9.
Po tym, jak Archer poszedł do domu postanowiłam iść dalej. Zawsze lubiłam spacery. Odprężały mnie, wyciszały, pomagały pomyśleć.
Wiem, że źle potraktowałam moją przyjaciółkę. Nie powinnam się na niej wyżywać. Jednak ta przyjaźń nie miała przyszłości.
Idąc przez ścieżkę w parku oglądałam przyrodę naokoło. Wszystko wydawało się smutne, opuszczone. Usiadłam na ławkę, tą samą co kilka godzin temu. Bardzo lubię to miejsce.
Wiatr rozwiewał moje włosy. Myślałam o wszystkim co wydarzyło się ostatnio. Przez tak krótki okres czasu zdążyłam pokłócić się z matką, przyjaciółką... Miałam dużo trudnych chwil, wylałam dużo łez, co zdarza mi się naprawdę rzadko. Pocięłam się... znowu... Olewam szkołę, ale to akurat nie nowość.
Żałuję wielu rzeczy, wiem że często podejmuje złe decyzje, mówię złe rzeczy, sprawiam przykrość ludziom, często robie tak z automatu... Chciałabym się zmienić, nie krzywdzić ludzi naokoło. Teraz uciekłam z domu, jednak nie czuje żeby była to jedno z gorszych postanowień. Potrzebuję odpoczynku od tego wszystkiego.
Wstaje z ławki i zaczynam kierować się do domu. Zaczyna się ściemniać, zresztą nic dziwnego. Takie uroki tej pory roku. W międzyczasie rozmyślam, co mogłoby się zdarzyć, gdybym została w domu, nie uciekała, spróbowała naprawić wszystko co zniszczyłam, zepsułam. Nie mogę przecież cały czas łazić bez określonego celu, to bez sensu. Zmarnuje sobie młodość.
Dopiero się zorientowałam, że jestem na mojej ulicy... Świetnie. Za jakieś dwadzieścia metrów jest mój dom... Nie chcę wracać, nie wiem po co tu przyszłam...
***
- Długo masz zamiar tu siedzieć?- pyta mnie nagle Susan. Siedze u niej, bo zgodziła się żebym u niej przenocowała kilka nocy.
- Okej, nie pasuje ci moje towarzystwo. Rozumiem. Chcesz żyć normalnie, ja jestem piątym kołem u wozu...- odpowiedziałam wychodząc z pokoju.
- Alice, czekaj - wychyla się zza drzwi - zostań, nie przeszkadzasz mi. Nie to miałam na myśli.
- Po tym jak to powiedziałaś wnioskuje, że nie odpowiada ci moja obecność tutaj. Żegnaj, nie chce ci robić problemu - nie odwróciłam się tylko wyszłam z domu, a to z jednego powodu. Nie chciałam, żeby zobaczyła moje łzy... i tak starałam się ukryć załamywanie się głosu. Wiem, jestem żałosna... to głupie.
Nie wiedząc co robić, napisałam do chłopaków.
Ja Archer, masz może czas? Muszę się napić. Porządnie.
Gdy nie odpisywał, napisałam do Alana.
Ja Masz czas?
Odpisał po chwili.
Aluś ;* Sfalo zie co?
Ja Pijany jesteś...
Aluś ;* Nje.
Ja Gdzie jesteś? Z archerem gdzieś pijecie?
Aluś ;* Kuwra zaras ruham nje pseszkacai m
Ja ...
Ja Serio? Piszesz ze mną posuwając jakąś laske?
Ja Nie wnikam...
Taaa super. Jestem zdana na siebie. Świetnych mam przyjaciół. Jeden mnie olewa, a drugi jest schlany, ma mnie w dupie, a w dodatku zabawia się z jakąś lalunią. W dodatku można powiedzieć, że straciłam drugą przyjaciółkę... Z Sus nie chciałam żeby tak wyszło, ale ona jasno dała mi znać, że nie chce mnie widzieć w domu. Nie to nie, nie będe sie prosić. Najwyżej moje przyjaciółki nie były "na dobre i złe", a tylko na te lepsze chwile.
W każdym razie niewiem co sie dzisiaj z tymi ludźmi dzieje. Mam tylko chłopców, a oni aktualnie mają mnie w dupie. Nic innego mi nie pozostaje, pójdę sie uchlać sama.
***
Właśnie pije chyba piątą kolejkę. Niewiem co mam ze sobą zrobić, gdzie się podziać. Nie myśląc wiele schodze z krzesła barowego i ide na parkiet. Zaczynam ruszać tyłkiem na wszystkie strony świata. Nie nazwała bym tego tańcem, ale co tam.
Nagle ktoś zaczął mnie obmacywać. Kurwa, przez niego nie mam jak tańczyć! Strzepuje jego łapska i z powrotem zaczynam ruszać się w rytm szybkiego kawałka. Ten jednak nie ustępuje i znowu kładzie ręce na mój tyłek. Chyba za dużo alkoholu na dzisiaj, bo odwracam się i tańczę razem z nim.
Po przetańczeniu trzech piosenek zaczął mnie całować. I tu oczywiście kolejny dowód, że przedawkowałam, bo pozwoliłam mu nawet wepchać język do gardła.
Po chwili stania w bezruchu chciał zdjąć ze mnie spodnie. Zaczęłam się wyrywać. Co to, to nie. Moglibyśmy chociaż pójść w bardziej ustronne miejsce, a nie na środku parkietu.
- Ej, koleś!
Nie słuchał mnie, a zaczął znowu rozbierać mnie na środku parkietu. Zaczęłam się wyrywać.
Po chwili poczułam, że ktoś odciąga mnie od tego zboka. Już chciałam dać mu w ryj, gdy zobaczyłam że to mój kuzyn.
Przywalił mu kilka razy, a gdy ten położył się na ziemie, Mark złapał mnie za rękę i zaciągnął przed klub.
- Nic ci nie jest? - zapytał kładąc ręce na moje ramiona i patrzał się prosto w moje oczy.
- Wiesz, jak byś nie był moim kuzynem pomyślałabym, że sie we mnie zakochałeś... chociaż.. czy ja wiem.. Zakochałeś sie we mnie? - pytam słodkim głosikiem.
- Co ci odpierdala!? - odsunął się ode mnie - Możesz odpowiedzieć na moje pytanie?
- Nie.
- Dobra... a masz chociaż samochód, bo ja przyszedłem na pieszo?
- O kurwa! Nie wzięłam... hahahahaha no trudno zawieziesz mnie mój jednorożcu do krainy Nibylandii. Tak do Nibylandii, albo Krainy Lamorożców- Jak pomyślałam tak zrobiłam. Wskoczyłam mojemu biednemu kuzynowi na barana, bo ja taki baranek.
- Co ty robisz? Czyś ty zgłupiała do reszty!?!- wydarł się na mnie.
- Zawieź mnie na księżyc koniku, wio!!!- zawołałam i klepnęłam go w ramie. Ten biedny zaczął mnie nieść. Przynajmniej on się mną przejmuje. Kocham go jak prawdziwego brata. Z tą myślą zasnęłam na jego plecach.
____________________________________
Podoba się wam książka? Dajcie znać w komentarzach.
Rozdziały będą już dodawane regularnie, tak jak wcześniej.
Będzie nam miło jak zostawicie gwiazdkę lub komentarz ;)
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro