Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Cruucio to dla ciebie z okazji twoich urodzin. Trochę spóźnione, ale ma nadzieję, że wybaczysz. Wszystkiego najlepszego! 🎁🎂🎉🎊🎇🎁🎁

  Minerwa stała na środku ciemnej uliczki. Jedyne, co oświetlało obskurną uliczkę była migocąca lampa. Owinęła się szczelniej płaszczem przeklinając się w duchu za to, że nie ubrała czegoś cieplejszego. Miała nadzieję, że jej ojciec nie dowie się o jej dzisiejszym spotkaniu. Gdyby się dowiedział zabił by ją na miejscu. Nagle poczuła jak czyjeś mocne, męskie ramiona przyciągają ją do siebie, owijając się w okół jej tali. Tęskniła za nim, za jego dotykiem, głosem... Ale najbardziej zżerała ją tęsknota za tymi dniami, kiedy oboje nie musieli udawać, że siebie nienawidzą. Był jedyną osobą, która jej pomogła, gdy dowiedziała się o ciąży, jedyną osobą, którą mogła kochać nie będąc przy okazji raniona.
- Mam nadzieję, że nie musiała pani długo czekać, panno McGonagall - wyszeptał tuż nad jej uchem, poczuła jego oddech na swojej szyi, przeszedł ją przyjemny dreszcz. Obruciła się w jego ramionach i pocałowała go na przywitanie.
- Tęskniłam - wyszeptała między pocałunkami, a on w odpowiedzi przysunął ją bliżej i wbił się jej w usta.
*
Elphinstone rzucił okiem na zegarek mając nadzieję, że nie jest zbyt późno. Było w pół do pierwszej w nocy. Nie miał pojęcia, co miał zamiar powiedzieć Madeline, ale teraz liczyło się dla niego tylko to, żeby znaleźć Minerwę. Nie znał dokładnej przyczyny, dla której jej potrzebował. Wiedział, że to coś więcej niż zaspokojenie swojego przyjaciela i ponowne skosztowanie jej ust. To było silniejsze od niego. Potrzebował jej. Tracił zmysły kiedy jej nie widział, jeśli nie była w pobliżu. Miał ochotę zabić, gdy ktoś ośmielił się spojrzeć na nią jak na piękną kobietę, którą była. Nigdy nie czuł czegoś podobnego. Chciał mieć ją na własność. I wiedział, że to się w końcu stanie, w końcu zawsze dostawał to, czego chciał i nie było żadnych wyjątków. Zabawiał się kobietami jak tylko chciał, ale z nią było inaczej...
- Cholerna, kobieta... - warknął.
Wysiadł z samochodu i przeskoczył płot odgradzający teren małego domku od ruchliwej ulicy. Zapukał do drzwi tak mocno, że z całą pewnością obudził nie jednego trupa z pobliskiego cmentarza.
- Madeline otwórz!
Zapukał raz jeszcze, tym razem jeszcze głośniej. Usłyszał czyjeś kroki po drugiej stronie drzwi. Domyślał się, że była blondwłosa aurorka.
- Czy szef zdaje sobie sprawę, która jest godzina? - spytała stojąc przed nim w skąpym szlafroku, w jego głowie od razu utworzyła się wizja Minerwy w podobnym stroju. Przełknął głośno ślinę, a jego potrzeba zobaczenia się z czarnowłosą wzrosła.
- Muszę porozmawiać z Minerwą - powiedział lekko zaczerpniętym głosem.
- Minerwa wyszła dwie godziby temu, powiedziała, że jedzie do rodziców na weekend - powiedziała zdziwiona Madeline.
- Pojechała do Ministra? - spytał bacznie przyglądając się kobiecie, która tylko skinęł sennie głową na potwierdzenie sowich słów. - Wiesz, gdzie mieszka Minister?
- Tak, ale szef chyba nie chce jechać tam o tej porze? Można pojechać tam jutro z rana, to tylko kikla godzin... - powiedziała ziewając.
- Przebierz się. Będziesz mi mówiła jak jechać, masz kwadrans - syknął.
*
Minerwa już dawno nie czuła się tak dobrze. Do pełni szczęścia brakowało jej tylko, jej małej córeczki, którą ON na pewno by pokochał. Zanim się jeszcze urodziła nazywał ją swoją małą księżniczką. Wtuliła się mocniej w ramiona mężczyzny, który leżał razem z nią na hamaku, bujanym delikatnie przez wiatr. Poczuła jak jedna łza niekontrolowanie spłynęła po jej policzku. Rana po utracie dziecka nie zdążyła się jeszcze zabliźnić, zbyt często otwierała ją przez swoją głupotę.
- Ej, słonko, co się dzieje? - spytał się patrząc prosto w jej oczy.
- Nic, ja tylko... - nie wytrzymała fala łez wstrząsnęła jej ciałem.
- Skarbie... ccciiiii... - przytulił ją mocniej. - Bedzie dobrze, zoabczysz, jeszcze nie raz zobaczysz naszego aniołka... ciii...
Minerwa uśmiechnęła się przez łzy... Byłby dobrym ojcem dla jej małej księżniczki... Byłby wspaniałym ojcem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro