Rozdział dziewiąty
Aomine i Kise wrócili do domu i poszli do swojego sekretnego pokoju, w którym trzymali broń, stroje oraz informacje o celach. W szafce między segregatorami z danymi celów trzymali też informacje o Kuroko Tetsuyi. Aomine wyjął odpowiedni segregator i otworzył go. W przezroczystych koszulkach znajdowały się zdjęcia oraz inne informacje o celach do zlikwidowania. Mniej więcej w środku znajdowała się koszulka z danymi Tetsuyi.
- No dobra, sprawdźmy wszystko jeszcze raz – powiedział wyjmując ją i opróżniając jej zawartość.
Od razu było widać, że o ile o innych celach mieli zawsze dużo informacji od klientów, w tym wypadku ich dane były znacznie uboższe. Właściwie jedyne co mieli to imię, nazwisko, zdjęcia, inne dane personalne takie jak adres zamieszkania i data urodzenia. Wiedzieli o której godzinie zaczyna pracę i o której ją kończy, którędy chodzi do pracy, że mieszka z Kagamim Taigą, z którym łączy go wieloletnia przyjaźń. Mieli też informacje o jego przyjaźni z Akashim Seijuurou.
- Ani słowa o tym, dlaczego Hanamiya go ściga – westchnął Kise przeglądając papiery. W pewnej chwili spojrzał na zdjęcie Tetsuyi, na którym mężczyzna był ubrany w niebieską koszulę, czarne spodnie i ciemnozielony fartuszek przedszkolanka i uśmiechnął się z rozmarzeniem. – Ale nie dziwię się. Śliczny jest.
- Kise, przestań się ślinić do tego zdjęcia i szukaj, może coś przeoczyliśmy – powiedział Aomine.
Kise mruknął coś niezadowolony i odłożył papiery. Aomine mógł przysiąc, że usłyszał coś w stylu: „i kto to mówi. Sam gapisz się godzinami w fotki Kagamiego".
- Może źle się do tego zabieramy, Aominechii – stwierdził Kise. – Samo obserwowanie go i pilnowanie, żeby nic mu się nie stało, to według mnie trochę za mało, jeśli mamy go dobrze chronić.
- Coś sugerujesz?
- Może powinniśmy się do niego zbliżyć. W sensie, że zaprzyjaźnić.
- Kise, to jest... świetny pomysł. Przynajmniej raz wymyśliłeś coś pożytecznego.
- Co? Jak to „raz"?
Aomine nie odpowiedział na oburzone pytanie przyjaciela. Jego głowę zaprzątały myśli jak też mają pozyskać zaufanie Tetsuyi na tyle, żeby się do niego zbliżyć.
***
Dwóch mężczyzn, ubranych w ciemne stroje, siedziało w ciemnym pomieszczeniu przy zapalonej lampie. Pokój był dosyć obskurny. Niewielkie pomieszczenie, którego ściany pokrywały ciemnozielone tapety (a przynajmniej takie sprawiały wrażenie, bo tak dużo było na nich pleśni) podziurawione w wielu miejscach. Pod oknem stał drewniany stół, na jego blacie pełno było plam i jakby wypalonych dziur. Pod jedną ze ścian stały dwa, przeraźliwie trzeszczące łóżka, pod drugą ścianą dwie, drewniane szafki, a na parapecie okna leżały dwa karabiny snajperskie i dwa pistolety.
Mężczyźni siedzieli na przeraźliwie skrzypiących fotelach z obszarpanymi obiciami. Każdy z nich trzymał w rękach papiery i zdjęcia przedstawiające Kuroko Tetsuyę.
- Jak na razie, idzie nam marnie – stwierdził mężczyzna o srebrnych włosach, nieco przesłaniających matowe, stalowe oczy. Miał szczupłą, pozbawioną wyrazu twarz, jasną skórę i trudno było go dostrzec ze względu na nikłą prezencję. Jego głos nie zdradzał żadnych emocji.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem, Szary Płomieniu – odrzekł na to jego wspólnik, mężczyzna o czarnych, przylizanych włosach zaczesanych w dredy przylegające do głowy i szaroczarnych oczach osadzonych głęboko w szczupłej twarzy. O ile jego partner nie okazywał emocji, o tyle on miał czasem problemy z utrzymaniem ich na wodzy. – Już dawno powinniśmy sprzątnąć cel, a on jak żył, tak żyje dalej.
- Nie unoś się, bo ci żyłka pęknie, Łupieżco. Może źle się do tego zabieramy.
- Jak to „źle"? Przecież każdą akcję starannie planujemy, a on... zawsze cudem uchodzi z życiem.
- Czy aby na pewno cudem? Zastanów się, co się wydarzyło ostatnio.
Łupieżca zamilkł na chwilę i przypomniał sobie ostatnią akcję. Wtedy zaplanowali, że Kuroko zginie przygnieciony dachem, a jakby to nie wypaliło, to od mocnego uderzenia w głowę w wyniku upadku. Jednakże coś się nie udało, bo dziwnym trafem obaj zostali dostrzeżeni i przepędzeni. Zresztą to nie pierwszy raz. Dwa tygodnie wcześniej, kiedy mieli spowodować wypadek samochodowy, ktoś przebił opony w samochodzie i z tego powodu nie mogli wyruszyć. A jeszcze wcześniej, gdy chcieli zrzucić na Kuroko tynk, okazało się, że liny są za mocno przymocowane i mężczyzna uszedł z życiem.
- Ani chybi, ktoś mu pomaga – stwierdził w końcu Łupieżca.
- No właśnie – odrzekł Szary Płomień. – Nie dziwi cię to? Przecież sprawdzamy dokładnie każde miejsce, a mimo to ktoś wie jak nas szukać.
- W takim razie musi go chronić zabójca.
Szary Płomień pokiwał głową. Już od pierwszej nieudanej akcji zaczął podejrzewać, że ktoś nie chce śmierci Kuroko Tetsuyi i stara się jej zapobiec. Jak na razie z dobrym skutkiem. W pokoju przez jakiś czas panowała cisza, obaj zabójcy zastanawiali się jaki może być ich następny krok.
- Dlaczego myślisz, że źle się do tego zabieramy, Szary Płomieniu? – zapytał w pewnej chwili Łupieżca.
- No bo zobacz. Do tej pory staraliśmy się spowodować jakiś wypadek na ulicy.
- Mówisz, żeby spróbować spowodować wypadek w jego domu?
- Z początku tak myślałem, ale przecież on mieszka ze swoim przyjacielem. Nie może stać mu się krzywda, bo to nie Kagami Taiga jest naszym celem. A może być ciężko zastać tylko Kuroko, biorąc pod uwagę fakt, że wraca do domu później, niż jego współlokator.
- Może trzeba poczekać na odpowiedni moment? – zasugerował Łupieżca.
- Nie wiem, może.
Niecałe półtora miesiąca po zleceniu zabójstwa Kuroko Tetsuyi, w gabinecie prezesa drugiej największej firmy w kraju odbywało się ważne spotkanie. Prezes spotkał się z trzema mężczyznami. Wszyscy siedzieli w fotelach naprzeciwko biurka. Tego dnia na blacie nie piętrzyły się papiery, co było raczej niespotykane, biorąc pod uwagę ile pracy miał prezes. Mężczyźni byli wysocy i mieli poważne wyrazy twarzy. Z eleganckich, drogich garniturów, jakie nosili, można było wywnioskować, że są biznesmenami, tak jak ich gospodarz.
- Czemu zwołałeś to zebranie, Hanamiya? – spytał mężczyzna o krótkich brązowych włosach i lekko przymkniętych oczach w tym samym kolorze. Jego oczy zdawały się być martwe, jak u nieboszczyka.
- Mam ważną wiadomość, Koujirou – odrzekł na to Makoto opierając się wygodnie o oparcie fotela. – Znalazłem moją małą zgubę.
- Tego małego, który kiedyś nas nakrył? – zapytał drugi mężczyzna. Szczupły, muskularny, rudowłosy o wyrazistych rysach twarzy i wąskich, ciemnooliwkowych oczach. – To świetnie!
- Nie podniecaj się, Yamazaki – upomniał go trzeci z mężczyzn. Również szczupły, a jego jasne popielato-brązowe włosy opadały mu na oczy zakrywając je. – Hanamiya jeszcze nie skończył.
- Dzięki, Kazuya – powiedział Hanamiya. – Jak mówiłem, znalazłem moją małą zabaweczkę, która ode mnie uciekła. Jestem pewien, że nikomu nie zdradził naszej małej tajemnicy.
- Jak możesz być tego pewny, Hanamiya? – zapytał Yamazaki.
- A tak, że gdyby powiedział, już dawno złapałaby nas wszystkich policja.
- Może nie miał jak tego udowodnić? – zasugerował Koujirou.
- Nawet jakby miał dowody, nikt by mu nie uwierzył – uśmiechnął się złowrogo Hanamiya.
- Więc, co robimy?
- To chyba oczywiste, Furuhashi – powiedział Yamazaki. – Trzeba się go pozbyć.
- Jesteś bardzo bezpośredni, Yamazaki – stwierdził Kazuya.
- A masz lepszy pomysł, Hara?
- Panowie, spokojnie – odezwał się Hanamiya. – Już się wszystkim zająłem.
Furuhashi, Yamazaki i Hara wymienili między sobą spojrzenia. Znali Hanamiyę od dawna i wiedzieli, że skoro mówi, że się tym zajął, to istotnie tak jest.
W trakcie spotkania poruszyli jeszcze kwestie swojego tajnego biznesu: ustalili miejsce spotkania i zdecydowali, kto tym razem roześle zaproszenia do stałych i potencjalnych klientów. Tym razem ustalili, że będzie to Yamazaki.
Po ustaleniu wszystkiego, trzej biznesmeni pożegnali się i opuścili gabinet Hanamiyi. Makoto odetchnął głęboko i wyciągnął telefon. Wybrał numer z pamięci i zadzwonił. Po drugim sygnale połączenie zostało odebrane.
- Tak, szefie? – rozległ się monotonny głos.
- Jak wam idzie, Szary Płomieniu? – zapytał Hanamiya. – Czy Kuroko Tetsuya już zginął?
- Jeszcze nie. Za każdym razem, kiedy powodujemy jakiś wypadek, on zawsze cudem unika śmierci.
- Dałem wam jasno do zrozumienia czego oczekuję. Kuroko Tetsuya ma zginąć i nikt nie może się dowiedzieć, że to ja nasłałem na niego zabójców.
- Pracujemy nad tym. Jak już panu tłumaczyliśmy w barze, takie zabójstwo dużo trudniej wykonać. Zajmuje więcej czasu niż zwykłe zastrzelenie celu. A my jesteśmy dokładni. Wyraził pan jasno swoje życzenie, a my je spełnimy. Kuroko Tetsuya zginie i nikt się nie dowie, że to pan za tym stał.
- Ja myślę, że tak będzie. Oczekuję, że następnym razem to wy zadzwonicie do mnie i powiecie mi, że ten mężczyzna nie żyje. Czy się rozumiemy? Jeśli tego nie załatwicie, stracicie reputację drugich najlepszych zabójców i nikt was nie wynajmie.
Hanamiya usłyszał jak zabójca przełknął głośno ślinę i uśmiechnął się pod nosem. Co jak co, ale reputacja była niezwykle ważna dla każdego zabójcy. Im lepsza, tym większe prawdopodobieństwo otrzymania dobrze płatnego zlecenia.
- To jak? Ile mam czekać, kiedy wreszcie dostanę wiadomość o jego śmierci?
- Robimy co w naszej mocy, Hanamiya-san. Ciężko jest to przyspieszyć, tym bardziej, że ten mężczyzna jest praktycznie niezauważalny. Jak wykonamy zlecenie, damy panu znać.
- Tylko żebym nie czekał zbyt długo.
Hanamiya rozłączył się i znów głęboko odetchnął. Lubił Kuroko Tetsuyę, ale nie mógł pozwolić mu żyć, po tym co błękitnooki zobaczył.
***
Kuroko wrócił do mieszkania z duszą na ramieniu. Tego dnia, wracając z pracy o mały włos nie przygniótł go spadający z drzewa konar. Gdy na miejsce zjechały się odpowiednie służby, okazało się, że gałąź była spróchniała i nie wytrzymała. Tetsuya po otrząśnięciu się z szoku, wrócił do domu. Na miejscu czekał już Kagami.
- Taiga-kun, wróciłem.
- Witaj w domu, Tetsuya.
Kuroko spojrzał uważnie na swojego przyjaciela. W jego głosie dało się słyszeć nutkę napięcia. Na pytanie co się stało tylko ciężko westchnął. Kuroko przeszedł do salonu, usiadł na kanapie i czekał cierpliwie.
- Pamiętasz, sytuację sprzed prawie dwóch miesięcy? – zapytał Kagami, a Kuroko kiwnął głową. – Miałem nadzieję, że... że po tym co się stało, jakoś dogadam się z Aomine.
- No i?
- No i... jest bez zmian. Nadal trzyma mnie na dystans, do tego... wydaje się wręcz oziębły. Jeszcze bardziej niż był wcześniej.
Kuroko pełen zaskoczenia uniósł brwi. Teraz to już naprawdę nie rozumiał postępowania granatowowłosego. Oto miał możliwość zbliżyć się nieco do ukochanego, a robi to co wcześniej. Przecież w ten sposób nigdy go nie zdobędzie.
- Nie bardzo mogę wam tu pomóc, Taiga – odezwał się po jakimś czasie niebieskowłosy – ale wiem co ci poprawi humor. Idziemy na miasto.
- Jak niby wyjście na miasto ma mi poprawić humor?
- Nic tak nie poprawia humoru jak trochę ciasta. Mój przyjaciel z liceum prowadzi cukiernię, a tamtejsze ciasta są wyborne. Do tego mam rabat po znajomości. Chodźmy.
- No okej. Skoro uważasz, że to mi pomoże, to chodźmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro