Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32


Daniel


Przeszliśmy z Robertem do jego gabinetu. Poczęstował mnie szklanką szkockiej. Wziąłem od niego drinka i zamieszałem zawartością w szkle przyglądając się jej uważnie. Następnie wziąłem łyk. Ta rozmowa niezwykle mnie denerwowała i wkurzała jednocześnie.

-Wydajesz się  dzisiaj  spięty - Rzucił dolewając sobie trunku. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jakie tornado emocjonalne krążyło po mojej głowie i to z jego powodu. Nie tracąc czasu na gadki szmatki przeszedłem od razu do sedna. Z wnętrza marynarki wyciągnąłem kilka zdjęć rozłożyłem je na blacie biurka. 

-Co to?- zapytał, wyraźnie zaskoczony.

-Sam mi powiedz - Robert rzucił mi zaintrygowane spojrzenie, a potem podszedł do biurka. Stanął do mnie plecami przez, co nie mogłem zobaczyć jego reakcji, ale dostrzegłem jeden szczegół. Jego ramiona momentalnie opadły przez trzymane zdjęcie w dłoni. 

-Powiedz prawdę - Zażądałem. Nic innego się dla mnie dzisiaj nie liczyło.

-Thomas Hendrikson przebywa w naszym mieście i knuje coś przeciwko Ellie! A ty go kryjesz! Kurwa kryjesz jego tyłek od tylu lat! - Targało mną takie wzburzenie, ale przez wzgląd na kobiety znajdujące się kilkanaście metrów za naszymi plecami musiałem się powstrzymywać. 

-Nigdy nie sądziłem że ta sprawa nas poróżni synu - Odwrócił się do mnie twarzą, która była czerwona. To nie była wina wypitego wcześniej alkoholu, tylko moja. Mimo barwy jaką przybrała jego twarzy, dalej wyglądał na opanowanego. 

-Nie mów tak, nie jestem twoim synem!- Oburzyłem się, wcześniej nie przeszkadzało mi ten zwrot, mówił tak do wszystkich facetów sporo młodszych od siebie, ale teraz nie miał takiego prawa. Na sam dźwięk tego słowa w jego ustach czułem obrzydzenie jego osobą. 

-Zawiodłem się na tobie Robercie i to najbardziej mnie boli, bo zaufałem ci, a moja matka? Myślałeś choć przez chwile, jak to wszystko się na niej odbije!? - Wyrzuciłem mu. Robert był czarującym człowiekiem, wiedział jak przekonać do siebie ludzi. Okręcił sobie moją matkę wokół palca, wkupił w moje łaski. Wykreował siebie na kogoś kim ewidentnie nie był. Posiadał dwa oblicza, ale te pierwsze niestety już nie działało na mnie w ogóle.

-Wszystko to zaczęło się na długo zanim poznałem Samuele, więc nie waż się jej do tego mieszać! - Zagroził. Myślałem, że on sobie ze mnie kpi. Moja mama powinna widzieć z jakim dwulicowym skurwielem się związała.

-Gdyby Ellie nie chciała tak uparcie bawić się w dobrego samarytanina nic by jej nie groziło! - Mówiąc to patrzył prosto w moje oczy, wręcz wyzywająco. Ellie jest dla mnie najważniejsza i zrobię wszystko, by nic kurwa się jej nie stało.  Zmrużyłem oczy.

-Niestety artykuł już wzszedł - Stwierdził bez emocji. No tak mleko się rozlało i ani on, a ni Tom nie mogli już tego powstrzymać. 

-To nie miało tak być. Tom miał jej tylko powiedzieć o spadku, a nie od razu dawać jej całe pieniądze! Dodałby, do testamentu adnotację, że Ellie może z nich korzystać, ale pod kilkoma warunkami, coś by się wymyśliło.  A tym czasem, kurwa ten debil zadziałał pod wpływem impulsu, zamiast pozwolić mi działać. Sam na siebie ściągnął tę burzę - Pokręciłem głową z niedowierzania. Ten pierdolony facet, stojący przede mną był po uszy umorusany w własnym gównie. Prokurator Stanowy, który powinien być przejrzysty, jak łza! Jest skorumpowany do szpiku kości, ja pierdolę! 

-Nie spodziewał się, że Ellie będzie chciała oddać ludziom te pieniądze. Każda inna osoba na jej miejscu wzięłaby te pieniądze dla siebie - No tak oni wszyscy mierzyli ją swoją miarą, ale się kurwa pomylili, jej nigdy nie zależało na pieniądzach.

-Dlaczego więc tak zrobił - Wyczuwałem, że frustracja Roberta stale rosła. Chodziłem po gabinecie uważnie przyglądając się mu. Jego nozdrza niebezpiecznie falowały pod wpływem nerwowych wydechów. 

-Męczyły go wyrzuty sumienia - Prychnął. Wyrzuty sumienie? Ciekawe dlaczego?

-Jakie wyrzuty!? - Domagałem się - Powiedz mi!-  Robert podszedł do barku nalał sobie kolejkę i wypił ją od razu. Odstawił szklankę z impetem na tackę, a dźwięk tłuczonego szkła rozniósł się echem po pomieszczeniu. 

-To Tom odpowiada za podpalenie domu Ellie i śmierć jej rodziców - Powiedział marszcząc brwi. Wpatrywałem się w jego zbolałą minę dłuższy czas. Poczułem jak krew dudni mi w uszach,  jakby ktoś przypierdolił mi w głowę imadłem. Takim, które często spadało komuś na głowę w kreskówkach. Z tym, że teraz nie było powodów do śmiechu, tylko do przerażenia. Dotarło do mnie, że Ellie może być w poważnym niebezpieczeństwie.

-Dlaczego to zrobił?- Robert głęboko westchnął, przejechał sfrustrowany dłonią po szczęce.

-Z zazdrości - Przystanąłem osłupiały. 

-O co był zazdrosny!? 

-O to co osiągnął Harry, o jego żonę o wszystko - Robert rozłożył teatralnie ręce. 

-Chory skurwysyn - Powiedziałem do siebie - A dlaczego ty mu akurat we wszystkim pomagasz? 

-Pomogłem mu w uciecze, a on miał kiedyś bardzo dużo kontaktów. W zamian porozmawiał z kim trzeba....

-No jasne, nie ma nic lepszego niż wybić się na krzywdzie tylu ludzi. Cały szacunek jaki wobec ciebie żywiłem, zniweczyłeś dzisiaj wszystko - Schowałem swoje dłonie do kieszeni spodni. Bo kurwa korciło mnie żeby go uderzyć. To dlatego nigdy nie schwytano sprawcy pożaru, bo kurwa układy i układziki chroniły jego sprawcę. Ależ zawrzała we mnie krew. 

-Zdaję sobie z tego sprawę, czasu już nie cofniemy....

- Ale teraz możesz mi pomóc, dowiedz się co on kombinuje. Muszę być o krok przed nim.

-Dowiem się, ale nie mów nic swojej matce, kocham ją. Jeżeli ona dowie się o wszystkim równie dobrze mogę sobie strzelić w łeb - W jego oczach zobaczyłem szczerość. Zmieszany jego słowami opuściłem pokój. Wypadłem jak burza z gabinetu, zabrałem swój płaszcz oraz moje dziewczyny.

-Ellie wychodzimy, natychmiast! - Zszokowana pożegnała się z moją matką, pomogłem jej założyć płaszcz.

-Danielu, co to za maniery nie tak cię wychowałam - Zrugała mnie mama.

-Dostałem pilny telefon musimy jechać - Skłamałem. W progu salonu pojawił się Robert. Zmierzyłem go chłodnym wzrokiem i pociągnąłem dziewczynę za sobą.

Zdenerwowany stukałem w kierownicę. Ellie siedziała obok mnie zapatrzona w obraz za szyby. To co powiedział mi Robert było zatrważające, do czego są w stanie posunąć się ludzie. Masakra. I jak ja miałem jej o tym powiedzieć!? Znowu się załamie, a co gorsza będzie pragnęła sprawiedliwości. Musiałem pomyśleć jak to wszystko rozegrać, pragnąłem by wszystko ułożyło się jak najlepiej, ale kogo ja chciałam oszukać. Z tą sprawą będzie wiązać się wiele bólu i cierpienia nie tylko moje dziewczyny, ale i mojej własnej matki. 

Wróciliśmy do domu, wymigiwałem się od wyjaśnień i zamknąłem na górze w swoim gabinecie. Musiałem pozbierać myśli, jeżeli dobierzemy się do tyłka Toma, to polecą głowy w tym Roberta w świetle tego, co się dzisiaj dowiedziałem było mi wszystko jedno co się z nim stanie. Wykręciłem numer do mojego znajomego, który był ważnym politykiem.

-Daniel Fisher, stary kopę lat - Powiedział na powitanie - Jak tam leci?

-Musimy się pilnie spotkać, dasz radę dziś?

-Tak, akurat jestem w mieście

-W jakim hotelu się zatrzymałeś? - Kiedy dostałem namiary, wyjąłem czarną teczkę z sejfu. To były dokumenty obciążające Roberta oraz zdjęcia, które udało mi się zdobyć. Ellie siedziała skulona na sofie, nogi miała podwinięte pod brodę.

-Muszę wyjść - Rzuciłem. Spojrzała na mnie tymi przejrzystymi oczyma.

-Czy to ma coś wspólnego z Robotem i Tomem?

-Tak

-Czyli nasze podejrzenia były uzasadnione

-Były, Jim zostanie z tobą w domu

-Dobrze - Podszedłem do niej, pocałowałem ją w czoło. Było mi cholernie źle, że muszę to wszystko przed nią ukrywać, ale robiłem to dla jej dobra.  Odzyskałem ją po tylu latach miałem ją znowu przy sobie. Jeżeli miałoby coś nas rozdzielić po raz kolejny, kurwa nie przeżyłbym tego. Była moim wszystkim, dlatego muszę zacząć działać już teraz.  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro