Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

- Zostaw mnie - warknęła.
- Słuchaj, możesz być córką Ministra, żoną Urquarta, Merlinie!, możesz nawet być kochanką Dumbledore'a, ale nie zapomnij, kto tu rozdaje karty. Twoja córka jest w niebezpieczeństwie... Tylko od ciebie zależy, czy dożyje swoich pierwszych świąt...
- Nie będziesz mi groził - powiedziała. - Ona... ona, jest jeszcze potężniejsza ode mnie, nic jej nie zrobisz...
- Jej ojciec musi być bardzo potężny, prawda? Na pewno nie był by zadowolony, gdyby dowiedział się, że ukrywasz przed nim jego własne dziecko - powiedział posyłając jej kpiący uśmieszek.
- Czego chcesz? - spytała odwracając twarz w stronę okna.
- Spójrz na mnie - warknął, łapiąc ją za podbródek. - Pomścisz swego kochanego ojca chrzestnego, to chyba nie będzie trudne, dla kogoś takiego jak ty, prawda? Zdecydowanie najpotężniejsza czarownica od czasów Vivian, nie powinnna mieć z tym problemu. Zabij Dumbledore'a, stwórz mu jego największego wroga, zbliż się do niego, niech ci zaufa, stań się jego prawą ręką, a potem zadaj mu śmiertelny cios.
- D- Dumbledore'a? - powtórzyła patrząc się na wysokiego, czarnoskórego mężczyznę.
- Zabij go, a jej nic się nie stanie, może nawet pomogę ci ją odzyskać.
- On był moim mentorem przez tyle lat, był dla mnie jak ojciec...
- Z hańbił twojego ojca chrzestnego, powinnaś bronić Grindelwalda...
- On zabijał i torturował niewinne osoby! - krzyknęła oburzona.
- Chciał stworzyć lepszy świat. Masz wybór, ale ty zabijesz go, albo ja twoją córkę. Masz dwa tygodnie na podjęcie decyzję. Czekam - powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami.
Minerwa opadła na krzesło. Za wszelką cenę starała się nie rozpłakać, tylko dlatego, że nie chciała zniszczyć kilkugodzinnej pracy Afrodyzji. Cała się trzęsła. Zrzuciła za jednym zamachnięciem ręką, wszystko co znajdowało się na toaletce. Niewielkie, zdobione złotem pudełko uderzyło z hukiem, robiąc małe wgniecenie w drewnianej podłodze. Otworzyło się i wysypało swoją zawartość. W pośród różnych pamiątek z jej lat w Hogwarcie w oczy szczególnie rzuciła jej się srebrna koperta z napisem 1959~60. Uklękła obok, pomiędzy potłuczonym szkłem, po rozbitych flakonikach perfum. Podniosła ostrożnie kopertę i wyjęła jej zawartość. Jeszcze bardziej chciało jej się płakać, gdy zobaczyła jej zdjęcie z nim, zdjęcie USG ich córki, list pisany jego ręką, kolejne ich wspólne zdjęcia i... i list jej ojca z pieczęcią Ministerstwa, po którym niemal od razu wyjechała do Ameryki... Znalazła też delikatną srebrną bransoletką z diamentową zawieszką w kształcie kota. Dostała ją od niego dzień przed jej wykazdem do Stanów.
Ktoś zapukał do drzwi, Min schowała wszystko z powrotem do koperty:
- Proszę!
Do pokoju weszła Afrodyzja z ślubnym bukietem z storczykami:
- Co się stało? - spytała patrząc przerażona na siostrę.
- Zdenerwowałam się - Minerwa wzruszyła ramionami i schowała kopertę razem z resztą rzeczy do pudełka i odłożyła je ostrożnie na miejsce, zupełnie tak, jakby miało się zaraz rozsypać. - Pomożesz założyć mi suknię?
Afrodyzja tylko skinęła głową i podeszła do manekinu ostrożnie odpinając guziki na koronkowych plecach sukni. Nie do końca będąc pewną, czy siostra oby na pewno mówi jej prawdę.
*
Minerwa stała przed Elphinstonem w wielkim ogrodzie przed zgromadzonymi gośćmi. Ogród był tak zaczarowany, że mimo środka jesieni było tu bardzo ciepło, a wszystkie kwiaty na nowo rozkwitły. Stali w białej altanie ozdobionej białymi, pudrowo różowymi i w bardzo jasnym odcieniu fioletu, różami.
- Czy ty, Elphinstonie Urquart, bierzesz tę oto kobietę za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że jej nie opusicisz, aż do śmierci? Że będziesz przy niej w zdrowiu i w chorbie, na dobre i na złe? - spytał siwiejący mężczyzna.
- Ślubuję - odpowiedział patrząc na Minerwę, tak jakby zaraz miał wystrzelić w powietrze ze szczęścia.
- Czy ty Minerwo Isabelle McGonagall, bierzesz tego oto mężczyznę za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz, aż do śmierci? Że będziesz przy nim w zdrowiu i w chorbie, na dobre i na złe?
- Ślubuję - powiedziała zmuszając się do uśmiechu.
Straszy mężczyzna połaczył ich dłonie i wyjął swoją różdżkę mamroczać coś pod nosem. Czerwona wstęga przewiązała ich ręce i zniknęła wtapiając się w ich skórę.
- Może Pan pocałować pannę młodą.
Rozbrzmiały wiwaty, a oklaską nie było końca. Zmusiła się do kolejnego uśmiechu przy pocałunku, mimo, że w oczach znowu pojawiły jej się łzy, gdy zobaczyła jego wśród gości.

*Vivian - ukochana Merlina, najpotężniejsza czarownica, Pani Jeziora

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro