Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27


Ellie


Żeby rozwiać wszystkie wątpliwości co do spadku po moim ojcu udałam się do jego dawnego adwokata. Namiary na niego otrzymałam do cioci. Musiałam się dowiedzieć, skąd ojciec posiadał aż tyle pieniądze. Skoro majątek firmy opiewał na dwanaście milionów, a on zostawił mi aż dziesięć. To wszystko po prostu nie trzymało się kupy! I nie zgadzało mi się tutaj bardzo wiele rzeczy. Przecież musieli się podzielić między sobą, a wątpię, aby Tom zgodził się na mniejszą kwotę, no i pozostawał jeszcze Dirk, który za odsiadkę w więzieniu miał dostać swoją cześć. Nie wiedziałam czy dowiem się czegokolwiek, ostatnią rzeczą jakiej mogłam się jeszcze chwycić to wizyta w więzieniu, ale to była ostateczność. To chore, że informacji o własnym ojcu zmuszona byłam szukać u obcych ludzi. Daniel został w samochodzie, tak jak go prosiłam, a sama przekroczyłam próg budynku, w którym znajdował się jego prywatny gabinet. Zadziwiające, że prawnik mojego ojca był teraz prokuratorem. Bałam się, że za jego machlojami mogły kryć się o wiele grubsze sprawy niż sądziłam.

-Dzień dobry - Powiedziałam na powitanie. Robert wstał ze swojego skórzanego krzesła podał mi dłoń na powitanie.

-Ellen Hendrikson w moich skromnych progach, to zaszczy - Odpowiedział, poczułam się skrepowana wylewnością mężczyzny. Jego niebieska koszula ciasno opinała brzuch. Wyglądało to tak jakby trochę mu się przytyło, a on nie zdarzył jeszcze wymienić garderoby na większej. Rękawy miał podwinięte do łokci, a na szyi luźno zwisał krawat w czarnożółte paski. Jego twarz była już naznaczona wiekiem, ale pomimo tego pozostawał przystojny. Duże zielone oczy patrzyły na mnie z zachwytem. Czego totalnie nie mogłam powiedzieć o nim. Ułożył swoje wąskie usta w szerokim uśmiechu, podrapał się po lekko garbatym nosie.

-Spodziewałam się, że kiedyś mnie odwiedzisz - Powiedział zadowolony.

-Tylko czemu zajęło ci to, aż tyle czasu? - Nie co wiem, co mu miałam powiedzieć, więc przemilczałam to pytanie. 

-Rozumiem, że Tom się do ciebie odezwał - Bardziej stwierdził niż zapytał.

-Tak - Mężczyzna sięgnął po szarą teczkę leżącą na jego biurku, rozsiadł się wygodnie w krześle. Założył nogę na nogę przez co odsłonił się materiał jego czarnych spodni ukazując mi swoje skarpetki. Były czarne we wzór żółtych nietoperzy. Serio? To dlatego taki osobliwy krawat na pierwszy rzut oka nie pasująca do reszty. Ok to było nie co dziwne, ale nie mnie oceniać jego ubiór. Dlaczego wspomniał o Tomie, czyżby miał z nim kontakt?

-To jest testament Harrego - Spojrzałam na dokumenty, które trzymał w dłoniach, nerwówo przełknęłam ślinę. A więc jednak on istniał i ten facet miał go w swoim posiadaniu od lat.

-Chyba znał pan mojego ojca lepiej niż, ja sama - Stwierdziłam z przygnębieniem.

-Byłem jego prawnikiem przez dziesięć lat, ale także i przyjacielem - Przyznał.

-Wiedział pan zatem co zamierzał uczynić mój ojciec względem funduszu i tych biednych ludzi.

-Jeżeli o to chodzi, cóż niczego nie mogę powiedzieć ze względu na moje stanowisko, teraz jestem prokuratorem stanowym - Powiedział z dumą. -I ta spraw mnie nie dotyczy, ale jako prawnik twojego ojca, a także i przyjaciel nie pochwalałem jego decyzji - Chyba to jedna odpowiedź jaką może mi udzielić w tej sprawie, więc odpuszczam ten temat. Swoją drogą dziwne, że afera finansowa mojego ojca nie pociągła go ze sobą na dno. Miałam wrażenie, że właśnie przez nią się wybił. Dziwne to wszystko.

-Mogę? - Spojrzała na mnie, potem na papiery.

-Niech pan czyta - Odparłam.

-Sporządzam ten dokument w razie niespodziewanych komplikacji. Naraziłem się wielu wpływowym osobą. Całe moje oszczędności oraz wpływy zapisuje mojej jedynej córce Ellen Hendrikson. W tym dom w Danii oraz nieruchomości w Nowym Yorku - To tyle, tylko tyle? Byłam wstrząśnięta, że testament był taki krótki, spodziewałam się zupełnie czegoś innego, może dłuższego. O ironio właśnie taki był mój ojciec, rzeczowy i prostolinijny. 

-A czy dowiem się od pana, skąd ojciec miał resztę pieniędzy? - Zapytałam poważnie.

-Prowadził różne interesy, nie raz z bardzo groźnymi ludźmi - Wytłumaczył. Spojrzałam na niego zbita z tropu. I co mi to miało wyjaśnić? Czułam, że cały czas krążyłam tylko wokół prawdy wodzona przez niego za nos. Zdenerwowałam się. 

-Och! Niech pan powie prawdę, mam dość już wodzenia za nos, jestem dorosła zniosę to jakakolwiek ona by nie była! - Robert Davidson odchylił się na swoim krześle i przypatrywał mi się dłuższą chwilę. Bębniąc przy tym palcami o blat biurka.

-Twój ojciec pałał się handlem bronią, bardzo dawno temu.

-Handlował bronią? - O Boże, zaniemówiłam. Miałam w głowie totalny zamęt. Mój ojciec był przestępcą!? No i mam swoją odpowiedź. 

-Jego interesy sięgały całego świata, był bardzo szanowany w środowisku przestępczym.

-Nie rozumiem to dlaczego wpadł na taki głupi pomysł z tą piramidą? - Powiedziałam bardziej do siebie niż do niego. 

-Twojego ojca zgubiła chciwość moje dziecko, co mam ci powiedzieć!? - Rzucił zdenerwowany.

-Odciągałem go od tego, próbowałem wyjaśnić jak wielkie to niesie ryzyko, ale on miał za nic moje tłumaczenia. Wciąż było mu mało... - Rzucił rozgorączkowany, wstał i zaczął chodzić po swoim gabinecie.

-Był nienasycony, wiecznie było mu mało, jego apetyt stale rósł, to stało się jego obsesją -Obsesja!  Niestety Robert miał racje mój ojciec miał obsesję na punkcie pieniędzy. Głęboko wetchnęłam, miałam już swoją odpowiedź. Również wstałam.

-Dziękuję za udzielenie mi informacji o tacie - Mężczyzna zmarszczył swoje ciemne krzaczaste brwi, spojrzał na mnie z troską. Poczułam się dziwnie zmieszana.

-Gdybyś potrzebowała mojej pomocy, chętnie służę radą - Zaoferował.

-Zapewne pan słyszał co zamierzam uczynić ze spadkiem po ojcu - Powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.

-Tak, tak, chcesz zwrócić klientom funduszu ich pieniądze. Cóż za heroiczny wręcz gest.

-Tak jakby - Niepewnie przyznałam.

-W ogóle nie wdałaś się w ojca, ale to akurat dobrze - Odparł uśmiechając się uprzejmie. Moja początkowa wrogość względem niego topniała.

-Czy utrzymuje pan kontakt z wujkiem Tomem?

-Niestety nie, to zagrażało by to moim interesom oraz obecnemu stanowisku - Oświadczył.

-Rozumiem, on stoi mi na przeszkodzie, był u mojej prawniczki i chciał ją przekupić by mnie wystawiła i zablokowała u innych, przypuszczamy, że boi się o siebie.

-To zrozumiałe

-Odgrażał się wpływowymi kontaktami. Powie mi pan kogo mam się obwiać?

-Kiedy twój ojciec handlował bronią Tom był jeszcze smarkaczem, więc raczej wątpię, alby to był ktoś z półświatka - Rober zamyślił się - Ale nigdy nic nie wiadomo...Jednak lepiej dla ciebie żebyś wynajęła firmę ochroniarką

-Po tym, co dziś usłyszałam na pewno - Odpowiedziałam.

-Przepraszam jesteś tak podoba do swoje matki

-Słyszałam to wiele razy

-Była niezwykłą kobietą

-To też

-Wiedz, że twój ojciec bardzo ją kochał, tylko zgubiła go jego pycha

-Jego i moją matkę - Moją mamę zgubiła miłość do tak podłego faceta jakim był mój ojciec. 

-Przykro mi z powodu ich śmierci, nawet jeśli Harry był draniem, nikt nie zasługuję na taką śmierć, śmierć w męczarniach - Robert odprowadził mnie do wyjścia. W poczekalnie czekał na mnie Daniel, a prosiłam go by został w samochodzie.

-Daniel Fisher? - Powiedział zaskoczony Robert. Zaraz to oni się znali!?

-Robert, cześć - Obaj przywitali się bardzo wylewnie. Przytulili się do siebie jakby byli co najmniej spokrewnieni.

-Jesteście razem? - Dopytywał poruszony prokurator.

-Tak - Przyznał.

-No nie może być!

-Robert jest chłopakiem moje mamy - Powiedział Daniel, a ja momentalnie pobladłam. Że co!? Nowy York wcale nie był małym miastem, a może jednak był?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro