Obserwował Vlada bardzo uważanie, gdy ten bił się z samym sobą czy mówić dalej. Po chwili jednak, jak widać, chęć podzielenia się tym z policjantem wygrała, bowiem postanowił dalej prowadzić monolog.

- Pojechałem i zrozumiałem, że matka miała rację, ale tu nie o to chodzi. Gdy wróciłem okazało się, że... na moim osiedlu panowała epidemia, która dziesiątkowała całe rodziny. Gdy tylko to usłyszałem przybiegłem do domu, ale... - mówił cicho, lekko zachrypniętym głosem. Wydawał się bliski płaczu, jednak nie dawał się ponieść emocjom, z trudem mówił dalej.

- ... ale nie miałem praktycznie do czego wracać...

Nastąpiła cisza, podczas której Vlad kilkukrotnie ocierał łzy, koniec końców usiadł opierając się o ścianę budynku, co uczynił również Milen. Siedząc tak obok siebie wyglądali na najlepszych przyjaciół, a przecież znali się ledwie dzień. Brunet dopiero wtedy zaczął rozumieć jak niewiele w przyjaźni znaczył czas, albowiem to wspólne doświadczenia i chwile decydowały kim była dla ciebie dana osoba - przyjacielem czy znajomym. Właśnie takie otworzenie się sprawiało, że ludzie stawali się sobie bliscy, bez względu na płeć czy wiek. Wspólny ból i zrozumienie dawały znacznie więcej, niż jakakolwiek wspaniała chwila...

- Gdy tylko przekroczyłem próg domu poczułem zapach rozkładających się zwłok. Wszyscy... wszyscy byli martwi... z wyjątkiem leżącego w kołysce Aurela... - chłopak już nawet się nie chamował, mówił jednocześnie szlochając, z chwili na chwile coraz bardziej. Przestał ocierać łzy wiedząc, że było to bezsensowne.

- Ja... Nie miałem pojęcia co robić, nie miałem pieniędzy na pochówek, więc musiałem się zgodzić na wspólną mogiłę rodzeństwa i rodziców, razem z innymi ofiarami epidemii. Chcieli mi odebrać Aurela bo miał objawy choroby, ale uciekłem do naszego obecnego osiedla, a on wyzdrowiał... nie ma dla mnie nikogo ważniejszego na świecie, od niego... - powiedział i zakrył twarz dłońmi, aby móc całkowicie oddać się ronieniu łez. Nie zwracał już uwagi na bruneta, nie chamował się, po prostu płakał.
Milen nie miał pojęcia co robić, ponieważ żadne słowa nie były odpowiednie do owej sytuacji. Mógł jedynie siedzieć obok, a po chwili niezdarnie objął Vlada aby ten czuł, że mimo wszystko nie był sam.

Po jakimś czasie blondyn odrobinę się uspokoił, twarz nie była już tak czerwona od płaczu, łzy z policzków wyschły. Długo bezemocjonalnie patrzył się w ścianę nie potrafiąc się zdobyć na dalszą opowieści. Ludzie zerkali na nich ze zdziwieniem lub obrzydzeniem, bo jak to, dwóch chłopaków przytulało się siedzac w ciemnej alejce? Toż to niedopuszczalne! Mimo tych krzywych spojrzeń żaden z nich nie miał zamiaru się poruszyć, obaj potrzebowali teraz tej odrobiny bliskości. Oboje wiedzieli także, że opowiadana przez chłopaka historia nadal nie została zakończona, a na co Milen bardzo oczekiwał.

- Nie będę sobie wycierał mordy młodszym braciszkiem - zaczął w końcu Vlad zachrypniętym głosem - Kradłem, owszem, nie będę zaprzeczał. Kradłem i kupowałem za to jedzenie i ubrania, ale czyż miałem inny wybór? Nawet na głupie magazyny potrzeba skończyć choćby szkołę podstawową, której ja nie mam. Na budowie potrzebują książeczki zdrowia, której ja nie posiadam, już nie wspominając o dowodzie osobistym i innych dokumentach. Szukałem pracy, ale właśnie przez ten brak czegokolwiek nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Zacząłem zbierać złom, ale to nie przynosiło mi prawie żadnego dochodu. Nie chciałem być taki jak ojciec, jednak któregoś dnia musiałem kogoś okraść... Aurel nie miał nic w ustach od trzech dni, żebranie nic nie dawało, mogłem tylko płakać... albo działać. Okradłem dziewczynke... niewiele starszą od mojego braciszka...

Ta wiadomość oszołomiła Milena, spodziewał się raczej czegoś innego... może okradzenie staruszki? Albo kogoś pijanego, studenta? Ale... dziecka?

- Jestem gównem, wiem, ale ja naprawdę potrzebowałem tych pieniędzy... To było ledwie dwadzieścia lejów, a ona chodziła ubrana w bardzo drogie i modne ciuszki, nawet jeśli była tylko dzieckiem. Ja wiem, że to nie usprawnienie, ale te pieniądze naprawdę uratowały nas od głodu, Aurel mógł wreszcie coś zjeść... - chłopak wyglądał na coraz bardziej zrezygnowano, z chwili na chwilę popadał w większą melancholię. Wreszcie spojrzał na Milena pytająco.
- Więc? Idziemy na komisariat? Już chyba czas, wiesz już wszystko... Wiesz jak upadłem, wiesz jak moje starania okazały się nic nie warte, aby koniec końców kontynuować drogę ojca. Teraz wiesz o wszystkim, więc aresztuj mnie wreszcie, miejmy to za sobą.

Brunet skinął w geście aprobaty i obaj wstali otrzepując się z pyłu i piachu. Blondyn pierwszy wychylił się do głównej ulicy, jednak nie było mu dane stać na niej długo, albowiem po chwili poczuł mocne szarpnięcie i na powrót znalazł się na uboczu. Był zdziwiony, miał zamiar zapytać mężczyznę dlaczego to zrobił, jednak coś mu nie pozwoliło. Bułgar był inny, przez chwilę zdawał się bić z myślami, zerkał na Vlada aby następnie ponownie odwrócić wzrok. Taki stan rzeczy miał miejsce dłuższy moment, jednak po zastanowieniu sięgnął on długopis i kilka małych karteczek z wewnętrznej kieszeni kurtki. Aby nie pisać w powietrzu oparł kartki o ścianę budynku przy którym siedzieli jeszcze kilka minut temu, wypisał coś, a następnie schował długopis i spojrzał na Vlada poważnie.

- Na ten adres udasz się razem z bratem. Mieści się tam ośrodek dla bezdomnych, tam wam pomogą. Początki mogą być trudne, ale z dnia na dzień będzie coraz lepiej - powiedział bez zająknięcia i przekazał mu karteczkę
- Tutaj przyjdziesz sam i poprosisz o pracę. Powiedz, że jesteś ode mnie - dostaniesz ją bez żadnych dokumentów i innych pierdół. Będziesz pracował fizycznie, ale stawka nie jest najgorsza, bez szaleństw utrzymasz się razem z Aurelem - dodał z powagą i oddał mu kartkę z adresem
- Powinieneś wiedzieć gdzie jest urząd, ale w razie czego masz tutaj adres i numer do odpowiedniego wydziału. Koniecznie zgłoś się do pani Marii - ona załatwia takie sprawy jak twoja i Aurela, w dodatku to złota kobieta. Założy tobie i bratu konieczne dokumentacje - powiedział i oddał mu skrawek papieru. Po chwili przekazał Vladowi jeszcze jeden niewielki wycinek, na którym widniał jedynie wypisany starannie numer.

- A to co? - zapytał zerkając na kartkę z wyraźnym zaciekawieniem.

Milen jednak nic nie odpowiedział, milczał i odwrócił głowę w stronę głównej ulicy. Zrobił kilka kroków ku wyjściu z bocznej alejki, i udał, że zajmował się patrolowaniem okolicy.

- Ah, byłaby wielka szkoda, gdyby przypadkowo uciekł mi ten złodziej, którego dzisiaj złapałem - powiedział na tyle cicho, aby usłyszał go tylko stojący nieopodal Vlad.

Policzki chłopaka przyozdobił mocny rumieniec. Nagle wszystko stało się jasne, zarówno zachowanie Milena, jak i te dziwne karteczki. Przecież on jawnie pozwolił mu uciekać! Ale dlatego, po co? Przecież za dostarczenie kogoś takiego niewątpliwie dostałby premie, może nawet awans! A on... darował mu wolność?

- Naprawdę...? - Vlad niedowierzał, i stał w uliczce jak kołek, nie umiejąc wykonać żadnego ruchu. To wszystko przerosło go, kiedy już miał się szykować do więzienia... Odpuszczono mu? Nie umiał tego zrozumieć.

- Ah, chyba przez nieuwagę zająłem się czymś nieodpowiednim. Kto by nie skorzystał z takiej okazji - grał Milen dalej, co wywołało łzy w oczach Vlada.

- Dziękuję... Bardzo ci dziękuję... - powiedział przez ściśnięte gardło, a następnie zaczął szybkim krokiem iść w głąb ciasnej uliczki.

Gdy był już dość daleko usłyszał donośne wołanie, które dochodziło ze strony głównej ulicy.

- Zadzwoń - usłyszał i odwrócił się w stronę policjanta, który tym razem stał przodem do niego. Mimo, że dzieliła ich spora odległość zauważył, iż wyglądał na lekko zarumienionego.
- Zadzwoń, gdy już zarobisz na telefon... Będę czekał...

* opisy slumsów wykonałam na podstawie moich własnych obserwacji podczas wycieczek po Rumunii

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro