Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14


Makalister zadzwonił nazajutrz i zaprosił mnie do swojego domu rodzinnego na obiad tego samego dnia. Próbowałam jakoś się od tego wymigać, ale nie chciał przyjąć moich tłumaczeń do wiadomości. Powiedział nawet, że przyjedzie po mnie.

 Zebrałam się w sobie i stanęłam przed swoją szafą. Na taki obiadek powinnam ubrać jakoś sukienkę albo spódnicę, ale od bardzo długiego czasu nie nosiłam takich rzeczy. Zdecydowałam się ubrać eleganckie czarne spodnie i białą ażurową koszulkę z falbanami zamiast rękawów. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam złote delikatne kolczyki i złoty łańcuszek z małym serduszkiem. Podkreśliłam dziś delikatnym cieniem powieki, bo nie chciałam przesadzać, zresztą to i tak był szczyt moich możliwości jeśli chodzi o makijaż oka. Nasunęłam na stopy czarne czółenka na małym obcasie, narzuciłam na ramiona granatowy płaszcz. Wzięłam torebkę w dłoń i wyszłam z mieszkania.

Samochód Maca był tak jak jego buty, rzucał się w oczy. Widać, że lubił się wyróżniać i odnosić ze swoim bogactwem. Wsiadłam do czerwonego ferrari zakłopotana. Ciekaw co pomyślą sobie o mnie sąsiedzi. Nie mieszkałam w żadnym apartamentowców tylko w zwykłej kamienicy w dzielnicy klasy średniej. I chciałam, aby ludzie nie plotkowali na mój temat, ale przez ten samochód czułam pod skórą, że będę tematem nr 1 do plotek jak nic. Chciałam zapaść się pod ziemię.

-Jedź już - Skomentowałam zapadając się w fotelu.

-Coś nie tak? - Zapytała zaniepokojony kolega.

-Nie chcę by moi sąsiedzi zobaczyli mnie w tym cacku.

-Co? Dlaczego? - Dopytywał wyraźnie poruszony.

-Cóż wiodę teraz spokojne i nudne życie chcę aby tak zostało - Zerknął na mnie i włączył się do ruchu.

-Zmieniła się, nie poznaje cię - Stwierdził. Westchnęłam nie chciałam rozmawiać o tym.

-Przez ostatnie lata było mi ciężko, śmierć moich rodziców była dla mnie ogromnym ciosem. Długi czas zajęło mi pogodzenie się z tym. Trochę odseparowałam się od ludzi. Teraz dopiero wracam do żywych....

-Przykro mi - Odpowiedział.

-Nie potrzebnie - Machnęłam ręką.

 - Było minęło - Powiedziałam tak, aby zakończyć ten temat. I chyba Macalister załapał o co mi chodzi bo więcej nie pytał o tamten czas. Sama zastanawiałam się jak ja dam radę jego matce, ta pewnie będzie wypytywać co u mnie i tak dalej. Z każdym mijanym kilometrem rosła we mnie panika. A kiedy zajechaliśmy pod okazały dom, który znajdował się na obrzeżach miasta sparaliżowało mnie. To był ten sam dom w którym bywałam tyle razy. Mój mózg zalały wspomnienia, które tłumiłam w sobie od wielu lat. 

Mój rodzinny dom znajdował się tylko kilka przecznic dalej i nie byłam w tym miejscu od tamtego dnia czyli od dnia pożaru. Pozostały po nim tylko zgliszcza, które były zgliszczami mojego życia. Miejscowi ludzie, którzy tam mieszkali od dawna nalegali, żebyśmy coś z tym zrobili. Bo to szpeciło okolicę, zaniżało wartość działek i domów. Jakiś czas temu ciocia wynajęła firmę, która uporządkowała ten teren. Zrobiła to za moimi plecami może to nawet i dobrze, bo ja nie wiem czy byłabym wstanie zabrać się do tego.

-Ellie? Wszystko w porządku? -Zapytał zmartwiony Sam. Minęło tyle lat, a ja dalej miałam wrażenie jakby to było wczoraj.

-Przepraszam cię Sam, ale ja nie mogę - Wyjąkałam słabo.

-Ellie dasz radę to tylko moja mama - Przekonywał.

-To tylko twoja mama i aż twoja mama. Odwieź mnie do domu proszę...

-Ale...Ona czeka na ciebie. Wiesz jak się ucieszyła kiedy powiedziałem jej o tym, że cię spotkałem. Była przeszczęśliwa!

-Macalister - Obróciłam się do niego twarzą.

-Ja nie dam rady!

-Przecież minęło pięć lat! - Zrzucił podenerwowany, dla innych ludzi pięć lat to bardzo długo. Wszyscy dziwią się dlaczego dalej rozpamiętywałam swoją przeszłość, ale taka już byłam. Słaba i nostalgiczna.

-No i co z tego! Wiesz co ja robiłam przez te pięć lat!? Leczyłam się z załamania nerwowego! - Krzyknęłam wzburzona. Och i powiedziałam to na głos, coś czego wstydziłam się najbardziej - Macalister, spojrzał na mnie z troską tak ogromną, że aż widziałam w jego oczach ból. To było za wiele.

-Ellie spieprzyliśmy z moją mamą, proszę cię daj nam szanse naprawić choć w niewielkim stopniu nasze relacje-Zaczęłam zaciskać nerwowo dłonie w piersi, dawno już tego nie miałam. Zbliżało się to z każdą sekundą, serce biło mi tak mocno jakby miało wyskoczyć zaraz z mojej piersi, dłonie zaczęły się pocić, a ja miałam problem złapać oddech.

-Ellie wszystko w porządku? Pobadałaś tak nagle - Spojrzał na mnie przerażony. Chwyciłam za klamkę zlękniona i szybko wyszłam by złapać oddech, bo w aucie czułam jakby zaczynało mi brakować powietrza. Mac szybko wyszedł za mną. Podszedł do mnie i coś mówił, ale ja byłam zbyt skupiona na tym by złapać oddech. Gdzieś w tle słyszałam przyjemny kobiecy głos, Mac próbował pomóc mi się uspokoić, na próżno. Zobaczyłam mroczki przed oczami i jedne co pamiętam to przestraszona twarz mojego kolegi.

Otworzyłam oczy przestraszona, chciałam szybko wstać, ale czyjeś dłonie uniemożliwiły mi ten ruch. Zamrugałam zszokowana.

-Wszystko będzie dobrze miała pani atak paniki - Powiedział ktoś, kątem oka spostrzegłam Macalistera stojącego pod ścianą ze starszą kobietą i mężczyzną to byli jego rodzice. Zorientowałam się, że leże na jakiejś sofie, a kiedy spojrzałam do góry i w oczy rzucił mi się bogato zdobiny żyrandol zrozumiałam, że jestem u nich w salonie.

-Chce pani usiąść? - Zapytał mnie ten sam głos. Kiwnęłam głową wciąż oszołomiona. Mężczyzna pomógł mi, podnieść się do pozycji siedzącej. Jak się potem okazało to był ratownik medyczny, czyli wezwali do mnie pogotowie, kiepsko. Czułam się zażenowana, że ktoś musiał oglądać mnie w takiej sytuacji. Tym bardziej, że to był Mac i jego rodzice.

-Dostała pani środki uspokajające i teraz dam pani tabletkę pod język - Otworzyłam posłusznie buzię, a ratownik wsadził mi do ust małą żółtą tabletkę. Zamknęłam usta.

-Teraz poczekamy aż tabletka się rozpuści - Mężczyzna odwrócił się do moich gapiów i po prosił dla mnie o szklankę wody. Widziałam jak Juliett mama Maca stoi zmartwiona i wpatruje się we mnie. Jej oczy lśniły od powstrzymywanych łez, ale najbardziej poruszonym człowiekiem w tym pomieszczeniu był ojciec Maca. Widziałam jak nerwowo chodzi po salonie, co chwilę stając i zerkając na mnie z takim smutkiem i przerażeniem. Wyglądał jak starsza wersja swojego syna. Z tym że jego krótkie włosy lekko już przyprószyła siwizna. Juliett także postarzała się przez te pięć lat. Zmarszczki na jej malutkiej twarzy były widoczne. Blond włosy miała zaczesane w wysoki kok.

-Więc panno Ellen miała pani już takie ataki? - Zwrócił się do mnie sanitariusz.

-Tak w przeszłości, z tym, że ostatnio od jakiegoś roku nie...- Kiedy pochwyciłam ich wzrok wszyscy troje spojrzeli po sobie wymownie.

-Leczyła się pani psychiatrycznie? - Boże, ależ byłam zażenowana, że też musiałam odpowiadać o tym przy nich wszystkich. Było mi wstyd, tak cholernie wstyd, że w tej chwili chciałam zapaść się pod ziemię.

-Tak - Powiedziałam szeptem.

-Moja rada jest taka, proszę się mniej stresować i skontaktować ze swoim lekarzem.

-Dobrze.

-To wszystko - Sanitariusz wstał, założył swoją torbę na ramię.

- Odprowadzi nas pan do drzwi - Skierowała do Maclistera.

-Tak jasne proszę tędy - Ja w tym czasie wyjęłam trzęsącymi się dłońmi telefon komórkowy ze swojej torebki. Wybrałam numer do cioci i poprosiłam by po mnie przyjechała.

-Ellie nie musisz jechać - Odezwała się Juliett podeszła do mnie, usiadła obok i wtedy zobaczyłam na jej twarzy łzy.

-Boże, przepraszam cię dziecko - Powiedziała łamiącym się głosem. Nie skomentowałam tego, nie potrafiła jej pocieszyć. Mimo tego, że wmawiałam wszystkim, że nie mam do nikogo żalu, jednak go trochę miałam. I teraz po tych piecu latach nadal go mam. Nie zniknie od tak, nie wyparuje. Nie było też tak, że nie pragnęłam aby rzeczy między nami się ułożyły, tylko wciąż czułam, że to za wcześnie. No i jeszcze ten atak paniki, który przyszedł tak niespodziewanie. Radziłam sobie, odstawiłam tabletki, a tu wszystko szlak.

- Ten dom. To on wzbudza we mnie tyle dziwnych odczuć. Nie byłam jeszcze gotowa na spotkanie - Powiedziałam szczerze.

-Rozumiem - Odpowiedział Frank - Wiedz, że jesteś zawsze u nas mile widziana.

-Zawsze traktowałam cię jak córkę, której nigdy nie miałam - Dodała Juliett. Zdusiłam w sobie chęć prychnięcia. To wszystko brzmiało zbyt słodko, zbyt nie prawdziwie jak dla mnie. Usłyszeć takie słowa po pięciu latach, to opiewało na szczyt hipokryzji, ale płacz Juliett nie był udawany, ona na prawdę płakała. I to mnie uderzyło bardziej niż mogłam się przed nim przyznać. Wrócił Macalister w towarzystwie Linett. Ciocia wyglądała na przestraszoną.

-Molly- Ellie wszystko w porządku? - Dopytywała poruszona.

-Tak, już teraz tak - Ciocia spojrzała na Juliett i na Franka z poważną miną. Znała ich, oni znali ją, ale w świtle tego wszystkiego co się wydarzyło. Linnett uważała ich za tchórzy i frajerów. Juliett była równie bliska mojej matce co Linett, a jednak ta więź nie przetrwała takiej burzy. Pamiętam do dziś jaka była zła, że nie pojawiła się na pogrzebie moich rodziców. Znając ją, pewnie zadzwoniła do niej i jej nagadała. Pomogła mi wstać i obie poszłyśmy do wyjścia. Juliett deptała nam po piętach, przejęła się tym wszystkim trudno się jej dziwić bo ten atak wyglądał pewnie jak zapaść.

-Czy będziesz chciała spotkać się jeszcze ze mną? - Dopytywała, kiedy ja siadałam w samochodzie cioci.

-Oczywiście, tylko musisz mi dać czas- I zrobiła coś co totalnie mnie zaskoczyło i rozczuliło, przytuliła mnie.

-Elli tak cudownie było cię znowu zobaczyć. Proszę cię kochana wybacz mi. Każdego dnia myślałam o tobie i o twojej mamie - Ciągnęła. Ciocia patrzyła na nas, ale nie wyglądała na zadowoloną.

-Trzymaj się kochana - Puściła mnie, otarła łzy z twarzy i odeszła kilka kroków by ciocia mogła odjechać. We wstecznym lusterku widziałam jak mi macha na do widzenia.

-Ja pierdolę - Wydukałam zmieszana i załamana jednocześnie. Byłam rozczarowana sobą i tym pieprzonym atakiem paniki. Lienett zerkał na mnie marszcząc brwi.

-Jak ty u licha znalazłaś się u nich w domu!?- Zapytała. 

-Macalister pracuje w firmie, w której starałam się o pracę. Od słowa do słowa okazało się że się znamy, potem zaprosił mnie na obiad. A ja, nie potrafiłam mu odmówić...

- A skąd ten atak paniki, co?

-Nie wiem, kiedy zajechaliśmy pod jego dom wszystkie wspomnienia wróciły i po prosiłam go żeby mnie zawiózł do domu, ale on nie chciał, nalegał żebym z nim poszła no i tak jakoś zaczęłam się źle czuć...

-Po tak długim czasie "To" wciąż ma nad tobą władzę - Powiedziała. A mówiąc, "TO" miała na myśli moje demony przeszłości.

Ciocia nie zawiozła mnie do mojego mieszkania tylko do swojego domu. Oczywiście chciała mieć na mnie oko przez weekend. Takie epizody zawsze wzbudzały w niej lęk, lęk o moje życie. Była moją matką chrzestną, czuła się zobowiązana pomagać mi i mnie wspierać. Linett z pochodzenia była latynoską, czekoladowe oczy były otoczone wachlarzem długich rzęs. Jej skóra wyglądała jakby od zawsze była muśnięta słońcem. Twarz miała w kształcie serca prosty chudy nos, no i usta trochę podreperowane botoksem. Na spotkanie wyszedł nam Lucjan jej chłopak, Lucjan był mega przystojny czuły i kochający. Był facetem idealnym. Objął mnie swoim ramieniem i pomógł mi wejść do środka.

-Ellie przestraszyłaś nas - Powiedział zatroskany.

-Wiem, samą siebie też wystraszyłam.

-Co więc wywołało u ciebie tak silne emocje?

-Dawni znajomi

-Rodzina Caringtonów - Wytłumaczyła ciocia. Lucjan zmarszczył swoje siwe brwi.

-Mogę położyć się do łóżka? - Zapytałam.

-Tak skarbie - Ciocia przeprosiła swojego lubego, złapała mnie za dłoń i obie poszłyśmy schodami na piętro. Miałam u nich swój pokój, który przez ostatnie cztery lata był moim domem.

-Jesteś głodna?

-Nie, nie przełknęłabym teraz niczego - Położyłam się na łóżku na plecach.

-Juliett wydawała się szczerze skruszona.

-Tak, wiem.

-I co zamierzasz?

-Jeszcze nie wiem na razie muszę ochłonąć i odpocząć, a co dalej? Będę o tym myśleć później. Trochę mi smutno, bo przez pięć lat nie zadali sobie trudu by mnie odszukać czy coś. Mac myślał nawet, że zginęłam w tym pożarze, czy to nie głupie!? A teraz przepraszają mnie i co myślą, że będę skakać z radości!?

-Nie wiem co ci mam odpowiedzieć.

-No właśnie ja też nie wiem co myśleć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro