Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Śmiertelny cios

Była połowa czerwca i Hogwart świętował rocznicę swojego założenia. Uroczystości, przymusowo przeniesione z maja, trwały w najlepsze. Właśnie kończył się drugi, najbardziej formalny i ceremonialny dzień obchodów. Ten z przemowami oficjeli, wręczaniem nagród i stypendiów, z uroczystą promocją nowych doktorów i nadaniem stopnia naukowego habilitantom.
Oraz z publiczną rehabilitacją Pottera.

Tak sobie to zaplanował Dumbledore. I w sumie miał rację! Skoro Harry'ego upokorzono na oczach całego kraju, przywrócenie mu honoru musiało być równie głośne.

To dlatego słowa uznania, a zarazem przeprosin, kierowali do młodego doktora wszyscy ważniejsi goście, a listę tę otwierał sam minister kultury.

Był oburzony tym, że wygłaszał publiczną laudację skompromitowanego naukowca i jeszcze mówił: "przepraszam".

Pocieszał się tylko tym, że nie był jedyny do tych słów. Całe podium je powtarzało! Wszyscy zaproszeni goście! W tym burmistrz Hogsmeade oraz inspektor Karkarow.

Ten pierwszy przepraszał z jowialnym uśmiechem. Ten drugi z zaciśniętą szczęką. Niemal przemocą wyduszał z siebie dźwięki, gdy w imieniu organów ścigania przepraszał za niesłuszne oskarżenie i zatrzymanie pracownika naukowego Hogwartu. Niemal się dławił udawaną skruchą i zapewnieniami, że śledztwo w sprawie spreparowanych filmików trwa, a winni zostaną surowo ukarani.

- Jaja urwać chujowi, który to zrobił! - zawołał ktoś z widowni.

- Wyruchać tak samo, jak na tym filmiku!

- Wybebeszyć kutasa!

- Na latarnię z nim!

- Do paki!

Im głośniej kiedyś śmiano się z Harry'ego, im mocniej pluto nań po drugim filmiku, na którym jego twarz zdobiła ciało mordercy, tym goręcej teraz domagano się zadośćuczynienia dla młodego doktora.

Nastroje tłumu studził rektor Hogwartu, który w imieniu władz uczelni i kolegów po fachu przepraszał Harry'ego za zwątpienie w jego niewinność.

Po Albusie głos zabrał przedstawiciel studenckiego samorządu. Nie tak dawno najgłośniej szydził z Harry'ego, a teraz musiał przed nim stanąć, powiedzieć "przepraszam" i przyjąć uścisk dłoni. Jego własne ręce były mokre od potu, podczas gdy dłoń Pottera pozostawała sucha, ale też dziwnie martwa. Uścisk nie miał dawnej siły i został przesłany bez większego przekonania, i bez tej energii, która zdawała się kiedyś przenikać przez palce naukowca.

Harry był ostatnim mówcą. Podziękował za udzieloną mu pomoc, przeprosił za zamieszanie, którego był mimowolną przyczyną i zaapelował o wsparcie dla osób, które są lub kiedykolwiek znajdą się w podobnej sytuacji.

Przemawiał płynnie i mądrze, ale jego głos nie dźwięczał, jak zwykle, a z oczu nie płynął szmaragdowy blask. Były dziwnie spokojne, niemal nieruchome. Zawsze mieniły się odcieniami zieleni, jak woda w zakolu rzeki, mieszana ruchami fal. Teraz były jak martwe.

Ci, którzy Harry'ego nie znali, widzieli elegancko ubranego, przystojnego młodego mężczyznę, który odsuwał smukłą dłonią przydługie ciemne włosy, opadające mu miękkimi pasmami na twarz. Nie uśmiechał się, lecz nikt nie oczekiwał od niego radości. Nie po tym, co przeszedł w ostatnich tygodniach! Tak więc jego śliczne usta nie układały się do uśmiechu. Wypływały z nich słowa poważne i smutne. Słowa, które musiały wybrzmieć, mimo że audytorium wcale nie chciało ich słuchać, a prelegent - wypowiadać.

Był spokojny i opanowany. Bez skrępowania wodził wzrokiem po tłumie zebranym na hogsmeadzkim rynku. Ci ludzie przyszli tu głównie dla niego. Zobaczyć na własne oczy, własnymi uszami usłyszeć. A więc pozwalał, by na niego patrzyli, by układali sobie jego ciało w swoich głowach, a jego sprawę upychali w odpowiedniej szufladce pamięci.

Skończywszy mowę, ukłonił się wdzięcznie i zszedł z podium, by zająć miejsce obok rektora. Wycofując się, posłał jeszcze smutny uśmiech w stronę Severusa Snape'a.

*********************

Profesor siedział w pierwszym rzędzie, gdzie miał najlepszy widok na prelegentów i skąd mógł śledzić każdy grymas na twarzy Harry'ego. Problem polegał na tym, że tych grymasów nie było, a twarz wyglądała jak maska. Bardzo piękna, ale jednak maska. Pusta, niezdradzająca emocji.

Tak było tutaj, w miejscu publicznym i w trakcie uroczystości. I tak było również w domu.

Harry niemal przestał się odzywać, szczerze i spontanicznie uśmiechać. Jego głos, a zwłaszcza śmiech, stracił swą dawną energię. Brzmiał również dość teatralnie - jak gdyby chłopak uśmiechał się wiedząc, że właśnie tak trzeba, a nie dlatego, że coś go autentycznie rozbawiło.

Niedługo miał minąć miesiąc od jego bezpodstawnego zatrzymania i był to najcichszy miesiąc w życiu Severusa! Nawet milczenie Toma nie bolało go tak bardzo. Harry'ego pokochał mocniej, dlatego też każda dobra rzecz sprawiała mu większą przyjemność, podobnie jak wszystkie złe przynosiły nieopisany ból!

Tych złych rzeczy w ich związku zresztą niemal nie było! Żadnych animozji, które by wynikały z odmiennych cech charakteru, sprzeczych oczekiwań albo różnych życiowych postaw. Normalnie czysta sielanka! Wprost nie do uwierzenia.

Nawet się nie kłócili! W każdym razie nie na poważnie, bo często robili to na żarty. A każda taka zabawowa kłótnia była preludium do namiętnej zgody w łóżku.

To Harry kiedyś wyskoczył z tym odjechanym pomysłem, gdy wrócił z uczelni wewnętrznie niemal ugotowany z powodu ludzkiej głupoty. Zajrzał Snape'owi w oczy i, całując go zachłannie, poprosił:

- Pokłóć się ze mną!

- Zwariowałeś, Potter?! - Severus parsknął śmiechem. - Dlaczego mam się z tobą kłócić?!

- Miałem chujowy dzień w pracy... - Harry otarł się twarzą o policzek partnera. - Arystoteles znowu próbował pokazać, jaki to on jest mądry...

Snape prychnął z pogardą. Student, który przeniósł się z wydziału filozoficznego, postawił sobie za punkt honoru wyprowadzanie z równowagi wszystkich kulturoznawców. Tak wykładowców, jak i kolegów. Z powodu ciągłego cytowania antycznych mistrzów przezwano go Arystotelesem. Gówniarz był tak zarozumiały i zadufany w sobie, że po pierwszych zajęciach z nim Snape oddał grupę Harry'emu. Bał się, że na bezczelność studenta zareaguje w niedozwolony sposób i zrobi gnojowi krzywdę. Harry był bardziej cierpliwy, ale i on miał swoje granice.

- Chyba rzeczywiście jest mądry, skoro dałeś się podejść... Nie lepiej będzie, jak masaż ci zrobię? - Severus odgarnął ciemne włosy z karku Pottera i polizał miękką skórę. - Jesteś taki spięty!

- Nie chcę masażu. Chcę coś rozwalić!

- Przykro mi, ale nie mam w planach wyburzania ścian - Severus spojrzał kpiąco na młodszego mężczyznę. - Ale zawsze możesz narąbać drewna do kominka. Umiesz trzymać siekierę? W ogóle wiesz, jak wygląda siekiera?

Harry spiorunował go wzrokiem.

- No już, nie ma się o co obrażać! Rąbanie drewna to taka męska zabawa. Nic dziwnego, że nie wiesz, jak to się robi!

- Rąbnę to ja ciebie, Sev, jak mnie nie przestaniesz obrażać!

Severus się roześmiał.

- Ty głupi bachorze - czule wyszeptał prosto w usta Harry'ego. - Jesteś taki wkurzony, że nawet nie widzisz, jak spełniam twoje życzenie?!

- Jakie? - chlopak się zdumiał. Chyba już nawet zapomniał, o co partnera poprosił!

- Kłócę się z tobą, kochanie! Choć chyba lepiej będzie po prostu cię przelecieć! - Severus jedną dłonią rozpinał Harry'emu spodnie, a drugą starał się uwolnić jego tors z koszuli - Jak krew ci uderzy do głowy, to może i rozum ci wróci na właściwe miejsce...

********************

Od miesiąca nie bawili się w podobne kłótnie na niby i nie uprawiali też seksu. Harry powiedział mu wprost, że za bardzo się wstydzi z powodu spreparowanego filmiku. Snape dobrze go rozumiał, sam bowiem również odczuwał zażenowanie, gdy wyobraźnia podpowiadała mu tamte sceny. Dobrze, że chociaż mogli się całować, przytulać i zwyczajnie spać w tym samym łóżku!

Ta fizyczna bliskość, niepodszyta erotyką, chyba nawet zyskała w ich relacji na jeszcze większym znaczeniu. I to jej Harry na szczęście poszukiwał! Pragnął być przytulany i mocno obejmowany. To dawało mu poczucie bezpieczeństwa i uspokajało.

Tuląc siebie nawzajem rozkoszowali się tą, w sumie dla nich nową, formą zażyłości. Ich dotyk czy pocałunki zawsze były mocno zmysłowe i prawie zawsze miały erotyczny podtekst. Teraz dotykali się przede wszystkim po to, by końcami palców przekazać sobie nawzajem swoje oddanie, zapewnić o zrozumieniu i pełnej akceptacji drugiej osoby.

**********************

Rok akademicki niemal już się zakończył. Niemal, bo letnia sesja poprawkowa trwała w najlepsze. Harry przesiadywał w uczelnianej bibliotece, trochę pracując nad własnymi tekstami, a trochę pomagając Severusowi, który egzaminował również jego studentów. Wiele czasu młody kulturoznawca spędzał także w gabinecie rektora, gdzie poznawał szczegóły działalności "Feniksa".

Mimo zdecydowanej niechęci Snape'a, Harry został członkiem tej organizacji; zarówno jej jawnej, jak i tajnej struktury. Severus długo był przeciwko zaangażowaniu Pottera w tajną działalność, twierdząc, iż tylko przysporzy Harry'emu kłopotów. Aż wreszcie odpuścił, zrozumiawszy, że nie może według swojej woli dysponować czasem i aktywnością partnera. Jeśli właśnie tak go postrzegał, nie mógł go trzymać na sznurku. Dał więc w końcu swoje błogosławieństwo, pocieszając się, że ten "zakon", jak go nieraz pogardliwie nazywał, zapewni Harry'emu ochronę... Że więcej ludzi będzie nad młodym czuwało. Jakże się mylił!

Gdyby znał prawdziwe plany Albusa Dumbledore'a i jego najbliższych współpracowników, wywiózłby Pottera gdzieś na koniec świata!

Dumbledore przydzielił Harry'ego do pomocy Alastorowi Moody'emu. W tajnym biurze "Szalonookiego", mieszczącym się w kawalerce przy ulicy Wodnej, które to lokum rok temu Harry chciał wynająć od uniwersytetu, chłopak spotkał, ku swojemu zdumieniu, Ronalda Weasleya! Okazało się, że rudowłosy prawie-szwagier Harry'ego działa na dwa fronty, podobnie jak Moody.

O ile na komendzie każdy z policjantów pracował oddzielnie, o tyle w "Feniksie" zmierzali ku jednemu celowi, czyli postawieniu przed sądem zwyrodniałego komendanta miejscowej policji Igora Karkarowa oraz byłego hogwarckiego profesora, Thomasa Riddle'a.

Harry i Ron przez długi czas nie umieli zachowywać się wobec siebie normalnie. Zerwane zaręczyny z Ginny oraz rola Weasleya w niedawnym zatrzymaniu Harry'ego sprawiały, że byli zażenowani w swojej obecności i nie bardzo wiedzieli, jak się do siebie odnosić. Dopiero  udział obydwu w sprawie Bellatrix Lestrange pozwolił im na nowo się zakumplować.

**********************

Po tym jak Severus podziękował Belli za współpracę, czyli, innymi słowy, po prostu wyrzucił ją ze swojego domu, słuch o niej zaginął. Tak jak niespodziewanie wkroczyła w stary dom Prince'ów, tak też nieoczekiwanie stąd zniknęła, a Snape nawet nie pomyślał o tym, by ją przywrócić na dawne stanowisko. Nie byli w końcu z Harrym jakimiś książętami i korony nie spadały im z głów, gdy sami odkurzali dywany czy myli podłogi!

Brak gosposi zresztą otworzył przed nimi kolejne obszary przyjemności. Odkryli radość wspólnych zakupów i wspólnego gotowania. I okazało się, że te prozaiczne codzienne czynności mają wielką moc zbliżania ludzi do siebie. Oczywiście nie wszystkich i nie zawsze, ale w ich przypadku to zadziałało.

Podzielili się domowymi obowiązkami w ten sposób, że Harry trochę więcej gotował, za to Snape dużo więcej sprzątał. Młody kulturoznawca nie miał zresztą jakichś szczególnych obiekcji przed przysłowiowym staniem przy garach. Jeżeli akurat nie był w "Feniksie" albo nie studiował czegoś w książkach, niemal śmiertelnie się nudził na swoim naukowym urlopie. Każde zajęcie odrywające od smutnych wspomnień związanych z szantażem, którego był ofiarą, było więc na wagę złota. A miny Severusa na widok Harry'ego w kuchennym fartuszku - bezcenne.

Jakoś bowiem w połowie lipca Harry na tyle ochłonął po wydarzeniach z szantażem, zatrzymaniem na komendzie, podejrzeniami o dokonanie morderstwa i gwałtu oraz bezpardonowymi oskarżeniami na tle seksualnym, że jego przytłumione libido znowu się obudziło. Zakomunikował to Severusowi w dosadny sposób, witając kochanka w któreś popołudnie ubrany tylko w ten skąpy strój.

*******************

Severus miał przed oczami tę scenę, gdy pewnego letniego poranka wracał z miejskiego targowiska niosąc na ramieniu torbę pełną świeżych owoców i warzyw, których zamierzał użyć nie tylko kulinarnie. Tego dnia to on miał czekać na partnera z obiadem. Harry miał dyżur w "Feniksie", a Severus szczęśliwie zakończył już letnią sesję na uczelni i teraz ich role nieco się odwróciły. To Snape miał więcej wolnego czasu i to on bawił się teraz w kucharkę.

Dzisiejsze zakupy sprawiły mu prawdziwą przyjemność.
Cieszyły go zwłaszcza ostatnie w tym roku truskawki. Niezwykle dorodne i soczyste. Podbrzusze mu drgało, a na twarz wypełzał lubieżny uśmieszek, gdy wyobrażał sobie, jak je wykorzysta. W planach miał bowiem mocno owocowy deser, podany w pucharku, którym miało być ciało Pottera. Zamierzał również sprawdzić, czy sok świeżych czereśni i brzoskwiń nie sprawdzi się przypadkiem jako lubrykant. Samo myślenie o tym sprawiało, że z każdym krokiem przybliżającym go do domu, podniecał się coraz bardziej.

Wszedłszy do holu odniósł wrażenie, że ktoś jest w środku. Uśmiechnął się od ucha do ucha. Harry chyba znów go czymś zaskoczy!

Na czubkach palców skradał się do kuchni, skąd dobiegało cichutkie szuranie. Ostrożnie uchylił drzwi i zamarł, widząc w pomieszczeniu nie kochanka, a... Bellatrix Lestrange!

- Bella?! - zawołał zdumiony.  - Co ty tu robisz?!

Kobieta wzdrygnęła się przestraszona, a z jej rąk wypadła na podłogę otwarta torebka cukru.

- Cukier mi kradniesz?! - Severus parsknął śmiechem.

Śmiech zamarł mu jednak na ustach, gdy Bella odruchowo chwyciła jeden z noży tkwiących w kuchennym przyborniku i skoczyła w stronę niedawnego pracodawcy. Severus instynktownie zasłonił się ramieniem i cofnął. Nóż przejechał po jego nagiej skórze.

- Kurwa mać! Bellatrix! Opanuj się! - krzyknął, zaszokowany jej zachowaniem.

Oprzytomniała na dźwięk tego głosu.

- Co ty wyprawiasz? - zapytał trochę spokojniej.

Opuściła dłoń z nożem. Z ostrza na podłogę spadła czerwona kropelka. Druga i trzecia spłynęła z ręki Severusa.

- Zranił się pan, profesorze? - zapytała, jakby nie pamiętając, że sama zadała tę ranę.

- To nic takiego! - machnął lekceważąco dłonią. Położył torbę z zakupami na podłodze przy ścianie, podszedł do zlewu i obmył ranę. Urwał kawałek papierowego ręcznika i owinął nim rękę, po czym usiadł przy węższym boku stołu. Wykonując ten manewr, wyciągnął z kieszeni spodni telefon i wybrał przycisk SOS.

- A więc przyszłaś... - zainteresował się uprzejmie. - Dobrze wyglądasz. - Pochwalił ją. - Czym się teraz zajmujesz?

Starał się zachowywać możliwie spokojnie, by nie wzbudzić jej podejrzeń. Nigdy jeszcze nie używał funkcji SOS i nie miał nawet ustawionych kontaktów alarmowych, bo nie sądził, że będzie ich kiedykolwiek potrzebował. Zerkał więc ukradkiem na telefon, który wyświetlał kolejne komunikaty, ułatwiające wezwanie pomocy.

- Co pan robi? - Bella spytała nagle zimnym, ostrym głosem, rzucając równocześnie badawcze spojrzenie na jego prawą dłoń, skrytą pod blatem.

- Nie rozumiem... - udał niewiniątko. - O co ci chodzi, Bella?

- Maca się pan po jajach, czy dzwoni do kogoś?

- Fuj! Bellatrix! Co za słownictwo! - Severus postanowił grać zdegustowanego. - Kto cię nauczył takich brzydkich wyrazów?

- Łapy na stół! - ryknęła.

Jej oczy zapłonęły takim szałem, że Snape bez szemrania spełnił jej rozkaz.

- Nie zdążą ci pomóc - wycedziła, krzywiąc się w złośliwym uśmiechu po tym, jak na wyświetlaczu zobaczyła komunikat o wysłanym sygnale alarmowym.

- Co tu robisz? - Severus zapytał raz jeszcze. Z jednej strony chciał odwrócić jej uwagę. Tak robiły wszystkie ofiary podobnych ataków w filmach, które oglądał i w książkach, które czytał. Z drugiej strony, naprawdę był niezmiernie ciekaw, po co tu przyszła i jak to zrobiła.

- Jak udało ci się tu wejść? Przecież oddałaś mi klucze!

Roześmiała się drwiąco.

- Masz zapasowe... Dorobiłaś sobie... - nakrył oczy powiekami, wstydząc się swojej głupoty.

Jak mógł nie pomyśleć o czymś tak oczywistym, jak możliwość dorobienia kluczy! Jak mógł nie zmienić zamków?! Naprawdę, był ostatnim debilem!

- Jak miewa się pan Potter? - zadała pytanie.

- Czemu cię to interesuje? - Momentalnie spiął mięśnie. - Co cię obchodzi Harry?

- Widzi pan - mówiła, uśmiechając się niewinnie - ostatnio miałam trochę spraw na głowie i byłam chora. Dlatego nie mogłam zadbać o pana Pottera jak należy. A widzę, że cukier mu się skończył.

- Tak, jakiś czas temu - potwierdził Snape myśląc przy okazji, że Belli już naprawdę odjebało, skoro pieprzy o cukrze. - Ale kupiliśmy nowy, widzisz? Od razu dwie torebki, żeby było na trochę dłużej.

- Ale ten cukier jest zły! 

Powiedzieć, że jej opinia go zaskoczyła, to mało!

- A co w nim jest złego?! - zdziwił się. - Przecież nie jest przeterminowany ani zanieczyszczony.

- Nie rozumie pan, profesorze! - Znowu dziwnie się uśmiechnęła. - Jest niedobry, bo nie ma w nim tego!

Mówiąc te słowa, wyciągnęła z torebki, którą trzymała na blacie kredensu, mały strunowy woreczek z białym proszkiem. Z szafki wyjęła wielką szklaną misę, w której przyrządzali sałatki i wsypała do niej zawartość woreczka. Potem wydobyła z kredensu nowe opakowanie cukru, otworzyła i dosypała do miski. Kołysząc naczyniem, zaczęła mieszać skladniki.

- Co ty robisz? - zapytał Snape szeptem. - Co to jest? To, czego dodałaś...

- To? - rozpromieniła się w uśmiechu. - To coś, bez czego pan Potter nie ma zawrotów głowy ani nie wymiotuje. Bez czego nie musi szukać słów, których i tak nie pamięta, nie jąka się ani nie bełkocze...

- Ty kurwo! - ryknął Snape. - Trułaś go?!

- Podobno jest pan taki mądry, profesorze! - Zaśmiała się pogardliwie. - A nic pan nie zauważył! Ani za pierwszym, ani za drugim razem...

- Co to jest?! - Skoczył w jej stronę. - Gadaj! Czym go szprycowałaś?

- Zaraz naszprycuję ciebie!

W jej dłoni znów pojawił się nóż, a Severus momentalnie wrócił na swoje miejsce za stołem.

- Spokojnie, Bella, spokojnie - starał się unormować oddech. Szukał łagodnego tonu głosu. Obiema dłońmi wykonywał w powietrzu uspokajające gesty, jakby głaskał jakieś zwierzątko. Miał nadzieję, że ruchy jego dłoni jakoś ją uspokoją, zahipnotyzują.

Wpatrywała się w niego badawczo, a w jej spojrzeniu coś się zmieniło. Nie było już spłoszone, niepewne, rozbiegane. Pojawiła się w nim twardość, której Snape nie rozpoznawał. 
Której nie zauważył przez lata pracy Bellatrix w tym domu. Może ten błysk był całkowitą nowością?

- Dlaczego to robisz? - zapytał. - Przecież Harry nic ci nie zrobił!

- Nie? - zdumiała się jego horrendalną głupotą. - Zajął miejsce pana Riddle'a! Wślizgnął się do pańskiego domu i życia! Omotał pana!

- Oszalałaś?! Co za głupoty opowiadasz?!

- Może nie tak było?! - krzyczała. - Ledwo pan Riddle się wyprowadził, a pan Potter już czekał pod drzwiami! I jeszcze zajął pokój pana Riddle'a! A potem wlazł panu do łóżka!

- No i co, kurwa, z tego?! - krzyknął Snape.

- A to, że pan Riddle bez przerwy o nim mówi! - wygięła usta w drżącą podkówkę. - Nawet więcej, niż o panu! "Harry Potter to", "Harry Potter tamto"! Był zły odkąd mu powiedziałam, że z panem zamieszkał, ale od kiedy się dowiedział, że się pieprzycie, wpadł w jakiś szał!

- My się nie pieprzymy, kobieto! - krzyknął Snape oburzony tym, jak Bella postrzega jego relację z Harrym. - Kochamy się... - wyjaśnił cicho.

- Kochacie! - parsknęła z pogardą.
- Myślałby kto!

- O co wam chodzi?! Tobie i Thomasowi? Dlaczego przeszkadza wam to, co robię?! - zawołał Snape. - Nie zdradziłem Thomasa! Pana Riddle'a, jak o nim mówisz. To Riddle mnie zdradzał i to jeszcze z tobą. A z kim oprócz ciebie? - Wzruszył ramionami. - Kto jego tam wie... Związałem się z Potterem jako człowiek wolny. A to, że Harry zajął pokój Thomasa?! - zaczął krzyczeć - Ten pokój jest w moim domu, a nie w Thomasowym! Przecież Riddle też mieszkał u mnie, tak jak Harry i nawet kutas groszem się nie dołożył nigdy do żadnych rachunków! Nie tak, jak Harry!

Z każdym wypowiadanym zdaniem, które było w istocie kontrargumentem na zarzuty, stawiane przez Bellę, wściekał się coraz bardziej.

Oboje byli chorzy! Tom i ta cała Lestrange. Tom dodatkowo żerował na zauroczeniu idiotki i karmił ją fałszywymi wizjami. A ofiarą ich wydumanych kłamstw był jego Harry! Krew Snape'a zalewała, gdy myślał o nieuzasadnionym, niepotrzebnym cierpieniu, jakie chłopak przez nich znosił. Przecież mogli go zabić! Zawał serca, udar, uszkodzenie wątroby... co jeszcze mogło mu grozić?!

Jego rozmyślania przerwał brzdęk domofonu. Głośny, natarczywy. Chwilę potem rozdzwonił się jego telefon i te dwa dźwięki rozdzierały ciszę. To pewnie policja, straż miejska albo inne służby z tych, wezwanych przez alarm.

Metalowa furtka jęknęła głośno, otwierana na siłę przy użyciu jakichś narzędzi. Na żwirze przed domem zachrzęściły podeszwy czyichś butów. Potem cicho przesunęły się po stopniach, prowadzących na wysoki parter domu. 

- Zapłacisz za wszystko, Bella! - Severus wycedził zduszonym szeptem, podnosząc się z krzesła i kierując się w stronę holu i tych ludzi, którzy zbliżali się z drugiej strony.

- Pan też! - zawołała.

Jej reakcja była tak niespodziewana, że aż się zachwiał i ciężko wsparł na blacie kuchennego stołu. Z niedowierzaniem patrzył na czerwone krople, które coraz szybciej na ten blat spływały. Na szyi poczuł delikatne szczypanie i jakieś dziwne ciepło. Coś moczyło jego koszulkę i lepiło ją do ciała. Gdy pochylił głowę nad lewym ramieniem, żeby sprawdzić, co to takiego, zakręciło mu się w głowie i upadł na podłogę, pociągając za sobą kuchenne krzesło.

Zaalarmowani hałasem, do kuchni wpadli policjanci, których wysłano, by sprawdzili zgłoszenie alarmu SOS. Struchleli, stając we drzwiach. Na podłodze u ich stóp leżał czarnowłosy mężczyzna z głęboką raną ciętą na szyi, a przed nimi stała kobieta w czerni z okrwawionym nożem w dłoni.

Funkcjonariusze odruchowo wyciągnęli broń i zaczęli krzyczeć:

- Rzuć nóż!

- Na podłogę!

- Rzuć nóż!

- Klękaj!

- Ręce przed siebie!

- Przed siebie!

Gdy tylko kobieta upuściła narzędzie zbrodni, jeden z policjantów doskoczył do niej i sprawnie skuł dłonie za plecami. Drugi w tym czasie miotał się przerażony po kuchni w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby zatamować krew, wręcz buchającą z rany na szyi mężczyzny. Zadzwonił też po karetkę, a teraz próbował zastosować się do instrukcji, jak pomóc rannemu. Po jego drżących dłoniach widać było jednak więcej niż dobrze, iż nie ma pojęcia o udzielaniu pierwszej pomocy, a już na pewno nie w takich przypadkach.

Gdy drugi policjant uporał się z Bellą, podbiegł do Snape'a, z którego rozciętej szyi wciąż płynęła rwąca struga krwi. Ten funkcjonariusz znał się na rzeczy i sprawnie założył na szyję rannego prowizoryczną opaskę uciskową z kuchennej ścierki. Miał nawet tyle przytomności umysłu, że poszukał czystej w kredensie, choć i ta wisząca koło zlewozmywaka nie wyglądała na szczególnie zużytą.

Ucisk na szyi spowodował nową falę bólu u mężczyzny leżącego na kuchennej podłodze. Zaczął głośniej oddychać i lekko otworzył oczy. Ujrzawszy policyjny mundur niewyraźnie powiedział:  - Harry...

- Nie. Nie Harry. - Policjant uznał za słuszne wyjaśnienie omyłki rannego, który najwyraźniej skojarzył mundurowego z kimś znanym. - Starszy arspirant... - przedstawił się, podając imię i stopień.

- Harry... mój partner... - dysząc ciężko tłumaczył tymczasem Severus. - W portfelu...

To były jego ostatnie słowa, po których najwyraźniej stracił przytomność.

Policjant zaczął nerwowo rozglądać się dokoła, poszukując wzrokiem portfela mężczyzny. Nie było go ani na podłodze, ani na blacie stołu. Szybko i sprawnie obmacał leżącego. W kieszeniach także nic. Gdzie ten portfel mógł być? Nagle jego wzrok padł na torbę z zakupami niedbale rzuconą przy ścianie. Pomiędzy owocami i warzywami leżał skórzany przedmiot. W jego wnętrzu aspirant znalazł wydrukowaną i odręcznie podpisaną deklarację "upoważniającą pana Harry'ego Pottera do uzyskiwania wszelkich informacji o stanie zdrowia Severusa Snape'a i podejmowawnia decyzji o jego ewentualnym leczeniu". Dalej był numer telefonu, adres, PESEL rzeczonego Pottera i wszystkie informacje, jakich przeróżne instytucje mogłyby potrzebować.

- Pan Harry Potter? - zapytał policjant, gdy usłyszał głos w telefonie. - Proszę natychmiast przyjechać do domu! - zarządził. - Na miejscu dowie się pan, o co chodzi! - ostro przerwał pytania, jakie tamten zadawał. - Proszę się pospieszyć!

**********************

Harry był zdumiony i przerażony telefonem z nieznanego numeru. Jeszcze większy niepokój wzbudzał fakt nieodbierania połączeń przez Snape'a. Nie trzeba było być wybitnym matematykiem żeby dodać do siebie te fakty i uzyskać przerażający wynik. Coś musiało się stać!

Jak zwykle w momentach, w których czas jest na wagę złota, wszystko sprzysięgło się przeciwko Harry'emu.

Najpierw nie mógł się doczekać na tramwaj. Z Wodnej, gdzie mieściła się kwatera "Feniksa", na ich uliczkę przy Starym Mieście było za daleko, by iść tam pieszo. Ale ani tramwaj, ani motorniczy, nic sobie nie robili z jego niepokoju! Tramwaj nie dość, że się spóźnił, to jeszcze jechał objazdem z powodu idiotycznych remontów torowiska! W efekcie droga powrotna trwała prawie godzinę lekcyjną! Dobrze, że nie akademicką.

Potem przeraził się, widząc otwartą bramę i wyważoną furtkę. Co tu, kurwa, się stało?!

Tych kilka kroków, które dzieliły go od wnętrza domu, przebiegł jak na skrzydłach, wołając Severusa coraz bardziej podniesionym głosem.

- Harry! - w holu uderzył weń głos Ronalda Weasleya w granatowym letnim mundurze.

- Ron? Co ty tu robisz?! - zawołał, wbijając w byłego prawie-szwagra zieleń swoich tęczówek.

- Severus Snape to naprawdę twój partner? - zapytał tymczasem Ron z wyrazem szczerego zdumienia na twarzy.

- Coś masz do tego? - zaatakował go Harry.

- Ja nic, ale najwyraźniej coś miała pewna pani... - mówiąc te słowa Ron patrzył na przybyłego mężczyznę dziwnie miękko, jakby się bał, że zrani go swoją wypowiedzią.

- Pani? - zapytał zdziwiony Potter. - Jaka pani?

- Znasz może tę kobietę? - Weasley podsunął Potterowi pod nos telefon ze zdjęciem.

- Tak. To Bellatrix Lestrange. Pracowała u Severusa jako gospodyni.

- Coś ich łączyło? - Ron drążył temat.

- Seva i Bellę? - Harry wybuchnął nerwowym śmiechem. - Kurczak w pomarańczach albo szarlotka. Nam to ona gotowała, ale podobno miała romans z byłym facetem Severusa. Tym Thomasem Riddle'em. Słyszałeś o nim, prawda?

W odpowiedzi na pytanie Harry'ego, Ron przytaknął skinieniem głowy.

- No dobra! - krzyknął Harry. - To co z tą Bellą i gdzie jest Severus?

- Ta Bella zaatakowała go nożem - odpowiedział rudzielec.

- Nożem? Zaatakowała? - zdumiony Harry bezmyślnie powtarzał słowa policjanta. - Jak to: zaatakowała?

- Normalnie - odpowiedź Rona zabrzmiała wręcz lekceważąco. - Przecięła mu tętnicę. Na szyi.

- Cooo? - Harry zachwiał się z nagłego przerażenia.

- Stracił dużo krwi - tłumaczył mu Ron - i został przewieziony do świętego Munga.

- Ale żyje?! - Harry wczepił się palcami w ramię podkomisarza jak w jakąś deskę ratunku.

- Chyba tak - Ron odpowiedział niepewnie. - Nasi ludzie go opatrzyli na szybko, a w szpitalu pewnie zrobili mu transfuzję czy co tam się robi w takich przypadkach.

- Możemy już skończyć tę gadkę?! Muszę go zobaczyć! - zawołał Harry.

- Pojedziemy razem - odpowiedział mu Ron. - Po drodze wyjaśnimy sobie jeszcze parę rzeczy.

********************

By dostać się do szpitala położonego na peryferiach Hogsmeade, musieli uzbroić się w cierpliwość, pokonując miejskie korki. W drodze rzeczywiście rozmawiali na temat incydentu.

Rozmowę zaczął Harry, zadając pytanie głosem drżącym ze strachu.

- Wiadomo, co Bella robiła w domu?

- Truła cię - odpowiedział podkomisarz.

- Co ty pieprzysz, Ron?! - Harry tak się oburzył, że zareagował histerycznym śmiechem. - Truła?

- Zaleciało telenowelą, prawda? - prychnął Ron. - Niestety, to prawda. Przyznała się do wszystkiego i opisała dokładnie, co i kiedy dodawała do twojego jedzenia.

- Arszenik? - zakpił Potter.

- Nie! Znacznie bardziej wyrafinowanie! Podawała ci paracetamol, dikolfenak, tramadol, a dziś chciała cię uraczyć botuliną.

- Żartujesz! - krzyknął Harry.

- Chciałbym - Ron smętnie pokiwał głową.

- Wiesz, jak to robiła? - zaciekawił się Harry.

- Och, była z siebie tak dumna, kiedy to opowiadała! Paracetamol w płynie wstrzykiwała do jogurtu, a proszki mieszała z cukrem.

- Ale po co?! - zawołał Harry. - Czemu robiła coś takiego?
Przecież ja jej nic nie zrobiłem!

- Jej może nie, ale jej kochanek, Thomas Riddle, był czy jest o ciebie zazdrosny, a ona nie mogła już tego znieść. Ciebie znieść nie mogła.

- Kurczę... - Harry pokręcił głową z niedowierzaniem. - Normalnie jestem gwiazdą melodramatu! Tragedii - poprawił sam siebie. - Już przeze mnie zabijają, a zaraz zaczną zabijać się dla mnie.

- Masz, stary, powodzenie! Nie da się ukryć! - Ron klepnął Harry'ego w ramię prawie po przyjacielsku.

- Stary? - Pottera zainteresowało to koleżeńskie określenie.

- Tak. Chyba tak - odpowiedział mu Ron z niepewnym uśmiechem na ustach. - Prawie się zakolegowaliśmy dzięki Ginny, a potem przez nią zacząłem cię nienawidzić. Ale nie siedzę w piaskownicy tak głęboko jak ta moja siostrunia i... - wyciągnął dłoń do chłopaka z blizną na czole - może znowu będziemy kumplami?

Harry popatrzył na tę dłoń z niedowierzaniem, po czym entuzjastycznie ją uścisnął.

- Nie mam zbyt wielu kumpli. - Odparował. - Przydasz się.

******************

Obecność Rona przydała się bardzo szybko, bo już w świętym Mungu. Mundur sprawnie otwierał kolejne drzwi i nawet nie trzeba było legitymować się oświadczeniem upoważniającym "pana Pottera" do przegladania dokumentacji medycznej partnera albo do siedzenia przy jego łóżku.

******************

Dziwnie biały na twarzy Severus Snape leżał na biało zasłanym łóżku w jednej z bezosobowych, również białych sal.

Oczy miał zamknięte i chyba drzemał, bo nie zareagował na wejście Harry'ego. Gdyby nie stojak z kroplówką, z której coś się sączyło wprost do jego dłoni i nie paskudna czerwona rana na szyi oklejona dokoła bandażami, w które wsiąkała krew, wyglądałby całkiem normalnie. Zwłaszcza, gdyby zetrzeć z jego twarzy tę wręcz upiorną bladość.

Harry opadł na metalowy stołek przy łóżku Severusa. Uniósł do ust jego dłoń wolną od kroplówki i ucałował, a potem trzymał w swoich rękach, i delikatnie gładził palcami. Po chwili, najwyraźniej w reakcji na pieszczotę, powieki Snape'a uniosły się do góry.

- Co tak długo? - mruknął. - Czekam tu i czekam. Gdzie byłeś tyle czasu?!

Robił Harry'emu wyrzuty, bo był mocno przerażony tym, co się stało. Nawet nie samym atakiem Belli, ale tym, czego się dowiedział w rozmowie z nią. Tym, co robiła Potterowi. Chciał go po tym wyznaniu jak najszybciej zobaczyć, przekonać się, że młodemu nic nie jest, że franca go nie otruła na dobre.

A tymczasem Harry'ego nie było i nie było! A jemu szyli ranę i uzupełniali krew. Najpierw jeszcze pobierali do badań, a potem wlewali wprost w żyły. I był przy tym ciągle sam.

- Nie mogłem się opędzić od piesków! - zakpił Harry. - A właściwie od jednego. A przy tym, jak na złość, korki i objazdy! - westchnął. - Jak się czujesz, skarbie?

- Jak ostatni idiota! - Snape zawołał ze złością. Podniesiony głos i napięcie mięśni krtani spowodowało zabarwienie się bandaża na szyi na czerwono.
- Byłem głupi jak but, kiedy ją wywalałem! Jak mogłem nie zmienić zamków?! Ani w ogóle nie pomyśleć o tym, że mogła dorobić klucze?!

Harry pogładził się dłonią Snape'a po policzku.

- Każdy czasami robi coś głupiego - odpowiedział.

- Tak, ale ofiarą mojej głupoty byłeś ty! - Severus rzucił partnerowi zbolałe spojrzenie. - Ty wiesz, że ona cię truła?!

- Wiem. Ron mi powiedział.

Na dźwięk tego męskiego imienia wszystkie mięśnie Severusa spięły się odruchowo.

- Ron? Jaki Ron? - wycedził przez zaciśnięte zęby, wyrywając swoją dłoń spomiędzy palców chłopaka.

Boże, tylko nie to samo! Nie zdrada! Nie Harry!

W tym momencie Severus był naprawdę przekonany, że Potter wymienił imię swojego kochanka!

- Seeev - Harry uroczo przeciągnął głoski w imieniu partnera. - Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny?

W odpowiedzi Snape łypnął złowrogo czarnym okiem, które przy okazji niepokojąco zabłyszczało.

- Ron Weasley to brat Ginny. Przy okazji policjant. To on mnie przesłuchiwał i pracuje w "Feniksie". Widziałeś go kiedyś - Harry uspokajał profesora, wyłuskując jego palce spomiędzy fałdów pościeli. - Rudy, broda jak u drwala... - ponownie ucałował ostrożnie wszystkie palce, jeden po drugim.

- Ale ty nie lubisz brodatych? - upewnił się Snape.

Harry roześmiał się dźwięcznie w reakcji na to pełne niepokoju pytanie.

- Mógłbym lubić brodę u ciebie, gdybyś taką miał. - Mówiąc te słowa, zaczął pieścić palcami żuchwę Severusa.

- Wszystko bym lubił u ciebie! A wiesz dlaczego? - wychylił się w stronę niemal wyblakłej twarzy Snape'a. - Bo cię kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro