Rozdział 52 Zuzanna
Spojrzałam na niego, szeroko otwierając oczy. Wiedziałam, że było to z jego strony celowe zagranie, ale nie miałam zamiaru brać udziału w jego dziwnych gierkach. Nie mogłam jednak udawać, że mnie nie zawstydził. Czułam, jak policzki zaczynały mi płonąć, więc nie chcąc dać mu satysfakcji, energicznie wstałam z miejsca.
– Przepraszam, muszę skorzystać z toalety.
Szybkim krokiem odeszłam od stolika.
Stanęłam przed lustrem, patrząc w swoje odbicie. Coraz bardziej żałowałam, że poddałam się chwili i pozwoliłam na tamten pocałunek. Był on niesamowicie przyjemny i ekscytujący, ale zaraz potem uświadomiłam sobie, jak bardzo był głupi, nieodpowiedni i nieprzemyślany. Przecież Szymon czuł się lepszy od Marcina, tym samym ode mnie, bo przecież należeliśmy do podobnej klasy społecznej. Czego więc on ode mnie chciał? Po co próbował się zbliżyć? Dookoła niego jest zapewne cała masa inteligentnych, dobrze wykształconych kobiet.
Muszę wziąć się w garść i nie pozwolić mu wejść sobie na głowę!
Uśmiechnęłam się sama do siebie, obmyślając, jak powinnam postępować.
Gdy wróciłam do stolika, szef właśnie kończył składać zamówienie. Zajęłam miejsce i spojrzałam na niego chłodno.
– Jak długo mam pomagać Oliwi? – zapytałam i uśmiechnęłam się w duchu, widząc jego niezadowoloną minę.
Skrzywił się lekko, zmarszczył czoło i wbił we mnie ostre spojrzenie.
– Nie pasuje ci ta praca? – zapytał wprost.
– Nie takie obowiązki mam wymienione w umowie – przypomniałam.
Czułam, że tracę pewność siebie pod wpływem jego spojrzenia. Nie rozumiałam, dlaczego jego wzrok sprawiał, że zaczynałam się stresować. Byłam o to coraz bardziej zła na samą siebie, jednak wiedziałam, że muszę ciągnąć to do końca.
– Owszem, ale... – zawiesił się na dłuższą chwilę. Ja uniosłam brew, wskazując, że wciąż oczekuję na odpowiedź. – To Oliwia cię wybrała, więc nie wiem do kiedy masz być jej asystentką. I nie patrz tak na mnie, to przecież nie ja o tym zdecydowałem – bąknął, spuszczając wzrok.
Udało się!
– Tak, wybrała mnie Oliwia. Z tym że zamiast pomagać jej, siedzę z panem w jakiejś restauracji, a to już nie należy do moich obowiązków.
– Aż tak przeszkadza ci moja obecność?! Ostatnio chyba było trochę inaczej, skoro nie przerwałaś pocałunku, nie dałaś żadnego znaku, że tego nie chcesz! Dopiero po chwili się zreflektowałaś, że niby nie powinniśmy – uniósł się.
Cała oblałam się potem, czując na sobie zdegustowane spojrzenia pozostałych klientów. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Ciszej – szepnęłam, zawstydzona.
– Czemu ciszej? Wstydzisz się tego, co zaszło między tobą a twoim szefem?! - warknął.
Cała czerwona ze wstydu, poprawiłam włosy, chcąc nimi chociaż trochę zakryć twarz. Miałam ochotę wstać i stamtąd wybiec i już podniosłam się z miejsca, gdy do naszego stolika podeszła uśmiechnięta kelnerka.
– Państwa zamówienie – oznajmiła, kładąc przed nami talerze. – I mam prośbę. Czy mogliby państwo rozmawiać troszkę ciszej? – upomniała delikatnie, choć zdążyłam dostrzec, że i ona czuła się niekomfortowo w tej sytuacji. Zapewne nie często była zmuszona upominać klientów.
– Możesz to zabrać. Nie będziemy jeść – stwierdził zdenerwowany mężczyzna.
Prychnęłam pod nosem. Był moim szefem, ale jego zachowanie przekraczało granicę i nie zamierzałam udawać, że nic się nie dzieje.
– Nie zabieraj, zjemy. I przepraszamy, już będziemy cicho – zapewniłam z wymuszonym uśmiechem na ustach.
Szymon popatrzył na mnie, wyraźnie zaskoczony, że odważyłam się ingerować w jego decyzje. Milczał, patrząc na mnie pytająco. Odprowadziłam kelnerkę wzrokiem, po czym zwróciłam się do szefa.
– Życzę smacznego, a ja wracam do pracy. Do widzenia – powiedziałam półszeptem i zaczęłam wstawać, ale szef złapał mnie za dłoń.
– Powiedziałaś kelnerce, że zjemy, więc siadaj – rozkazał surowo.
Usiadłam, by nie zwracać już na nas uwagi otoczenia. Wyswobodziłam dłoń z uścisku, po czym pochyliłam się nad stolikiem.
– Jak mówiłam już wcześniej – nie jestem głodna. Pan złożył to zamówienie i powinien pan to teraz zjeść z szacunku do osób pracujących na kuchni oraz kelnerki. Ale co pan może wiedzieć o takiej pracy. I nie chodzi mi tutaj o to, jaka ta praca jest ciężka, bo oczywiście jest masa znacznie bardziej męczących zawodów. Chodzi mi o to, jak niektórzy ludzie są niewdzięczni. Nie mają szacunku ani do nas, ani do naszej pracy i to jest naprawdę przykre. Gdyby pan pracował, chociaż chwile w tego typu zawodzie może inaczej patrzyłby pan na ludzi i może zareagowałby pan, gdy pańska partnerka mnie obraziła lub nie czułby się pan lepszy od kogoś takiego jak Marcin, zwykłego kelnera. To sprawia, że w moich oczach jest pan odrażający i może mnie pan zwolnić teraz, ale ja po prostu nie potrafiłabym przechodzić obok takiego zachowania obojętne – mówiłam, patrząc w jego brązowe spojrzenie, które stawało się niemal czarne, poprzez poszerzające się źrenice.
Westchnął głośno, po czym przetarł twarz dłońmi.
– Przeprosiłem cię za sytuację z Anitą i mogę to zrobić ponownie, jeśli tylko...
– Nie – przerwałam mu. – Pan dalej nie rozumie.
– Mów mi na ty. Po prostu Szymon – wtrącił.
– Dobrze, Szymon. – powiedziałam, choć dziwnie się czułam, mówiąc mu po imieniu. – Widzę, że dalej nie zrozumiałeś, o co mi chodzi. Gdybyś to rozumiał, już wtedy zareagował byś od razu. Gdybyś rozumiał, nie zachowywałbyś się tak, jak się zachowałeś po naszym pocałunku. Widziałam, że czułeś się lepszy od niego, a tym samym ode mnie. Po co właściwie mnie pocałowałeś? To jakiś zakład? Sprawdzenie, czy biedna, zwykła kelnerka poleci na bogatego szefa, tak?
Spuściłam wzrok, czując narastające emocje. Nie rozumiałam, dlaczego nagle bałam się odpowiedzi, jednocześnie czułam jak bardzo była mi potrzebna. Spojrzałam na niego, nawet widocznie speszony był obłędnie przystojny w moich oczach. Zaczynałam rozumieć, jak bardzo mi się podobał. Niestety wraz z wyglądem nie szedł charakter...
– To nie był żaden zakład – odparł, kładąc dłoń na mojej. – Naprawdę uważasz mnie za tak skończonego frajera? – zapytał, gładząc moją dłoń opuszkami palców.
Nie potrafiłam przytaknąć ani zaprzeczyć. Z jednej strony nie wydawało mi się, by mógł być na tyle żałosny, by bawić się w jakieś głupie, upokarzające zakłady, a z drugiej strony praktycznie nic o nim nie wiedziałam. Milczałam, patrząc na szklankę stojącą przede mną.
– Okej, rozumiem – bąknął dziwnym głosem.
Miałam wrażenie, jakby był smutny lub zawiedziony, ale przecież jakie znaczenie mogło mieć dla niego zdanie zwykłej kelnerki. Podniosłam wzrok na poziom jego oczu. Lekko zmarszczone czoło wskazywało, że intensywnie o czymś myślał.
– Nie był to żaden zakład – powtórzył. – Najwyraźniej nie jestem taki, za jakiego mnie uważasz. Myślę, że spokojnie byłbym w stanie ci to udowodnić, gdybyś tylko dała mi szansę. – Mrugnął.
Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się, po co chciałby mi cokolwiek udowadniać. Zerknęłam na niego i dostrzegłam, że bardzo uważnie przyglądał się moim ustom, co wywołało u mnie lekkie zakłopotanie. Odchrząknęłam i otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale wskazał gestem dłoni, bym nic nie mówiła.
– Przepraszam, wykonam jeden, szybki telefon – oznajmił, po czym wyjął z kieszeni spodni komórkę. – Cześć Oliwia. Robimy sobie z Zuzanną wolne do końca dnia, ty również nie siedź zbyt długo w pracy, bo zadzwonię do ochroniarzy i cię stamtąd wyrzucą! – zagroził, po czym zaśmiał się w głos.
Ja znów spojrzałam na niego inaczej. Żartując i śmiejąc się, wydawał się taki beztroski i miły, co było przeciwieństwem tego, jak zachowywał się przez większość czasu. Nawet jego ciemne oczy błyszczały z zadowolenia, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że coś wymyślił i nawet bałam się zapytać, co to takiego.
– Wolne? – zapytałam, unosząc brew.
– Tak – powiedział, chowając telefon. – Postaram się, byś zmieniła o mnie zdanie. Ale najpierw zjedzmy. Pomożesz mi? – zapytał z takim uśmiechem, że nie potrafiłam mu odmówić.
Jedzenie dodatkowo kusiło, bo było naprawdę smaczne, a jego aromat unosił się w powietrzu całego lokalu.
Gdy skończyliśmy posiłek, szef zwrócił się do mnie:
– Znasz jakąś fajną restaurację?
Zmarszczyłam czoło i przyjrzałam mu się uważnie.
– Przecież dopiero kończymy jedzenie.
– Wiem. Odpowiesz na moje pytanie?
– No dobrze, znam fajne miejsce. To raczej kawiarnia, aniżeli restauracja. Może być?
– Jasne, chodź, jedziemy.
Wsiedliśmy do samochodu i po podaniu przeze mnie adresu, ruszyliśmy z miejsca.
– Dowiem się, co masz w planach? – zapytałam zaciekawiona, ale nie dostałam odpowiedzi. Zamiast niej, Szymon pokręcił głową.
– Dlaczego?
– Dowiesz się na miejscu, nie drąż tematu.
Po dwudziestu minutach, spędzonych na nieudolnych próbach dowiedzenia się czegokolwiek, dojechaliśmy na miejsce. Szymon wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi, po czym weszliśmy do środka kawiarni.
– Wow! Ale fajne miejsce. Ostatnio w tego typu miejscu byłem z pięć lat temu, na wyjeździe w górach – wyznał, rozglądając się po przytulnym lokalu, wypełnionym i umeblowanym drewnianymi elementami.
– Oliwia mnie tu przyprowadziła.
– Chodź. – Złapał mnie za rękę i pociągną w stronę lady. – Witam panią. – powiedział do kelnerki, która obdarzyła nas szerokim uśmiechem.
– Witam państwa. Co podać? – zapytała, zerkając na mnie. Uśmiechnęłam się do niej lekko, bo zrozumiałam, że mnie poznała.
– Właściwie to nic nie podać. Mógłbym zamienić słówko z szefową? – zapytał, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
– Coś się stało? – zapytała również zdezorientowana kobieta.
– Nie, nic się nie stało. Mógłbym z nią porozmawiać? To zajmie minutkę – kontynuował, patrząc na nią niemal błagalnym wzrokiem.
– No dobrze, poproszę ją do pana.
– A mógłbym ja pójść do niej?
– No dobrze, proszę za mną – odpowiedziała, lustrując go wzrokiem.
– Zaczekaj tutaj na mnie, zaraz wracam – zwrócił się do mnie i zniknął, za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
Usiadłam na wysokim krześle przy ladzie i rozejrzałam się po wnętrzu. Przy jednym ze stolików siedziała młoda para z kilkuletnim dzieckiem, które całe umorusane w czekoladzie jadło słodkie tosty. Kawałek dalej siedziała starsza kobieta. Popijała herbatę, zatracona w lekturze książki, która sądząc po okładce, była romansem. Po drugiej stronie sali siedział młody chłopak z różą w ręku. Rozglądał się nerwowo i przecierał, zapewne spocone dłonie. Uśmiechnęłam się, domyślając się, że zapewne to ich pierwsza randka, a wybranka się spóźnia, co tylko zwiększa u niego stres.
Po chwili zza lady wyszła dziwnie uśmiechnięta kelnerka, ubierając płaszcz, a tuż za nią Szymon. Spojrzałam na niego, gdy poprawiał rękawy koszuli.
– Co ty robisz? – zapytałam, lekko się krzywiąc.
– Pokazuję ci, że nie jestem taki, jak myślisz i jednocześnie uczę się czegoś nowego – oznajmił z wyraźnie słyszalną dumą w głosie.
– Nie rozumiem. Co z tą kelnerką?
– Ma dzisiaj wolne, ja ją zastąpię – oznajmił uśmiechnięty.
– Co?! – pisnęłam zdecydowanie zbyt głośno, bo ściągnęłam na siebie wzrok wszystkich klientów. Odruchowo przytknęłam dłoń do ust i spojrzałam na nich przepraszająco.
Na jego twarzy malował się szeroki uśmiech. Chciał mnie zaskoczyć i to mu się udało.
– Zaprowadzę panią do stolika i podam menu – zaproponował, przyglądając mi się.
– To może zostanę przy ladzie, by w razie czego ci podpowiedzieć, gdybyś robił coś nie tak – zaproponowałam.
– No dobrze. Podać pani coś?
– Wodę z cytryną – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, widząc jego chwilowe zakłopotanie, gdy nerwowo rozglądał się w poszukiwaniu szklanek.
Zapewne proponowali mu, chociaż krótkie szkolenie, ale sam z niego zrezygnował, twierdząc, że ze wszystkim sobie poradzi. Byłam ciekawa, jakim cudem właścicielka w ogóle zgodziła się, by randomowa osoba z ulicy zastąpiła jej pracownika. Oparłam się wygodnie w fotelu i skupiłam wzrok na ogniu w kominku.
– Proszę – powiedział, kładąc przede mną szklankę.
– Dziękuję – odparłam z lekkim uśmiechem na ustach.
W lokalu rozbrzmiała cicha melodia, oznaczająca wejście lub wyjście klienta. Oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi wejściowych. Stała przy nich młoda, śliczna kobieta. Rozglądnęła się po pomieszczeniu i zatrzymując wzrok na młodym chłopaku z różą, skierowała się w jego kierunku.
– Co teraz? – zapytał spanikowany Szymon szeptem.
– Przecież często jadasz w restauracjach, wiesz, jak się zachowują kelnerzy. Masz notesik?
– Notesik? A, tak. Mam.
– Dobrze to zabierz dwie karty menu i idź do nich. Poradzisz sobie. Z pewnością jesteś mniej zestresowany niż tamten chłopak – mrugnęłam i zaśmiałam się cicho.
Szef wyszedł zza lady i dopiero wtedy dostrzegłam, że miał w biodrach przewiązaną zapaskę. Była to dla mnie najnormalniejsza rzecz na świecie, ale fakt, że miał ją na sobie mój szef, bardzo mnie bawił. Obserwowałam, jak rozmawiał z klientami, bo stał bokiem do mnie. Widziałam, że cały czas uśmiechał się, co bardzo mi się podobało, choć wiedziałam, jak ciężko czasami jest uśmiechać się i być miłym dla wszystkich klientów.
Przeszedł obok mnie, nawet na mnie nie zerkając. Prawdopodobnie udał się na kuchnię, chcąc jak najszybciej zrealizować zamówienie.
Podczas jego nieobecności, do kawiarni weszła para. Mężczyzna był starszy i miał na sobie elegancki garnitur, a kobieta widocznie młodsza od niego, chodź wciąż starsza ode mnie. Była piękna i bogato ubrana. Wprawdzie nie interesowałam się modą, ale widać było z daleka, że miała na sobie markowe ubrania. Zaskoczyło mnie nieco, że ludzie wyglądający na bardzo bogatych przyszli na kawę do taniej, choć niezwykle klimatycznej kawiarni. Podniosłam szklankę i upiłam kilka łyków, w tym czasie Szymon wszedł na salę z tacą w dłoni. Popatrzył na mnie z uśmiechem, po czym powędrował wzrokiem za mnie i jego twarz w sekundę zrobiła się czerwona.
– Coś się stało? – zapytałam zdezorientowana.
– Nie, nic takiego. Świetnie sobie radzę, widzisz? – przypomniał, kiwając głową na tacę w lewej dłoni.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo ruszył w kierunku pary, niosąc zamówienie. Uśmiechałam się pod nosem, widząc, że ułożył szklanki po złej stronie. Po podaniu zamówienia odłożył tacę na ladę i skierował się wolnym krokiem do stolika kilka metrów za mną.
– Szymon?! Co ty tu robisz? – usłyszałam za sobą głośny, męski głos i po chwili śmiech.
Starałam się usłyszeć odpowiedź, niestety była na tyle cicha, że ani słowo nie dotarło do moich uszu. Zrozumiałam jedynie jego poprzednią reakcję. Zobaczył kogoś, kogo znał.
Przeszedł szybko i znów zniknął za kuchni. Starał się, bym nie zobaczyła jego twarzy, dlatego gdy przechodził obok, odwrócił głowę. Mimo wszystko udało mi się dostrzec, że był jeszcze bardziej czerwony niż chwilę wcześniej.
Zastanawiałam się tylko czy to ze wstydu, czy ze złości. I czy to mnie później za to obwini...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro