Rozdział 57 Szymon
Od ponad godziny siedziałem bezczynnie, gapiąc się pustym wzrokiem w blat biurka. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Anita tak się zachowała. Skoro nie zamierzała do mnie wrócić i postanowiła ułożyć sobie życie za granicą od nowa, dlaczego chciała niszczyć moje, gdy zacząłem je sobie układać? Nie chciała do mnie wrócić, bo gdyby tak było, nie wyjechałaby z kraju. Nie sprzedałaby mieszkania, które jej kupiłem i nie kupiłaby nowego w Austrii. Zastanawiałem się, czy było ją stać na wyjazd i mieszkanie w innym kraju. Przez chwilę miałem ochotę dostać się do niej i porozmawiać w cztery oczy. Spojrzałem na kartkę z adresem, którą trzymałem w dłoni.
– I co tam? – wparował bez pukania Diego.
– Nic, myślę – bąknąłem.
– O czym? – zapytał, zajmując miejsce w fotelu naprzeciwko.
– Może powinienem do niej jechać, wyjaśnić to wszystko. Spróbować jakoś naprawić tę sytuację. Sam nie wiem... – westchnąłem ciężko.
– Człowieku porąbało cię?! – uniósł się przyjaciel. – Laska nie po to zmieniła numer, zniknęła z social mediów, zmieniła adres, ba nawet kraj zamieszkania, żebyś ty teraz ją odnajdywał.
– Ale sytuacja z Martą...
– Como puedes ser tan estupido? To miała być tylko zemsta, nic więcej. Nie zrobiła tego po to, byś jej szukał.
– Jeśli chcesz mnie obrażać, to bądź możesz po polsku, bo ostatnie słowo zrozumiałem. No nie wiem, może masz rację – przyznałem niepewnie.
– Z tym, że jesteś głupi też mam rację – zaśmiał się. – Zostaw już ten adres! – warknął, wyrywając mi z dłoni kartkę. Przerwał ją na pół, zwinął w kulkę i rzucił gdzieś na podłogę. – Mamy większe problemy niż twoja była – przypomniał słusznie przyjaciel.
– Możesz mi nie pierdolić humoru jeszcze bardziej? – zapytałem zirytowany.
– Możesz nie zachowywać się jak dziecko?!
– Najwyraźniej nie! Przecież rozmawialiśmy, wyjaśniliśmy sobie wszystko. Zachowywała się tak, jakby nie czuła do mnie urazy, a ta akcja teraz...
Diego w odpowiedzi ostentacyjnie prychnął, co poirytowało mnie jeszcze bardziej.
– Bawi cię coś?
– Tak, twoje myślenie. Kopnąłeś w dupę laskę po kilkuletnim związku. Przyzwyczajona do hajsu nagle została bez dochodu, z mieszkaniem na utrzymaniu. Serio myślisz, że nie miała powodu, by być na ciebie wściekła?
– Przecież mieszkanie jej kupiłem – przypomniałem.
– Tak, kupiłeś mieszkanie na miarę jej oczekiwać, ale nie na miarę jej możliwości. Musi opłacać rachunki, a ogrzewanie czy klimatyzacja tak dużego mieszkania to niemały wydatek. Dodatkowo ona sama by go nawet nie posprzątała, a na sprzątaczkę jej nie stać.
– Sugerujesz, że powinienem ją sponsorować?
– Nie, sugeruje, że nie powinieneś jej rozpuszczać wcześniej. Zamiast kupować mieszkanie, powinieneś pomóc jej znaleźć pracę, to byłoby dla niej lepsze. Teraz już jednak zamknijmy ten temat raz na zawsze i skupmy się na naszej sprawie.
– Zmieniło się coś?
– Tak. Rosjanie spakowali się i po cichu opuścili Wrocław, nawet nie informując czachy.
– Poważnie? – zapytałem, poprawiając się nerwowo w fotelu.
Diego przytaknął skinieniem głowy.
– Najwyraźniej mają więcej na sumieniu, niż się spodziewałem.
– Niestety nie mam pojęcia, gdyby byli polakami, mógłbym znaleźć o nich cokolwiek, ale do Rosji moje zasięgi nie sięgają.
– Wiem, wiem. No nic, dobre i to, że ich się pozbyliśmy. Teraz trzeba się jakoś pozbyć czachy albo zmienić jego plany. Choć ciężko będzie zmienić coś, czego się nie zna... – urwałem, gdy rozległo się pukanie do drzwi. – Proszę! – krzyknąłem odruchowo, po czym zerknąłem na zegarek. Kurwa! – Zaczekać! Proszę czekać! – dodałem szybko, pokazując przyjacielowi, by schował się w pomieszczeniu obok. – Możesz wejść.
Po sekundzie otworzyły się drzwi, a zza nich wyłoniła się Zuzanna. Jak zwykle wyglądała przepięknie. Nawet ubrana w klasyczny strój, jasną bluzkę i ciemną ołówkową spódnicę była bardzo seksowna, choć zdecydowanie wolałbym ją w innym wydaniu. Ale to prawdopodobnie dlatego, iż całymi dniami widywałem kobiety w podobnym stroju i stał się on dla mnie zwyczajny, nudny. Mimo to wiedziałem, że moja nowa asystentka jest w stanie zmienić moje podejście do tego typu ubioru.
– Dzień dobry, szefie – uśmiechnęła się delikatnie, wchodząc do gabinetu. – Jestem punktualnie.
– Bardzo mnie to cieszy – mruknąłem.
– Więc zaczynamy? – zapytała, a ja się zawiesiłem.
Spojrzałem na nią, delikatnie marszcząc brwi. Diego był zaledwie kilka metrów dalej, a ja nie mogłem dopuścić, by wszystko wyszło na jaw, zanim cokolwiek się zaczęło.
– Co zaczynamy?
– No miałeś mi wszystko wyjaśnić, co i jak – bąknęła zmieszana. – To może najpierw zaparzę nam kawy – zaproponowała i zrobiła krok w kierunku pomieszczenia obok.
Poczułem, jak w sekundę oblał mnie zimny pot.
– Nie! – krzyknąłem nad wyraz głośno i agresywnie. Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana. – To znaczy, możesz zrobić, ale troszkę później. Teraz mam dla ciebie... – urwałem, próbując coś wymyślić.
– Co masz dla mnie? – zapytała, po dłuższej chwili milczenia z mojej strony.
– Zadanie. Mam dla ciebie zadanie.
– Jakie? – zapytała zniecierpliwiona.
– Pamiętasz restaurację, w której jedliśmy i byłaś zła, że nie chciałem zjeść i delikatnie się posprzeczaliśmy?
Dziewczyna skinęła głową.
– Świetnie. Gdybyś nie pamiętała adresu, mój kierowca go zna. Zawiezie cię tam i zarezerwujesz stolik dla dwóch osób na piętnastą. Dobrze?
– A nie mogę zrobić tego telefonicznie? – zapytała, przyglądając mi się badawczo.
– Wolałbym, byś zrobiła to tak, jak cię proszę. Jest to też szybki test sprawdzający to, jak radzisz sobie z zadaniami w terenie i jak szybko uda ci się takie coś załatwić.
– No okej – bąknęła. – To jadę.
– Dobrze, mój kierowca zaraz będzie na ciebie czekał na parkingu.
Gdy tylko drzwi za dziewczyną zamknęły się, odetchnąłem z ulgą. Wybrałem numer kierowcy i szybko poinformowałem o zaistniałej sytuacji. Dodatkowo poprosiłem, by poinformował mnie, gdy tylko opuszczą teren hotelu.
– Było blisko – zaśmiał się Diego. – Jesteś słaby w wymyślaniu wymówek na szybko, myślałem, że stać cię na coś lepszego.
– Gdybyś ty był w takiej sytuacji, też myślenie łatwo by ci nie wychodziło. Mogliśmy to spierdolić przez własną głupotę. Nie powinieneś tu przychodzić.
– Wystarczyło, żebyś poinformował mnie, że umówiłeś się z Zuzanną! – słusznie zarzucił brunet.
– Dobra sorry. Moja wina, nie pomyślałem...
– Bo myślałeś o pierdołach, zamiast skupić się na rzeczach naprawdę istotnych. Człowieku, skup się, bo faktycznie wszystko się nam spierdoli. Ja spadam, a ty nie wiem, kawkę se jebnij czy coś. Wieczorem po robocie wpadnę tutaj, pogadamy. Daj mi znać, kiedy Zuzanna skończy.
– Czekaj. Jeszcze kierowca nie dał znać.
– Spokojnie, mam jeszcze w firmie coś do załatwienia – oznajmił z szerokim uśmiechem.
– Nie idź do niej! – warknąłem, co wywołało jeszcze większy uśmiech na twarzy mężczyzny. – No czemu się głupio cieszysz? Ja dbam tylko o jej dobro, nie chcę żebyś ją skrzywdził, znowu...
– Drogi teściu, córeczka jest dorosła. Sama podejmuje decyzje – zaśmiał się.
– Głupi jesteś – oznajmiłem, samemu prychając pod nosem.
Wiedziałem jednak, że w gruncie rzeczy miał rację. Oliwia nie tylko była dorosła, ale była również pracownikiem, którego życie prywatne nie powinno mnie interesować. Nie mogłem jednak udawać, że ona była zwykłą podwładną, bo była mi znacznie bliższa i nie chciałem oglądać smutku na jej twarzy.
– Na razie! – krzyknąłem, gdy Diego zamykał za sobą drzwi.
Podszedłem do okna i odpaliłem papierosa. Czułem się przytłoczony wszystkim, a jedyną rzeczą, jaka trochę poprawiała mi nastrój, był wspólny obiad z Zuzanną. Wiedziałem, że podczas niego trochę się rozluźnię i choć na chwilę zapomnę o wszystkich problemach.
– Proszę, wejdź! – krzyknąłem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. – Już jesteś? Szybko sobie poradziłaś .
– Tak, jestem – odpowiedziała, po czym podeszła do biurka i zajęła miejsce w fotelu naprzeciwko mnie.
Przyjrzałem się w milczeniu jej twarzy, muśniętej delikatnym makijażem. Usta pomalowane jasnym błyszczykiem zachęcały do pocałunku, o którym nie powinienem był myśleć w pracy. Ale etyka zdawała się być nieistotna, gdy miałem przed sobą tak piękną kobietę. Chciałem się do niej zbliżyć i nie zamierzałem marnować czasu spędzonego w jej towarzystwie. Zastanowiłem się chwilę, po czym uśmiechnąłem się szelmowsko i ukryłem twarz za ekranem monitora, gdzie doprowadziłem wyraz twarzy do porządku. Przyjąłem poważną minę i włączyłem kalendarz z zaplanowanymi spotkaniami i rozmowami. Wraz z Oliwią korzystaliśmy z jednego kalendarza, co ułatwiało jej organizację naszej pracy.
– Podejdź – rozkazałem, po czym przeniosłem na nią spojrzenie.
Szła wolnym, ale pewnym krokiem, kręcąc delikatnie biodrami. Zastanawiałem się, czy robiła to celowo, by mnie prowokować, czy było to zupełnie nieświadome i naturalne.
– Więc tutaj mamy kalendarz – zacząłem, gdy podeszła. – Ma do niego dostęp zarówno moja asystentka, jak i ja. Są tu moje spotkania i Oliwi, teraz już twoje – oznajmiłem.
– Spotkania? – zapytała, przerażonym głosem, pochylając się i opierając rękami na biurku.
Uśmiechnąłem się lekko, widząc jej wypięte pośladki.
– Tak, spotkania – mówiłem powoli, lekko odsuwając się w tył na fotelu – od teraz to również należy do twoich obowiązków, ale niczym się nie przejmuj. Wszystkiego się nauczysz – starałem się ją uspokoić. – Idealne – skomentowałem w myślach.
Cholera, debilu!
Naprawdę brakuje mi kobiety.
– Zuzanna! – przywołałem ją, by się wyprostowała i odwróciła w moją stronę. Nie mogłem prowokować w ten sposób sam siebie. Jednak, gdy się obróciła, chyba zdała sobie sprawę z tego, na co patrzyłem chwilę wcześniej i z tego, w jakiej pozycji stała. Oblała się delikatnym rumieńcem i spojrzała na mnie tak, jakbym zrobił coś złego. – Może lepiej ty sobie usiądź – zaproponowałem, wstając.
– Yhm – bąknęła, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
Nie wiedziałem, dlaczego jej zakłopotanie jednocześnie mnie bawiło i kręciło. Musiałem jednak się skupić, choć na chwilę, by wytłumaczyć jej podstawowe rzeczy.
– Zazwyczaj ty będziesz mnie umawiać na spotkania i je zapisywać. Jeśli ja jakieś zapiszę, oznacza, że jest ono ważniejsze i jeśli inne spotkanie by z nim kolidowało, to znaczy, że musisz je przesunąć. Zawsze znasz cel spotkań i przygotowujesz mi wszystkie potrzebne dokumenty, chyba że ja zdecyduje inaczej. Jeśli chodzi o twoje spotkania, zazwyczaj umawiaj je w jednej restauracji, tej, w której rezerwowałaś dzisiaj stolik, chyba że osoba, z którą masz się spotkać, będzie preferować inne miejsce. Wszystko, co zamawiasz podczas spotkań biznesowych jest oczywiście na koszt firmy, oprócz alkoholu, którego pić ci nie wolno. Chyba że jest to jakiś wieczorny bankiet, by coś uczcić, ale również wolałbym, byś nie przesadzała z alkoholem. Ubiór, no cóż, również ma być elegancki, ale możesz sobie pozwolić na odrobinę nonszalancji. Oczywiście o ile nie będzie się ona kłócić z podstawowym dress codem. Czy to, co powiedziałem jest jasne?
– Tak, wszystko jest jasne na razie. Ale mam obawy co do spotkań...
– Rozumiem twoje obawy, ale niczym nie musisz się przejmować. Najbliższe dwa tygodnie Oliwia będzie załatwiać spotkania, ale na każdym z nich musisz być obecna. Po dwóch tygodniach będziesz ty prowadzić spotkania, a Oliwia będzie uczestniczyć na nich, tylko jako osoba słuchająca i pomoże ci ewentualnie, gdybyś miała z czymś problem.
Dziewczyna delikatnie kiwnęła głową, ale z jej twarzy nie zniknęło przerażenie.
– Nie bój się tak – zaśmiałem się. – Nic ci przecież nie grozi.
– Wiem, ale mam pewne wątpliwości... – zaczęła, ale nie zamierzałem pozwolić jej na dokończenie wypowiedzi.
Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w górę, tak, że stała kilka centymetrów przede mną. Złapałem ją za oba nadgarstki i spojrzałem prosto w oczy.
– Wiem, wiem... nie poradzisz sobie i takie tam. Zuza, naprawdę nie mam ochoty tego słuchać, a ty chyba nie chcesz denerwować szefa. I to pierwszego dnia pracy.
– Nie pierwszy dzień dla ciebie pracuję – przypomniała.
– Owszem, ale pierwszy dzień na tym stanowisku. A ja bywam bardzo nerwowy, więc lepiej mnie nie denerwuj – oznajmiłem, uśmiechając się szeroko.
– A ja nie jestem pewna, czy chcę pracować z takim nerwowym człowiekiem – odpowiedziała z szelmowskim wyrazem twarzy.
Skoro już się troszkę rozluźniła, nie mogłem tego nie wykorzystać.
– A co byś chciała robić z takim człowiekiem? – zapytałem szeptem, zbliżając się delikatnie.
– Skąd pomysł, że cokolwiek chciałabym robić z takim człowiekiem? – zapytała z przekąsem.
– Doprawdy? – szepnąłem, zbliżając się ustami.
Już miałem ją pocałować, gdy drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem. Zuzanna wyrwała mi się i odskoczyła jak poparzona. Niestety nie umknęło to uwadze Piotra i przechodzącej tuż za jego plecami jednej z pokojówek.
– Co ty tu kurwa robisz?! I dlaczego do chuja wbijasz bez jebanego pytania?! – warknąłem i zrobiłem krok w kierunku mężczyzny.
– Bo sprawa jest pilna i to bardzo – oznajmił spokojnym głosem. – Możemy porozmawiać na osobności?
– Zostaw nas samych. Idź do Oliwii, ona wyjaśni ci całą resztę – zwróciłem się do Zuzanny.
Dziewczyna skinęła głową i ruszyła w kierunku wyjścia.
– Do widzenia – zwróciła się jeszcze do Piotra.
– Do zobaczenia, słoneczko. Do zobaczenia – odpowiedział, oglądając się za nią.
Wypuściłem głośno powietrze i zacisnąłem pięści, by się trochę uspokoić.
– Masz whisky? – zapytał i zajął miejsce w fotelu, rozsiadając się wygodnie.
– Tak – odpowiedziałem i podszedłem do odpowiedniej szafki, po czym wyjąłem z niej butelkę drogiego trunku oraz dwie szklanki. W milczeniu położyłem je na stoliku i zająłem miejsce obok mężczyzny, który od razu zajął się polewaniem.
– Zdrowie! – krzyknął, podnosząc szklankę.
– Zdrowie – odparłem zdezorientowany, choć nie dałem tego po sobie poznać.
Upiłem dwa łyki, po czym spojrzałem wyczekująco na towarzysza, który wyjątkowo był mało rozmowny.
– Powiesz coś w końcu czy nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro