Rozdział 58 Zuzanna
Spojrzałam na talerz leżący przede mną. Stek z purée ziemniaczanym, grillowanymi warzywami i piklami prezentował się bardzo dobrze i pachniał równie smakowicie, ale mimo to nie miałam apetytu. Żołądek cały czas miałam ściśnięty, a spędzenie kilku godzin z Oliwią wcale mnie nie uspokoiło. Przekazała mi tyle informacji na raz, że miałam wrażenie, że od razu zapomniałam ponad połowę z nich. Rozejrzałam się po przepięknym wnętrzu drogiego lokalu. Pełno w nim bogatych ludzi, rozmawiających o pracy. Znów czułam się przytłoczona takim miejscem, teraz dodatkowo czułam się gorzej, bo byłam zupełnie sama. Wiedziałam, że Szymon wysłał mnie po rezerwację tylko po to, by mnie czymś zająć, ale nie sądziłam, że wyśle mnie potem samą na obiad.
– Wszystko w porządku? Wygląda pani na zatroskaną – odezwał się przeuroczy kelner, podchodząc do mojego stolika.
– Wszystko w porządku – uśmiechnęłam się sztucznie. – Ale wie pan co? Poprosiłabym lampkę czerwonego wina słodkiego.
– Dobrze, już podaję – uśmiechnął się szeroko i zniknął za barem.
Lampka nie zaszkodzi, przecież nawet nie odczuję działania alkoholu, a może poczuję się, choć odrobinę pewniej.
Po zjedzeniu obiadu skusiłam się na jeszcze jedną lampkę. Po wypiciu jej niemal duszkiem, poprosiłam o rachunek.
– Kurwa – szepnęłam pod nosem, widząc cenę. Nie spodziewałam się, że będę musiała zapłacić ponad sto złotych, a w portfelu miałam jedynie stuzłotowy banknot oraz pięć złotych z drobnych na autobus. – Czy mogłabym za obiad zapłacić kartą, a za wino gotówką? – zapytałam, czerwieniąc się ze wstydu.
– Niestety. Musi pani wybrać jedną formę płatności i opłacić nią cały rachunek – odpowiedział kelner.
Przełknęłam głośno ślinę, próbując na szybko wymyślić jakieś rozwiązanie, ale nic nie wpadło mi do głowy, więc poddałam się.
– Kartą – westchnęłam i wyciągnęłam z portfela kartę, którą dostałam od Oliwii. Wiedziałam, że transakcje są rejestrowane, ale miałam nadzieję, że nikt nie ma wglądu w to, co zostało nią opłacone.
Gdy tylko wyjęłam kartę, kelner przyjrzał mi się dziwnie, po czym przeniósł wzrok na monitor.
– Proszę mi przypomnieć, na jakie nazwisko był zarezerwowany stolik – poprosił.
– Szymon Boss – odpowiedziałam, z trudem próbując przełknąć gulę w gardle.
– A kim pani jest, że wykonała pani taką rezerwację? – zapytał oburzony.
– Jego asystentką. Jest jakiś problem? – rzuciłam mniej uprzejmie.
– Z tego, co mi wiadomo asystentką pana Szymona jest rudowłosa kobieta. Chyba nazywała się Oliwia – odparł szorstko.
– Już nie, awansowała. Możemy zakończyć tę rozmowę? Mam mało czasu – bąknęłam poirytowana.
– Tak, możemy. Przepraszam.
Zdenerwowana, szybkim krokiem opuściłam restauracje. Wino, które miało sprawić, bym się rozluźniła, dołożyło mi tylko stresu, a dziwna wymiana zdań z kelnerem – nerwów. Skierowałam się w stronę przystanku autobusowego i przyspieszyłam jeszcze bardziej, by zdążyć na najbliższy autobus. Kierowca Szymona zaproponował, że zaczeka, ale nie chciałam robić mu kłopotu, dodatkowo nie czułam się komfortowo, jeżdżąc samochodem szefa.
Po trzydziestu minutach dotarłam do hotelu. Z jednej strony czułam się zdenerwowana, z drugiej jednak cieszyłam się, że będę mogła skupić się na pracy i nie tracić czasu na bezsensowne rozmyślanie. Jadąc windą, wzięłam do ust gumę do żucia, by Oliwia nie wyczuła ode mnie alkoholu. Byłam zła na siebie, że pozwoliłam sobie na takie posunięcie, mimo iż nie odczułam po sobie działania alkoholu, zdawałam sobie sprawę, że mogłabym mieć przez to problemy.
– Cześć, już jestem – oznajmiłam, wchodząc do mojego, nowego gabinetu.
– O to super! – ucieszyła się Oliwia. – Ja aktualnie skończyłam tutaj i idę do gabinetu Marty, to znaczy mojego – zaśmiała się. – Ty masz teraz jedno zadanie. O siedemnastej trzydzieści mamy spotkanie. Ja je poprowadzę, ale chcę, byś miała świadomość tego, o czym rozmawiamy, dlatego przygotowałam dla ciebie teczkę z dokumentami. Musisz to przeczytać i przeanalizować. Ostatnia kartka to skrótowe informacje ode mnie, wyjaśnienie, w jakim celu jest spotkanie i takie tam. To nasze pierwsze spotkanie z tym mężczyzną, więc musimy dobrze wypaść.
– A skoro mamy dobrze wypaść to, dlaczego na to spotkanie nie idzie po prostu Szymon?
– Bo jeszcze nie jesteśmy pewni, czy w ogóle jakakolwiek współpraca miałaby rację bytu. To spotkanie organizacyjne, podczas którego omawiamy, jak współpraca miałaby wyglądać. Szymon dopiero po spotkaniu się o nim dowie.
– On daje ci wolną rękę w takich kwestiach? – zapytałam zaciekawiona.
– Właściwie to tak. Z reguły tak ogólne sprawy załatwiamy drogą mailowa, ale klient bardzo nalegał na spotkanie. Rzadko, kiedy podejmuje decyzje samodzielnie, głównie tylko wtedy, gdy oferta jest wyraźnie nieopłacalna lub jest z nią coś nie tak. W pozostałych przypadkach przesyłam Szymonowi wszystkie potrzebne informacje, a on decyduje co dalej.
– Rozumiem. Spotkanie tam gdzie zawsze?
– Właśnie nie. W jakiejś restauracji. Nie pamiętam nazwy. Nigdy tam nie byłam, ale z nawigacją sobie poradzimy – mrugnęła i zostawiła mnie samą.
Podeszłam do biurka i otworzyłam białą teczkę, po czym wyjęłam z niej kilka kartek. Najpierw sięgnęłam po ostatnią z nich, by poznać cel spotkania i dopiero w dalszej kolejności skupić się na przejrzeniu dokumentów.
– Jesteś pewna, że dobrze jedziemy? – zapytałam cicho, rozglądając się dookoła.
– Pewna nie jestem, ale tak nas nawigacja prowadzi – odpowiedziała skupiona na prowadzeniu Oliwia.
– Spodziewałam się, że restauracja będzie w bogatszej okolicy. Ta dzielnica nie wygląda za ciekawie.
– Spokojnie, może zaraz wyjedziemy na bogatszą ulicę, a może po prostu pan Szczepan woli ustronniejsze miejsca – wzruszyła ramionami.
Po pięciu minutach dotarłyśmy na miejsce. Oliwia zaparkowała na jednym z trzech wolnych miejsc.
– Nie zapomnij dokumentów ze schowka – przypomniała, gdy wysiadałyśmy z samochodu.
Rozejrzałam się po okolicy, po czym przeniosłam wzrok na budynek restauracji przede mną, choć przypominał on bardziej niewielką knajpę.
– Idziemy? – zapytała nie zniechęcona Oliwia.
Nie byłam przyzwyczajona do luksusów, więc normalnie nie miałabym nic przeciwko takiemu miejscu, ale standardy narzucane w pracy kłóciły się z tym, co właśnie zobaczyłam. Mimo wszystko ruszyłam za rudowłosą.
Gdy tylko otwarła drzwi, odwróciło się w naszą stronę kilku mężczyzn siedzących przy stoliku z kuflami. W powietrzu unosił się zapach tytoniu, co oznaczało, że w tym miejscu panowały jeszcze niższe standardy, niż początkowo zakładałam. Oliwia ruszyła w drugą stronę sali, na szczęście oddalając się od mężczyzn, którzy nie spuszczali z nas wzroku. Podeszłyśmy do stolika, przy którym siedział elegancko ubrany mężczyzna. Oliwia przedstawiła się i z uśmiechem na ustach podała mu dłoń. Domyślałam się, że była równie zmieszana, co ja, ale wcale nie dała po sobie tego poznać. Podziwiałam ją za to, z jaką łatwością utrzymywała profesjonalizm w pracy.
Przykleiłam do twarzy sztuczny uśmiech i również się przedstawiłam. Mężczyzna lekko zawstydzony w skrócie wyjaśnił, że to, w jakim miejscu się spotykamy, jest spowodowane jego problemami z żoną, ale nie chciał w to wnikać.
Rozmowa naturalnie się rozwinęła i wydawało mi się, że szła dość dobrze. Ja zgodnie z poleceniem szefa, milczałam, starając się nauczyć jak najwięcej. Była jednak rzecz, która ciągle mnie rozpraszała, mianowicie mężczyźni siedzący kilka stolików dalej. Co chwile czułam na sobie ich wzrok i czułam się z tym bardzo niekomfortowo.
Po półtorej godziny zakończyliśmy spotkanie i się rozeszliśmy. Wyczerpane całym dniem pracy opadłyśmy na wygodne fotele samochodowe. Oliwia przekręciła kluczyk w stacyjce, odpaliła i szybko odjechałyśmy.
– Coś mi tu śmierdzi. I to nie dym papierosowy z tamtej knajpy – zaśmiała się Oliwia.
– Tamto miejsce było dziwne, fakt – przyznałam.
– Nie chodzi o samo miejsce, a o faceta. Pamiętasz jego tłumaczenia? – zapytała.
– To o żonie?
– Tak, dokładnie. Tyle że na palcu nie było ani obrączki, ani śladu po niej.
Zaskoczona, szeroko otwarłam usta. Nie pomyślałam nawet, by zwrócić na takie coś uwagę, a Oliwia dokładnie mu się przyjrzała, prowadząc jednocześnie służbowe spotkanie, na którym cały czas musiała być intensywnie skupiona.
– W dodatku tamci faceci... Widziałaś, jak się patrzyli?
– To akurat mnie nie zaskoczyło. Pewnie byli już po paru piwkach, a tu dwie, całkiem niezłe laski wpadły... Może chcieli zagadać, ale nie wiedzieli jak – zaśmiała się głośno Oliwia, a ja dołączyłam do niej. – Sama oferta wydaje się nie być zła, ale to Szymon o wszystkim decyduje. Opowiem mu dokładnie o tym, jak wyglądało spotkanie. Jeśli to, co mówił o żonie byłoby prawdą, a spotkanie biznesowe chciał ukryć, możliwe, że czeka ich rozwód, podział majątku, może i firmy, a w takiej sytuacji lepiej nie ryzykować.
– Racja – przyznałam.
– Odwieźć cię do mieszkania? Na dzisiaj to już koniec pracy.
– Jeśli to dla ciebie nie problem, to byłabym bardzo wdzięczna.
– Jasne żaden problem – odpowiedziała z uśmiechem.
Oliwia już zwolniła, by zjechać na parking, po czym spojrzała w prawe lusterko i zaklęła pod nosem.
– Coś się stało?! – zapytałam przerażona, gdy ruszyła z piskiem opon.
– Od pewnego czasu wydawało mi się, że jakiś samochód cały czas za nami jedzie, ale teraz mam już pewność.
Spojrzałam dyskretnie w lusterko, dostrzegając w nim czarny samochód.
– Ubłocone tablice rejestracyjne – jęknęłam. – Widzisz, kto prowadzi?
– Nie. Nie jedzie aż tak blisko bym mogła to dostrzec – odpowiedziała zdenerwowana.
– I co teraz zrobimy?
– Nie wiem, daj mi chwile. Muszę pomyśleć.
Po chwili sięgnęła prawą, lekko drżącą ręką po komórkę i wybrała jakiś numer.
– Kurwa! Nie odbiera! – krzyknęła po chwili. – Dobra to nic, poradzimy sobie. Przygotuj swój telefon, włącz aparat. Gdy dam ci znak, odsuwasz szybę, wystawiasz rękę z telefonem i robisz zdjęcia. Wystaw ją tak, żeby była, jak najbardziej widoczna, rozumiesz.
Pokiwałam głową i wyjęłam telefon z torebki. W milczeniu oczekiwałam na znak, gdy mijałyśmy kolejne ulice. Co kilka sekund zerkałam tylko w lusterko, czy samochód dalej jest za nami.
– Teraz! Tylko mocno trzymaj telefon.
Szybko zachowałam się według instrukcji Oliwi i zdążyłam zrobić zaledwie cztery zdjęcia, nim gwałtownie skręciłyśmy i zatrzymałyśmy się przed samym posterunkiem policji. Obróciłam się, by spojrzeć przez tylną szybę i widziałam tylko, jak samochód gwałtownie przyspieszył, nie zbaczając z głównej drogi.
Złapałam się za serce i próbowałam uspokoić jego nienaturalnie szybkie bicie. Oliwia zamknęła oczy i dyszała głośno.
– Ale akcja, co? – wydusiła z siebie po chwili i wybuchła nerwowym śmiechem.
Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam, po czym zerknęłam na telefon, by zobaczyć zdjęcia.
– Kurwa! Wszystkie wyszły rozmazane. Na żadnym, nawet po przybliżeniu nie widać twarzy kierowcy.
– Spokojnie, nie będą nam potrzebne – oznajmiła kobieta.
– Nie? – jęknęłam zdezorientowana. Wciąż nie mogłam się uspokoić, a pod wpływ adrenaliny ciężko mi było racjonalnie myśleć, by cokolwiek z tego zrozumieć lub choćby słać jakieś domysły.
– To było tylko po to, by ten ktoś myślał, że idziemy z tym na policję. Teraz za wszelką cenę będzie starał się oddalić od tego miejsca, a my mamy czas, by spokojnie wrócić.
– Nie zgłosimy tego na policję? – zapytałam, marszcząc czoło.
– I co z tym zrobią? Mamy tylko cztery zdjęcia samochodu jadącego za nami i to zrobione tuż przed samą komendą. Nie udowodnimy, że byłyśmy śledzone. Jedyne co może dostać właściciel tamtego pojazdu to mandat za jechanie z nie widocznym numerem rejestracyjnym pojazdu. I to oczywiście, jeśli w ogóle chciałoby im się ustalać właściciela pojazdu.
– Ale nie boisz się, że ten ktoś nas będzie szukał?
– Obstawiam, że to albo ma związek z żoną tamtego gościa, albo z tamtymi mężczyznami. Wątpię, żeby ktoś nas szukał, ale na wszelki wypadek na kilka dni nie będę jeździć tym samochodem.
– A czym? Autobusem?
– Nie, słuchaj – powiedziała z szelmowskim uśmiechem, po czym wybrała numer i odczekała kilka sygnałów. – Dzień dobry szefie. Przepraszam, że przeszkadzam. Mam taki problem, zepsuł mi się samochód i kilka dni postoi w warsztacie. Dasz rade mi coś załatwić? – zapytała bez zawahania. – Dziękuję. Do jutra, pa! – odpowiedziała po chwili i rozłączyła się. – Załatwione! – zwróciła się do mnie z entuzjazmem.
Otwarłam szeroko oczy i pokiwałam głową z podziwem.
– I to takie proste? – zaśmiałam się.
– Jak widzisz, samochód będzie czekał na mnie rano pod domem. A mój faktycznie zostawię w warsztacie, na pewno znajdzie się coś, co można będzie przy nim zrobić. Szymon to trudny człowiek, ale jeśli uda ci się jakoś z nim dogadać i pozałatwiasz mu kilka spraw poza godzinami pracy, a czasem wręcz o dziwnych godzinach w weekendy – zaśmiała się, zapewne coś sobie przypominając – to on naprawdę potrafi się odwdzięczyć i w kryzysowej sytuacji również będziesz mogła na niego liczyć.
– To będę się starać pracować jak najlepiej – zadeklarowałam. – Choć boję się, że my się kiedyś pozabijamy – dodałam żartobliwie.
– Mam pewną prośbę – zaczęła, natychmiast poważniejąc. Miałam wrażenie, że na jej twarzy pojawił się cień smutku. – Obiecaj mi, że nikomu, ale to kompletnie nikomu nie powiesz o dzisiejszej sytuacji.
– No okej – bąknęłam zaskoczona. Owszem nie zamierzałam rozpowiadać tego na lewo i prawo, ale teraz czułam, jakbym nie mogła się z tego zwierzyć najlepszej przyjaciółce. – Ale powiesz chociaż dlaczego?
– W stresie wykonałam telefon, którego wykonać nie powinnam i już tym połączeniem skomplikowałam sobie pewną sprawę w życiu. Gdyby prawda jakoś dotarła do niego, skomplikowałoby się to jeszcze bardziej. Dlatego proszę, nawet najbliższej ci osobie nie mów, niech to zostanie między nami.
– Dobrze – zgodziłam się, nie zadając już więcej zbędnych pytań. Widziałam po Oliwi, ze nie chciała zdradzać za wiele w tym temacie, a nie chciałam jej dodatkowo denerwować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro