Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 64 Diego

     Przesunąłem kciukiem po ekranie komórki, by przewinąć na kolejne zdjęcie. Znowu patrzyłem na piękny uśmiech kobiety, zastanawiając się, czy był on naprawdę szczery. Chciałem jej pomóc, ale jednocześnie czułem, że to nie moja rola.

Nagle telefon za wibrował, a na wyświetlaczu pojawiła się informacja o przychodzącym połączeniu z nieznanego numeru.

– Kurwa, czego o tej godzinie?! – rzuciłem niechętnie, poirytowany, że ktoś zaburza moje rozmyślania.

– Z pewnością jeszcze nie śpisz, Diego – rozbrzmiał męski głos w komórce.

Nerwowo poruszyłem się na łóżku, mięśnie mojego ciała mocno się spięły. Nie byłem w stanie rozpoznać głosu, zastanawiałem się, do kogo mógł należeć. Postanowiłem jednak nie przejmować inicjatywy i poczekać na dalszą wypowiedź rozmówcy.

– Diego, jesteś tam? – usłyszałem po chwili milczenia.

– Yhym – potwierdziłem krótkim mruknięciem.

– Jesteś coś dziś mało rozmowny. Jak na taki sukces, brzmisz na mało zadowolonego.

Natychmiast podniosłem się do pozycji siedzącej, a moje serce zaczęło walić znacznie szybciej. W dalszym ciągu nie miałem pojęcia, z kim rozmawiałem, zdawałem sobie sprawę jedynie z tego, że muszę uważać na każde swoje słowo.

– Kurwa człowieku, o co ci chodzi? Budzisz mnie w środku nocy, nie pasuje ci, że jesteś mało rozmowny i wychwalasz jakiś sukces, o którym nie mam pojęcia, bo niestety dawno żadnego nie osiągnąłem.

W słuchawce uniósł się głośny, choć brzmiący dość sztucznie śmiech.

– Co cię tak bawi?! – warknąłem, coraz bardziej poirytowany.

– Dwa kluby czachy zamknięte, kilkoro ludzi zatrzymanych, w tym najważniejszy. Teraz będzie trwało dochodzenie. Zapewne posypią się nazwiska, wśród których może przecież paść Boss i Mayorga – oznajmił mężczyzna.

– Co ty pierdolisz? Gdzie taka akcja? Kto zamknięty?! – zacząłem zasypywać go pytaniami, chcąc udawać realnie zaskoczonego i przerażonego. – I kim ty kurwa w ogóle jesteś? Psiarnia?

– Diego nie udawaj. Dobrze wiem, kto za tym stoi i dobrze wiem, jaki jest cel. Nie rozumiem tylko tak ryzykownego posunięcia. Alex mówi. Potrzebuje jutro twojej pomocy. Nie stracisz na tym, powiedziałbym, że wręcz przeciwnie...

Nerwowo zacisnąłem szczękę, zastanawiając się przez chwilę nad odpowiedzią.

– Nic nie udaje. Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ani jakiej pomocy oczekujesz – syknąłem.

– Potrzebuje twojego samochodu.

- W co chcesz mnie wrobić? – zapytałem z lekkim, ironicznym uśmiechem.

– Diego, znasz mnie. Po prostu spotkajmy się jutro w południe.

– Nie znam cię – odparłem zgodnie z prawdą. Wiedziałem o nim sporo, ale nie znałem go, a to dwie zupełnie inne rzeczy. – Dobrze, spotkajmy się.

– Rano wyśle ci adres. Dobranoc, Diego.

Rozłączyłem się, nie siląc na sztuczne uprzejmości. Zdawałem sobie sprawę, że możliwe, że właśnie wpakowuje się na minę, ale nie byłbym sobą, gdybym nie dowiedział się, czego on chce.

Zastanawiałem się przez chwilę, czy odezwać się do Szymona, ale nie było to zgodne z poprzednimi ustaleniami, więc słusznie zrezygnowałem.

Zamiast numeru kumpla wybrałem numer Oliwi, lecz nie miałem tyle odwagi, by zadzwonić. Wybrałem więc krótką wiadomość tekstową.

Wciąż żałuje wielu słów, które padły z moich ust. Żałuję również, że niektóre słowa przemilczałem.

Zaskoczyła mnie niemal natychmiastowa odpowiedź od dziewczyny. Oznaczało to, że również miała problemy że snem.

Skoro taką wiadomość dostaję od ciebie w środku nocy, zgaduję, że jest źle. Nie znam słów, które nie padły z twoich ust, ale z pewnością wystarczą mi te, które usłyszałam. Śpij dobrze i nie pisz więcej, proszę...

Zacisnąłem mocniej powieki, żałując, że jakąkolwiek wiadomość wysłałem.

Nie wybaczy mi i jest to rzeczą dość oczywistą, a ja mimo to wciąż żyję nadzieją i pierdolonym przekonaniem, że muszę ją uratować. Chociaż może to właśnie przed sobą powinienem ją ratować?

Ułożyłem się wygodnie i choć moje myśli były absurdalne, oddałem się im w całości, aż zmógł mnie sen, obrazując moją wizję i kończąc wszystko happy endem, niczym z taniego romansidła.



***

     Obudziłem się dość wcześnie rano, mimo późnej pory, o jakiej zasnąłem. Nie zamierzałem marnować dnia, więc pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było udanie się na trening. Tuż po nim przygotowałem sobie śniadanie i wziąłem prysznic. Czułem się zmotywowany, więc po założeniu czarnej koszulki, która była dość obcisła oraz jeansowych spodni wsiadłem w samochód i pojechałem pod doskonale znany mi adres. Zastanawiałem się kilka sekund, czy na pewno powinienem wysiąść. Nerwowo poruszałem prawą nogą. Doszedłem jednak do wniosku, że skoro już przyjechałem, za późno było na wycofanie się.

Przed drzwiami mieszkania wziąłem głęboki oddech, po czym zapukałem energicznie, mimo iż obok drzwi był dzwonek.

Po dłuższej chwili usłyszałem przekręcanie zamka w drzwiach.

Gdy ją ujrzałem, natychmiast poruszyłem się nerwowo. Była piękna, choć na jej twarzy wyraźnie odznaczały się oznaki niewyspania. Dodatkowo nieułożone włosy oraz jedwabny szlafrok wskazywały na to, że najpewniej ją obudziłem.

– Oli... – zacząłem, ale przerwała mi pchnięciem drzwi w moim kierunku, by je zamknąć.

Nie pozwoliłem jednak na to i zablokowałem je nogą, po czym odepchnąłem ręką i wcisnąłem się do środka, od razu zatrzasnąłem je za sobą.

– Co tu robisz? – zapytała, choć brzmiała stanowczo zbyt spokojnie, co zmusiło mnie do myślenia.

– Tylko tyle? – zapytałem, robiąc krok w jej stronę. – Nawet nie krzyczysz, przecież wparowałem tu bez twojej zgody – przypomniałem.

– Prośby, krzyk, płacz... – zaczęła wyliczać. – Co by to zmieniło, Diego? No co?

Zgasiła mnie. Było w tym trochę racji, choć ona nie zdawała sobie sprawy z tego, że mimo iż nie było tego po mnie widać, to wszystko to, co wymieniła, bardzo na mnie wpływało.

Zignorowałem więc jej słowa, ominąłem ją i skierowałem się w głąb mieszkania. Ruszyła za mną wolnym krokiem, dobrze zdając sobie sprawę z tego, że nie odpuszczę.

– Dzwoniłaś raz – oznajmiłem, choć w gruncie rzeczy było to pytanie i Oliwia doskonale to wiedziała.

– Przez przypadek, wybrałam zły numer – tłumaczyła się.

– Tak? A jak masz mnie zapisanego? Z kim więc pomyliłaś mój numer?

– Diego nie drąż tematu i nie idź tam! – warknęła, gdy od drzwi do jej sypialni dzieliły mnie już tylko dwa kroki.

– Dlaczego? – Zatrzymałem się w pół kroku i obróciłem w jej stronę.

– Boo... – ciągnęła. – Ponieważ nie jestem sama.

Nie mogłem uwierzyć jej słowom. Poczułem, jakby czas się zatrzymał. Owszem niby nic nas już oficjalnie nie łączyło, ale ja wciąż miałem nadzieję, wciąż się łudziłem.

– Więc to dlatego wyglądasz na tak... niewyspaną – odparłem ironicznie, taksując ją wzrokiem.

Dziewczyna skupiła się na poprawianiu rudych loków i lekko się uśmiechnęła. A uśmiech ten powiedział mi więcej, niż by chciała.

Szybko doskoczyłem do drzwi i pchnąłem je do środka i zgodnie z moim założeniem po kochanku ani śladu. Zamiast niego dwie puste butelki po winie leżące na podłodze. Schyliłem się, podniosłem butelkę i zerknąłem na etykietę.

– Bardzo słodki ten twój kochanek – mruknąłem z uśmiechem na ustach, podchodząc do małej szafeczki.

Odłożyłem butelkę obok pozytywki w kształcie koniczyny, uruchomiłem ją, a przyjemna melodia wypełniła pomieszczenie.

– Jesteś szczęśliwa kochanie? – zapytałem, brutalnie pogarszając jej humor. Nie zostało mi jednak nic innego, jak zaatakować.

– Po co o to pytasz, Diego? – zapytała, dalej stojąc w progu sypialni. Zupełnie, jakby bała się wejść. Jakby samo znalezienie się ze mną razem w tym pomieszczeniu było dla niej bolesne.

– Chcę wiedzieć – odparłem, wzruszając ramionami.

Dziewczyna jedynie westchnęła, opierając się o framugę. Nie zamierzała odpowiadać. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, iż takim zachowaniem tylko bardziej sprowokowała mnie do mocniejszego ataku.

– Wciąż uciekasz... Uciekasz przede mną, przed sobą, a zwłaszcza przed prawdą. Nie uciekasz tylko przed jednym: przed alkoholem – zacząłem dość łagodnie, choć dziewczyna szybko mi przerwała.

– Skończ!

– Nie będziesz szczęśliwa w ten sposób. Nigdy nie będziesz szczęśliwa – szepnąłem z szyderczym uśmiechem.

Wiedziałem, że muszę ją sprowokować do walki.

Ona jednak milczała. Może było już znacznie gorzej, niż przypuszczałem?

– A wiesz, dlaczego nie będziesz szczęśliwa? Bo ty wcale tego nie chcesz. Wolisz okłamywać wszystkich, łącznie z samą sobą, a potem wieczorami żalić się butelce, bo przecież to lepsze niż znalezienie normalnych przyjaciół, którzy mogliby ci pomóc. To lepsze niż wysłuchanie mnie, nie?

– Wypierdalaj! – warknęła i ruszyła agresywnie w moim kierunku.

Udało się.

Wyciągnęła dłonie w moim kierunku, chcąc mnie odepchnąć. Uniemożliwiłem jej jednak to posunięcie, łapiąc za drobne nadgarstki.

– Nigdzie się nie wybieram.

– Dlaczego mi to robisz?! – pisnęła, gdy jej oczy wypełniły się łzami.

– Bo chcę ci pomóc, bo coś do ciebie czuje, bo zależy mi na tobie i się do cholery o ciebie martwię! – wykrzyczałem jej prosto w twarz.

Zamarła na chwilę, jakby zastanawiając się nad sensem mych słów. Szybko jednak na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech, co sugerowało, że właśnie przyjęła postawę obronną.

– O wszystkie dupy, które pierdolisz, tak się troszczysz?! – warknęła, szarpiąc się.

– Zamknij się! – wyrwało mi się.

Już chciała coś odpowiedzieć, ale nie pozwoliłem jej. Zasłoniłem jej usta swoimi i puściłem dłonie, by mogła się odepchnąć, gdyby tylko chciała. Ale ku mojemu zaskoczeniu tak się nie stało. Oliwia pogłębiła pocałunek, który wyrażał setki emocji. Oboje nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak bardzo byliśmy siebie spragnieni. Złapałem ją za pośladki i podniosłem, a następnie ruszyłem w stronę łóżka, w którym spędziliśmy stanowczo zbyt dużo czasu...





      Zerwałem się na równe nogi, słysząc dźwięk dzwoniącej komórki. Rozpoznałem numer na wyświetlaczu, to Aleks.

– Halo?

– Gdzie ty kurwa jesteś?! – usłyszałem jego zdenerwowany głos.

– Trochę się spóźnię – bąknęłam. – Stoję w korku, ale już jestem w drodze – palnąłem, nie wiedząc nawet gdzie mam jechać. Nie zamierzałem jednak się przyznawać do tego, że nawet nie odczytałem SMS-a z adresem.

– Czekam! – warknął poirytowany, po czym rozłączył się.

W pośpiechu zacząłem ubierać spodnie. Zerknąłem na rozczochraną Oliwię. Jej błyszczące oczy były wpatrzone we mnie, usta się uśmiechały, a policzki wciąż były zaczerwienione, pokazując, że jeszcze nie ochłonęła po tym, co miało miejsce chwilę wcześniej.

Zasunąłem rozporek, po czym usiadłem na brzegu łóżka.

– Wybacz, muszę iść, ale obiecaj mi, że porozmawiamy. Chcę, byśmy wszystko sobie wyjaśnili. Chcę spróbować jeszcze raz na poważnie. I naprawdę chcę ci pomóc. Obiecasz?

– Na razie mogę ci obiecać jedynie rozmowę – odparła, podnosząc się do pozycji siedzącej.

– To i tak dużo. Nawet na tyle sobie nie zasłużyłem – przyznałem. – W kontakcie – rzuciłem krótko, po czym cmoknąłem ją w czoło.

Chwyciłem koszulę do ręki, w pośpiechu włożyłem buty i wybiegłem z mieszkania.

Po dwudziestu minutach dotarłem w umówione miejsce spotkania z Aleksem. Mały parking przy lesie nie wróżył niczego dobrego. Nie zamierzałem jednak tchórzyć. Zaparkowałem obok samochodu Aleksa i poczekałem na krok z jego strony.

Nastąpił on dość szybko, bo prawnik wysiadł ze swojego pojazdu i wsiadł do mojego na miejsce pasażera.

– Witam – przywitał się, wyciągając w moim kierunku dłoń.

– No, witam – odparłem, niezbyt przyjaźnie. Mimo wszystko odwzajemniłem uścisk dłoni.

– Dobrze. Pozwól, że przejdę od razu do rzeczy, ponieważ straciłem i tak już wystarczająco dużo czasu.

W odpowiedzi skinąłem jedynie głową.

– Chcę wam pomóc, muszę porozmawiać dzisiaj z Szymonem, a do tego potrzebuje twojej pomocy. Musisz mnie do niego zawieźć.

– Skąd taka nagła chęć pomocy? W dodatku chyba znasz jego adres – wytknąłem.

– Owszem, znam! – syknął przez zaciśnięte zęby, wyraźnie poirytowany faktem, że ośmieliłem się mu przerwać. – Nie chcę, by ktokolwiek mnie widział. Pomogę wam, ale nie jawnie. Gdybym spróbował, zapewne wysypałoby się wiele brudów na mój temat, a do tego nie mogę dopuścić. Ściągnę kogoś znajomego, gdyby czekał was proces. A pomóc chcę z dwóch powodów. Po pierwsze; dzięki Szymonowi zyskałem coś, o czym nawet nie marzyłem, a po drugie; mam pewien osobisty problem do Czachy, więc chętnie podziałam na jego niekorzyść – zakończył z cwaniackim uśmiechem, jaki nie bardzo mi pasował do poważnego prawnika.

– Jaką mogę mieć pewność, że nie jest to żaden podstęp – zapytałem wprost.

– Cóż, zapewne nie możesz mieć takiej pewności, jeśli nie uwierzysz mi na słowo – wyznał.

Westchnąłem jedynie, zastanawiając się nad odpowiedzią.

– Przyznam szczerze, że od pewnego czasu zacząłem interesować się działaniem Czachy, które było dość chaotyczne.

– Dowiedziałeś się czegoś konkretnego? – zapytałem, odpalając papierosa, a następnie częstując towarzysza.

– I tak i nie – bąknął, biorąc jednego. – Wiem, że sprawa jest prywatna, bardzo osobista, choć nie wiem jaka. On ma jakiś powód, by chcieć pozbyć się Szymona.

– Pozbyć się? – zapytałem, marszcząc czoło.

– Nie dosłownie, ale wygląda na to, że chce go wcisnąć za kraty, lub zebrać jak najwięcej haków i go szantażować. Choć jeśli planował to pierwsze, to go ubiegliście – zaśmiał się Aleksander.

Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, wypuszczając dym papierosowy.

– Jest coś jeszcze. Wydaje mi się, że jest ktoś nowy, ktoś o kim nikt nie mówi. Dobra, pogadamy bardziej wieczorem. Przyjedziesz po mnie?

– Tak – odparłem krótko i przekręciłem kluczyk w stacyjce.

Aleksander, wspominając o kimś nowym, niechcący przypomniał mi o rosyjskich towarzyszach Czachy, co z kolei nasunęło myśl, że wciąż nie zamknąłem tamtej sprawy, tak jak powinienem. Wiedziałem, że aktualny czas nie był odpowiednim. Zagrożenie sprawą sądową i więzieniem niezbyt zachęcało do pchania się w kolejne gówno. Jednak była to sprawa honorowa, która miała oczyścić moje sumienie. Przynajmniej taką miałem nadzieję.

Wybrałem numer i wcisnąłem zieloną słuchawkę.

– Witaj, młody – uśmiechnąłem się szeroko.

– No, cześć.

– Musimy szczerze porozmawiać. Spotkajmy się w najbliższą sobotę. Dobra?

– Coś się stało? – zapytał zaskoczony.

– Nie. Chcę tylko porozmawiać i coś ci zaproponować.

– Nie chcę więcej bawić się w takie rzeczy... – wyznał.

– Spokojnie. Tym razem to ja chcę zrobić coś dla ciebie. To co jesteśmy umówieni?

– No okey.

– Zadzwonię dzień wcześniej i umówimy szczegóły spotkania. Cześć. – Rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź.

Poczułem się, jakby ubyło mi z dziesięć kilogramów. Miałem wrażenie, że wszystko się ułoży, choć z tyłu głowy wiedziałem, że to dopiero początek problemów.

Wyrzuciłem papierosa przez odsuniętą szybę i odjechałem w kierunku mieszkania Oliwi. Do wieczora miałem jeszcze sporo czasu, którego nie zamierzałem tracić. Zwłaszcza po tym, jak Oliwia dała mi szansę na naprawienie wszystkiego, co zepsułem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro