Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 59 Szymon


Uśmiechnąłem się, słysząc pukanie do drzwi.

– Proszę, wejdź – zaprosiłem.

– Dzień dobry, szefie – przywitała się, po czym zamknęła drzwi i podeszła do biurka.

Przyjrzałem się uważnie jej twarzy, wyglądała na niezadowoloną, ale nie na spanikowaną, co było zgodne z moimi przypuszczeniami, że niczego się nie domyśliła.

– Usiądź – rozkazałem.

Bez pytania wykonała polecenie, rozsiadła się wygodnie w fotelu, po czym wróciła wzrokiem na moją twarz. Dopiero wtedy dało się dostrzec na jej twarzy cień niepokoju. Zapewne dostrzegła w moim spojrzeniu złość lub przynajmniej zorientowała się, że coś jest nie tak.

– Masz mi coś do powiedzenia, Zuzanno? – zapytałem oschle.

– Ja? Raczej nie... – bąknęła niepewnie. – Coś się stało?

– Owszem, stało się i to coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć.

– Nie rozumiem – szepnęła ledwo słyszalnie.

Strach jednak malował się na jej pięknej twarzy, spuściła wzrok i nerwowo przetarła dłonie, jak się domyśliłem zapewne z potu, który towarzyszył stresującym sytuacją.

– Naprawdę myślisz, że coś przede mną ukryjesz?! – wstałem gwałtownie, czując narastającą wściekłość.

– To nie tak – jęknęła, się w fotelu.

– A jak?! – warknąłem, podchodząc do niej. – Dałem ci zaledwie kilka wytycznych, a ty nie potrafiłaś się do nich dostosować? Złamałaś bardzo ważną zasadę! - wysyczałem przez zaciśnięte zęby i obserwowałem, jak przylgnęła plecami jeszcze bardziej do oparcia fotela. Górowałem nad nią i muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało. Tym razem jednak moja słabość do niej nie dała za wygraną. – Jakim prawem mi się sprzeciwiasz?! – krzyknąłem.

Nie musiałem długo czekać na reakcję. Jej oczy momentalnie zaszkliły się, choć starała się to ukryć, spuszczając głowę. Nie pozwoliłem na to, złapałem ją mocno za brodę i szarpnąłem jej głowę do góry.

– Przepraszam – jęknęła jedynie.

– To wszystko? – parsknąłem. – Nic więcej nie powiesz?

Dziewczyna przecząco pokręciła głową, a ja wytrzeszczyłem oczy zszokowany.

– Naprawdę Zuzanno? Nie próbujesz się nawet bronić? Nie starasz się wymyślić jakiejkolwiek wymówki? Nie chcesz załagodzić sytuacji.

Brunetka powoli otarła łzę z policzka i popatrzyła na mnie smutno.

– Po co mam się bronić, tłumaczyć? Zrobiłam coś, czego nie powinnam była robić i teraz muszę ponieść tego konsekwencje. Powód niczego w tej kwestii nie zmienia.

– Oczywiście, że konsekwencje poniesiesz – odpowiedziałem już spokojniej. – Mimo wszystko chcę znać powód. Masz problem z alkoholem, prawda? – zapytałem, czym wywołałem oburzenie na jej twarzy. Chciała się poprawić, ale wciąż stałem tuż nad nią i nawet delikatny ruch naprawiłby, że najpewniej nasze twarze dotknęłyby się. Nie odsunąłem się więc ani o milimetr, by przez większą swobodę nie odzyskała pewności.

– Ależ skąd – zaprzeczyła. – Chciałam się tylko trochę rozluźnić, uspokoić. To wszystko bardzo mnie stresuje. Poza tym nie chciałam płacić za wino kartą, tylko swoimi pieniędzmi, ale nie dało się powielić rachunku. Oddam te pieniądze – zadeklarowała.

– Zuza, tu nie chodzi o te jebane parę złotych, ale o twoje zachowanie. Dodatkowo chcąc napić się alkoholu w trakcie pracy, nawet nie wykazałaś się odrobiną inteligencji. Myślałaś, że się nie dowiem, pijąc w restauracji, w której bywam praktycznie codziennie, w której każdy pracownik mnie zna?

Kobieta obojętnie wzruszyła ramionami.

– Nie zastanowiłam się nad tym. Możesz się odsunąć, proszę. Czuję się niekomfortowo.

– A ja się czuję zajebiście komfortowo, z tym, co zrobiłaś – rzuciłem sarkastycznie.

– Dobrze, to mnie zwolnij. Miejmy to za sobą.

Słysząc jej wypowiedź, wyprostowałem się i wybuchłem głośnym śmiechem. Zuza popatrzyła na mnie jak na kompletnego kretyna.

– Dziewczyno, ty naprawdę myślisz, że cię zwolnię? To by była za mała kara. Dam ci taką, że ci w pięty pójdzie, zapamiętasz ją do końca życia – oznajmiłem, uśmiechając się szelmowsko.

Przełknęła głośno ślinę i spojrzała na mnie z jeszcze większą paniką w oczach.

– Zostawmy jednak tę sprawę na chwile, bo mam ogromną ochotę spróbować twoich ust, które kuszą delikatnym, owocowym zapachem – powiedziałem z uśmiechem, spoglądając na wargi pokryte delikatną, pachnącą pomadką.

– Przed chwilą na mnie wrzeszczałeś, a teraz chcesz się całować? – zapytała zdezorientowana, wstając z miejsca.

– Musisz oddzielać życie prywatne od zawodowego skarbie. – Mrugnąłem.

Dziewczyna parsknęła pod nosem, po czym zwiększyła odległość między nami, odsuwając się o kilka centymetrów.

– Przejdźmy już do tej kary, jestem bardzo ciekawa – powiedziała, krzyżując dłonie i uwydatniając tym piersi. Skupiłem się na nich tylko sekundę.

Chcesz szefa? To będziesz go miała.

– Cóż, zgodnie z kodeksem pracy mógłbym dać ci karę pieniężną, ale nie mogłaby ona być zbyt duża, więc to by cię wiele nie nauczyło. Kara więc nie będzie według określonego prawa, ale nie będzie też nieetyczna. No może troszkę... – zaśmiałem się.

– Do rzeczy – ponagliła, psując mi tym zabawę.

Westchnąłem głośno, po czym postanowiłem nie przedłużać.

– Przez tydzień, czyli siedem dni będziesz połowę zmiany asystentką Jana, a drugą połowę zmiany moją asystentką.

– Czyli będę dłużej pracować? – zapytała, marszcząc brwi.

– Nie, twój grafik się nie zmienia.

– To gdzie ta kara? – zapytała, rozkładając ręce.

Wzruszyłem ramionami, jakbym sam nie wiedział. Prawda była taka, że wiedziałem doskonale i byłem ciekawy, w którym dniu Zuza przyleci z podkulonym ogonem.

– Zobaczysz, zaczniemy od jutra. Dzisiaj pracujesz normalnie – oznajmiłem, a dziewczyna w odpowiedzi kiwnęła głową. – Co robisz dzisiaj po pracy? – zapytałem, zbliżając się do niej.

Miałem ogromną ochotę ją pocałować, ona jednak znów się odsunęła.

– Jestem umówiona – odparła.

– Z kim? – zapytałem, czując narastające na nowo wkurwienie. Momentalnie przypomniałem sobie chłoptasia, z którym odjechała, gdy miałem zamiar się z nią spotkać.

– Nie czuję się w obowiązku informować o tym szefa.

– Nie rozmawiasz z nim teraz – stwierdziłem.

– Okej, ale Szymona również nie muszę informować.

Mogę sam się dowiedzieć, ale tego z pewnością byś nie chciała.

– Naprawdę będziesz zła o to, że na ciebie nakrzyczałem? Nie widzisz w tym swojej winy?

– Nie o to chodzi, widzę. Nie jestem z nikim umówiona, po prostu nie mam dzisiaj ochoty na żadne spotkanie. Wczoraj miałam wystarczająco dużo wrażeń i dzisiaj chcę się zrelaksować w samotności – odparła.

– Coś się stało? – zapytałem przejęty.

Dopiero wtedy dostrzegłem pod jej oczami delikatne worki, zamaskowany korektorem. Wyglądało to tak, jakby bardzo mało spała.

– To sprawa prywatna. Nie chcę o tym mówić – ucięła.

– Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć – zacząłem, podchodząc do niej.

Złapałem ją delikatnie za dłonie i spojrzałam głęboko w oczy.

– Nie wiem, czy mogę, ale na pewno nie czuję takiej potrzeby – odpowiedziała, po czym lekko się odsunęła.

Uniosłem brwi, wnikliwie analizując jej twarz, mając złudną nadzieję, że czegoś się domyślę. Nie chciałem jednak wnikać w jej prywatne sprawy zbyt dociekliwie, dlatego też darowałem sobie kolejne pytania.

– Za godzinę będzie Oliwia, popracujecie trochę razem, a do tego czasu możesz rozejrzeć się po swoim nowym gabinecie. Możesz zrobić małe przemeblowanie lub jeśli chcesz, zaprojektujemy je zupełnie inaczej. Najważniejsze, byś dobrze się tam czuła i doskonale wiedziała, gdzie co się znajduje – zaproponowałem.

– Dziękuje, nie potrzebuje zmian – odparła, nawet się nie zastanawiając.

– Doprawdy? – dopytałem, marszcząc brwi.

– Tak, odpowiada mi to, jak jest teraz.

– Wystrój gabinetu, jeśli tylko od nas on zależy, mówi wiele o człowieku. Zupełnie tak jak wystrój pokoju, czy całego mieszkania. Zdradza to pewne cechy naszego charakteru. Toteż uważam, że jest to świetny sposób, bym ja, zarówno jak inni cię trochę poznali – oznajmiłem.

Dziewczyna rozejrzała się uważnie po dużym gabinecie, zwracając uwagę na mnóstwo detali.

– Co, chcesz ten? – zaśmiałem się, również się rozglądając.

– Nie – odpowiedziała zupełnie poważnie, ignorując mój żart. – Staram się odpowiednio zinterpretować wygląd twojego gabinetu, by móc rozszyfrować skryte w nim cechy twojego charakteru.

– Jestem bardzo ciekaw twoich domysłów – powiedziałem, przyglądając się zamyślonej twarzy dziewczyny. – Co tu widzisz?

– Hmmmm... Widzę częste zmiany nastroju, nerwowość, impulsywność... – zaczęła wymienić.

– I dostrzegłaś to w wygodnych fotelach czy jasnej, czy dużym biurku? – zapytałem, krzyżując z nią spojrzenie.

– Nie. Właściwie nie musiałabym wchodzić do twojego gabinetu, by to wiedzieć... – urwała, przygryzając dolną wargę.

Zgromiłem ją surowym spojrzeniem, na co delikatnie spuściła wzrok, udając niewiniątko. Choć tak naprawdę była szczerze dumna, że udało jej się lekko mnie zirytować. Doskonale wiedziałem, w co sobie pogrywała i nie zamierzałem dłużej tego ciągnąć.

– Zajmij się tym, o co cię prosiłem. Do mnie przyjdź, gdy skończycie z Oliwią.

– Dobrze – zgodziła się, natychmiast przyjmując poważniejszy wyraz twarzy.

Tymczasem ja miałem wystarczająco sporo czasu, by zająć się swoimi sprawami i problemami.

Zająłem miejsce za biurkiem i stukałem nerwowo palcami o blat, próbując coś wymyślić. Wykonałem kilka telefonów, do osób niezwiązanych bezpośrednio z klubami, ale regularnie z nich korzystających. Dowiedziałem się, że w dalszym ciągu funkcjonują normalnie, co tylko świadczyło o tym, że do policyjnych nalotów (które w zasadzie sami ustawili) byli doskonale przygotowani. Wiedziałem więc, że przydałby się nalot, na który nie byliby przygotowani. Ten pomysł był o tyle ryzykowny, że mógł i mnie pociągnąć na dno, ale gwarantowałby koniec działań czachy na dobre kilkanaście lat.

Odpaliłem papierosa i mocno zaciągając się dymem, wybrałem numer Piotra.

– Słucham – usłyszałem jego poważny ton głosu, a gdzieś daleko w tle kobiecy głos. Nie miałem pojęcia czy to głos żony, czy kochanki, ale nie miałem zamiaru w to wnikać.

– Spotkajmy się. Dzisiaj! – rzuciłem stanowczo.

– Rozumie, że jest jakiś plan? – zapytał mężczyzna, a ja dałbym sobie rękę uciąć, że na jego twarzy właśnie pojawił się szeroki uśmiech, ukazujący szereg białych zębów.

– Jest. Plan jest, choć niekoniecznie ci się spodoba – wyjaśniłem, drapiąc tył głowy.

– Może nie będzie tak źle – zaśmiał się ochryple. – Ja też mam dla ciebie pewną niespodziankę, może ci się spodoba.

– Dobrze. Osiemnasta?

– Stoi – zgodził, po czym w słuchawce usłyszałem cichy, kobiecy chichot.

– Chyba nie tylko umowa... W takim razie nie przeszkadzam – powiedziałem, po czym rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź.

Wysłałem do Diega sms–a, z informacją o spotkaniu.

Gdy dopalałem papierosa, serce biło mi znacznie szybciej. Zaczynałem czuć obawy, czując, jakby mój pomysł był jednak idiotyczny. Najgorszą z możliwych rozwinięć sytuacji byłaby ta, że to ja miałbym problemy, a czacha byłby kocurem, który wylądował na czterech łapach. Ze wszystkich sił starałem się odgonić od siebie te myśli, ale nie dawały mi one spokoju. Z drugiej jednak strony czułem, jakbym nie miał wyjścia. Miałem wrażenie, że gdyby nie tak zdecydowany krok, ta sprawa będzie ciągnąć się za mną latami, aż w końcu wpadnę po uszy, choć chyba już dawno wpadłem i od lat taplałem się w gównie, myśląc, że to czyściutki basen. Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłoniach. Czułem się cholernie... SŁABY i również to silnie mnie dołowało. Uwielbiałem mieć w życiu kontrole nad wszystkim, a nagle nie miałem jej nad niczym. Uczucie, ze w jednej sekundzie mogę stracić wszystko, na co pracowałem latami, sprawiało, że zamierałem ze strachu. Całe życie myślałem, że jestem wystarczająco silny i sprytny, to tym cechom zawdzięczałem wszystko, co miałem. Okazało się, że była to chyba tylko dobra passa. I passa ta właśnie się skończyła.

Zdjąłem dłonie z twarzy i wybrałem numer Oliwi.

– Umów mnie proszę na jutro, na godziny poranne z naszym prawnikiem – rozkazałem i nie czekając na odpowiedź, rozłączyłem się.

Spojrzałem w zamyśleniu ponownie na komórkę i jeszcze raz wybrałem numer Oliwii. Byłą ona jedyną opcją zabezpieczającą.

– Oliwia, przyjdź do mnie natychmiast po tym, jak skontaktujesz się z prawnikiem.

– Dobrze – odparła niepewnym głosem.

Gdy rudowłosa przekroczyła próg gabinetu, postanowiłem nie zwlekać i szybko przejść do rzeczy.

– Usiądź – poradziłem, wskazując otwartą dłonią fotel. – Nie będę ukrywać, sprawa jest poważna. Mam problem i potrzebuje twojej pomocy jak nigdy – oznajmiłem, z kamiennym wyrazem twarzy.

Szeroki uśmiech momentalnie znikł jej z jej twarzy. Widziała po mnie, że jest źle. Nawet dłonie, położone na blacie biurka mi się trzęsły.

– Firma ma jakieś problemy? – zapytała, głośno przełykając ślinę.

Przecząco pokręciłem głową.

– Nie, ale może w przyszłości je mieć. Oliwia, mogę ci ufać w stu procentach? – zapytałem, wbijając w nią ostre spojrzenie.

– Szymon, wiesz, że tak. Ale powiedz mi co się do cholery dzieje?! – uniosła się.

– Musisz przejąć, na jakiś czas firmę – ledwo z siebie wydusiłem.

– Cco to znaczy? – zająknęła się.

– Przede wszystkim formalnie, ale jeśli zajdzie taka potrzeba, również i fizycznie. Gdyby zaszła taka konieczność, z pewnością sobie poradzisz. Znasz ten hotel jak własną kieszeń.

– Ale dlaczego mi? Nie może to być, no nie wiem, twój ojciec, albo przyjaciel? – zapytała.

– Ojciec nie może, bo zapewne potrzebny byłby jego podpis, a mi zależy na czasie. Zresztą rodzice nie muszą o niczym wiedzieć. A znajomi to nie mogą być, to musi być ktoś, kto sobie poradzi na moim stanowisku od zaraz, ktoś, kogo nie trzeba będzie uczyć i chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jedyną osobą, jaka się nadaje, jesteś ty – wyjaśniłem.

– Ale... – zaczęła, sama nie wiedząc, co chciała powiedzieć. – Powiedz mi, co się dzieje. Masz jakieś problemy, długi? – pytała, zastanawiając się.

– Nie, ale... – urwałem, rozmyślając nad sformułowaniem sensownie brzmiącego wyjaśnienia. Nic jednak nie wpadło mi do głowy, więc jedyne, na co mogłem się zgodzić, była po prostu prawda. – Istnieje możliwość, że mogę zostać aresztowany – zacząłem.

– Jezu, Szymon. Przerażasz mnie – jęknęła kobieta, a mnie wcale nie zaskoczyła jej reakcja.

– Jeśli musiałbym odsiedzieć parę lat, chcę mnie pewność, że firma nie upadnie, że gdy wyjdę, będę miał do czego wracać. Zastanów się, proszę i daj mi jutro odpowiedź.

Ruda niedbale skinęła głową, po czym lekko rozchyliła usta.

– Powiedz mi, chociaż, za co możesz siedzieć? – zapytała, skupiając spojrzenie na dłoniach. Z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna zadawać tego pytania, ale ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.

– Jak każdy. Za niewinność, Oliwia, za niewinność – parsknąłem, wstając z fotela i kierując się w stronę szafki z trunkami.

Oliwia, widząc, w którym kierunku ruszyłem, momentalnie podskoczyła, jak oparzona.

A może tylko mi się tak wydawało.

– Dam ci znać jutro – oznajmiła, trzymając prawą dłoń.

Nawet nie odwróciła się, ale rozumiałem to w zupełności. Ta propozycja była dla niej czymś niecodziennym i ryzykownym.

Wyjąłem butelkę Jack-a Daniel's-a i odpuszczając sobie szklankę, upiłem kilka łyków, krzywiąc się lekko.

Raz się żyje!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro