Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 60 Zuzanna


     Odwróciłam się, przewróciłam oczami i powlokłam się w kierunku pomieszczenia socjalnego. Pocieszyłam się w duchu, że jeszcze tylko pół godziny i zacznie się moja normalna praca. Szymon nie żartował, mówiąc, że praca dla Szymańskiego będzie dla mnie karą. Ona okazała się wręcz torturą. Wylałam zawartość kubka, czyli świeżą kawę do zlewu i starannie umyłam ulubioną filiżankę mężczyzny, bo przecież nie wypiłby kawy z innej. Zaparzyłam czarną kawę, oddzieliłam ją od fusów, dodałam odrobinę cynamonu. Obok na spodku położyłam śmietankę oraz dwie kostki cukru, przez które poprzednia kawa wylądowała w zlewie, ponieważ jak się okazało, tylko szanowny Szymański jest godny słodzić swoją kawę. Walczyłam przez moment z małym diabełkiem na ramieniu, który bezustannie szeptał, bym do owej kawy mu napluła. Wygrał na szczęście zdrowy rozsądek.

Postawiłam na biurku kawę i spojrzałam na mężczyznę. Wydawał się usatysfakcjonowany, ale po sekundzie zmienił kompletnie wyraz twarzy, jakby okazanie zadowolenia, było czymś niemoralnym, niepoprawnym. Zmarszczył posiwiałe brwi i przyjrzał się mi uważnie.

– Mam tę kawę pić samą? – rzucił pogardliwie, odsuwając ją niedbale na bok.

– A z czym by pan chciał? – zapytałam, sztucznie się uśmiechając.

– No coś słodkiego by się przydało – bąknął.

– Dobrze, zaraz przyniosę – oznajmiłam. – Jakim cudem z tobą gościu żona wytrzymuje? – zapytałam w myślach.

Po czym przeniosłam wzrok na pomarszczone dłonie. No tak, to by wiele wyjaśniało. Po obrączce ani śladu. Kobieta z pewnością by go utemperowała, no, chyba że trafiłby na osobę z bardzo słabym charakterem. Wtedy miałby służącą na całą dobę. Chociaż teraz ma na kilka godzin...

Wróciłam do gabinetu po pięciu minutach z pięcioma rodzajami ciasteczek na talerzyku, by jaśnie pan miał wybór. Postawiłam przed nim talerzyk i przeniosłam wzrok na jego twarz, oczekując na jakąkolwiek reakcje. Omiótł talerzyk spojrzeniem, po czym zerknął na mnie.

– Nie ma tu takich, które mi odpowiadają, ale naprzeciwko hotelu, no może delikatnie po skosie jest cukiernia. Mają tam przepyszne ciasto czekoladowe.

No nie wierzę...

– Naprawdę nie mógł pan powiedzieć tego wcześniej? – zapytałam, unosząc brew.

– Wcześniej nie wiedziałem, że przyniesiesz mi niedobre ciastka – oznajmił poirytowanym tonem.

– Yhm, już idę – rzuciłam oschle, po czym szybko wyszłam.

Zjechałam windą na pierwsze piętro i opuściłam budynek, po paru minutach znalazłam się pod cukiernią, o której mówił mężczyzna. Weszłam i poprosiłam o to, co sobie zażyczył. Szybko udało mi się dokonać zakupu służbową kartą, po czym opuściłam budynek. Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok zatrzymał się na niewielkim sklepie. Zerknęłam do portfela, upewniając się, że mam trochę drobnych. Kupiłam paczkę niebieskich chesterfieldów oraz zapalniczkę ze zdjęciem kotka. Schowałam się za rogiem i odpaliłam papierosa. Nie robiłam tego wprawdzie zbyt często, ale w tamtym momencie uznałam to za idealną wymówkę, by choć chwilę dłużej pobyć na świeżym powietrzu. Zaciągnęłam się dymem, starając się trochę uspokoić. Dopaliłam papierosa, zgniotłam obcasem peta i ruszyłam w stronę hotelu.

– Co tak długo? – bąknął, gdy tylko weszłam do jego gabinetu.

– No, byłam w cukierni... – przypomniałam.

– Dwadzieścia minut? – dopytał, uważnie mi się przyglądając.

– Skorzystałam wcześniej z toalety – skłamałam, podchodząc do biurka.

Gdy kładłam na nim niewielkie pudełeczko, mężczyzna pochylił się delikatnie w moją stronę, po czym ostentacyjnie pociągnął nosem.

– I w tej toalecie paliłaś?! - warknął.

– Nie, paliłam na zewnątrz – odpowiedziałam, starając się zachować spokój. Wprawdzie początkowo planowałam wymyślenie jakiegoś kłamstwa, ale nie byłoby sensu iść w zaparte, gdy udowodnienie mi tego, jakże haniebnego czynu nie byłoby niczym trudnym.

– Nie życzę sobie, żebyś paliła, kiedy ze mną pracujesz! Przynosisz mi smród do gabinetu!

Otworzyłam usta i już miałam się odezwać, ale moim wybawieniem okazał się czas. Zerknęłam na zegar, wiszący na ścianie za mężczyzną.

– Muszę już iść do szefa. Do widzenia – ucięłam krótko i szybko zmierzyłam w stronę drzwi.

– Jeszcze nie skoń... – mówił, gdy zamykałam drzwi.

– Ale ja tak – odpowiedziałam w duchu i ruszyłam w kierunku gabinetu Szymona.

Byłam wdzięczna Bogu, że to się skończyło, choć miałam świadomość tego, że był to dopiero początek kary, a domyślałam się, że Szymański z każdym dniem będzie zachowywał się w stosunku do mnie coraz gorzej.



      Zatrzymałam się przed odpowiednimi drzwiami i już miałam pukać, gdy do głowy wpadł mi pewien pomysł i jedyna opcja na skrócenie kary. Poprawiłam włosy, spryskałam się delikatnym perfumem, po czym zapukałam drzwi. Gdy tylko usłyszałam zza nich odpowiedź, energicznie weszłam do środka.

– Dzień dobry, szefie – przywitałam się, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.

Brunet przyjrzał się mojej twarzy przyozdobionej sztucznym uśmiechem. Wyglądał, jakby dokładnie analizował mój wyraz. Poszerzyłam więc uśmiech, nie dając za wygraną.

– Dzień dobry – powiedział powoli, jakby nie był pewny własnych słów. – Masz dzisiaj dobry humor? – zapytał, marszcząc brwi.

Jego niedowierzanie wymalowane na twarzy sprawiało, że ledwo nie wybuchłam śmiechem.

– Tak – odparłam pewnie. – A dlaczego miałabym go nie mieć? – zapytałam, udając szczere zdziwienie.

– Pracowałaś z Janem?

– Tak. Wedle rozkazu, szefie – zaśmiałam się. – Kawy?

– Poproszę – padła z ust mężczyzny krótka, niepewna odpowiedź.

Po chwili wróciłam z dwiema filiżankami. Jedną postawiłam przed nim, a drugą przed jednym z foteli. Usiadłam w nim i upajałam się widokiem zszokowanego Szymona. Widywanie go w złym nastroju było czymś zupełnie już dla mnie normalnym, ale pierwszy raz widziałam go tak nieporadnego, zawiedzionego i zaskoczonego jednocześnie.

– Więc dobrze ci się z nim pracuje? – zapytał, unosząc filiżankę w kierunku ust.

– Tak, oczywiście. Domyśliłam się, że miała to być kara, ponieważ jest on bardzo wymagający, ale to dla mnie żaden problem. Szybko złapałam z nim dobry kontakt i łatwo dostosowałam się do jego specyficznego zachowania.

– Czyli nie będziesz miała problemu z tym, gdyby taki schemat pracy został przedłużony? On od dawna mnie męczy, że jest mu potrzebna asystentka...

Zamarłam na chwilę, nie dowierzając w jego słowa. Szybko jednak się zreflektowałam. Uśmiechnęłam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.

– Jasne. To dla mnie żaden problem.

Szef odłożył kawę na biurko i opadł bezradnie na oparcie fotela. To tylko potwierdziło moje przypuszczenia, że jego propozycja była niczym innym jak prowokacją.

– Nie łatwo cię złamać – stwierdził w zamyśleniu.

– Może i łatwo, ale najwyraźniej wybrałeś zły sposób. – Wzruszyłam ramionami.

– A jaki byłby lepszy? – zapytał zaciekawiony, przysuwając się bliżej.

– Nie powiem nic, co mógłbyś użyć przeciwko mnie – odparłam z szelmowskim uśmiechem.

– Mądra dziewczynka – skwitował z delikatnym pomrukiem.

– Od czego zaczynamy? – zaczęłam, chcąc szybko zmienić temat.

Wyjęłam telefon i zerknęłam na kalendarz wypełniony notatkami.

– Masz spotkanie za godzinę – poinformowałam, a raczej przypomniałam.

– Tak, pamiętam. Pojedziesz ze mną – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Ja? – zająknęłam się niepewnie. Nie było wcześniej o tym mowy, nie jestem przygotowana i ... – nieudolnie próbowałam się wykręcić.

– To nic, nie musisz być przygotowana, ale będzie lepiej wyglądało, gdy będziesz mi towarzyszyła.

– No, dobrze – zgodziłam się, nie mając i tak za wiele do powiedzenia w tej kwestii.

– Super. A teraz chciałbym zapytać, jakie masz plany na weekend za tydzień?

– Właściwie to nie mam żadnych – odparłam, przyglądając się głębi jego ciemnych oczu.

Na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech, który od razu zdradził, że w jego głowie był już spisany dokładny plan. Po chwili jednak znów przybrał poważny wyraz twarzy. Upił łyk kawy i milczał, co nie dawało mi spokoju. Poczułam, jak serce zaczęło mi bić szybciej na myśl o naszym spotkaniu poza murami firmy.

– A dlaczego pytasz? – podjęłam.

– Mamy wyjazd integracyjny – odparł, momentalnie gasząc mój entuzjazm.

– Aaa. Jest on obowiązkowy? – zapytałam z nadzieją.

Nigdy nie byłam na tego typu wyjazdach, ale miałam wiele obaw i najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty na tego typu spotkanie. Wiedziałam, że najpewniej będą ludzie z wyższych stanowisk, a ja nie umiałabym się odnaleźć w takim gronie. Wszyscy z wyższym wykształceniem, a ja zostałam asystentką właściwie nie wiadomo dlaczego. Mogłam sobie tylko wyobrazić chamskie przytyki w moim kierunku. Nie było to zbyt trudne, biorąc pod uwagę, że już napotkałam się z nieprzyjemnym spojrzeniem ze strony sprzątaczek, czy kelnerek, z którymi przecież niedawno pracowałam i całkiem nieźle się dogadywałam.

– Nie, ale dobrze by wyglądało, gdybyś się na nim pojawiła. Zwłaszcza że będziesz pracować ze mną, więc dobrze by znały cię osoby, z którymi ja współpracuje – odpowiedział obojętnym tonem.

– Dobrze, będę – zgodziłam się wbrew sobie.

– Bardzo mnie to cieszy, a teraz proszę, zostaw mnie samego. Muszę się przygotować do spotkania. Za dwadzieścia minut czekaj na parkingu obok mojego samochodu – bąknął, nie spuszczając wzroku z zegarka na nadgarstku.

– Okej – odparłam i podniosłam swój kubek z kawą.

Zerknęłam jeszcze raz na szefa, pochłoniętego czytaniem czegoś na komputerze. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego znów wydał się taki chłodny. Rozumiałam, że miał prawo być zły o wino, ale przecież na początku rozmowy wydawał się miły, a potem poruszając temat weekendowego wyjazdu, jego ton się zmienił.

Może również nie lubi takich wyjazdów – pomyślałam, zamykając drzwi.


      Usiadłam w wygodnym fotelu, który uprzednio należał do Oliwii. Popijając spokojnie kawę, zaczęłam zastanawiać się nad pomysłem szefa. Może rzeczywiście zmiana wystroju pomieszczenia wpłynęłaby na moje samopoczucie podczas pracy. W głowie zaczęły kształtować się szkice przedstawiające nową wersję gabinetu.

Ciekawe, jaki miałabym na to budżet.

Nie tracąc czasu, wzięłam jedną z kartek do drukarki. Szybko i niedokładnie przelałam moją wizję na kartkę papieru. Odsunęłam ją, spojrzałam na swoją pracę z dalsza i z uznania pokiwałam głową. W takim gabinecie czułabym się jak w pracy, a jednocześnie swobodnie. Wiedziałam jednak, że na takie zmiany nie mogłabym sobie pozwolić, dlatego schowałam rysunek do pierwszej szuflady. 


     Dopiłam kawę i zjechałam windą na podziemny parking, gdzie przy samochodzie już czekał Szymon z podwiniętym rękawem marynarki i wzrokiem wbitym w zegarek.

Cholera! Spóźniłam się?

– Przepraszam, nie zauważyłam jak czas... – zaczęłam ostrożnie, ale nie dane było mi skończyć wypowiedzi.

– Wsiadaj! – uciął i nie tracąc czasu na zbytnie uprzejmości w postaci otwierania mi drzwi, zajął miejsce kierowcy.

Zaskoczyło mnie to, ponieważ nie zdarzyło mi się jeszcze, by tego nie zrobił. Usiadłam na miejscu pasażera i ze zbędnym piskiem opon ruszyliśmy z miejsca. Zdawałam sobie sprawę, że Szymon zrobił to celowo, by podkreślić mój błąd, ale było to dla mnie bardzo zabawne, ponieważ spóźniłam się zaledwie o trzy minuty, co nie mogłoby spowodować, że spóźnimy się. Zwłaszcza że znając szefa, będziemy tam piętnaście minut przed czasem. Uśmiechnęłam się delikatnie, szybko kryjąc uśmiech pod dłonią, udając, że ziewam.

– Jesteś senna? Dopiero piłaś kawę... – mruknął.

– Za słabą sobie zrobiłam – odbąknęłam.

– A dobrze się czujesz? Wyglądasz...

– Nic mi nie jest – ucięłam, nie chcąc słyszeć, jak wyglądam, bo domyślałam się, że nie byłoby to nic pozytywnego. Dodatkowo takie słowa mogłyby mnie dobić jeszcze bardziej po przedpołudniu spędzonym z tamtym dupkiem. Zwłaszcza z ust Szymona nie chciałam słyszeć niczego przykrego...

– Blado – dokończył.

Nie odpowiedziałam na to, skupiając wzrok na ekranie komórki.

Jechaliśmy w milczeniu. Od czasu do czasu dostrzegałam na sobie jego ukradkowe spojrzenia.

Gdy znów na kilka sekund zatrzymał na mnie wzrok, nie mogłam udać, że tego nie widzę. Zablokowałam ekran i przekręciłam głowę w stronę szefa. Jego twarz wcale nie wyglądała, jakby właśnie został przyłapany na czymś, czego nie powinien robić, wręcz przeciwnie, wyglądał na bardzo pewnego siebie i nawet utrzymał moje spojrzenie przez moment, nim skupił wzrok na drodze przed nami.

– Dlaczego co chwilę na mnie patrzysz? – zapytałam, starając się ukryć zawstydzenie.

– Bo się martwię – odpowiedział, po czym skrzywił się, jakby żałował swoich słów.

– O co? – ciągnęłam, ignorując jego widoczną niechęć do dalszej rozmowy.

– Sam nie wiem – wzruszył ramionami.

Przeniosłam wzrok, skupiając na drodze przed nami. Zbliżaliśmy się do ronda, znajdowaliśmy się na pasie do jazdy prosto, gdy szef bąknął pod nosem:

– Jebać to!

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc tego, co powiedział. Szybko jednak stało się dla mnie jasne, gdy Szymon włączył lewy kierunkowskaz i zmienił pas na ten do lewoskrętu, czym wyraźnie zdenerwował kierowcę z tyłu, bo usłyszałam głośny dźwięk klaksonu.

Zwróciliśmy na rondzie i zaczęliśmy się oddalać od miejsca spotkania.

– Co ty robisz? – zapytałam cicho, nie wierząc, że szef właśnie rezygnuje ze spotkania.

– Zachowuje się jak nieodpowiedzialny szczeniak – odparł z lekkim uśmiechem na ustach.

Skręcił na najbliższy parking, zatrzymał pojazd i nachylił się w moim kierunku, po czym namiętnie mnie pocałował.

– Żartujesz sobie? – zapytałam, na chwilkę przerywając pocałunek.

Przecząco pokręcił głową, po czym znów złączył nasze usta. Usłyszałam dźwięk odpinanego pasa i znów odsunęłam się.

– Szymon, mamy spotkanie za chwile... – szepnęłam.

– Nic się nie stanie, jak i ja raz się gdzieś spóźnię... – odparł, szeroko się uśmiechając.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro