Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 65 Zuzanna


     Ponad trzydzieści minut przeszukiwałam szafę, starając się wybrać najlepszy strój. Niestety na nic nie mogłam się zdecydować. Zrezygnowana zerknęłam na zegarek, który boleśnie uświadomił mi, jak mało czasu miałam. W końcu zdecydowałam się na mniej klasyczną koszulę, bo jej prawa strona była czarna, a lewa biała. Dodatkowo kieszonka na lewej piersi była koloru czarnego. Nie dopięłam wszystkich guzików, pozostawiając delikatny dekolt. Spódnicę musiałam założyć klasyczną – czarną, do tego czarne szpilki. Zdecydowałam się jeszcze na biały dodatek w postaci zegarka. Spryskałam szyję perfumami kupionymi od szefa i z przykrością uświadomiłam sobie, jak mało mi ich zostało. Założyłam długi, czerwony płaszcz i wyszłam z mieszkania.

Idąc korytarzem, znów czułam na sobie spojrzenia, których bynajmniej nie powodowała niestandardowa koszula. Nie potrafiłam jednak zaprzątać sobie tym głowy, bo mój umysł był pełny innych myśli. Takich, które z pewnością nie powinny pojawić się w mojej głowie, gdy byłam w pracy.

Serce zabiło mi mocniej przed gabinetem Szymona, a ciało przeszedł delikatny dreszcz. Wypuściłam powietrze, chcąc pozbyć się wspomnień niedzielnego południa, choć zdawałam sobie sprawę, że w obecności tego mężczyzny będzie to raczej niemożliwe.

– Witaj! – Uśmiechnął się, gdy tylko otworzyłam drzwi.

– Dzień dobry – odparłam, zachowując profesjonalizm. Nie chciałam przecież ściągać na siebie wzroku panów idących za mną, mniej oficjalnym powitaniem.

On jednak wydawał się nie mieć z tym najmniejszego problemu, ale gdy tylko zamknęłam drzwi, przybrał poważniejszy wyraz twarzy.

– Usiądź. Spóźniłaś się kilka minut, musimy zacząć od razu. Muszę dzisiaj wyjść wcześniej, więc trzeba zrobić kilka zmian w grafiku – powiedział, choć jego ton na szczęście nie brzmiał oskarżycielsko.

Nie mniej jednak zrobiło mi się nieco przykro, że nawet po zamknięciu drzwi gabinetu nie powiedział nic prywatnego i od razu przeszedł do spraw firmowych. Gdy pracowałam jako kelnerka osoby mniej mi bliskie pytały "co słychać", gdy przychodziłam do pracy.

Powiesiłam płaszcz na wieszaku i zbliżyłam się do jego biurka. On wskazał dłonią, bym przeszła na drugą stronę. Tam, jak się okazało, już stał drugi fotel.

– Notuj na razie na kartkę, potem wszystko pozmieniasz – polecił, podsuwając mi czystą kartkę i długopis. – Zebranie zarządu jest istotne, ale nie pilne. Przesuń na koniec tygodnia. Okienko, w którym mam wypełnić zaległą dokumentację przeniesiemy na jutro. Najwyżej zostanę po godzinach. Spotkanie z Panem Adamczykiem usuń. Spotkam się z nim kiedyś po pracy – mówił, nie zastanawiając się nawet przez chwilę.

Ja wszystko notowałam, przeskakując wzrokiem naprzemiennie z kartki na monitor, pomrukując od czasu do czasu, potwierdzając tym, że wszystko zapisuje.

Gdy skończyłam, Szymon wstał, po czym nachylił się nade mną i zerknął na kartkę. Poczułam mocny zapach jego perfum, które jednak bardzo różniły się od tych, których używał minionego weekendu. Poczułam, jak policzki zaczynają oblewać mi się rumieńcem, co sprawiło, że dodatkowo się zawstydziłam.

– Wszystko dobrze zapisałam? – zapytałam, chcąc zmienić tor, w jakim zaczęły biec moje myśli.

– Tak – odparł, prostując się. – Wprowadź zmiany do kalendarza. Masz na to – uciął, podwijając rękaw marynarki – dziesięć minut. Idę po kawę chcesz też?

– Nie, dziękuję. – Podniosłam się z miejsca, by pójść do swojego gabinetu.

– Tak na pewno nie zdążysz – skomentował. – Zrób to na moim komputerze.

– Dobrze – odparłam, siadając tym razem w jego fotelu.

Uśmiechnął się lekko, po czym zostawił mnie samą.

Gdy wrócił, prawie kończyłam wprowadzać zmiany.

– I jak tam? – zapytał, podchodząc z kawą w ręku, w stronę biurka.

– Minutka zaraz kończę – odpowiedziałam, po czym wstałam, by ustąpić mu miejsca, ale położył dłoń na moim ramieniu i delikatnie ścisnął.

– Siedź – mruknął, a sam zajął miejsce, na którym ja siedziałam wcześniej.

– Gotowe – oznajmiłam po chwili, odwracając się w jego stronę. Dopiero wtedy zorientowałam się, że cały czas patrzył na mnie.

– Dziękuje – powiedział.

Jego spojrzenie zsunęło się delikatnie niżej, z oczu na okolice ust, co sprawiło, że poczułam się niekomfortowo. Tkwiliśmy chwilę w krępującej ciszy, aż poczułam, jak policzki delikatnie zaczynają mnie piec pod wpływem jego intensywnego spojrzenia.

– Przestań – szepnęłam, czym wywołałam uśmiech na jego twarzy.

– Co mam przestać, Zuzanno? – zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Patrzeć. Przestań tak patrzeć – wyjaśniłam.

– Dlaczego?

– Bo mnie to krępuje, SZEFIE – wyjaśniłam, mocno akcentując ostatnie słowo.

– Ojej. Naprawdę? – zapytał kpiącym głosem.

Parsknęłam pod nosem i walczyłam sama ze sobą, by nie spuścić wzroku. Wiedziałam, że sobie ze mnie drwił, choć nie miałam zielonego pojęcia, co było jego celem i na jaką reakcję z mojej strony liczył. Nie zamierzał jednak czekać na nią w nieskończoność. Szybko się zbliżył i namiętnie mnie pocałował. Nie protestowałam, chociaż miałam wątpliwości. Zdecydowanie nie powinniśmy robić tego w pracy, więc po chwili odsunęłam się nieznacznie.

– Szymon, tu nie powinn... – zaczęłam.

– Szefie! – przerwał ostro.

Otworzyłam oczy, nie rozumiejąc, dlaczego tak to rozgraniczył. Zwłaszcza w takim momencie.

– Jeśli przerywasz pocałunek, dlatego że jesteśmy w pracy i tylko dlatego, że jestem twoim szefem, to zwracaj się do mnie tak, jak powinnaś. Jak lizałaś się z jakimś kelnerem, to nie miałaś oporów, by to robić i to nawet w publicznym pomieszczeniu, a co dopiero w zamkniętym gabinecie – parsknął poirytowany.

No nie wierzę...

– Przypomniała mi się pewna nasza rozmowa, ale cóż nie będę teraz do tego wracać. Kwestii kelnera nawet nie poruszę, bo mogłabym powiedzieć coś, czego nie powinnam, Będę w swoim gabinecie, SZEFIE!

Energicznie wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi.

Nie rozumiałam, co go nagle ugryzło, ale nie miałam ochoty wdawać się z nim w zbędne dyskusje. To naturalne, że nie chcę, by ktoś nas przyłapał w takiej chwili, a Szymon powinien to zrozumieć. A on zamiast tego, jeszcze wraca do przeszłości i wypomina mi rzeczy, których i tak już zdążyłam pożałować.

– Co może jest lepszy w łóżku?! – krzyknął za mną.

Nie rozumiałam, co mu odbiło i dlaczego właściwie zadał takie pytanie.Choć miałam wrażenie, że zrobił to celowo, by mnie zawstydzić. Zwłaszcza, że warknął tak głośno, że z pewnością ktoś mógł usłyszeć to na korytarzu. Nie zamierzałam jednak pozostać mu dłużna.

Odwróciłam się na pięcie. Na samo wspomnienie niedzielnego południa poczułam przyjemny skurcz w podbrzuszu. Skupiona byłam jednak na złości, jaką wobec niego czułam. Znów niezrozumiałe zmienił swoje zachowanie i nie spodziewałam się, że po tym, co zaszło między nami, mógłby być dla mnie aż tak chamski.

– Tak! – skłamałam mu prosto w oczy i obserwowałam jak pociemniały z wściekłością. Mięśnie na jego twarzy zacisnęły się, a usta ułożyły się w wąską linię.

Zabolało na pewno. Nie miałam jednak żadnych wyrzutów sumienia, bo po jego słowach, byłam pewna, że na to właśnie zasłużył.

Wyszłam, trzaskając za sobą drzwiami. Następnie ze spuszczoną głową udałam się do swojego gabinetu nie patrząc nawet na osoby przewijające się po korytarzu. Byłam pewno, że ktoś z nich słyszał i wolałam nie wiedzieć kto.


     Po kilkunastu minutach otrzymałam od Szymona maila z listą rzeczy do zrobienia oraz z informacją, że dziś jest już niedostępny dla nikogo.

Cieszyłam się, że już go nie spotkam tego dnia, bo mogłoby się to zakończyć o wiele gorzej. Właściwie powinnam być ostrzejsza i powiedzieć o wiele gorsze rzeczy, ale powstrzymywała mnie świadomość, że mimo wszystko jest moim szefem. Mogłabym bardzo pożałować swoich słów, w momencie, w którym przyszłoby mi się zmierzyć z konsekwencjami.


     Kolejnego dnia zjawiłam się w pracy dwadzieścia minut przed czasem. Nie chciałam znowu nadużywać wyrozumiałości szefa, a mówiąc szczerze, nie chciałam się z nim konfrontować, ani dawać mu kolejnego powodu do niemiłych komentarzy.

Przygotowałam dwie mocne kawy i udałam się do gabinetu Oliwii, która jak na nią przystało była oczywiście w pracy przed czasem i to już na dobre pochłonięta obowiązkami.

– Nie przeszkadzam? – zapytałam, choć domyślałam się, że Oliwia skłamie.

Powiedzenie prawdy w takiej sytuacji byłoby co najmniej nieuprzejme. A odwiedzenie jej, niezależnie od pory dnia jest równoznaczne z przeszkadzaniem jej w pracy.

– Nie, wejdź. – Przywitała mnie z szerokim uśmiechem. – Przyniosłaś dla mnie kawę?

– Tak, mam nadzieję, że masz ochotę – odparłam i postawiłam filiżanki na blacie.

– Ogromną. Bardzo mało spałam, więc z chęcią doładuje się większą ilością kofeiny.

– Widzę, że jesteśmy dzisiaj w podobnej sytuacji. Ja również niewiele spałam – przyznałam. – Ale ty pewnie przez nadmiar obowiązków, jaki sama ściągnęłaś sobie na głowę.

– Otóż nie tym razem – wyznała, dumna z siebie. – Praca pracą, ale muszę mieć też coś czasu dla siebie. Po prostu ostro nad czymś myślę. Nieważne... – urwała, kończąc tym swoje wyznania. – Szymona jeszcze nie ma?

– Nie wiem, nie sprawdzałam – odpowiedziałam, wzruszając przy tym obojętnie ramionami.

– Coś nie tak? Jest jakiś problem? – zapytała, zaciekawiona.

– No wiesz, jego ciężki charakter... – bąknęłam, nie zamierzając wtrącać w rozmowę wątków prywatnych. – Ja nie mam pojęcia, jak ty sobie z nim radziłaś. Z najmilszego faceta pod słońcem potrafi zamienić się w podłego sukinsyna i to w ciągu kilku minut – parsknęłam, usiłując zmniejszyć skalę problemu, również we własnych oczach.

– Oj, wiesz Zuzka – zaczęła, obejmując mnie ramieniem – on ma ciężki charakter, bywa wybuchowy i nerwowy. Z nim czasem trzeba na spokojnie, no jak z rozwydrzonym dzieckiem, a czasem ostrzej jakbyś walczyła w sklepie o ostatnią parę wymarzonych jeansów.

Obie wybuchłyśmy śmiechem, na użyte przez nią porównania.

– No dobrze, może nie do końca tak to miało zabrzmieć, ale liczę, że przekaz dotarł. Musisz znaleźć złoty środek. Nauczysz się z nim dogadywać, ale to wymaga czasu. Uwierz, wiem, co mówię... – przeciągnęła z grymasem na twarzy, świadczącym o tym, że nie mało musiała przejść, nim opanowała sztukę dogadywania się z Szymonem.

– Mam nadzieję, że ja będę go potrzebowała znacznie mniej, bo obawiam się, że moja psychika nie wytrzyma zbyt długo – zaśmiałam się, po czym zerknęłam na zegarek. – Muszę już iść, obowiązki wzywają.

– Może zjemy razem lunch? Dłuższa przerwa nam nie zaszkodzi – zaproponowała Oliwia, szeroko się przy tym uśmiechając.

– Chętnie. Zapowiada mi się ciężki dzień, więc wizja wyrwania się stąd choć na chwilę naprawdę mnie cieszy.

– Gorąca czekolada i ciastka cynamonowe – szepnęła, gdy zrobiłam krok w stronę drzwi.

– Co? – zapytałam zdezorientowana.

– Może to złagodzi spięcie między wami. W moim poprzednim gabinecie, teraz twoim, w barku powinno być jeszcze jedno opakowanie tych ciastek. A tobie radzę je mieć zawsze w pracy. Oczywiście one nie załatwią problemu, ale choć na chwilę odwrócą jego uwagę od problemu, a ty będziesz miała chwilę, by zmienić jego nastawienie. Ale od razu uprzedzam, że nie jest to niezawodny sposób, bo wszystko zależy od skali problemu – wyjaśniła.

– Dziękuję.

Wprawdzie myśl o naprawie sytuacji za pomocą gorącej czekolady i jakichś ciastek, wydawała mi się co najmniej absurdalna, stwierdziłam, że nie zaszkodzi spróbować. Nie zamierzałam silić się na zbytnie uprzejmości, bo wciąż byłam wściekła na szefa. Zdawałam jednak sobie sprawę z tego, że konflikt między nami będzie problematyczny głównie dla mnie i to mi się oberwie, więc wolałam spróbować choć trochę nas pogodzić. Zastanawiałam się jednak czy zaplanowaną rozmowę przeprowadzić z nim po ciastkach, czy przed. Nie byłam pewna, jak on zareaguje na to, co powiem. Całą noc zastanawiałam się, czy się wkurzy, czy mnie wyśmieje, a może okaże się zupełnie obojętny. Może podam mu jego ulubione słodkości i przy nich z nim porozmawiam?


      Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Kilka minut później zjawiłam się w gabinecie Szymona z gorącą czekoladą i cudownie pachnącymi ciastkami. Kładłam je na biurku, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna, ubrany jak zawsze elegancko.

– Dzień dobry – przywitałam go, niepewnie się uśmiechając.

Nie usłyszałam odpowiedzi. Zamknął za sobą drzwi i w milczeniu się zbliżył. W jego spojrzeniu było coś mrocznego i tajemniczego, co sprawiało, że miałam ochotę wyjść, a jednocześnie nie chciałam tracić z oczu jego spojrzenia. Przeniósł na chwilę ze mnie wzrok i skierował je na blat, skąd zapewne dotarł do jego nozdrzy przyjemny zapach. Na ułamek sekundy uśmiechnął się pod nosem, po czym znów przybrał poważniejszy wyraz twarzy.

– Widzę, że Oliwia nie szczędzi ci złotych rad. – Mrugnął, a mimo to stawał się w moich oczach coraz bardziej przerażający. – Jak chcesz poprawić mi humor, to chętnie ci pokażę, jak to zrobić – oświadczył, po czym doskoczył do mnie. Przywarł do mnie całym ciałem, a dłońmi mocno złapał za pośladki.

Byłam tak zszokowana, że nawet nie wiedziałam, co powiedzieć. To jak zaczął się zachowywać, było zupełnie sprzeczne z moim planem.

– Co ty robisz?! – warknęłam, próbując go od siebie odepchnąć.

– Zaraz ci pokażę, kto jest lepszy! – warknął z cynicznym uśmiechem na ustach.

W tym momencie dotarło do mnie, co on planował. W sekundę oblał mnie zimny pot, nie zamierzałam jednak mu ulec. Wybrałam już jedyne słuszne wyjście z tej sytuacji, a Szymon, czy chciał, czy nie, musiał się do tego dostosować.

– Żartujesz sobie! – krzyknęłam, łapiąc go za duże, silne dłonie.

Szarpnęłam się, chcąc, aby rozluźnił uścisk. To jednak na nic się nie zdawało, więc postanowiłam zachować się inaczej.

– Przestań, szefie!

– Szymon! – wrzasnął i w ułamku sekundy odsunął się ode mnie o dobry metr.

– Wczoraj miał być szef, dzisiaj Szymon. Mieszasz mi w głowie – zaśmiałam się ironicznie, patrząc na jego wkurwioną twarz. – Musimy porozmawiać. Poważnie porozmawiać – podkreśliłam i zajęłam miejsce na jednym z foteli.

Szymon wyglądał na coraz bardziej zmieszanego, ale poprawił koszulę i zajął miejsce niedaleko mnie, na drugim fotelu.

– Słucham – syknął stanowczo, wnikliwie mi się przyglądając.

Miałam ułożoną całą wypowiedź, przemyślane każde słowo, a nagle poczułam, jak to wszystko mnie opuszcza, a ja zostaję w niczym. W gardle stanęła mi wielka gula, której nie mogłam przełknąć. Patrzyłam przez chwilę w milczeniu na Szymona, który stopniowo uspokajał swój przyspieszony z nerwów oddech.

– No mów – ponaglił w końcu, zmuszając, bym zaczęła swój monolog.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro