+7+
●Michi Pov.●
Rzuciłam się w miękką stertę pościeli. Na koniec obozu zawsze trzeba było przynieść kołdry i poduszki do świetlicy, a prześcieradła, poszewki i koce do namiotu za stołówką.
Obok mnie leżała moja ukochana żona.
Wystawiłyśmy już wszystko z namiotu, więc przyszedł komornik i wszystko nam zabrał. A mówiłam żeby zapłaciła te rachunki za prąd... Nie no, tak na serio to przyszedł facet od składania namiotu i po prostu wykonywał swoją robotę.
Wszyscy byli spakowani i czekaliśmy już tylko na obiad, a potem autobus.
Jak zwykle obóz za szybko zleciał...
Przechyliłam głowę w bok żeby na nią zerknąć.
-Na co się gapisz? -jak zwykle miło powiedziała
-Na ciebie, żono -uśmiechnęłam się.
-Nie jestem twoją żoną.
-A chociaż dziewczyną...?
- W życiu! -Ojej, chyba przegięłam.
-Dobra, dobra, sory....
~Jakiś czas później~
●Storm Pov.●
Na obiedzie Michi jak zwykle truła żebym zjadła chociaż trochę. Kulturalnie zakomunikowałam jej żeby spadała na drzewo banany prostować.
A droga do autobusu przebiegała raczej normalnie, jak każda inna droga.
-Storm, patrz - poczułam szturchnięcie Michi w ramię
-Czego?
-Jurlek i Przemek trzymają się za ręce. -spojrzałam na nich. Faktycznie szli przeuroczo trzymając się za rączki. Mieli splecione palce i uśmiechy na twarzach. Ahhhh, jaki piękny widok...~~~
Wyciągnęłam telefon i zrobiłam im pamiątkowe zdjęcie.
-Eh, stalker....
-Cichaj. Moje yaoistycz-
-Tak, twoje yaoistyczne potrzeby, musisz je zaspokoić, wiem.
-No właśnie.
Usłyszałam ciche, zrezygnowane wzdechnięcie. Zetknęłam w tamtą stronę. Michi wyglądała na trochę przybitą. Dosyć tępo wpatrywała się w dłonie Jurlka i Przema.
-A tobie co znowu? -spytałam się miło (mhm, bardzo)
-nic...
-łżesz.
-łżę. -przyznała
Domyślam się o co jej chodzi. Oooo nie, jak sobie myśli że weźmie mnie na litość to źle myśli. Skrzyżowałam ręce na piersi, którą dumnie wypięłam do przodu. Po chwili coś mnie zmusiło żeby zerknąć na nią kątem oka. Wyglądała jak zbity pies z podkulknym ogonem...biedactwo.... Nie. Nie nie nie. Nie-e. Odwróciłam się. Ona tylko udaje żeby wysępić moją dłoń. MOJĄ. Moje bagno.
Nieważne, bo dotarliśmy do autobusu
Rozpoczął się dziki szturm w autobusie, walka o miejsca.
- Siadam przy oknie - od razu zakomunikowałam.
-No chyba cię coś boli. Ja chcę przy oknie- szybko odparła Michi.
Oczywiście to, że siedzimy razem było z góry przesądzane.
-Nie. Ja siedzę przy oknie.
(Kłótnia w związku ~ Dop. MKT)
Niestety ten skubaniec mnie wyprzedził i sama usiadła przy oknie.
-Nie ma nic za darmo~
Hmmm....
-A jak zapłacę?
-No chyba nie myślisz że wezmę od ciebie pieniądze ty dzikusie
-A kto tu mówił o pieniądzach?~ -Okej, nie mam bladego pojęcia co mnie napadło. Za dużo helenki.
-Możesz mi nie składać tak niemoralnych propozycji publiczne?
-Przepraszam bardzo, ale CO MIAŁO ZNACZYĆ "PUBLICZNIE"? A WE DWÓJKĘ TO NIBY MAM?
Wywróciła tylko oczami. W sumie nie zależało mi aż tak na miejscu przy oknie. Ale tu chodziło o coś więcej. Tu chodziło o honor i dumę. Musiałam wygrać za wszelką cenę. (Wmawiaj sobie, to tylko pretekst. Dop. MKT)
-Michi~- powiedziałam to dosyć zalotnym tonem na co spaliła buraka.
Zerknęła na mnie pytająco. Dostrzegłam na jej twarzy strach, najwidoczniej moja nieobliczalność w jej oczach wykroczyła poza skalę.
- A mogę ci zapłacić...hm....może na przykład buziakiem?~
Przełknęła ślinę. Była cała czerwona.
Odwróciła się.
- A-a g-gdzie g-go d-d-dostanę?....- ledwo zrozumiałam co ona tam gada. Aha, o to jej chodzi. Pomyślmy...
-Hmmm..... może na przykład.... -dotknęłam czubkiem palca jej ust.- Tu o?~
Spaliła jeszcze większego buraka. Nie sądziłam, że się da.
-...s-stoi.... -(Ciekawe co~ Dop. Kaszy) grzecznie się podniosła i zamieniłyśmy się miejscami.
Jak tylko usiadłam, jak gdyby nigdy nic oparłam podbródek na łokciu i spojrzałam przez okno. Po kilku minutach odchrząknęła, próbując zwrócić na siebie moją uwagę. Udałam, że nie słyszę.
-EKHEM.
-chcesz jakiś syropek na kaszelek?
-Po co mi niby syrop na kaszel? -spytała z wyrzutem
-Bo kaszlesz.
-Ale....obieca.. -zaczęła, ale jej przerwałam.
-Prawdopodobnie jej dotrzymam za rok. Jak nie, to będziesz mogła zrobić cokolwiek chcesz~ -kątem oka się na nią spojrzałam. No, była czerwona.
Szczerze, to dotrzymałabym obietnicę, ale...no jestem przecież córką nauczycielki, a jej koleżanki z pracy siedzą z nami w autokarze. Jakby się dowiedziały, to by się dowiedziała i moja matka. A nie chcę mieć szlabanu na dosłownie WSZYSTKO do końca życia. Oczywiście, nikomu tego nie powiem. Choć nawet bym chciała....NIE. Nie, tej myśli nie było.
-Cokolwiek chcę? -spytała niepewnie po paru minutach. Kuźwa, no to się wkopałam. Pokiwałam głową, na co ona się uśmiechnęła i teatralnie ziewnęła, przy tym się przeciągając.
-Wiesz, jestem straszne śpiąca... Chętnie sobie urządzę drzemkę~- nie raczyła nawet czekać na moja reakcje, tylko zamknęła oczy i położyła głowę na moim ramieniu. Przytuliła się do mnie tak, jak zazwyczaj do poduszki. Na kilometr było widać tego banana na jej ryjcu.
Ale dobra, niech jej już będzie.
Lecz nie minęła dłuższa chwila, aż sama zasnęłam.
######################
Spokojnie, spokojnie, w następnym rozdziale będzie taka magiczna rzecz jak "rok później"
O nie, dałam spoiler.
O nie, to wcale nie było zamierzone.
No, jak zwykle pisałyśmy na zmianę z M_K_T_
I gdyby nie ja, to co chwilę byście widzieli w tej książeczce błędy ortograficzne i interpunkcyjne XD
No, do następnego.
Bai~
(Wgl teraz ostrzegam przed moimi wyżaleniami. Możesz pominąć do następnego rozdziału, jak jest)
I czy tylko ja nie mogę spać ze stresu przed nowym rokiem? Szczególnie, że to będzie pierwszy dzień w nowej szkole.
Ale udam, że wszystko jest okej, i spróbuję się nie rozryczeć ze strachu. Bo w wakacje zaczęłam płakać, i teraz już nie umiem tego powstrzymać. Niby mam ułożoną krótką przemowę, ale nadal się boję. Serio, nie chcę wyjść na beksę pierwszego dnia (choć jeszcze niedawno (pare lat temu) taką beksą byłam. Ale nauczyłam się to powstrzymać).
No, to tyle. Sory, za zabieranie czasu jak zdecydowałeś się to przeczytać, i papa.
Miłego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro