Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

   Wybuchy, krzyki, płacz, zaklęcia, zawalające się budynki, dym i pył w powietrzu, krew i jeszcze więcej krwi. Trzymała się za brzuch mając nadzieję, że wytrzyma. Już niedaleko. Biegła tak szybko jak tylko pozwalały jej na to wysokie obcasy. Nie oglądała się za siebie, nie chciała tego widzieć. Czuła łzy spływające jej po policzkach. Kolejny wybuch, tym razem bliższy, jego siła odepchnęła ją o kilka stóp dalej przywracając na gruzy. Ostatnim, co pamiętała, co czuła był ogromny ból, kiedy przygniotły ją ściany zawalającego się budynku.
*
  Płuca miała zaciśnięte nie mogła normalnie oddychać. Odruchowo złapała się za brzuch, czuła dziwną pustkę. Otworzyła oczy z przerażeniem i nie wiele myśląc usiadła gwałtownie, wyrywając sobie przy tym kroplówkę z dłoni. Syknęła z bólu zaciskając zęby. Spojrzała na męża zadając nieme pytanie. Ten tylko pokręcił głową i ponownie podłączył ją do kroplówki.
- Elphinstone - wyszeptał przez zaciśnięte gardło.
- Pójdę po uzdrowiciela - powiedział nie zwracając na nią uwagi i wyszedł. Patrzyła jeszcze przez chwilę na miejsce, w którym przed chwilą jeszcze stał. Czuła jak łzy napływają jej do oczu, nie chciała, żeby to była prawda, to nie mogła być prawda. Nie mogła... 

   Drzwi się otworzyły i do środka wszedł uzdrowiciel, a zaraz za nim ponury Elphinstone.

- Dzień dobry pani Urquart - przywitał się posyłając jej pokrzepiający uśmiech. - Jak się pani czuje?

- A jak powinnam? - spytała przygryzając wargę.

- Mam dla pani dwie informacje, jedną złą i drugą dobrą, którą najpierw? - zignorował ją i podszedł do dziwnego urządzenia, do którego była podłączona.

- Dobra - powiedziała niepewnie.

- Pani stan się poprawia, za parę dni będziemy mogli panią wypisać, myślę, że za tydzień mogłaby pani wrócić do pracy - powiedział klikając coś w ekranie. - Zła jest taka, że pani poroniła jedno dziecko, drugi bliźniak się utrzymał...

- Chłopczyk, czy dziewczynka? - przerwała mu ściskając mocniej dłoń męża.

- Chłopczyk nie żyje, proszę pani.

   Minerwa weszła po schodach do sypialni, nie zwracając uwagi na Elphinstone, chciała być sama. Nie chciała się teraz z nikim widzieć. Straciła dziecko... drugie, najpierw oddała córeczkę potem poroniła synka. Nie chciała nawet myśleć, co się może jeszcze stać. Chciała tego dziecka. Chciała je wychować.  Chciała, aby chociaż ona miała dwójkę kochających ją rodziców. Usiadła na łóżku i się rozpłakała. Parę lat wcześniej nie myślała by nawet, że to wszystko może się tak skończyć. To było dla niej zbyt abstrakcyjne. Czuła się jak w jakimś strasznym śnie,  w którym nic nie jest na swoim miejscu. Nic nie było tak jak chciała, aby było. Musiała coś zmienić, albo oszaleje. Sięgnęła po Proroka Codziennego, przelatywała artykuły wzrokiem szukając czegoś wartego uwagi. Jej wzrok przykuło ogłoszenie z Hogwartu, poszukiwali nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Przygryzła wargę. Nie była pewna, czy to na pewno dobry pomysł, w końcu jest tam Dumbledore. Nie była pewna, czy chce go widywać codziennie. Czy w ogóle chce go widywać. Ale nie miała większego wyboru, aurorem będzie mogła być z powrotem dopiero po porodzie, a w Hogwarcie jej ciąża nie będzie przeszkodą do pracy. Sięgnęła po pergamin i pióro i zaczęła pisać list do dyrektora Dippeta. Potrzebowała jakiejś zmiany, odskoczni od tego wszystkiego, Hogwart wydawał się do tego idealny, tylko, co na to powie Elphinstone?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro