15
- Nie chciałam jej zabić to był wypadek, Dumbledore - wyszeptała.
- Powiedział ci, gdzie to jest, pokazał jak tam wejść. To nie był wypadek, chciałaś się zabawić, nacieszyć czyimś strachem - patrzył na nią z pogardą. - To żyje tylko i wyłącznie dzięki tobie, wcale się nie dziwię, że ojciec tak szybko w tedy zdecydował, że OWUTEMy napiszesz w domu.
Chciała przerwać ten potok słów uciekający z jego ust. Podać prawdziwy powód, móc się usprawiedliwić, wytłumaczyć, ale nie miała w sobie na tyle odwagi. Wiedziała, że znienawidzi ją w tedy jeszcze bardziej. Chociaż szczerze wątpiła, żeby tak się dało. W jego oczach była największą odrazą jaka kiedykolwiek chodziła po świecie. Mimo wszystko... Przymknęła oczy, próbując uciec od tych obrazów, wspomnień, ale gdy tylko to zrobiła przed jej oczami pokazała się twarz tej biednej, małej dziewczyny. Pamiętała jakby to było wczoraj, jej zapłakane oczy, przerażenie malujące się na twarzy i śmierć... Śmierć, która wydarzyła się tak nagle. Nie mogła nic na to poradzić, nie zdążyła zareagować. Nawet nie wiedziała, że ona tam jest! To był zaledwie ułamek sekundy, gdy ona leżała tam martwa. Nie chciała nikogo skrzywdzić, wręcz przeciwnie, próbowała to zakończyć. Chciała się go pozbyć, ale nikt nie miał na tym ucierpieć. Albus nigdy miał się tego niedowiedzieć. To miału być lata. Lata ciągłych kłamstw, do których była zmuszona, których doskonale wiedziała, że nigdy sobie nie wybaczy. Gdyby jednak teraz widziała, do czego to wszystko doprowadzi. Jakie będą skutki, nigdy by się na to niezgodziła... Zbyt wiele osób na tym ucierpiał.
- Minerwa, gdy podsłuchałem tamtą rozmowę, na prawdę miałem nadzieję, że to okaże się tylko kłamstwem, głupim żartem... Wolałbym, żebyś się w tedy przede mną nie przyznała. Wolałbym życie w kłamstwie niż z tą myślą wciąż siedzącą w mojej głowie. A najgorsze jest to, że nic nie mogłem zrobić. Nic, aby pomóc temu biednemu chłopakowi, nic aby przywrócić życie tej dziewczynce... - wyszeptał. - Nie potrafiłem nawet znienawidzić cię na tyle, aby pokazać wszystkim te wspomnienia.
Spojrzała na niego. Gdyby teraz mogła mu wszystko wyjaśnić, wytłumaczyć. Gdyby pozwolił jej, gdyby tylko jej pozwolił dojść w tedy do słowa. Nienawidziła się za to, że w tedy stchrórzyła. Potem było już tylko gorzej.
- Zawsze myślałem, że jesteś inna...
- Gdybyś dał mi w tedy dojść do słowa znał byś prawdę - przerwała mu, nie chciała tego słuchać, znała już te słowa na pamięć. Nie dał jej zapomnieć.
- Już znam prawdę i nie potrzebuję do tego wysłuchiwać twoich kłamstw. Nie uważasz, że było ich zbyt wiele? Nie znudziło ci się to? - spytał próbując znaleźć odpowiedź w jej oczach, odpowiedź na tyle pytań, które nie dają mu spokoju.
- Wiesz, co mi się znudziło? - warknęła. - Znudziło mi się te twoje ciągłe wypominanie mi tego, co się stało. Nie wiesz nic! Nic! Nie masz pojęcia, co tam się wydarzyło, nie wiesz czemu tam byłam, jak ona zmarła. Ale po, co posłuchać kogoś, komu ufałeś kiedyś bezgranicznie?! Lepiej podsłuchać rozmowę wyrwaną z kontekstu i wyciągnąć jakieś chore wnioski! Nigdy nie dałeś mi dojść do głosu wyjaśnić. Wolałeś wierzyć w jakieś swoje chore przypuszczenia. Tak było najłatwiej - wyszeptała. - Pozbyłeś się problemu, nie musiałeś już niczego ukrywać, obiecywać. Jeszcze mogłeś zrzucić na mnie całą winę. Szkoda tylko, że nie zansz skutków tych swoich obietnic.
- O czym ty mówisz? - spytał zaskoczony.
- Och, przecież zawsze wiesz najlepiej, co się wydarzyło, po co będę zaburzać twoje przemyślenia? - spytała otwierając drzwi do swojej sypialni i zamykając się w niej. Zsunęła po drzwiach. Chciała mu powiedzieć, ale stchórzyła. Znowu. Znowu zabrakło jej odwagi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro