30
Ellie
Daniel wyszedł dziś z domu znacznie wcześniej, tłumaczył, że ma bardzo dużo spraw do załatwienia, ale spotkamy się potem w firmie. Kazał mi przyjść na dziesiąta. Więc pospałam sobie do ósmej, wzięłam poranny prysznic. Zjadłam dobre śniadanie i wypiłam kawę. Pogoda dzisiaj dopisywała, nie padało, jak przez ostatni tydzień, a słońce leniwie zaglądała za chmur. Postanowiłam przejść się do pracy spacerkiem. Dom Daniela od firmy dzieliły tylko trzy przecznice, więc nie musiałam się śpieszyć.
W drodze do pracy moje spojrzenie padało co chwilę na ludzi stojących na chodnikach, większość z nich była zajęta czytaniem gazety. Przystanęłam przy pierwszym sklepie z prasą. W głównej gablocie był wystawiony Times a na na okładce moje zdjęcie. Zupełnie zapomniałam o artykule, który miał się dzisiaj ukazać!? A przecież to od niego ma zacząć się lawina, jak mogło mi to wylecieć z głowy? Poprosiłam sprzedawcę o jeden egzemplarz. Był zdziwiony moim widokiem, patrzył to na mnie to na okładkę. Rzuciłam mu banknot dwudziestu dolarowy i oddaliłam się czym prędzej.
Nagłówek głosił:
"Ellen Hendrikson chce wynagrodzić krzywdy ojca"
Przekartkowałam strony gazety. I oto moim oczom ukazał się obszerny artykuł na cztery strony.
Pamiętacie sprawę z końcówki czerwca 2015 roku? Tym skandalem żyła cała Ameryka. Fundusz powierniczy "Tomorrow", który reklamował się w całym kraju, zachęcał ludzi podwojonym zyskiem i to już po pierwszym roku lokaty. Jego założycielem był biznesmen Harry Hendrikson ( 45l +) Widniało tam zdjęcie mojego ojca. Tak jak jego dwóch wspólników.
Tom Hendrikson (38) ora Dirk Hudson (41). Jednak do podwojenia zysków nigdy nie doszło, ponieważ fundusz okazał się piramidą finansową. W skrócie pieniądze nigdy nie miały zostać zainwestowane, czy pomnożone. Tu jedynie chodziło o zysk osób trzecich, czyli założycieli. Ludzie z różnych stref społecznych zainwestowali łącznie dwanaście milionów dolarów. I po dziś dzień ich nie odzyskali.
Harry Hendrikson wraz ze swoją żoną Audrey Rubens-Hendrikson zginęli w pożarze swojej rezydencji w czerwcu 2015 roku. Z pożaru ocalała jedyni córka pary, Ellen. Tom Hendrikson uciekł z kraju z pieniędzmi i z nieoficjalnych informacji wiadomo, że ukrywa się w Argentynie. Został wydane za nim list gończy, poszukuje go FBI, SIA oraz Interpol. Jak widać z marnym skutkiem. Dirk Hudson jako jedyny z całej trójki został skazany, i obecnie odsiaduje wyrok 10 lat więzienia za udział w defraudacji pieniędzy firmy w więzieniu w Waszyngtonie.
Ludzie, którzy zainwestowali swoje pieniądze, niektórzy nawet oszczędności całego życia stracili już nadzieje na ich odzyskanie. Dziś pojawiło się światełko w tunelu, ponieważ Ellen weszła w posiadanie sumy pozwalającej na spłatę krzywd wyrządzonych przez jej ojca.
Publikujemy jej list, który przysłała do naszej redakcji.
Latem 2015 roku straciłam część siebie. Moją ukochaną mamę, niestety nigdy nie będzie mi już dane, zobaczyć jej twarzy. Czy po prostu przytulić się do niej, a była najważniejszą osobą w moim życiu. Była moją podporą. Policji nie udało się ustalić kto odpowiadał za podłożenie pożaru w moim rodzinnym domu. Moi rodzice oboje zginęli, a ja sama ledwo uszłam z życiem. Przez wiele lat zmagałam się z traumą, życie wydawało mi się za trudne, trwałam w zawieszeniu bardzo długi czas. Bo nie potrafiłam żyć ze świadomością, że zostałam sama. Moje życie skończyło się właśnie wtedy...
Nigdy nie popierałam tego co zrobił mój własny ojciec, nigdy nie rozumiałam jego pobudek, a ni nie podzielałam jego wizji. Harry Hendrikson stał się dla mnie jednym wielkim rozczarowaniem. Nie miał skrupułów by okraść ludzi z ich własnych pieniędzy. Dla mnie był zwykłym złodziejem kryjącym się za markowym garniturem. Po pięciu latach od jego śmierci okazuje się, że cześć skradzionych pieniędzy ojciec zostawił mi w spadku. Byłam zszokowana bo sądziłam, że one przepadły. Nie chciałam ich przyjąć, ponieważ te pieniądze były naznaczone krzywdą wielu ludzi. Więc postanowiłam je im zwrócić. Dla mnie osobiście pieniądze nie są ważne, ale wiem jak ważne były dla tych wszystkich oszukanych ludzi, którzy odkładali je latami z marzeniami o lepszej przyszłości. Z całego serca pragnę przeprosić wszystkich, za to co zrobił mój ojciec przez bardzo długi czas czułam się współwinna, a teraz mam szansę by wszystko naprawić.
Zatrzymałam się przy jednej z ławek, musiałam usiąść z wrażenia. To był list, który napisałam podczas jednej z terapii z Meggi miał być ona dla mnie formą oczyszczania. To było zaraz po tym jak odwiedził mnie wujek. Głęboko westchnęłam. Czyli Daniel zaangażował w to także moich najbliższych. Przełknęłam nerwowo ślinę, byłam oszołomiona. Podeszła do mnie jakaś starsza kobieta. Przypatrywała mi się z nieskrywaną fascynacją. Spojrzała na papier trzymany w dłoni potem na mnie.
-To ty! - Wycedziła poruszona wstałam, chciałam uciec, ale złapała mnie za rękaw płaszcza.
-Podziwiam cię, dziecko robisz bardzo dobrze - Powiedziała i puściła mnie. Byłam wstrząśnięta jej słowami.
-Dziękuję - Wyszeptałam i odeszłam zmieszana, po drodze do pracy zostałam zaczepiona jeszcze kilka razy i za każdym słyszałam słowa otuchy i gratulacje. Było to dla mnie niecodzienna sytuacja, ale utwierdzało mnie to w fakcie, iż dobrze postąpiłam.
Już w momencie kiedy przechodziłam przez pasy wkraczając na West 45th Street, musiałam przetrzeć oczy ze zdumienia. Przystanęłam na końcu chodnika, porażona widokiem jaki odgrywał się przed gmachem firmą. Spora grupa reporterów blokowała główne wejście do siedziby FutureTech. Przyłożyłam dłoń do czoła, obróciłam się parę razy w miejscu. I co ja miałam zrobić? Przecież gdym tam poszła, oni zjedli by mnie żywcem. Co robić, co robić? Przypomniały mi się słowa Amandy Black o tym, że nie powinnam się wstydzić ani na moment tego kim jestem. Wzięłam kilka głębszych wdechów będzie, co ma być.
Jednak z każdym krokiem nabierałam pewności, że to był zły pomysł, ale nie miałam już czasu się wycofać. Jakby to wyglądało gdyby oni mnie dostrzegli, a ja z przerażeniem od nich uciekała? Mignęło mi przed oczami światło flesza, raz potem drugi.
-Ellen powiesz coś więcej o tej sprawie? - Rzucił jedne z nich. Z uporem przepychałam się pomiędzy nimi.
-Czy widziałaś o spadku od dłuższego czasu? - Byłam już tak blisko, Paul z recepcji widząc mnie przez szybę wybiegł mi na pomoc, otworzył drzwi uderzając przez przypadek jednego z facetów. Na co ten siarczyście zaklął, Paul otoczył mnie ramieniem i wprowadził do budynku. Drzwi za nami zamknął mężczyzna w czarnym garniturze, nigdy go tu nie widziałam. Czyżby to była moja ochrona?
-Wszystko w porządku Ellie? - Dopytywał pracownik.
-Tak, już teraz tak - Obróciłam twarz w kierunku szyb, spojrzeniem omiatając reporterów, którzy tłukli pięściami po oknach krzycząc swoje pytania. Cyrk, czułam się jak małpa w cyrku.
-Panna Ellen Hendrikson? - Usłyszałam głęboki głos za swoich pleców. Obróciłam głowę w kierunku, z którego padły słowa.
-Witam nazywam się Clint Smith - Ujęłam jego silną dłoń na powitanie.
-Jestem właścicielem firmy, która od dziś będzie panią ochraniać - Powiedział.
-Miło mi - Odpowiedziałam. Clint był wysoki i muskularny, garnitur ciasno opinał jego mięśnie. I robił to piorunujące wrażenie. Ciemnoblond włosy ostrzyżone miał na jeża. Niebieskociemne oczy patrzyły na mnie z zaciekawieniem, były osadzone dość głęboko, a przez duży prosty nos wydawały się mniejsze. Szerokie wąskie usta, układały się w profesjonalnym uśmiechu.
-Jim będzie pani osobistym ochroniarzem - Wskazał dłonią na faceta podobną postury do niego, który zmierzał w naszą stronę. Przywitałam się z nim. Kiedy Jim wszedł razem zemną do windy poczułam się skrępowana jego obecnością. To będzie dla mnie wyczyn przywyknąć do jego obecności Westchnęłam głęboko. Przypatrywałam się jego profilowi, przez całą podróż widną. Jim był łysy, brązowe oczy były otoczone czarnym gęstymi rzęsami, aż poczułam ukucie zazdrości. Garbaty nos, sugerował, że ktoś musiał mu go kiedyś złamać. Wyglądał na znudzonego. Odepchnęłam się od barierki i przeszłam od razu do gabinetu Daniela, ale go tam nie zastałam. Dziwne miał przecież na mnie czekać. Zajrzałam do Sama, który siedział przy biurku, zapatrzony w monitor komputera.
-Cześć - Rzuciłam, a on spojrzała na mnie z uśmiechem.
-O, hej. Jak się dziś czujesz?
-Hm...jakbym przejechał po mnie czołg - Odparłam opierając się plecami o framugę.
-Zrozumiałe, udało ci się bez problemu dostać do firmy?
-Jakoś dałam radę.
-Szaleństwo, co? - Rzucił opierając się wygodniej na krześle i zaplatają ręce na swym karku.
-Niestety to jest dopiero początek - Jak to możliwe, że byłam już zmęczona, choć zegar pokazywał dziesiątą dwadzieścia. Od dzisiaj właśnie tak będzie wyglądało moje życie istny emocjonalny rollercoaster.
-A jak czuję się twój tata? - Zmieniłam temat, przez te wszystkie sprawy wyleciało mi to z głowy. Nie był go w tamtym tygodniu w pracy.
-Już lepiej, ale lekarz kazał mu zrobić sobie co najmniej miesięczny urlop. A ten co!? Stary drań na drugi dzień po powrocie ze szpitala pojechał do pracy. Pracoholik, zamiast wziąć sobie do serca polecenia lekarza - Sam pokręcił głową zrezygnowany.
-Myśli, że jest niezniszczalny - Rzuciłam.
-Najwyraźniej, powiedziałem mu swoje. Pokłóciliśmy się oczywiście, a jakżeby inaczej.
-A twoja mama? Jak to wszystko zniosła?
-Prosiła go, wręcz błagała, ale on miał za nic jej słowa. Wiesz dużo ostatnio myślałem i doszedłem do frapującego wniosku - Sam spojrzała na mnie wymownie - Że oboje nasi ojcowie byli, są toksyczni.
-Coś w tym jest - Przyznałam mu rację.
-Widziałeś dziś Daniela? - Zapytałam, właściwie po to tu przyszłam.
-Tak, jest w firmie, być może znajduje się na innym piętrze.
Dzwoniłam do Daniela trzy razy, denerwowałam się, że nie odbiera telefonów. Gdzie on był? Chciałam z nim porozmawiać, zniecierpliwiona czekaniem zdecydowałam się napisać na forum pracowniczym, że jeśli ktoś widział, lub widzi szefa niech mi pomoże. Zadziałało Samantha z działu informatycznego odpisała.
-Jest tutaj, już od jakiegoś czasu. Coś mu przekazać? - Szybko jej odpisałam/
-Żeby odebrał telefon.
-Ok -Krótko odpisała, a ja już wybierałam jego numer.
-Ellie, poruszysz niebo i ziemie by mnie znaleźć - Powiedział ze śmiechem.
-Jak będzie trzeba - Odparowałam - Czekam na ciebie - Wymruczałam.
-Wiem, wiem mam tutaj pewną sprawę niecierpiącą zwłoki - Wytłumaczył.
-Jak długo ci to jeszcze zajmie?
-Będę do dziesięciu minut - I rozłączył się.
Wiem, że nie powinnam wchodzić na strony informacyjne, ale kusiło mnie by sprawdzić, co tam piszą. I tak jak przypuszczałam było tego sporo, o nawet moje dzisiejsze zdjęcia z przed godziny już widniały w Internecie. Nie powiem żebym korzystnie na nich wyszła, ale ciężko było pozować i jednocześnie unikać blasku fleszy. Zaśmiałam się pod wpływem własnych myśli. Jim siedział na jednym z foteli w holu i obserwował otoczenie. Kiedy winda oznajmiła przyjazd od razu wstał. Daniel wyszedł z jej wnętrza z poważną miną.
-W końcu - Rzuciłam, wychodząc mu na przeciw. Wziął mnie pod ramie i zaprowadził do swojego biura, zamykając za nami drzwi.
-Coś się stało? Jesteś zły, dlaczego? - Zrzucałam go pytaniami.
-Ustaliłem, że twój wujek przebywa nadal w kraju - Zamurowało mnie.
-I to jeszcze w mieście - Nie mieściło mi się to w głowie.
-Nie boi się, że go złapią?- Dopytywałam.
-Najwyraźniej, boję się, że on może coś kombinować względem ciebie
-Niewykluczone - Odparłam
-Nie boisz się? - Zapytał zaskoczony.
-Oczywiście, że się boję, ale nie będę chować głowy w piasek, szczególnie teraz, a ni nigdy!
-Zuch dziewczyna - Rzucił podchodząc do mnie blisko.
-Tylko twoja dziewczyna - Odparłam zarzucając mu ręce na ramiona. Nasze usta połączył się w namiętnym pocałunku. Bliskość Daniela była dla mnie kojąca, dlatego tak zależało mi by szybko do mnie dołączył, bo w jego ramionach czułam się bezpiecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro