Rozdział 60 Zuzanna
Odwróciłam się, przewróciłam oczami i powlokłam się w kierunku pomieszczenia socjalnego. Pocieszyłam się w duchu, że jeszcze tylko pół godziny i zacznie się moja normalna praca. Szymon nie żartował, mówiąc, że praca dla Szymańskiego będzie dla mnie karą. Ona okazała się wręcz torturą. Wylałam zawartość kubka, czyli świeżą kawę do zlewu i starannie umyłam ulubioną filiżankę mężczyzny, bo przecież nie wypiłby kawy z innej. Zaparzyłam czarną kawę, oddzieliłam ją od fusów, dodałam odrobinę cynamonu. Obok na spodku położyłam śmietankę oraz dwie kostki cukru, przez które poprzednia kawa wylądowała w zlewie, ponieważ jak się okazało, tylko szanowny Szymański jest godny słodzić swoją kawę. Walczyłam przez moment z małym diabełkiem na ramieniu, który bezustannie szeptał, bym do owej kawy mu napluła. Wygrał na szczęście zdrowy rozsądek.
Postawiłam na biurku kawę i spojrzałam na mężczyznę. Wydawał się usatysfakcjonowany, ale po sekundzie zmienił kompletnie wyraz twarzy, jakby okazanie zadowolenia, było czymś niemoralnym, niepoprawnym. Zmarszczył posiwiałe brwi i przyjrzał się mi uważnie.
– Mam tę kawę pić samą? – rzucił pogardliwie, odsuwając ją niedbale na bok.
– A z czym by pan chciał? – zapytałam, sztucznie się uśmiechając.
– No coś słodkiego by się przydało – bąknął.
– Dobrze, zaraz przyniosę – oznajmiłam. – Jakim cudem z tobą gościu żona wytrzymuje? – zapytałam w myślach.
Po czym przeniosłam wzrok na pomarszczone dłonie. No tak, to by wiele wyjaśniało. Po obrączce ani śladu. Kobieta z pewnością by go utemperowała, no, chyba że trafiłby na osobę z bardzo słabym charakterem. Wtedy miałby służącą na całą dobę. Chociaż teraz ma na kilka godzin...
Wróciłam do gabinetu po pięciu minutach z pięcioma rodzajami ciasteczek na talerzyku, by jaśnie pan miał wybór. Postawiłam przed nim talerzyk i przeniosłam wzrok na jego twarz, oczekując na jakąkolwiek reakcje. Omiótł talerzyk spojrzeniem, po czym zerknął na mnie.
– Nie ma tu takich, które mi odpowiadają, ale naprzeciwko hotelu, no może delikatnie po skosie jest cukiernia. Mają tam przepyszne ciasto czekoladowe.
No nie wierzę...
– Naprawdę nie mógł pan powiedzieć tego wcześniej? – zapytałam, unosząc brew.
– Wcześniej nie wiedziałem, że przyniesiesz mi niedobre ciastka – oznajmił poirytowanym tonem.
– Yhm, już idę – rzuciłam oschle, po czym szybko wyszłam.
Zjechałam windą na pierwsze piętro i opuściłam budynek, po paru minutach znalazłam się pod cukiernią, o której mówił mężczyzna. Weszłam i poprosiłam o to, co sobie zażyczył. Szybko udało mi się dokonać zakupu służbową kartą, po czym opuściłam budynek. Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok zatrzymał się na niewielkim sklepie. Zerknęłam do portfela, upewniając się, że mam trochę drobnych. Kupiłam paczkę niebieskich chesterfieldów oraz zapalniczkę ze zdjęciem kotka. Schowałam się za rogiem i odpaliłam papierosa. Nie robiłam tego wprawdzie zbyt często, ale w tamtym momencie uznałam to za idealną wymówkę, by choć chwilę dłużej pobyć na świeżym powietrzu. Zaciągnęłam się dymem, starając się trochę uspokoić. Dopaliłam papierosa, zgniotłam obcasem peta i ruszyłam w stronę hotelu.
– Co tak długo? – bąknął, gdy tylko weszłam do jego gabinetu.
– No, byłam w cukierni... – przypomniałam.
– Dwadzieścia minut? – dopytał, uważnie mi się przyglądając.
– Skorzystałam wcześniej z toalety – skłamałam, podchodząc do biurka.
Gdy kładłam na nim niewielkie pudełeczko, mężczyzna pochylił się delikatnie w moją stronę, po czym ostentacyjnie pociągnął nosem.
– I w tej toalecie paliłaś?! - warknął.
– Nie, paliłam na zewnątrz – odpowiedziałam, starając się zachować spokój. Wprawdzie początkowo planowałam wymyślenie jakiegoś kłamstwa, ale nie byłoby sensu iść w zaparte, gdy udowodnienie mi tego, jakże haniebnego czynu nie byłoby niczym trudnym.
– Nie życzę sobie, żebyś paliła, kiedy ze mną pracujesz! Przynosisz mi smród do gabinetu!
Otworzyłam usta i już miałam się odezwać, ale moim wybawieniem okazał się czas. Zerknęłam na zegar, wiszący na ścianie za mężczyzną.
– Muszę już iść do szefa. Do widzenia – ucięłam krótko i szybko zmierzyłam w stronę drzwi.
– Jeszcze nie skoń... – mówił, gdy zamykałam drzwi.
– Ale ja tak – odpowiedziałam w duchu i ruszyłam w kierunku gabinetu Szymona.
Byłam wdzięczna Bogu, że to się skończyło, choć miałam świadomość tego, że był to dopiero początek kary, a domyślałam się, że Szymański z każdym dniem będzie zachowywał się w stosunku do mnie coraz gorzej.
Zatrzymałam się przed odpowiednimi drzwiami i już miałam pukać, gdy do głowy wpadł mi pewien pomysł i jedyna opcja na skrócenie kary. Poprawiłam włosy, spryskałam się delikatnym perfumem, po czym zapukałam drzwi. Gdy tylko usłyszałam zza nich odpowiedź, energicznie weszłam do środka.
– Dzień dobry, szefie – przywitałam się, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
Brunet przyjrzał się mojej twarzy przyozdobionej sztucznym uśmiechem. Wyglądał, jakby dokładnie analizował mój wyraz. Poszerzyłam więc uśmiech, nie dając za wygraną.
– Dzień dobry – powiedział powoli, jakby nie był pewny własnych słów. – Masz dzisiaj dobry humor? – zapytał, marszcząc brwi.
Jego niedowierzanie wymalowane na twarzy sprawiało, że ledwo nie wybuchłam śmiechem.
– Tak – odparłam pewnie. – A dlaczego miałabym go nie mieć? – zapytałam, udając szczere zdziwienie.
– Pracowałaś z Janem?
– Tak. Wedle rozkazu, szefie – zaśmiałam się. – Kawy?
– Poproszę – padła z ust mężczyzny krótka, niepewna odpowiedź.
Po chwili wróciłam z dwiema filiżankami. Jedną postawiłam przed nim, a drugą przed jednym z foteli. Usiadłam w nim i upajałam się widokiem zszokowanego Szymona. Widywanie go w złym nastroju było czymś zupełnie już dla mnie normalnym, ale pierwszy raz widziałam go tak nieporadnego, zawiedzionego i zaskoczonego jednocześnie.
– Więc dobrze ci się z nim pracuje? – zapytał, unosząc filiżankę w kierunku ust.
– Tak, oczywiście. Domyśliłam się, że miała to być kara, ponieważ jest on bardzo wymagający, ale to dla mnie żaden problem. Szybko złapałam z nim dobry kontakt i łatwo dostosowałam się do jego specyficznego zachowania.
– Czyli nie będziesz miała problemu z tym, gdyby taki schemat pracy został przedłużony? On od dawna mnie męczy, że jest mu potrzebna asystentka...
Zamarłam na chwilę, nie dowierzając w jego słowa. Szybko jednak się zreflektowałam. Uśmiechnęłam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.
– Jasne. To dla mnie żaden problem.
Szef odłożył kawę na biurko i opadł bezradnie na oparcie fotela. To tylko potwierdziło moje przypuszczenia, że jego propozycja była niczym innym jak prowokacją.
– Nie łatwo cię złamać – stwierdził w zamyśleniu.
– Może i łatwo, ale najwyraźniej wybrałeś zły sposób. – Wzruszyłam ramionami.
– A jaki byłby lepszy? – zapytał zaciekawiony, przysuwając się bliżej.
– Nie powiem nic, co mógłbyś użyć przeciwko mnie – odparłam z szelmowskim uśmiechem.
– Mądra dziewczynka – skwitował z delikatnym pomrukiem.
– Od czego zaczynamy? – zaczęłam, chcąc szybko zmienić temat.
Wyjęłam telefon i zerknęłam na kalendarz wypełniony notatkami.
– Masz spotkanie za godzinę – poinformowałam, a raczej przypomniałam.
– Tak, pamiętam. Pojedziesz ze mną – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Ja? – zająknęłam się niepewnie. Nie było wcześniej o tym mowy, nie jestem przygotowana i ... – nieudolnie próbowałam się wykręcić.
– To nic, nie musisz być przygotowana, ale będzie lepiej wyglądało, gdy będziesz mi towarzyszyła.
– No, dobrze – zgodziłam się, nie mając i tak za wiele do powiedzenia w tej kwestii.
– Super. A teraz chciałbym zapytać, jakie masz plany na weekend za tydzień?
– Właściwie to nie mam żadnych – odparłam, przyglądając się głębi jego ciemnych oczu.
Na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech, który od razu zdradził, że w jego głowie był już spisany dokładny plan. Po chwili jednak znów przybrał poważny wyraz twarzy. Upił łyk kawy i milczał, co nie dawało mi spokoju. Poczułam, jak serce zaczęło mi bić szybciej na myśl o naszym spotkaniu poza murami firmy.
– A dlaczego pytasz? – podjęłam.
– Mamy wyjazd integracyjny – odparł, momentalnie gasząc mój entuzjazm.
– Aaa. Jest on obowiązkowy? – zapytałam z nadzieją.
Nigdy nie byłam na tego typu wyjazdach, ale miałam wiele obaw i najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty na tego typu spotkanie. Wiedziałam, że najpewniej będą ludzie z wyższych stanowisk, a ja nie umiałabym się odnaleźć w takim gronie. Wszyscy z wyższym wykształceniem, a ja zostałam asystentką właściwie nie wiadomo dlaczego. Mogłam sobie tylko wyobrazić chamskie przytyki w moim kierunku. Nie było to zbyt trudne, biorąc pod uwagę, że już napotkałam się z nieprzyjemnym spojrzeniem ze strony sprzątaczek, czy kelnerek, z którymi przecież niedawno pracowałam i całkiem nieźle się dogadywałam.
– Nie, ale dobrze by wyglądało, gdybyś się na nim pojawiła. Zwłaszcza że będziesz pracować ze mną, więc dobrze by znały cię osoby, z którymi ja współpracuje – odpowiedział obojętnym tonem.
– Dobrze, będę – zgodziłam się wbrew sobie.
– Bardzo mnie to cieszy, a teraz proszę, zostaw mnie samego. Muszę się przygotować do spotkania. Za dwadzieścia minut czekaj na parkingu obok mojego samochodu – bąknął, nie spuszczając wzroku z zegarka na nadgarstku.
– Okej – odparłam i podniosłam swój kubek z kawą.
Zerknęłam jeszcze raz na szefa, pochłoniętego czytaniem czegoś na komputerze. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego znów wydał się taki chłodny. Rozumiałam, że miał prawo być zły o wino, ale przecież na początku rozmowy wydawał się miły, a potem poruszając temat weekendowego wyjazdu, jego ton się zmienił.
Może również nie lubi takich wyjazdów – pomyślałam, zamykając drzwi.
Usiadłam w wygodnym fotelu, który uprzednio należał do Oliwii. Popijając spokojnie kawę, zaczęłam zastanawiać się nad pomysłem szefa. Może rzeczywiście zmiana wystroju pomieszczenia wpłynęłaby na moje samopoczucie podczas pracy. W głowie zaczęły kształtować się szkice przedstawiające nową wersję gabinetu.
Ciekawe, jaki miałabym na to budżet.
Nie tracąc czasu, wzięłam jedną z kartek do drukarki. Szybko i niedokładnie przelałam moją wizję na kartkę papieru. Odsunęłam ją, spojrzałam na swoją pracę z dalsza i z uznania pokiwałam głową. W takim gabinecie czułabym się jak w pracy, a jednocześnie swobodnie. Wiedziałam jednak, że na takie zmiany nie mogłabym sobie pozwolić, dlatego schowałam rysunek do pierwszej szuflady.
Dopiłam kawę i zjechałam windą na podziemny parking, gdzie przy samochodzie już czekał Szymon z podwiniętym rękawem marynarki i wzrokiem wbitym w zegarek.
Cholera! Spóźniłam się?
– Przepraszam, nie zauważyłam jak czas... – zaczęłam ostrożnie, ale nie dane było mi skończyć wypowiedzi.
– Wsiadaj! – uciął i nie tracąc czasu na zbytnie uprzejmości w postaci otwierania mi drzwi, zajął miejsce kierowcy.
Zaskoczyło mnie to, ponieważ nie zdarzyło mi się jeszcze, by tego nie zrobił. Usiadłam na miejscu pasażera i ze zbędnym piskiem opon ruszyliśmy z miejsca. Zdawałam sobie sprawę, że Szymon zrobił to celowo, by podkreślić mój błąd, ale było to dla mnie bardzo zabawne, ponieważ spóźniłam się zaledwie o trzy minuty, co nie mogłoby spowodować, że spóźnimy się. Zwłaszcza że znając szefa, będziemy tam piętnaście minut przed czasem. Uśmiechnęłam się delikatnie, szybko kryjąc uśmiech pod dłonią, udając, że ziewam.
– Jesteś senna? Dopiero piłaś kawę... – mruknął.
– Za słabą sobie zrobiłam – odbąknęłam.
– A dobrze się czujesz? Wyglądasz...
– Nic mi nie jest – ucięłam, nie chcąc słyszeć, jak wyglądam, bo domyślałam się, że nie byłoby to nic pozytywnego. Dodatkowo takie słowa mogłyby mnie dobić jeszcze bardziej po przedpołudniu spędzonym z tamtym dupkiem. Zwłaszcza z ust Szymona nie chciałam słyszeć niczego przykrego...
– Blado – dokończył.
Nie odpowiedziałam na to, skupiając wzrok na ekranie komórki.
Jechaliśmy w milczeniu. Od czasu do czasu dostrzegałam na sobie jego ukradkowe spojrzenia.
Gdy znów na kilka sekund zatrzymał na mnie wzrok, nie mogłam udać, że tego nie widzę. Zablokowałam ekran i przekręciłam głowę w stronę szefa. Jego twarz wcale nie wyglądała, jakby właśnie został przyłapany na czymś, czego nie powinien robić, wręcz przeciwnie, wyglądał na bardzo pewnego siebie i nawet utrzymał moje spojrzenie przez moment, nim skupił wzrok na drodze przed nami.
– Dlaczego co chwilę na mnie patrzysz? – zapytałam, starając się ukryć zawstydzenie.
– Bo się martwię – odpowiedział, po czym skrzywił się, jakby żałował swoich słów.
– O co? – ciągnęłam, ignorując jego widoczną niechęć do dalszej rozmowy.
– Sam nie wiem – wzruszył ramionami.
Przeniosłam wzrok, skupiając na drodze przed nami. Zbliżaliśmy się do ronda, znajdowaliśmy się na pasie do jazdy prosto, gdy szef bąknął pod nosem:
– Jebać to!
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc tego, co powiedział. Szybko jednak stało się dla mnie jasne, gdy Szymon włączył lewy kierunkowskaz i zmienił pas na ten do lewoskrętu, czym wyraźnie zdenerwował kierowcę z tyłu, bo usłyszałam głośny dźwięk klaksonu.
Zwróciliśmy na rondzie i zaczęliśmy się oddalać od miejsca spotkania.
– Co ty robisz? – zapytałam cicho, nie wierząc, że szef właśnie rezygnuje ze spotkania.
– Zachowuje się jak nieodpowiedzialny szczeniak – odparł z lekkim uśmiechem na ustach.
Skręcił na najbliższy parking, zatrzymał pojazd i nachylił się w moim kierunku, po czym namiętnie mnie pocałował.
– Żartujesz sobie? – zapytałam, na chwilkę przerywając pocałunek.
Przecząco pokręcił głową, po czym znów złączył nasze usta. Usłyszałam dźwięk odpinanego pasa i znów odsunęłam się.
– Szymon, mamy spotkanie za chwile... – szepnęłam.
– Nic się nie stanie, jak i ja raz się gdzieś spóźnię... – odparł, szeroko się uśmiechając.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro