Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 63 Szymon


– Szymon? – odezwała się Zuzanna pytającym głosem.

– Tak? – zapytałem, obracając się w jej stronę.

– Co się dzieje? Wszystko w porządku?

Zmrużyłem oczy, nie rozumiejąc jej pytania. Zdawałem sobie sprawę, że nie wyglądałem idealnie, gdy opuszczałem pokój, ale teraz nie zrobiłem przecież nic złego. Normalnie szliśmy parkiem, podziwiając tutejszą florę i wsłuchując się w przepiękne dźwięki ptaków.

– Oczywiście. Dlaczego cokolwiek miałoby być nie tak? – zapytałem, skupiając wzrok na wiewiórce wspinającej się na drzewo kilka metrów od nas.

– No nie wiem, ale wiem, co widzę... – zaczęła niepewnie i przerwała na dłuższą chwilę, jakby zastanawiając się nad dalszą wypowiedzią. – Mówię do ciebie, a ty nie słuchasz i nie odpowiadasz, jesteś blady i pocą ci się dłonie. A gdy wyszedłeś z pokoju, wyglądałeś jakbyś chwile wcześniej płakał... – powiedziała cicho.

Powróciłem zamyślonym wzrokiem na jej twarz, starając się zebrać i uporządkować myśli. Próbowałem też stworzyć sensowne wyjaśnienie, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

Wybacz Zuzanno, nie tak zaplanowałem ten weekend. Załatwianie tych spraw, gdy jestem poza miastem, było dobrym pomysłem, ale nie łączenie tego z tobą. Choć to idealna opcja bym miał wiarygodne alibi. Chłopaki z pewnością zaczną badać sprawę na swoją rękę, a nie trudno mnie z tym połączyć. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia.

– Przepraszam – zacząłem, puszczając dłoń dziewczyny i wycierając swoją o jeansowe spodnie. Faktycznie miałem spocone ręce i ani trochę nie zdawałem sobie z tego sprawy, podobnie jak z tego, że Zuzanna coś do mnie wcześniej mówiła. – Może jestem trochę rozkojarzony, ale to nic takiego.

Zuzanna ciężko westchnęła, wyraźnie pokazując, iż nie usatysfakcjonowała jej moja odpowiedź. Domyślałem się, że oczekiwała ode mnie szczerości, ale w tym wypadku absolutnie nie mogłem jej tego dać.

– Tutaj w okolicy są przepyszne gofry! Masz ochotę? – rzuciłem entuzjastycznie, chcąc jak najszybciej zakończyć temat.

Dziewczyna jedynie skinęła głową, a ja złapałem ją za dłoń i ruszyliśmy dalej. Miałem nadzieję, że w okolicy faktycznie są jakieś knajpki, które serwują gofry...

Gdy tylko wyszliśmy z parku, zacząłem się rozglądać, szukając jakichś szyldów reklamujących desery.

– W którą stronę idziemy? – zapytała dziewczyna, uważnie mi się przyglądając.

– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia – wyznałem, głośno wzdychając.

Dziewczyna przymrużyła lekko oczy i uniosła jedną brew.

– Jadłeś tu kiedykolwiek jakieś gofry? – zapytała podejrzliwie.

– No jadłem, jadłem... Ale to było kilka lat temu i od tego czasu tu nie byłem. Nie pamiętam, gdzie dokładnie to było, ale wiem, że niedaleko stąd i że były niesamowite – skłamałem. Nigdy tu nie byłem, ale zatkanie ust dziewczynie smacznym deserem było idealnym wyjściem, by choć na chwile przestała mnie wypytywać. Zamiast czuć się jak na randce, czułem się jak na policyjnym przesłuchaniu. Choć może to i dobrze? Może powinienem zacząć się przyzwyczajać...

Skończ! – skarciłem się w myślach, po czym wierzchem lewej dłoni otarłem kroplę potu spływającą po czole. Sam siebie nakręcałem i pogarszałem swój stan, zamiast wziąć się w garść.

– Szymon, widzę, że coś się dzieje. Jeśli nie masz ochoty na nic, możemy wrócić do hotelu. Nie musisz spędzać ze mną tego czasu – powiedziała, patrząc na mnie ze współczuciem.

– Zuza, ale ja chcę spędzić z tobą ten czas. Naprawdę tego chcę - wyznałem szczerze. – Po prostu jest coś, co nie daje mi się skupić w pełni na tobie i bardzo cię za to przepraszam.

– O tam jest jakaś restauracja – zauważyła z entuzjazmem, pokazując wskazującym palcem na budynek w pobliżu. – Może tam coś zjemy?

Zmieniła temat celowo, ale byłem jej za to cholernie wdzięczny. Nie chciałem, by próbowała ciągnąć mnie za język, bo i tak na nic by się to nie zdało, a ja byłbym jedynie bardziej zdenerwowany.

– Oczywiście, chodźmy – odparłem z bladym uśmiechem na ustach.

Ruszyliśmy w kierunku budynku, a ja wysunąłem ostrożnie telefon z kieszeni jeansowych spodni. Zerknąłem dyskretnie na wyświetlacz, lecz nie było na nim żadnego powiadomienia. Brak SMS-ów, brak nieodebranych połączeń. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to zły znak.

Poczułem, jak dłonie mi drżą i nie chcąc, by dziewczyna to zauważyła, puściłem ją, po czym obie dłonie schowałem w kieszenie jeansów.

Pierwszy raz w życiu czułem się tak bezradny, pierwszy raz nie miałem żadnej kontroli nad tym, co się dzieje i nie potrafiłem sobie z tym radzić. Teraz mój los leżał w rękach innych ludzi. Tych zaufanych, ale i obcych, których nie widziałem nawet nigdy w życiu. Czułem się jak gówno, jakby wszystko to, co dotąd osiągnąłem okazało się być tylko przelotnym snem.

Miałem ochotę zadzwonić do kogoś, do kogokolwiek i dowiedzieć się czegoś. Niestety doskonale pamiętałem plan, który w większości sam zaplanowałem. Nie miałem prawa zadzwonić do nikogo, byłem na prywatnym wyjeździe z dziewczyną i przez te dni miałem być skupiony tylko na niej, na niczym innym. Dodatkowo miałem się do niej zbliżyć, a na razie, nie szło mi to zbyt dobrze.

– O chętnie spróbowałabym tego sernika dyniowego. Co sądzisz? – zagadnęła dziewczyna.

Machinalnie potrząsnąłem głową, dopiero orientując się, że jesteśmy już w restauracji, a przed sobą mamy menu. Nie mogłem uwierzyć, że byłem w stanie zamyślić się tak bardzo, że nie wiedziałem, co działo się dookoła mnie.

– Tak – odpowiedziałem.

Zuza niespodziewanie wybuchła śmiechem, szybko zasłaniając usta. Najpierw popatrzyłem na nią, z krzywym uśmiechem na ustach, a po chwili przypomniałem sobie, że pytała o jakieś danie z karty.

– To znaczy uważam, że to dobry pomysł i również chętnie spróbuję.

Gdy po chwili podeszła do nas kelnerka Zuzanna na szczęście zamówiła deser, bo za cholerę nie przypomniałbym sobie, co takiego chciała. A ja poprosiłem do tego dwie herbaty, choć z chęcią napiłbym się czegoś innego. Wiedziałem jednak, że nie powinienem pić, zachowanie trzeźwego umysłu było najważniejsze. Dodatkowo musiałem przecież zrealizować plan, jaki sobie wymyśliłem i za nic nie chciałem z niego rezygnować.


***


Chwile beztroski okazały się idealną ucieczką od myśli kotłujących się niepotrzebnie w głowie. Szczery i cudowny dla uszu śmiech Zuzanny skierował moje myśli na właściwe tory. Uświadomiłem sobie, jak bardzo chciałbym ją na co dzień oglądać taką uśmiechniętą.

– Czemu tak patrzysz? – zapytała dziewczyna, lekko się rumieniąc.

Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że dłuższą chwilę gapię się na nią bezmyślnie.

– Bo jesteś piękna – odparłem i przysunąłem się delikatnie w jej stronę.

Zuza uśmiechnęła się szeroko, dziękując w ten sposób za komplement. Położyłem rękę na jej ramieniu i rozejrzałem się dookoła. Odetchnąłem pełną piersią, zaciągając się powietrzem, w którym wyczułem nutę perfum Zuzanny. Moich ulubionych perfum.

– Cudownie spędza mi się z tobą czas, czuję się, jakbym miał z dziesięć lat mniej – przyznałem szczerze.

Faktycznie rozrywki, jakie zaplanowałem, bardzo kojarzyły mi się z dzieciństwem i dorastaniem. To właśnie jako nastolatek uwielbiałem odwiedzać ze znajomymi kino czy parki rozrywki. Jednak w planach miałem bardziej romantyczne zakończenie dnia. Nie chciałem, by dziewczyna uważała mnie za zbyt infantylnego.

– To prawda, jest świetnie – potwierdziła rozmarzonym głosem. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak dobrze bawiłam.

Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany. Zbliżyłem się o kilka milimetrów i chciałem ją pocałować, ale zrezygnowałem. Wszystko w swoim czasie. Warto poczekać trochę, byśmy oboje byli siebie jeszcze bardziej spragnieni.

Spojrzałem na zegarek, sprawdzając godzinę, z szokiem odkryłem, że już prawie szesnasta.

– Musimy wracać do hotelu – oznajmiłem.

– Coś się stało? – zapytała.

Dopiero widząc jej spanikowaną minę, uświadomiłem sobie, jak poważnie to powiedziałem.

– Nie, ale musimy jeszcze wrócić do hotelu, ja muszę coś załatwić, a później zjemy kolację. Nie chcę jeść zbyt późno, ponieważ będziemy na świeżym powietrzu, a teraz szybko robi się chłodno – wyjaśniłem.

Zatrzymałem się pod hotelem, Zuzanna wysiadła, a ja szybko pojechałem dalej. Wybrałem numer pani Joanny, odebrała już po pierwszym sygnale.

– Dzień dobry. Chciałem zapytać, czy ma pani wszystko, o co prosiłem? – przeszedłem od razu do rzeczy.

– Oczywiście, wszystko przygotowałam. Kiedy pan będzie?

– Za jakieś piętnaście minut.

– Dobrze, czekam.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, zadowolony z tego, że wszystko idzie po mojej myśli.

Kobieta po czterdziestce przywitała mnie z szerokim uśmiechem.

Wyglądała, jakby mnie podziwiała, a przy tym w jej oczach dało się dostrzec cień smutku, może zawodu. Domyśliłem się więc, że zapewne mąż się o nią nie troszczy i kobieta czuje się zaniedbana. Obiecałem więc sobie choć trochę polepszyć jej humor, gdy będę się z nią rozliczał.

Podała mi sporych rozmiarów torbę.

– Bardzo dziękuje.

– Pomóc panu? – zapytała.

– Nie, dziękuję. Poradzę sobie.

– Jak pan woli. W razie czego, wie pan gdzie mnie szukać.

W odpowiedzi skinąłem głową i ruszyłem w stronę stawu. Rozejrzałem się, znów zachwycając się widokiem, wcale nie mniej niż poprzednim razem. Niewielkie jeziorko otaczała spora, kwiecista łąka. W pobliżu było kilka drzew, których gałęzie delikatnie kołysały się wraz z wiejącym wiatrem. Tafla wody była czysta, a w niektórych miejscach ruszała się lekko, co wskazywało na to, że przed chwilą jakaś ryba wyskoczyła z wody. Ruszyłem po drewnianym mostku, na jego koniec, który znajdował się idealnie na środku stawu. Było tam na tyle miejsca, że spokojnie można usiąść w kilka osób.

Położyłem torbę na drewnianym podłożu i wyjąłem z niej duży, gruby czerwony koc, który rozłożyłem na mostku. Jego krańce obciążyłem dużymi świeczkami w słoikach. Na środku koca położyłem duży, ciężki wazon, wypełniając go uprzednio wodą z plastikowej butelki, następnie włożyłem do niego bukiet czerwonych róż. W reklamówce została już tylko miska pełna pozrywanych płatków róż, talerze i sztućce oraz koc do przykrycia, gdyby zrobiło się zimniej.

Miałem nadzieję, że Zuzanna doceni taką formę randki, zamiast klasycznej kolacji w drogiej restauracji, za którymi swoją drogą ona nie przepada. A przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie.



Wsiadłem do samochodu, napisałem wiadomość do Zuzanny, oraz do kucharza informując ich, że będę za parę minut.

Spojrzałem na dziewczynę, gdy wsiadła. Wciąż wyglądała przepięknie, choć odrobinę inaczej. Spięła włosy w wysoki koński ogon, poprawiła makijaż i przebrała się w czarne spodnie i bladoróżowy sweter.

– Więc? Gdzie mnie zabierasz? – zapytała, wyraźnie podekscytowana.

– Zobaczysz – odparłem tajemniczo.

Po drodze zatrzymałem się jedynie pod restauracją, skąd zabrałem jedzenie w specjalnej skrzynce, pozwalającej utrzymać ciepło.



Dziewczyna pisnęła cicho z zadowolenia, gdy wprowadzałem ją na mostek. Widziałem w jej rozszerzonych źrenicach (oprócz zdziwienia oczywiście) ogromny zachwyt i wdzięczność. Doskonale zdawałem sobie sprawy, z czego owa wdzięczność wynikała, więc obiecałem sobie jak najrzadziej zabierać ją do drogich restauracji.

– Podoba ci się? – zapytałem, kładąc pojemnik z kolacją na kocu.

– Bardzo – odparła niemal szeptem i oparła się plecami o moją klatę. Wykorzystywała ostatnie chwile, w których mogła nacieszyć się pięknem widoków, bo robiło się coraz ciemniej.

Zsunąłem dłonie na jej biodra, a brodę oparłem o jej prawe ramię.

– Bardzo mnie to cieszy – odpowiedziałem, zaciągając się intensywnym zapachem jej perfum.

Miałem wrażenie, jakby na dźwięk mojego głosu przeszedł po jej ciele delikatny dreszcz, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy.



***



Zuzanna ubrana w przepiękną wieczorową sukienkę w cielistym kolorze kroczyła u mojego boku, gdy przekraczaliśmy progi drogiego lokalu. Domyślałem się, że dziewczyna nie będzie chciała iść do tego typu miejsca, ale o dziwo od razu przystała na moją propozycję. Nawet nie zdenerwowała się, że kupiłem jej sukienkę, choć domyśliła się, że była droga.

Ciekawe, czy domyśliła się, że kupiłem ją bardziej dla siebie niż dla niej?

Wybrałem spokojną lożę, by mimo wszystko zapewnić nam największą możliwie prywatność. Z ukosa rozejrzałem się ostrożnie za kamerami i ucieszyłem się, widząc dwie. Dostałem wcześniej informację, że lokal jest monitorowany, ale musiałem mieć pewność. Nie miałbym życia, gdyby jedynym moim alibi na tę noc były słowa kobiety, u której zjedliśmy kolacje na drewnianym mostku.

Zuza zajęła miejsce, a ja postanowiłem nie czekać na kelnerkę. Sam udałem się do baru, by zamówić drinki. Wybrałem taki, który brzmiał ciekawie, a nie miałem okazji go wcześniej próbować. Nic dziwnego, skoro moim ulubionym trunkiem było whisky z colą. Tequila Sunrise prezentowała się bardzo ładnie i miałem nadzieje, że jej smak będzie, chociaż w połowie tak dobry, jak wygląd. Musiałem jednak uważać z ilością drinków. Mogliśmy być z Zuzanną lekko wypici, ale żadne z nas nie powinno przegiąć tej nocy. To nie był na to dobry czas ani miejsce.

Z dwoma drinkami w dłoniach wróciłem do loży, z niepokojem dostrzegając, że kilka metrów dalej stał mężczyzna wpatrzony w Zuzannę. Poczułem, jak całe moje ciało się spięło i to wcale nie z zazdrości. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to nie jest wzrok kogoś zainteresowanego piękną kobietą, a kogoś, kto uważnie ją obserwuje. Szybko skupiłem wzrok na dziewczynie i udając, że nic się nie stało, podałem jej szklankę.

Z wymuszonym uśmiechem wzniosłem toast. Upiliśmy po kilka łyków słodkiego trunku i skupiliśmy na sobie nawzajem całe zainteresowanie. Mimo to wiedziałem, że muszę być czujny. Nie miałem pojęcia, czy ktoś jechał za nami aż z Wrocławia. Przecież wcześniej nie zauważyłem nic podejrzanego.

Może to tylko moja obsesja? Może przesadzam, a Zuzanna jedynie wpadłam komuś w oko?

Mimo że starałem się uspokoić, wciąż czułem na sobie jakieś spojrzenie i to cholernie nie pozwalało mi skupić się na rozmowie. Przeklinałem się w myślach, za to, że nie zabrałem ze sobą broni. Wiedziałem, że Zuzanna musi spędzić tę noc razem ze mną, innej opcji nie było. I teraz nie kierowałem się już tylko swoimi potrzebami, a jej bezpieczeństwem.

A najłatwiej będzie, gdy będzie pijana.

Zacisnąłem usta, skupiając wzrok na głębokim dekolcie jej sukienki. No trudno, jeszcze trochę będę musiał poczekać. Chcę, by doskonale pamiętała nasz pierwszy raz, chcę, by był wyjątkowy.

Znów wzniosłem toast i dopiłem drinka do końca, chcąc tym delikatnie zasugerować kobiecie, by również piła szybciej. Tak też się stało i po chwili kelnerka przyniosła dla nas owe drinki. Tego również starałem się pić dość szybko. Wiedziałem, że mam mocniejszą głowę i mogę sobie pozwolić na więcej. Musiałem tylko doprowadzić Zuzannę do stanu, w którym sama będzie chcieć kolejne drinki.



Dwie godziny później...


Gdy spojrzałem na jej wpół przymknięte oczy, poczułem się jak kretyn. Totalny krety. Nie widziałem jednak innego wyjścia. Nie tak zaplanowałem sobie ten wyjazd, ale nie mogłem ryzykować.

Spojrzałem na zegarek i lekko się skrzywiłem. Było zbyt wcześnie, by opuścić klub. Musiałem, więc grać na zwłokę. Zamówiłem sobie szklankę wody niegazowanej i postanowiłem wykorzystać czas na pozbycie się, choć części alkoholu. Przysunąłem się bliżej dziewczyny i oparłem jej głowę o swoją klatkę. Coś mamrotała pod nosem, ale na tyle cicho i niewyraźnie, że nie byłem w stanie jej zrozumieć.

Powrót samochodem wydawał się bezpieczniejszą opcją niż zamawianie transportu. Nie obawiałem się jazdy pod wpływem, bo nigdy nie jeździłem na tyle pijany, by spowodować wypadek. A jeśli chodzi o ewentualną kontrolę, cóż... nie ma na świecie człowieka, którego nie można kupić. Zwłaszcza jeśli chodzi o policję, to przecież jeden z najbardziej skorumpowanych zawodów na świecie.

Gdy uznałem, że jest już odpowiednia pora, ostrożnie obudziłem Zuzannę. Założyłem na jej plecy moją marynarkę i zaprowadziłem do samochodu. Na zewnątrz było bardzo zimno, ale samochód bardzo szybko zapewnił odpowiednią temperaturę. Nim ruszyłem, spojrzałem na komórkę i nerwowo westchnąłem, nie widząc żadnej wiadomości.

Coś musiało pójść nie tak....

Szybko dotarliśmy do hotelu, gdzie wraz z Zuzanną udaliśmy się do mojego pokoju. Właściwie nie wiedziała nawet, gdzie idziemy. Dopiero gdy posadziłem ją na łóżku, rozglądnęła się dookoła (zapewne w poszukiwaniu swoich rzeczy) i zrozumiała, że nie jest tam, gdzie powinna.

– To nie mój pokój – wybełkotała błyskotliwie.

– Oczywiście, że nie. To mój pokój, nasz pokój – poprawiłem się.

– Szymon, nie! – zaoponowała, kręcą głową.

– Zuzanno, nic ci nie zrobię. – Uniosłem dłonie w obronnym geście. – Rozbierz się sama i przykryj kołderką. Zaraz znajdę ci jakąś koszulkę do spania.

– Ale ja nie chcę z tobą spać – oznajmiła, akcentując zdanie głośnym czknięciem na końcu, po czym słodko zawstydzona, zasłoniła usta.

Podszedłem bliżej, zatrzymałem się tuż przed skrajem łóżka, gdzie siedziała. Kucnąłem, chwyciłem ją za ręce i złapałem kontakt wzrokowy.

– Będziesz spała obok mnie, nie ze mną – podkreśliłem na początku. – Jesteś pijana i chcę, byś tu spała dla własnego bezpieczeństwa. Ale jednego możesz być pewna; nawet nie przytulę cię bez twojej zgody. Okej?

Dziewczyna wzięła głęboki oddech i delikatnie pokiwała głową.

– Ale nie zapewnisz mi takiego poranka, jak raz już to zrobiłeś? – zapytała cicho.

Jej wyraz twarzy był w stu procentach poważny, ale ja nie mogłem się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem.

– Obiecuję, że nie – odparłem, po czym wstałem.

Rzuciłem Zuzannie ciemny podkoszulek i skierowałem się w stronę toalety.

– Masz kilka minut, by się przebrać, jeśli nie chcesz, bym nakrył cię w trakcie. Ja będę w toalecie – oznajmiłem, po czym zamknąłem za sobą drzwi.

Rozebrałem się do naga i wszedłem do kabiny prysznicowej. Wziąłem zimny prysznic, od którego przechodziły mnie dreszcze. Taki w sam raz, na ostudzenie emocji i popędów... Wytarłem się ręcznikiem i znów zerknąłem na komórkę.

Kurwa! Żadnej wiadomości...

Wypuściłem głośno powietrze i obmyłem twarz nad zlewem zimną wodą. Zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo trzęsły mi się ręce.

Wróciłem do pokoju. Zuzanna już spała, zwinięta w kłębek i szczelnie przykryta kołdrą. Zgasiłem światła i położyłem się tuż za nią, zachowując jednak kilkucentymetrowy odstęp. Wiedziałem, że tej nocy nie zasnę, ale nie zamierzałem się rozpraszać myśleniem o kobiecie, która w zasadzie była na wyciągnięcie ręki.

Czułem wyrzuty sumienia, że tak perfekcyjnie spierdoliłem zaplanowany weekend. Jedyną opcją na naprawienie wszystkiego była niedziela, choć nie zapowiadała się dobrze. Skacowana Zuzanna i niewyspany ja. To nie mogło zwiastować niczego dobrego.

O trzeciej w nocy po raz kolejny sięgnąłem po komórkę. I tym razem zaskoczyłem się. Na wyświetlaczu była wiadomość od Diega. Dostarczona piętnaście minut wcześniej.

Zdrzemnąłem się?

Szybko odblokowałem telefon i odczytałem SMS-a.

Jak tam wieczór? Zaliczyłeś? :)

Parsknąłem pod nosem. Owszem, ustalaliśmy, że Diego zapyta, jak mija weekend, czy wieczór, ale ostatnie pytanie dodał sam z siebie. Kluczowa jednak była końcówka wiadomości. Ta emotka oznaczała, że wszystko się udało. Mogłem więc odetchnąć pełną piersią i spokojnie iść spać.

Jednak po pięciu minutach, gdy próbowałem zasnąć, mój telefon za wibrował. Ze zniecierpliwieniem sięgnąłem po telefon, rozmyślając, czy naprawdę Diega, aż tak obchodzi moje życie seksualne, że pisze drugą wiadomość. Zdziwiłem się jednak, gdy zamiast wiadomości od Diega, był SMS-es od Aleksandra.

Musimy się spotkać. Będę jutro o dziewiętnastej u ciebie. Do zobaczenia.

Serce momentalnie zabiło mi szybciej.

Kurwa rozgryźli to, domyślili się! A wysłannikiem i obrońcą Czachy został Alex.

Przetarłem twarz spoconymi dłońmi.

A więc to koniec.

Wybacz Zuzanno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro