Rozdział 8 Szymon
Widząc łzę spływającą po policzku tej dziewczyny poczułem się podle. W ciągu kilku godzin doprowadziłem siłą do płaczu dwie kobiety. Nie rozumiałem co się ze mną działo. Puściłem Zuzannę ale nie odsunąłem się od niej, zamiast tego dotknąłem jej policzka i otarłem łzę. Dziewczyna ze strachem w oczach spojrzała na mnie a ja czułem się jak potwór, przecież wiedziałem przed co ona musiała przechodzić a potraktowałem ją w taki sposób. Zrobiłem krok w tył a ona odetchnęła z ulgą.
- Przepraszam Zuzanno, nie chciałem cię wystraszyć. - próbowałem jakoś naprawić sytuację.
- Nie to ja przepraszam szefie. Odezwałam się bardzo niestosownie. Pójdę już. Gdzie moja walizka? Moje ubrania są w szafie a nigdzie nie widziałam walizki. - odpowiedziała dziewczyna już nieco się uspokajając.
- Możesz tu zostać. Z mojej strony naprawdę nic ci nie grozi. - oznajmiłem najspokojniej jak tylko mogłem ale po tym co zrobiłem te słowa nie brzmiały zbyt wiarygodnie.
- Zauważyłam. - bąknęła z ironią Zuzanna a ja wcale jej się nie dziwiłem.
- Rozumiem. - odpowiedziałem i głośno westchnąłem. - Może chociaż zjesz śniadanie? - zaproponowałem.
- Nie, dziękuję. - odpowiedziała Zuzanna.
- Zjedz, proszę. Wszystko jest gotowe w jadalni na dole. Ja poczekam tutaj, by nie przeszkadzała ci moja obecność. Po śniadaniu odwiezie cie kierowca a twoje rzeczy zostaną dostarczone po południu. Mam rozumieć, że widzimy się w poniedziałek w pracy? W tym kontekście nic się nie zmieniło, tak? - zapytałem mając nadzieję, że dziewczyna nie zrezygnuje z pracy.
- Oczywiście. O której zaczynam? - zapytała.
- Później wyślę ci na maila twój grafik.
- Dobrze, do widzenia. - powiedziała.
- Do widzenia ale bez śniadania nigdzie nie pojedziesz. Smacznego.
Zuzanna jedynie kiwnęła twierdząco głową.
- A zapomniałbym... - przypomniałem sobie w ostatnim momencie, że muszę udawać, że nie wiem o Zuzannie nic więcej niż to co napisała w cv i to co opowiedziała mi wczoraj podczas luźnej rozmowy. - Masz tu mój telefon - powiedziałem wyciągając z kieszeni dresów komórkę. -Wpisz adres przyjaciółki to podam go kierowcy, by wiedział gdzie cię zawieść i gdzie dostarczyć rzeczy.
- Oczywiście. - odpowiedziała Zuzanna i wpisała adres Kamili, po czym delikatnie się uśmiechnęła.
- Do zobaczenia w poniedziałek szefie.
- Do zobaczenia odpowiedziałam i opadłem na łóżko a Zuzanna wyszła.
Szybko wysłałem sms do kierowcy z adresem i informacją, by za piętnaście minut czekał przed domem. Opuściłem sypialnie gościnną i udałem się do gabinetu, który był niedaleko mojej sypialni. Usiadłem w fotelu przy biurku i włączyłem laptopa. Napisałem do Oliwi mail aby wysłała mi grafik Zuzanny. Oliwia to moja prawa ręka i gdyby nie to, że nagle recepcjonistka się rozchorowała a ona musiała ją zastąpić to wcale nie poznałbym Zuzanny. Nigdy nie zajmowałem się osobiscie rekrutacją pracowników ale w tym dniu nie miałem wyjścia.
Telefon na biurku zaczął wibrować a ja uśmiechnąłem się widząc kto dzwoni.
- Siema Diego! Zabawa się udała? - powiedziałem sekundę po tym jak odebrałem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedział zaspany Diego. - Jeszcze nawet nie wstałem, ale obudziłem się by się odlać i zobaczyłem wiadomość z nocy od ciebie. Co to za ważna sprawa? - zapytał Diego.
Nie mogłem mu jednak udzielić żadnych informacji przez telefon.
- Pogadamy jak przyjedziecie. Zdążysz się ogarnąć?
- Jasne szefie, do piętnastej jeszcze dużo czasu.
- To super a i powiedz komuś niech znajdą z trzy najlepsze apartamenty w okolicy. Oferty chcę otrzymać na maila, chodzi o zakup nie o wynajem.
- Coś się stało? -dopytał Diego.
- Porozmawiamy potem, po oficjalnej części spotkania. Co ty na to?
- Chętnie a mogę sprowadzić jakieś dziewczynki na wieczór? - zapytał Diego tak błagalnym głosem, że aż się zaśmiałem.
- Nawet o tym nie myśl. Nie wpuszczam tego ścierwa do domu! - oznajmiłem stanowczo ale uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Dobrze w takim razie gdzieś się przejedziemy.
- Okej. - bąknąłem wiedząc, że Diego i tak nie odpuści.
Z reszta sam potrzebowałem trochę zaszaleć, choć nie zamierzałem robić tego co ten wariat. Jest naprawdę pozytywnie zakręconym kolesiem i za to tak go lubię, To w zasadzie mój jedyny przyjaciel. Pracuje dla mnie ale w tej nielegalnej części mojej działalności. Jednak zlecenie, które dostałem wczoraj ułatwi mi realizację planu, by Diego działam w tym biznesie na własną rękę.
- Dobra na razie kończę, zajmę się wszystkim. - powiedział Diego.
- Super, dzięki. Nara.- powiedziałem i odłożyłam słuchawkę.
Podszedłem pod okno, by sprawdzić czy samochód jeszcze stoi pod domem, nie było go widać, więc zszedłem na dół i zjadłem śniadanie. Zuzanna nie wiele zjadła ale wcale mnie to nie zdziwiło. Zapewne chciała zniknąć stąd jak najszybciej. Po śniadaniu zamówiłem catering na godzinę piętnastą i obejrzałem jeszcze raz wytyczne na temat dziewczyn ze zlecenia. Wiedząc, że czeka mnie ciężkie popołudnie postanowiłem uciąć sobie jeszcze krótką drzemkę rezygnując tym z pójścia na siłownie na której właściwie już powinienem być.
Obudziłem się trzy godziny później i po szybkim prysznicu założyłem granatowy garnitur. Zszedłem na dół, by sprawdzić czy w bibliotece wszystko w porządku ale jak zawsze było nienagannie czysto. Zapewne gdy spałem była tu ekipa sprzątająca . Zadzwoniłem do ochroniarza i oznajmiłem że dzisiaj wstęp ma tu tylko Diego z ludźmi oraz catering. Skopiowałem zrzut ekranu na komputer i wydrukowałem jeden egzemplarz, większa ilość mogłaby się szybko gdzieś "zawieruszyć" i trafić w niepowołane ręce. Położyłam kartkę na dużym stole w bibliotece i poszedłem otworzyć słysząc dzwonek do drzwi. Była równa piętnasta a Diego razem z trzema facetami już stali w moim progu. Przywitałem się z wszystkimi uściskiem dłoni i zaprosiłem do biblioteki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro