Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 67 Zuzanna



       Obudził mnie dźwięk klaksonu. Otwarłam oczy, lecz mimo to nic nie widziałam. Otaczał mnie zupełny mrok. Było to dziwne, ponieważ nigdy w pokoju nie miałam tak ciemno. Chciałam przewrócić się na plecy, ale nie mogłam, jakby coś mnie blokowało. Zastanawiałam się, jak to się stało, że moje łóżko było tak twarde. Przecież nie zasnęłabym na podłodze. Bardzo chciało mi się pić, ale nie miałam siły, by wstać. Miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Coś zdecydowanie było inaczej, ale nie zdążyłam się nad tym dobrze zastanowić, bo moje powieki szybko opadły, pogrążając mnie ponownie w głębokim śnie.

***


       Obudził mnie tępy ból głowy, otworzyłam oczy i w ułamku sekundy zerwałam się do pozycji siedzącej. Mój wzrok od razu skrzyżował się z wlepionym we mnie spojrzeniem jasnoniebieskich oczu. Mężczyzna siedział może z dwa metry ode mnie na drewnianym, bujanym fotelu, na którym delikatnie się kołysał.

– Obudziła się śpiąca królewna – skomentował lekko ochrypłym głosem.

Nie mogłam oderwać od niego oczu, jego spojrzenie było wręcz hipnotyzujące. Pod jasnymi oczami odznaczały się ciemne worki pod oczami, sugerujące, że ostatnio bardzo mało spał. Usta wyginały się w delikatnym półuśmiechu, który wcale nie dodawał jego wyglądu łagodności, wręcz przeciwnie. Przypominał uśmiechającego się psychopatę.

– Martwiłem się, że już się nie obudzisz... – zaczął, wstając z miejsca.

– Nie zbliżaj się! – krzyknęłam, posuwając się na łóżku w tył.

Przymknęłam na chwilkę powieki, próbując uświadomić sobie, co się tak naprawdę wydarzyło.

Piłam? Wylądowałam z obcym facetem w łóżku? Nie, niemożliwe... Co ja wczoraj robiłam? Byłam w mieszkaniu. Wychodziłam z niego? Gdzie? I po co?

– Spokojnie, bellisima. Nie zrobię ci krzywdy. Wręcz przeciwnie, ja chcę ci pomóc. W zasadzie już pomogłem – oznajmił, wyciągając dłoń w moją stronę.

Chciał, bym za nią złapała, chciał pomóc mi wstać, ale ja bałam się nawet dotyku jego ręki. Byłam przerażona nie wiedząc, gdzie się znajduję.

– Chodź, musisz już wstać – oznajmił spokojnie.

Zamiast udzielić odpowiedzi, pokręciłam jedynie przecząco głową. Czułam, jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła, więc zasłoniłam jedynie dłonią usta. Mężczyzna od razu zrozumiał ten sygnał, bo ściągnął mnie z łóżka i zaprowadził do łazienki, która była zaraz za drzwiami.

– Szanuję twoją prywatność, więc wychodzę. Proszę jednak nie zamykaj się na klucz. Gdybyś straciła przytomność, muszę ingerować, a nie wiadomo jak zachowa się twój organizm, bo nie wiem, czym cię poczęstowali – mówił, otwierając  przed nami drzwi.

Nie zamierzałam słuchać jednak tej paplaniny. Wsunęłam się szybko do pomieszczenia przede mną.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i od razu przekręciłam kluczyk, w nadziei, że łazienka okaże się moim wybawieniem. Nic bardziej mylnego i przekonałam się o tym od razu, gdy odwróciłam się w stronę wnętrza pomieszczenia.

Łazienka była ogromna. Mieściła się w niej wanna, w której spokojnie zmieściłyby się ze cztery osoby, duża wydzielona część prysznicowa, gdzie było miejsce na sporą ilość roślin doniczkowych. Nad podwójną umywalką wisiało piękne, podświetlane lustro. Nie brakowało szafek ani pozłacanych ozdób. Brakowało tylko jednego, tego co mogłoby umożliwić mi ucieczkę – okna. Oparłam się plecami o ścianę, czując, że tracę chwilowy przypływ energii i w dodatku zaczęło robić mi się duszno. Nie zamierzałam jednak otwierać drzwi. Na chwiejnych nogach dotarłam do muszli klozetowej i zaczęłam wymiotować. Po wszystkim położyłam się kawałek dalej na podłodze, ciesząc chłodem zimnych płytek.

Próbowałam uświadomić sobie, gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Próbowałam cokolwiek sobie przypomnieć, ale w głowie miałam pustkę. Podniosłam się, przyklękłam na kolanach i rozejrzałam się dookoła.

– Dziewczyno otwórz. Nic ci nie zrobię. – Usłyszałam zza drzwi, po czym rozległo się ciche pukanie. – Nic ci nie jest?

– Nie. Potrzebuję chwili – odparłam, chcąc zyskać, choć moment na wymyślenie czegoś.

Czym mnie „poczęstowali"? Kogo on miał na myśli i o co chodziło? Może lepiej nie wiedzieć. Przespałam się z nim, czy nie? Nie ważne. 

Zaczęłam się powoli uspokajać. Czułam się fatalnie i zapewne to spowodowało nagły atak paniki. Musiałam się tylko ogarnąć i wrócić do domu.

– Otwórz te cholerne drzwi! – warknął zza nich mężczyzna.

– Otworze zaraz, tylko przemyje twarz – odparłam, podchodząc do umywalki.

Skrzywiłam się, widząc swoje odbicie. Resztki rozmazanego makijażu nie wyglądały estetycznie. W dodatku na czole i brwi miałam zaschniętą krew. Dokładnie umyłam skórę wodą i poczułam delikatne szczypanie. Skura na mojej twarzy była delikatnie rozcięta lub pęknięta, a ja zdarłam strupki, powodując ponowne krwawienie.

– Kurwa! – syknęłam pod nosem i wytarłam twarz ręcznikiem, który wisiał obok umywalki.

Przyjrzałam się sobie jeszcze raz. Rany nie były duże, nie wyglądało to na pobicie, bardziej na jakiś mały wypadek.

Przewróciłam się gdzieś?

– Odwieziesz mnie do domu? – zapytałam, otwierając drzwi.

– To nie jest takie proste – odparł mężczyzna, cofając się, bym mogła spokojnie wyjść z łazienki.

– Jeśli nie masz samochodu lub nie czujesz się na siłach, by prowadzić – rozumiem. Wrócę sama. Gdzie moja komórka?

– Nie wiem – odpowiedział, wzruszając ramionami.

– Jak to nie wiesz? Przyszłam tu z jakąś torebką czy bez?! – zapytałam, czując narastającą irytację.

– Przyjściem ciężko to nazwać... – odbąknął zmieszany.

Uniosłam brew. Nie zamierzałam jednak komentować tego głupiego żartu, wyśmiewającego zapewne to, w jakim stanie byłam poprzedniego wieczoru.

– Nie ważne. Idę. Gdzie są drzwi?

– Jakie drzwi?

–Wyjściowe, kurwa!!! – warknęłam w odpowiedzi na idiotyczne pytanie.

– Gdzie ty chcesz iść?

– Do domu – odparłam, obierając się o ścianę.

Czułam się słabo i miałam tylko nadzieje, że uda mi się nie zemdleć.

– Wątpię, byś była w stanie tyle przejść.

– Poradzę sobie, nie czuję się aż tak źle.

– Na pewno nie na tyle dobrze, by przejść blisko dwa tysiące kilometrów.

– Co?! – krzyknęłam i znów poczułam, jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła.

– Opowiem ci wszystko, ale w odpowiednim czasie. Musisz najpierw odzyskać trochę siły. Nie stanowię dla ciebie żadnego zagrożenia, obiecuję – mówił znów spokojnie.

– Gdzie ja kurwa jestem?! – uniosłam się i na głos rozpłakałam.

– Mesyna – padła cicha odpowiedź.

– Co?! – jęknęłam, ocierając zapłakaną twarz.

– Jesteś we Włoszech – doprecyzował.

Nie wiedziałam, ile w jego słowach było prawdy. Wciąż jeszcze się łudziłam, że to jakiś głupi żart.

– Chodź, musisz coś zjeść. Nie wiem, kiedy ostatnio coś jadłaś.

– A kto ma wiedzieć? – bąknęłam, licząc, że mężczyzna podłapie temat. Jeśli faktycznie byłam we Włoszech, to ktoś stał za wywiezieniem mnie z kraju i tym kimś najprawdopodobniej był właśnie on.

– Ci, których raczej wolałabyś o to nie pytać. – Mrugnął jednym okiem i wskazał kierunek, w jakim powinnam iść. – Dasz radę sama, czy ci pomóc? – zapytał.

– Poradzę sobie – odmówiłam, mimo że wcale nie byłam tego taka pewna.



       Weszliśmy do jadalni, gdzie stał duży, zastawiony stół. Spojrzałam na ilość jedzenia leżącą na nim. Na sam widok znów zrobiło mi się niedobrze. Wiedziałam jednak, że jeśli musiałabym uciekać, potrzebna by mi była do tego siła.

– Buon Appetito!

– Dziękuję.

Zajęłam jedno z kilkunastu wolnych miejsc. Wyciągnęłam dłoń w stronę plecionego koszyczka wypełnionego pieczywem. Szybko jednak uświadomiłam sobie, że zjedzenie czegokolwiek może być równie niebezpieczne co nie zjedzenie, a może nawet gorsze. Cofnęłam więc dłoń i położyłam ją na stole, obok pustego talerza.

– Ja w zasadzie nie jestem głodna – skłamałam.

– Dziewczyno musisz coś zjeść. To dla twojego dobra.

– Przed chwilą wymiotowałam i naprawdę nie chcę tej czynności powtarzać... – bąknęłam w nadziei, że skończy to temat.

– Bardzo dobrze, że zwymiotowałaś. Pozbyłaś się resztek syfu. A teraz zjedz – powiedział niby łagodnie, a jednak bardzo stanowczo.

W odpowiedzi przecząco pokręciłam głową.

Mężczyzna westchnął z dezaprobatą, po czym siedzieliśmy chwile w milczeniu. On w tym czasie nalał sobie soku do szklanki i upił kilka łyków. Ucieszyłam się w duchu, bo chociaż dowiedziałam się, że do soku nie zostało nic dosypane. Nalałam wiec go do pustej szklanki i ze smakiem wypiłam.

– Dobra, rozumiem – przerwał ciszę. – Nie masz się czego bać, ale jeśli to dzięki temu zjesz spokojnie, to proszę. Przygotuj to, na co masz ochotę na dwóch talerzach i jeden z nich podaj mi. Ja zjem, ty zobaczysz, że nic mi nie jest i zjesz swoją porcję. Może tak być?

Nieśmiało pokiwałam głową. Przygotowałam cztery kanapki z szynką, serkiem i warzywami, choć na stole była masa pyszności, na które miałam ochotę się skusić. Podałam talerz z dwoma kanapkami mężczyźnie, a drugi położyłam przed sobą.

Brunet nie skomentował ani mojego wyboru, ani zachowania. Po prostu zabrał się za jedzenie i wcale nie wyglądał na przerażonego, co świadczyło o tym, że w jedzeniu nie powinno się znajdować nic, co mogłoby nam zaszkodzić. Mimo wszystko wolałam wstrzymać się z jedzeniem, dopóki mężczyzna nie skończy swojej porcji.

Włożył do ust ostatni kęs kanapki i wymownie wskazał na talerz.

– Nigdy nie położyłbym trucizny ani żadnych narkotyków na swój stół. Jedz ze smakiem, a ja trochę sobie dołożę, bo jak dla mnie nieco mała ta porcja – zaśmiał się.

Ja zjadłam jedynie jedną z przygotowanych kanapek. Wolałam nie przeciążać żołądka.

– Czy teraz dowiem się wszystkiego ? – zapytałam, przerywając mężczyźnie zajadanie się omletem.

– A druga kanapka? – zapytał, poważnie unosząc jedną brew.

– Nie mogę, boli mnie brzuch.

– Okej, zjesz coś później. Zacznijmy może od tego... – urwał, wstał i podszedł bliżej. Wyciągnął dłoń w moją stronę – Jestem Dominik.

Uścisnęłam jego dłoń, choć nic z tego nie rozumiałam.

– Zuzanna.

– Miło mi.

– Mi mniej – bąknęłam.

– Wiem, że jesteś przerażona, ale mnie się nie musisz bać. Ja chcę ci tylko pomóc.

– Pomożesz mi wrócić do Polski?

– Oczywiście, że tak. Nie zamierzam cię tu przetrzymywać. Najpierw jednak musimy doprowadzić cię do porządku. Zadzwonię teraz do mojej siostry, opowiesz jej przez telefon czego potrzebujesz, a ona nam to dostarczy. Możesz mówić wszystko kosmetyki, ubrania, bielizna, co tylko chcesz. Udostępnię ci potem łazienkę, to się wykąpiesz, wiec od razu pomyśl o jakimś szamponie czy żelu pod prysznic, bo mam jedynie męskie kosmetyki, no, chyba że ci to nie przeszkadza, to możesz ich użyć – mrugnął.

Miałam wrażenie, że chciał wywołać uśmiech na mojej twarzy, ale w tej sytuacji było to niemożliwe. Wciąż nie wiedziałam nawet, jak to się stało, że znalazłam się tak daleko od mieszkania. Tak daleko od Polski.

Dominik wyciągnął z kieszeni telefon i już po chwili uśmiechnął się, witając z rozmówczynią.

– Ciao sorella! Potrzebuję od ciebie kilku rzeczy. Dam ci teraz do telefonu pewną kobietę, ona powie ci czego potrzebuje, a ty przywieź to do mnie jak najszybciej. Dobrze ?

Po chwili odpowiedzi, której nie usłyszałam, podał mi telefon i zwrócił się do mnie szeptem:

– Ja wychodzę do innego pomieszczenia, byś się nie krępowała mówić przy mnie. Jak skończysz to mnie zawołaj – mrugnął i wyszedł z jadalni, zostawiając mnie samą z telefonem.

Wymieniłam kobiecie kilka podstawowych kosmetyków, potrzebnych do doprowadzenia się do porządku oraz urania zaczynając od bielizny, na okularach przeciwsłonecznych kończąc. Wyglądałam jak zombi i nie chciałam, by ludzie krzywo na mnie patrzyli. Nie miałam jednak zamiaru wydawać pieniędzy Dominika na produkty do makijażu, by zakrywać ciemną skórę pod oczami czy poszarzałą, przesuszoną skórę.

Rozłączyłam się i w milczeniu patrzyłam na komórkę. Mogłam zadzwonić na policję, ale wierzyłam, że Dominik nie stanowi dla mnie zagrożenia i że chce mi pomóc.

– Skończyłam! – krzyknęłam.

– Już idę! – usłyszałam z oddali, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Sądziłam, że będzie czekał zaraz za drzwiami.

– Załatwione? – zapytał, wyjmując telefon z mojej dłoni.

– Tak, dziękuję – szepnęłam. – Wyjaśnisz mi teraz jak się tu znalazłam?

– Wyjaśnię to za dużo powiedziane. Mogę jedynie nakreślić ci zarys sytuacji, przekazać to, co się stało odkąd cię pierwszy raz ujrzałem, bo o tym, co się działo z tobą wcześniej nie mam zielonego pojęcia. Zejdźmy do salonu, tam porozmawiamy.

Zgodziłam się skinieniem głowy, a mężczyzna ruszył przodem. Wyszliśmy z jadalni, przeszliśmy długim jasnym korytarzem, w którym dużo miejsca zajmowały duże krzewy i drzewka. Zeszliśmy po szklanych schodach do ogromnego salonu, w którym znów największą moją uwagę przykuła duża ilość zielonych kwiatów.

– Widzę, że bardzo lubisz rośliny – zagadałam.

– Natura pomaga mi się odprężyć, uspokaja mnie. Lubię przebywać na łonie natury i chcę choć trochę jej mieć tu, u siebie – odpowiedział, zajmując miejsce w jednym w dużych foteli. – Zapraszam. – Wskazał dłonią na drugi.

Usiadłam, więc jak na szpilkach i w milczeniu wyczekiwałam poznania prawdy.

– Trafiłaś w ręce bardzo złych ludzi, Zuzanno. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale przemycili cię aż tutaj, nieprzytomną. Nie mam żadnych informacji, gdzie miałaś trafić finalnie.

Z trudem przełknęłam wielką gulę w gardle. Wolałam nawet nie myśleć, co mogło się ze mną stać. W głowie jednak pojawiło się pytanie, które musiałam zadać, mimo iż bałam się odpowiedzi.

– A ty? Co ty z tym wszystkim masz wspólnego?

– Ja? Nic. Mój kolega jest policjantem. Przeprowadzali akcję aresztowania sporej grupy przestępczej, która zresztą skończyła się niepowodzeniem. Podczas niej ci ludzie cię porzucili.

– Mam uwierzyć, że policjant, zamiast zadbać o to, bym trafiła do szpitala i wróciła do domu przekazał mnie tobie? Ofiarę porwania dał do domu faceta, który nie ma nic wspólnego z policją nawet?

– A kto powiedział, że nie mam? To po pierwsze... A po drugie oddanie cię do szpitala byłoby zbyt ryzykowne. Nie wiedział, jaki miałaś związek z porywaczami i czy nie będą chcieli cię odzyskać. Mówiłaś coś pod nosem i kolega zorientował się, że jesteś z Polski, dlatego trafiłaś właśnie do mnie. Tu byłaś i jesteś bezpieczna. Dodatkowo założyliśmy, że czegoś się od ciebie dowiem, gdy odzyskasz przytomność – wyjaśnił.

Schowałam twarz w dłoniach. Ten scenariusz wydawał mi się co najmniej niedorzeczny, ale małe były szanse, że za chwile usłyszę coś innego. Postanowiłam wiec zostawić swoje spostrzeżenia dla siebie.

– Niczego się nie dowiecie. Ja nic nie pamiętam, nie wiem, nawet kiedy ostatni raz byłam w Polsce, nie umiem sobie przypomnieć miejsca, w którym byłam ostatni raz przytomna... – żaliłam się, próbując powstrzymać nadchodzące łzy.

– Spokojnie, na razie jesteś w szoku. Jestem pewien, że coś sobie przypomnisz – powiedział, pocieszająco poklepując mnie po ramieniu.

Resztę czasu spędziliśmy w milczeniu, czekając na przyjazd dziewczyny, która miała przywieźć mi rzeczy.


***


       Weszła do domu sama lub był w nim ktoś jeszcze, bo Dominik nie odszedł nawet na chwile. Istniała jeszcze możliwość, że nie zamykał domu, co byłoby skrajnie nieodpowiedzialne. Zwłaszcza że z tego domu, a raczej willi byłoby co kraść, a dodatkowo przebywałam w nim ja – porwana dziewczyna.

Brunet wstał, widząc kobietę podchodzącą do nas. Stukot jej szpilek roznosił się głośno po całym salonie. Dziewczyna wyglądała ślicznie i bardzo młodo. Czarne, falowane włosy sięgały jej niemal do bioder. Jej piękne, ciemne oczy wydawały się przygaszone.

– Miło cię znowu widzieć najdroższa! – rzucił entuzjastycznie.

– Ciebie również – odparła lekkim uśmiechem. – A kogo my tu mamy? – zapytała lustrując mnie wzrokiem.

Poczułam się oceniana i to niezbyt przyjaźnie, choć raczej nie było ku temu powodów. Przynajmniej nie powinno ich być.

– To mój gość.

– Rozumiem – zakończyła temat kładąc przede mną dwie torby z zakupami. – To wszystko? Mogę już iść? – zapytała. Odniosłam wrażżenie jakby to pytanie zakłopotało Dominika.

– Oczywiście, nie jesteś przecież moim więźniem – zaśmiał się. – Przyślij mi rachunek, zrobię przelew i oczywiście doliczę coś za fatygę. Bardzo ci dziękuję. A i wybierz kolejne schronisko, chce cię zabrać w przyszłym tygodniu.

– Naprawdę?! – podekscytowała się, zmieniając o sto osiemdziesiąt stopni swoje zachowanie i podejście. Z pięknym uśmiechem, odsłaniającym szereg białych zębów rzuciła się mężczyźnie na szyje. – Dziękuję, jesteś cudowny! Już dzisiaj poszukam. A teraz uciekam, bo bardzo się spieszę.

– Miłego dnia młoda!

– Wam również życzę miłego dnia! – Tym razem również mnie obdarzyła uśmiechem, po czym odeszła tanecznym krokiem.

– Zaniosę ci to do łazienki – oznajmił mężczyzna, wziął zakupy i ruszył przodem.

Położył wszystko na podłodze obok umywali i spojrzał na mnie badawczo.

– Zuzanno, nie wiem co ci dosypali i czy twój organizm nie zareaguje jakoś nieprawidłowo pod wpływem gorącej wody, dlatego wolałbym, byś nie zamykała się na klucz. Będę za drzwiami i chce wejść, gdyby cokolwiek się stało, ale obiecuje nie naruszać twojej prywatności.

Podniosłam brew patrząc prosto w jego oczy.

– Zrobisz jak uważasz, to dla swojego bezpieczeństwa. Warunek stawiam jeden i choć tego nie sprawdzę, mam nadzieję, że mnie posłuchasz: prysznic, nie wanna. Jak stracisz przytomność pod prysznicem to upadniesz i ja to usłyszę, a biorąc kąpiel zsuniesz się do wody bezszelestnie i...

– Rozumiem – przerwałam mu.

Jego uwaga dotyczącą wanny była jak najbardziej słuszna i zdawałam sobie z tego sprawę. Zamknęła za sobą drzwi na klucz i powoli się rozebrałam. Skrzywiłam się, patrząc w lustro. Na nagim ciele dostrzegłam parę siniaków. Wyjęłam z reklamówki szczotkę do włosów i z trudem je rozczesałam.

Ponad godzina spędzona w łazience dobrze mi zrobiła. Poczułam się świeżo, założyłam nowe ubrania. W jednej z szafek znalazłam suszarkę, więc wychodząc z toalety miałam już suche włosy.

Do torby po nowych ubraniach wrzuciłam brudne i trzymałam ją w ręce. Miałam zamiar wyrzucić je do pierwszego napotkanego kosza, gdy już wyjdę na ulicę.

– Idziemy? – zapytałam z szerokim uśmiechem na ustach.

– Gdzie? – zapytał brunet, unosząc jedną brew.

– No nie wiem, kupić mi bilet na samolot, chociażby? Oddam pieniądze od razu po powrocie do domu, zrobię przelew.

– Nie tak szybko... – powiedział, zbliżając się o krok.

– Przecież powiedziałeś, że mi pomożesz!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro