Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

Nazajutrz znów obudził mnie budzik, który sygnalizował wstawanie do szkoły. Przeciągnęłam się, po czym wstałam z mojego wygodnego łóżka. Wyłączyłam budzik w telefonie, który leżał na biurku i podeszłam do szafy. Wzięłam zwykle dżinsy i biały sweterek, rozebrałam się i założyłam naszyjnik od swojej matki... która nie żyje od pięciu lat. Teraz nigdy się nie rozstaje z tym naszyjnikiem, jest pamiątką po niej. Włosy rozczesałam i tym razem zostawiłam rozpuszczone, a później jak zwykle wykonałam swój lekki makijaż.

Do plecaka spakowałam tylko inne zeszyty i książki, a tamte które miałam wczoraj wyciągnęłam i położyłam na biurku.

Ziewnęłam zmęczona, jak widać to się nie wyspałam, ciągle myślałam o wysokim nieznajomym. Kim on jest? I czy spotkam go ponownie?

Tyle przeróżnych myśli, krążyło mi po głowie. Nagle do mojego pokoju wszedł mój ojciec. Zmarszczyłam brwi, już tyle razy mu powtarzałam żeby pukał zanim wejdzie. Patrzyłam się na niego pytającym wzrokiem, a on podszedł do mnie i ucałował w czoło, zdziwiło mnie to, dawno tego nie robił.. w ogóle od śmierci mamy, przestał się mną interesować. Zachowywał się tak, jakbym nie istniała. Nie wiem o co mu teraz chodzi, ale jednak zrobiło mi się cieplej na sercu, co spowodowało na mojej twarzy ogromy i szczery uśmiech.

- Przepraszam skarbie... - przeczesał ręką moje włosy, widziałam w jego oczach żal i smutek. Było mu przykro, że przez ten czas o mnie zapomniał - Nie mogłem.. jesteś tak do niej podobna, że to ponownie łamie mi serce

Po jego policzkach spływały łzy, pierwszy raz od kilku last widziałam jak płacze, ale w jednym miał racje, jestem strasznie podobna do mamy. Te same brązowe włosy oraz oczy, zawsze się lekko malowała i nie ubierała zbyt wyzywająco... też za nią okropnie tęsknie, ale wiem że patrzy na mnie z góry i mnie chroni, oraz mojego ojca.

- Mogę przefarbować włosy... jeżeli to sprawi, że nadal będziesz mnie kochał - oznajmiłam, a mój ojciec spojrzał na mnie dosyć zdziwiony i złapał mnie za ramiona, patrząc mi się w oczy

- Nie możesz! - powiedział od razu - Ja cię nadal kocham skarbie, ale potrzebowałem czasu żeby się z tym pogodzić, że... jej już z nami nie ma

Rozumiałam go, mi pogodzenie się z tym zajęło trzy długie lata, byłam bardzo zżyta ze swoją matką. Zawsze mi we wszystkim pomagała, gdy ojciec był w pracy. Wiem, że się bardzo mocno kochali, byłam szczęśliwa z takiej rodziny, ale nic nie trwa wiecznie... coś musiało się popsuć i akurat... to? Dlaczego tak wspaniała osoba umarła? Nie rozumiem tego...

Po chwili z moich namyśleń wyrwały mnie objęcia mojego ojca. Wtuliłam się w jego tors z wielkim uśmiechem, już zapomniałam jak to jest być przytulaną przez ojca...

- Muszę iść do szkoły - oznajmiłam po chwili, a mój ojciec westchnął i odsunął się ode mnie

- Powodzenia - złożył pocałunek na moim czole, a ja uśmiechnięta wyszłam z pokoju

Zeszłam na dół, a za mną mój ojciec. Oparł się o ścianę i zaczął mi się bacznie przyglądać. Założyłam swoje czarne conversy, a na to jeszcze dżinsową kurtkę z futerkiem w środku, bo z tego co widziałam przez okno, jest niezbyt ładna pogoda. Pożegnałam się z ojcem, dając mu buziaka w policzek, po czym wyszłam z domu.

Droga do szkoły, jak zawsze minęła mi dosyć spokojnie. Oprócz tego, że zawsze się wszyscy na mnie patrzyli. Nie wiem czego, ale tak po prostu jest.

Weszłam do budynku i zauważyłam, że nikogo nie ma na korytarzu. Spojrzałam na mój zegarek, z tego co sprawdziłam jestem spóźniona o dziesięć minut! Cholera.

Zaczęłam iść szybko do klasy w której miałam mieć lekcje. Gdy weszłam, wszystkie spojrzenia padły na mnie, nauczyciel spojrzał się w moją stronę z szerokim uśmiechem.

- No proszę, proszę - zaczął i oparł się ręką o biurku, a ja odrazu wiedziałam że mam przejebane - Panna Walker raczyła nas odwiedzić

- Przepraszam, ale musiałam iść... z psem do weterynarza, bo... zjadł mi skarpetkę - usłyszałam śmiech innych osób z klasy, pan Smith wstał i podszedł do mnie

- Ach tak? - zaśmiał się - Nie rób sobie żartów dziewczyno, to już dwudziesty raz w tym miesiącu. Na inne lekcje też się tak spóźniasz? - spojrzał mi głęboko w oczy, miał błękitne oczy

Tylko na jego lekcje, bo po pierwsze nienawidzę chemii (tylko szkoda że mam ją prawie codziennie),po drugie nie lubię też tego nauczyciela. Co on sobie myśli? Że będzie mnie wyśmiewał przed całą klasą? Nie będzie sobie ze mnie drwił drań cholerny.

Skrzyżowałam ręce pod biustem, przyglądając się mu z kpiną w oczach.

- No tak, nie lubię pana - szepty rozniosły się po całej klasie, a pan Smith chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam - Tylko mnie pan tak surowi traktuje, bierze do odpowiedzi i wyśmiewa. Nie będę sobie na to pozwalała - usiadłam obok Clary, która się na mnie patrzyła z wyraźnym rozbawieniem w oczach

- Dobrze, zostajesz po lekcjach - oznajmił nauczyciel, a ja westchnęłam. Nie pasowało mi siedzenie po lekcjach, ale wolałam powiedzieć prawdę niż ciągle ją tłumić

- No, No... kocica wystawiła pazurki - zaśmiała się cicho Clara, a ja zgromiłam ją wzrokiem

- To nie jest śmieszne, nie chce siedzieć z nim w jednym pomieszczeniu, w dodatku sam na sam

- Ale patrz na plusy. Jest przystojny, seksowny, boski, inteligentny, słodki i słyszałam plotki, że na dużego - przewróciłam oczami, nie obchodzi mnie to jakiego ma penisa, mam chłopaka którego kocham i nic tego nie zmieni - No mówię ci, bierz go

- Mam chłopaka, Clara - dziewczyna zamilkła i zaczęła rozmyślać, po czym strzeliła sobie facepalma

- A No tak, normalnie zapomniałam o tym fakcie - westchnęłam ciężko i zajęłam się lekcją

Po kilkunastu minutach katorgi, razem z Clarą wyszłyśmy z sali. Nie mogłam dalej uwierzyć w to, że Smith zostawił mnie po lekcjach, japierdole. Żadnej innej jeszcze nie zostawił za pyskowanie, dlaczego akurat mnie?

- Dziewczyny! - Leo przyciągnął mnie do siebie i złożył pocałunek na moim policzku, od razu poprawił mi się humor - Idziemy za szkołe

Clara przytaknęła głową i razem z Leo poszliśmy za szkołe, gdzie stała cała nasza ekipa. Gdy zobaczyłam Zacka, od razu rzuciłam się na jego szyje łącząc nasze usta w pocałunku. Chłopak objął mnie w talii i bardziej do siebie przyciągnął. Gdy brakowało nam tchu oderwaliśmy się od siebie, a ja się w niego wtuliłam.

- Jak już wszyscy jesteśmy w komplecie - zaczęła Olivia - możemy zapalić, bo Leo nie chciał tego robić bez was - dziewczyna spojrzała raz na mnie, a raz na Clare

- Ale ja nie pale - oznajmiłam, a Leo wypluł sok który akurat miał w ustach

- Kurwa! Leo! - krzyknęła Kim, gdy została opluta przez Leo - Ty imbecylu!

- Przepraszam Kim... - Leo próbował stłumić swój śmiech, ale jak zwykle coś mu się nie udało i po krótkiej chwili, zaczął się głośno śmiać

- Zabije cię - Kim złapała go za włosy i pociągnęła w dół. Leo wydał z siebie pisk, który miał przypominać pisk kobiety

- Jesteście żenująci - powiedziała Olivia patrząc się dziwnie na tę dwójkę - Weźcie przestańcie. Leo chciałeś zapalić z tego co mi wiadomo

- A no tak - uśmiechnął się i spojrzał na Kim - Kim puszczaj moje biedne włosy

- Nie - powiedziała zła - oplułeś mi koszulkę! Teraz cierp

- Ale te włosy nie były myte przez miesiąc czasu - Kim rozszerzyła oczy i czym prędzej odsunęła się od Leo

- FUJ! Jak możesz z czymś takim przychodzić w ogóle do szkoły?! - zapytała obrzydzona, Leo się wyprostował i uśmiechnął się szeroko

- Żartowałem idiotko - Kim patrzyła się na niego z mordem w oczach - Nie jestem aż takim śmierdzielem

- I tak nim jesteś, czuć od ciebie śledziem - wszyscy się zaśmialiśmy, gdy Leo zaczął się wąchać

- Nie śmierdze śledziem - oznajmił, a kim pocałowała go w policzek i się uśmiechnęła

- Przecież ja tylko żartuje debilu - powiedziała dziewczyna, a Leo westchnął i wyciągnął ze swojej kieszeni paczkę papierosów

- Nie komentujmy tego, że Luna nie pali - każdy sobie wziął po jednym papierosu z wyjątkiem mnie

- Zack... możesz dostać raka płuc przez to -  powiedziałam zmartwiona, a Zack zaciągnął się i wypuścił dym, po czym spojrzał na mnie

- Nie dostanę skarbie, nie musisz się tak bardzo o mnie martwić - pocałował mnie w czoło, a ja się wtuliłam w niego. Znów się popsikał moimi ulubionymi perfumami

***

Minęły wszystkie lekcje. Stałam przy Zacku, przytulając się z nim. Zack nie był zadowolony z tego, że pan Smith zostawił mnie po lekcjach. Powiedział, że jak wyjdę ze szkoły to po mnie przyjedzie i zawiezie mnie do domu, żebym mogła się wyszykować na imprezę.

- Kocham cię - spojrzał mi w oczy, a ja się uśmiechnęłam i stanęłam na palcach, po czym go pocałowałam. Chłopak odrazu odwzajemnił pocałunek, wplątałam palce w jego włosy delikatnie ciągnąć go za końcówki. Zack mruczał mi w usta, a ja się uśmiechnęłam dalej się z nim całując. Gdy brakowało nam tchu, oderwaliśmy się od siebie i ostatni raz przytuliliśmy, po czym odeszłam od niego kierując się w stronę sali

Weszłam do pomieszczenia, pan Smith siedział już przy biurku i patrzył na coś w swoim komputerze. Usiadłam w ostatniej ławce przy oknie i postanowiłam odrobić zadanie domowe. Wyciągnęłam piórnik i pozostałe rzeczy, po czym zaczęłam robić zadanie.

Skończyłam po dwudziestu minutach, nawet nie wiem ile ten chuj będzie mnie tu trzymał. Westchnęłam i popatrzyłam się na szatyna, który dalej przeglądał komputer.

- Umm, proszę pana - mężczyzna oderwał wzrok od ekranu i skierował go na mnie - Kiedy mogę wyjść?

- Będziesz tu siedziała dwie godziny, dwadzieścia minut minęło, więc sobie policz - zmarszczyłam brwi i wlepiłam wzrok na swoje paznokcie

Nie cierpię go, dlaczego aż tyle? Zanudzę się tutaj na smierć. Napisałam do Zacka żeby był pod szkołą za półtorej godziny, bo za tyle wychodzę. Zack od razu odczytał i odpisał "Dobrze", uśmiechnęłam się szeroko. Zaczęłam się patrzeć przez okno, podziwiając przy tym cuda natury, niestety po dziesięciu minutach mi się to znudziło.

Poczułam na sobie wzrok mężczyzny, podniosłam na niego wzrok, nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam w jego oczach pożądanie co mnie nieco zaniepokoiło.

Kurwa, tak bym już chciała wrócić do domu i opatulić się swoim kocykiem, ale nie. Pan Smith mnie zostawił ja cholerne dwie godziny, żebym się zanudziła na smierć.

Nagle mężczyzna wstał i zaczął powoli do mnie podchodzić, mogłabym przysiąść że gapił się centralnie na mój biust. Nie dość że najgorszy nauczyciel świata, to jeszcze zboczeniec. Gorzej być przecież nie mogło!

Mężczyzna położył ręce na ławce i pochylił się w moją stronę. Odsunęłam się trochę żeby utrzymać bezpieczną przestrzeń. Nikodem (tak się nazywał, o dziwo nie zapomniałam) westchnął i przyciągnął mnie do siebie, nasze klatki piersiowe się zderzyły, a ja przymknęłam oczy.

- Boisz się? - otworzyłam oczy, po czym oboje patrzyliśmy sobie w oczy - Nie gryzę, więc  nie musisz się o nic martwić

- Ja się ciebie nie boje - odpowiedziałam niemal odrazu, a Nik uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki

- I prawidłowo - wpił się w moje usta, położyłam ręce na jego klatce piersiowej i próbowałam go jakoś od siebie odsunąć, ale nie potrafiłam był zbyt silny

Lecz muszę przyznać, że dobrze całował. Mężczyzna objął mnie w talii, dalej mocno mnie trzymając. Nie odwzajemniałam, nie podobało mi się to.

Nagle usłyszałam otwierane drzwi, Nikodem się ode mnie odsunął. Teraz wiem dlaczego, miał przystawiony pistolet do głowy, zamarłam gdy zobaczyłam tego samego mężczyznę co wczoraj wieczorem.

Nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić, mulat był zdenerwowany, to było widać na pierwszy rzut oka.

- Ostatnie życzenie? - spytał mulat, uśmiechając się przy tym ironicznie

- Przestań! To jest mój nauczyciel! - pomimo tego, że go nie cierpię to nie chciałam go wymieniać na innego. Potrafił dobrze tłumaczyć, a po drugie nie chce być świadkiem czyjeś śmierci

Mulat zwrócił wzrok w moim kierunku. Nie odsunął pistoletu, lecz nie nacisnął spustu. Bałam się, że w każdej chwili może to nacisnąć... widziałam już czyjąś smierć, dokładnie wczoraj i nie chce tego powtarzać.

- Chcesz żeby cię uczył taki pedofil? - mulat prychnął rozbawiony, przeczesując ręką swoje czarne włosy

- Nie chodzi o to, nie chce być świadkiem czyjeś śmierci!

- To wyjdź

- Dobrze tłumaczy! - próbowałam jakoś odsunąć go od pomysłu, zabicia pana Smith'a

- Dużo nauczycieli dobrze tłumaczy - zamilkłam na chwile, co ja mam powiedzieć? Nie mam już pomysłów. Westchnęłam i pomimo lęku, podeszłam do Mulata i położyłam dłoń na jego ręce w której trzymał pistolet

Popatrzył się na mnie lekko zdziwiony, ale nie odpuszczał. Widać było, że chce go zastrzelić. Gdy przymknął na chwile oczy, zapewne żeby nad czymś pomyśleć. Wyrwałam mu pistolet i czym prędzej wybiegłam z sali.

Słyszałam za sobą krzyki mężczyzny, gonił mnie. Dlaczego muszę być taka niska? Mam zbyt krótkie nogi, żeby biec szybciej niż on. Wybiegłam ze szkoły i szybko wyrzuciłam pistolet do kosza na śmieci i odbiegłam od niego. Zauważyłam, że mulat dopiero wyszedł ze szkoły, a gdy mnie zobaczył, zaczął biec w moim kierunku. Umrę? Czy on mnie zabije?

Nagle poczułam jak mężczyzna lapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie. Uniosłam głowe, żeby spojrzeć mu w oczy. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

- Oddaj - powiedział dosyć groźnie, lecz zaprzeczyłam ruchem głowy - Kurwa! Mówię żebyś oddała mój pistolet!

- Jaki pistolet? - zaczęłam udawać głupią, a mężczyzna zmarszczył brwi. Był wściekły, nie wiem czy powinnam dalej to ciągnąć, on może mnie zabić

- Nie udawaj głupiej! - złapał mnie mocno za ramiona, nie ruszyło mnie to. Po prostu stałam niewzruszona i patrzyłam, jak mulat kipi ze złości

- Tam gdzie go nie znajdziesz - powiedziałam, a on zacisnął rękę na mojej szyi. Zaczęłam się dusić, widziałam w jego oczach chęć mordu, ale nie przejmowałam się tym. W końcu mnie pościł, a ja mogłam zaczerpnąć świeżego powietrza

- Idź w cholerę - powiedział po czym odszedł, bałam się go... cholernie się go bałam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro