10.
-NIEEE BŁAGAM NIE ODCHODŹ! NIE ZOSTAWIAJ MNIE! - wydarłam sie na jednorożca.
-Musze już iść, moja mama zrobiła pączki.
-Takie z miodem?
-Nie, szpinakowe. Jednorożce uwielbiają szpinak.
-Fuuuj. Jak można to lubić?!
-Szpinak jest pyszny.
-Nie.
Nagle poczułam na głowie... wodę?
Nie, to jednorożec zaczął rzygać na mnie tęczą!
- Kurwa mać! - krzyczę, gdy ktoś wylewa mi na głowę wode, odrywając mnie tym samym od mojego wspaniałego snu - pojebało cie?! - kładę twarz na poduszkę zamykając powieki.
Usłyszałam śmiech... zaraz.. to napewno nie Mark.. jak nie on to kto?
Otwieram oczy i widzę mojego kuzyna ledwo powstrzymującego śmiech.
-Bardzo śmieszne - mówie zirytowana patrząc na niego spod byka. Ten w końcu wybuchnął śmiechem, a wraz z nim...
-Kto to? - pytam wskazując na chłopaka stojącego za drzwiami.
-No więc.. Alice, poznaj Damona.
-Hej, jestem Alice - wstałam i podałam mu dłoń.
-Damon- odwzajemnił gest. Jejku, jaki on ma śliczny głos. Chyba nawet skądś go kojarze...
-Alice, zrobiłem śniadanie. Chcesz?
-Jeszcze sie pytasz? Pewnie!
***
Po ubraniu się w zwykłe dresy i uczesaniu się w luźnego, niedbałego koka schodzę na dół. Dobiegają mnie cudowne zapachy gofrów.
-Jeju, dzięki! - krzyczę i rzucam się mu na szyję. Mark nie przewidział najwidoczniej tego ruchu, bo zachwiał się i prawie stracił równowagę. Prawie. I jego szczęście.
Znowu usłyszałam ten piękną piękną muzykę... Można zakochać się w czyimś głosie?
-Dobra Alice - przejął głos mój kuzyn, gdy zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść - jemy śniadanie, ogarniesz się trochę, odwiozę cię do domu. Weźmiesz plecak i pojedziemy do szkoły. Pasuje?
Kurwa... Na całe szczęście matka, zresztą jak i ja jeszcze wczoraj nie wiedziałam, że chłopak przyjechał tutaj. Rzadko mu się to zdarza, mieszka w Kanadzie. Wracając do tematu. Matka mogła obdzwonić wszystkich, ale jestem pewna że nie pomyślałaby o nim. Jeśli już zaczęłaby dzwonić to napewno nie teraz, nie raz zdarzało mi się nie wrócić do domu przez jedną, dwie noce. Nie podobało jej się to, ale nie robiła jakieś wielkiej awantury o to. Wiedziała, że to nic nie da.
-Okej, to poczekaj chwilę, pójdę do łazienki - powiedziałam odkładając talerz do zlewu.
-Masz 15 minut, jeżeli nie chcesz pójść na pieszo!- krzyknął gdy byłam już na schodach.
Weszłam do łazienki i nagle mnie olśniło... nie mam tu nic... jedynie te dresy i kilka koszulek i spodni... Jak ja mam sie pomalować?! Hmm... W sumie i tak nie mam zamiaru iść do szkoły. Dobra, obejdzie się bez.
Obmyłam tylko twarz i rozczesałam włosy... ręką. Następnie wybrałam z szafy jedną z trzech koszulek które tu mam i jedyne, czarne spodnie. Chyba nie jest źle. Schodzę na dół i ubieram buty.
-Możemy iść - mówie wkładając telefon do kieszeni.
Wychodzimy z domu i wsiadamy do samochodu zaparkowanego przed domem.
Po kilkunastu minutach jesteśmy przed moim domem. Na szczęście zabrałam ze sobą klucze. Otwieram drzwi i wchodzę do mieszkania. Kieruje się schodami w górę. Biorę plecak i na szybko pakuje do niego wszystko co mi potrzebne: kilka ciuchów, pieniądze, kosmetyki, słuchawki i ładowarkę. Schodzę na dół i wychodzę z domu. Szybko zamykam drzwi na klucz, a potem wsiadam do auta.
***
-Miłego dnia w szkole.
-Dzięki - odpowiadam i całuję go w policzek.
- Pa Damon - łapię za klamkę od drzwi samochodu.
-Ejj, a mi to już nie dasz buziaka?
Zadowolona z tej propozycji odwracam się do tyłu.
Chłopak nastawił prawy policzek i czekał na moją reakcję. Dałam mu buziaka po czym on z uśmiechem pożegnał się ze mną.
-Pa Alice.
Wszystkiemu przyglądał się Mark z dziwnym, a za razem śmiesznym wyrazem na twarzy. Jakby nie dowierzał temu co widzi. A przecież to tylko zwykły buziak w policzek.
Wystawiłam mu język, a on szybko złapał go w dwa palce. Poprosiłam go żeby przestał, ale chyba nic nie zrozumiał z mojego bełkotu. Damon znów zaczął się śmiać. Dlaczego on ciągle sie śmieje? Chociaż nie powiem żeby mi to przeszkadzało. Mike puścił w końcu mój język ale nim sie zoriantowałam, zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam śmiać się jak opętana. Łaskotki to moja słabość. Wraz ze mną zaczeli śmiać się chłopacy.
-P..p... prze.. stań....mu..musze już iść! - wykrzyczałam z trudem. Mój kuzyn grzecznie odsunął się ode mnie, co mnie bardzo ucieszyło. Zadzwonił dzwonek, Mike kazał mi pójść na lekcje.
-Cześć - żegnam się i wysiadam z pojazdu. Kieruje się do szkoły, jednak kątem oka sprawdzam czy chłopaków już nie ma. Oni jednak rozmawiali, najwidoczniej czekali aż wejdę do szkoły. Ehh... niestety musze tam wejść. Dlaczego dzisiaj nie jest sobota?
Zrezygnowana wchodzę do szkoły. Na korytarzu już praktycznie nikogo nie ma. Wyglądam przez okno. Ku mojemu zdziwieniu auto Marka dalej tam stoi... Dlaczego nie odjechali?
Nie wiedząc co robić kieruje się do łazienki w celu zrobienia sobie makijażu.
____________________________________________
Mamy nadzieję, że książka się podoba.
Mile widziane gwiazdki i komentarze. Jeśli macie jakieś pytania piszcię w wiadomościach. Chętnie na nie odpowiemy.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro