Rozdział 51 Szymon
Co chwilę zerkałem znad monitora na orzechowe oczy Zuzanny, od których nie mogłem oderwać wzroku. Uśmiechnąłem się lekko, widząc, jak speszona odwróciła wzrok.
– Jak się wczoraj bawiłyście? – zapytałem, zerkając raz na jedną, raz na drugą.
– Bardzo dobrze – odpowiedziała jak zwykle z uśmiechem Oliwia.
– Mam nadzieję, że trochę odpoczęłaś.
– Tak, bardzo dobrze zrobił mi ten dzień.
– Dzisiaj kończymy o siedemnastej.
– Dobrze – skinęła.
Zuzanna milczała, skupiając całą swoją uwagę na dokumentach, które akurat segregowała. Lekko zaróżowione policzki zdradzały, że krępowała ją moja obecność, co poniekąd mnie bawiło. Jej reakcja na pocałunek dała mi wiele satysfakcji, zwiększyła nadzieje na to, że mam u niej szanse. Nawet problem z policją wydawał się mniej straszny.
Wróciłem wzrokiem do skrzynki mailowej i jedna wiadomość zwróciła szczególnie moją uwagę. Jacek proponował pilne spotkanie, którego celem było omówienie szczegółów naszej współpracy.
Natychmiast zerwałem się z miejsca, łapiąc pierwszą lepszą teczkę z biurka i marynarkę.
– Dziewczyny, muszę zostawić was same. Za – spojrzałem na zegarek – pół godziny mam spotkanie. Oliwia odwołaj je lub idź na nie. Masz wszystkie dokumenty. Ja mam coś ważnego do załatwienia, jeśli zdążę, to dołączę do was. Na razie! – zdążyłem krzyknąć, nim zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Stojąc w windzie, odpisałem na maila, ustalając miejsce spotkania. Wiedziałem, że nie chciałby się spotkać, gdyby nie miał dla mnie ważnych informacji lub dobrej propozycji.
Zakląłem pod nosem, wyjeżdżając z garażu. Jesienny deszcz nie napawał optymizmem, a mnie zaczął dopadać stres. Przecież facet mógł mieć dla mnie złe wiadomości.
Gdy dotarłem na miejsce, mężczyzna już czekał. Położyłem na stoliku czarną teczkę, która miała sprawiać wrażenie, jakbyśmy naprawdę odbywali służbowe spotkanie. Spojrzałem na mężczyznę, podając mu dłoń i ponownie zerknąłem na teczkę.
Kurwa! Jak mogłem w pośpiechu wynieść z gabinetu czarną teczkę i w dodatku zabrać ją w miejsce publiczne?!
Poczułem, jak w sekundę cała krew dopływa mi do głowy, a nagły skok ciśnienia spowodował szum w uszach.
– Szymon. Wszystko w porządku? – zapytał mężczyzna, potrącając moim ramieniem.
– Tak – odparłem, starając się opanować.
Będąc wcześniej zajęty, nawet nie zauważyłem na biurku teczki. Nie miałem pojęcia, co w niej jest. Nerwowo rozglądałem się po sali, próbując dostrzec kogoś podejrzanego.
– Jaki jest cel spotkania? – zapytałem, patrząc na granatową teczkę, leżącą przed nim.
– Nie wiem, co tu się odpierdala, ale coś jest nie tak – zaczął pół szeptem. – To nie jest żadna zorganizowana akcja policji.
– Nie rozumiem. – Otarłem zewnętrzną stroną dłoni kroplę potu z czoła.
– Ktoś się bawi w kotka i myszkę, ale z kim i po co to już nie mam pojęcia. Naloty były losowe. Policja wpadła, po miała zgłoszenia. Co więcej, na wszystkich był ten sam policjant. Wszystkie trzy donosy były z budek telefonicznych. Przy dwóch z nich był monitoring, więc zdobyłem zapis z tych dwóch kamer. Jeden z uprzejmych donosicieli jest szwagrem policjanta, który był na wszystkich akcjach.
– O kurwa! – jęknąłem zdezorientowany.
– Dokładnie. – Zaśmiał się. – Nie wiem, o co tu chodzi i co to za prowokacje, ale nie chcę być z tym związany. W teczce są wszystkie dane, jakie udało mi się zebrać – oznajmił, przesuwając ją w moją stronę.
– Już nie jesteś – powiedziałem, łapiąc obie teczki i energicznie wstając z miejsca.
– Co?! – krzyknął, wstając za mną.
– Wszystko już załatwione. Miło się z panem robiło interesy – rzuciłem na odchodne i szybkim krokiem opuściłem kawiarnię.
Zająłem miejsce w fotelu kierowcy i obróciłem teczki w dłoni, wahając się nad ich otwarciem. Jednak resztki zdrowego rozsądku pozwoliły mi je odłożyć w spokoju na bok.
Wybrałem numer Diega, włączyłem głośnomówiący i przekręciłem kluczyk w stacyjce.
– Siema! – krzyknął Diego.
– Jesteś w mieszkaniu? – zapytałem, nie tracąc czasu na przywitanie.
– Tak.
– Którym? – zapytałem nerwowo.
– Tym, w którym mieszkam z twoją panienką – zaśmiał się przyjaciel.
– Nie drażnij mnie! – warknąłem. – Będę za kilka minut – poinformowałem, po czym rozłączyłem się.
Po chwili dotarłem pod odpowiedni blok. Z dwoma teczkami w ręce wysiadłem z samochodu i skierowałem się w stronę klatki schodowej. Zadzwoniłem domofonem, a Diego nie upewniając się nawet czy to na pewno ja, od razu odblokował drzwi wejściowe.
– Co się stało? Nie powinieneś tutaj wpadać – przypomniał, wpuszczając mnie do mieszkania.
– No, coś się stało. Byłeś w firmie?
– Zwariowałeś?! Odkąd wymyśliłeś twój idiotyczny plan, bym mieszkał z Zuzanną, nie wpadam tam przecież. – Spojrzał, na moją dłoń, w której ściskałem coraz mocniej teczki. – A o to ci chodzi. Poprosiłem kogoś, by dostarczył ci coś w czarnej. Spodobał się prezencik? – zapytał z uśmiechem.
– Nawet do niej nie zajrzałem.
– Chodź do salonu – zaproponował i szybko zmieniliśmy miejsce rozmowy. Zajęliśmy miejsca na kanapie. Bez słowa podałem mu teczkę, a sam zająłem się przeglądaniem drugiej.
– Co to? – zapytałem, widząc przed sobą kilka kartek ciągłego tekstu.
– Zapis rozmowy naszej mafijnej rodziny – wyjaśnił, robiąc palcami cudzysłów. – A to?
– To donosiciele i powiązany z nimi policjant. Jeszcze nie przeglądałem tego, ty się tym zajmij i daj mi chwilę na przeczytanie tego.
Biegałem wzrokiem po linijkach, starając się wyłapywać w zdaniach najważniejsze informacje. Po przeczytaniu dwóch kartek nic nie wnoszącego dialogu, spojrzałem poirytowany na przyjaciela.
– Czy ktoś nie mógł tego streścić do cholery?
Na twarzy przyjaciela pojawił się kpiący uśmiech, który wyjątkowo działał na mnie jak płachta na byka. Zacisnąłem jednak zęby, czekając, aż udzieli odpowiedzi.
– Mógł i w zasadzie to zrobił, ale ty też mógłbyś się trochę pomęczyć – zaśmiał się.
– A co cię tak zmęczyło, że się mścisz? – zapytałem, zaciekawiony.
– A chociażby to, że wczoraj zjawiła się tu Oliwia. Kurwa, musieliśmy odgrywać z Oliwią szopkę, że się nie znamy. To wszystko przez ciebie.
– Doprawdy? – Uniosłem prawą brew do góry. – Przecież plan zakłada, że my się nie znamy, Oliwię mogłeś poznać gdziekolwiek, niekoniecznie w hotelu. Niczego nie musieliście odgrywać. To tylko wasza decyzja – odparłem, lekko się uśmiechając.
Diego zmarszczył brwi i spojrzał na mnie dziwnie.
– I nie pierdol mi już, bo nie mam czasu, tylko powiedz, co ważnego się dowiedzieliśmy – dodałem ostrzej.
– Podejrzewają nas o podpalenie, ale nie mają żadnych dowodów. Nie mieszają w to policji, bo nie chcą, by ci się nimi zainteresowali. Czacha zrobił wszystko, by nikt nie interesował się pożarem, ale na własną rękę próbowali znaleźć jakieś dowody. Bezskutecznie. Tak, jak mówiłem – chłopaki zrobili to idealnie. Ten Rosjanin chce doprowadzić sprawę do końca i jak najszybciej wyjechać. Najdziwniejsze jest to, że w ich rozmowie pojawiła się jakaś Anita, jako wspólniczka czachy. Myślisz, że to możliwe, by była to twoja była?
– Zwariowałeś? Wątpię. To raczej po prostu jakaś jego nowa laska.
– No dobra, tym się zajmiemy kiedyś. Gadali właśnie o policji w klubach. Coraz bardziej nie podoba im się ta gra. Rozmawiali między sobą, że od początku nie zgadzali się na akcje z policją i nagle zostali postawieni przed faktem dokonanym. Są blisko rezygnacji z tego układu.
– To trzeba im jakoś pomóc w tym – wtrąciłem, gładząc dwudniowy zarost.
– Masz rację. Trzeba się pozbyć każdego, kogo się tylko da. Gdy czacha zostanie sam, będzie mu znacznie trudniej realizować to, co sobie zaplanował – przyznał. – Ale widzę po twojej minie, że masz jakiś pomysł.
Zaśmiałem się w głos, uświadamiając sobie, że od chwili wyglądałem zapewne, jak jakiś kilkulatek przed gablotą z lodami.
– Skoro tak nie chcą policji w okolicy, zapewne sami mają coś za uszami. Być może jakieś wyroki. Trzeba więc sprawić, by policja się nimi zainteresowała.
– Trzeba coś na nich wymyślić? – zapytał, marszcząc czoło.
– Jest prostszy sposób. Dwaj goście, kostiumy, podrobione odznaki. Niech ich nastraszą na tyle, by spierdolili stąd jak najszybciej. Mogą wypytywać o wszystko: pożar, sutenerstwo, kluby, związek z czachą. Tylko niech nagrają rozmowę i oczywiście nie mogą podczas niej wspomnieć, chociażby półsłówkiem o nas.
– Zajebisty pomysł! – stwierdził Diego, poklepując mnie po ramieniu. – Patrz – rozkazał, wręczając mi zdjęcia, przedstawiające mężczyzn przy budkach telefonicznych.
Jeden z nich, był prawą ręką Czachy, natomiast drugiego widywałem rzadko. Wiedziałem jedynie, że miał swoje kluby.
– Diego, zajmiesz się wszystkim? Ja muszę lecieć. – oznajmiłem, przypominając sobie o spotkaniu.
– Jasne.
Odrzuciłem zdjęcia na kanapę i bez pożegnania opuściłem mieszkanie. Zbiegając po schodach, zerknąłem na zegarek, sprawdzając godzinę, co okazało się fatalnym pomysłem.
Wpadłem na staruszkę i ledwo złapałem ją, chroniąc przed upadkiem.
– Bardzo panią przepraszam. Nic się pani nie stało? – zapytałem, uważnie przyglądając się kobiecie.
– Mi nie, ale moim zakupom już tak. – Zaśmiała się lekko staruszka, rozglądając po schodach, na których leżały rozsypane mandarynki i cukierki.
Westchnąłem i kucnąłem, by je pozbierać. Zrobiłem to najszybciej, jak potrafiłem, po czym wysunąłem dłoń z reklamówką w stronę kobiety. Zwróciłem uwagę na jej dużo bledszą niż przed chwilą skórę.
– Wszystko w porządku? Źle się pani czuje? – zapytałem, podchodząc bliżej.
– To nic takiego. Zrobiło mi się trochę słabo, muszę tylko napić się wody – odpowiedziała, podpierając się o barierkę.
– Zaprowadzę panią do mieszkania. Jaki numer? – zaproponowałem.
– Dziewięć – oznajmiła, po czym złapałem ją pod ramię i wolnym krokiem ruszyliśmy w górę.
Odprowadziłem ją do mieszkania, dałem się napić i po upewnieniu się, że czuje się już lepiej, opuściłem blok.
W samochodzie zerknąłem na godzinę i skrzywiłem się lekko, domyślając, że najpewniej nie zdążę na spotkanie. Mimo wszystko ruszyłem w kierunku restauracji, w której miało się ono odbyć.
Gdy wszedłem do środka, rozejrzałem się po sali, szukając wzrokiem Oliwii. Na szczęście dostrzegłem ją przy jednym ze stolików. Poprawiłem lekko wilgotną marynarkę i ruszyłem w stronę stolika. Niestety, gdy byłem dwa metry od stolika, zgromadzone przy nim trzy osoby wstały.
– Dzień dobry. Bardzo przepraszam za spóźnienie, niestety nie mogłem zjawić się wcześniej. – wyjaśniłem, wyciągając dłoń w stronę mężczyzny.
– Witam, panie Szymonie – powiedział Norbert, ściskając moją dłoń. – Nic nie szkodzi, pańskie sekretarki świetnie wypełniły pana obowiązki. – Uśmiechnął się szeroko, spoglądając na Oliwię i Zuzannę.
Zadowolone miny dziewczyn również wskazywały na to, że spotkanie przebiegło bez większych komplikacji, a główny cel został osiągnięty.
– Bardzo się cieszę i miło mi w takim razie zacząć współpracę z panem.
– Mi również.
Pożegnał się ze mną oraz z dziewczynami i zostawił nas samych.
– Zjemy coś? – zaproponowałem, uśmiechając się lekko w kierunku kobiet.
– W zasadzie to już jadłyśmy – odpowiedziała Oliwia. – Dodatkowo mam jeszcze projekt do zatwierdzenia i powinnam wrócić do firmy.
– To Zuzanna ze mną zostanie – oznajmiłem, patrząc, jak szeroko otworzyła oczy. Zaśmiałem się w duchu, nie chcąc okazywać tego publicznie.
– Ja muszę pomóc Oliwii – próbowała się wymigać, spoglądając na mnie niepewnie.
– W zasadzie to nie ma takiej potrzeby. Zresztą pracy poradzę sobie sama. Dzisiaj wyjątkowo mam jej bardzo mało. – Mrugnęła do mnie okiem i zostawiła nas samych.
Dostrzegłem wściekłe spojrzenie, jakim odprowadziła ją Zuzanna i parsknąłem śmiechem, co sprawiło, że przeniosła wściekły wzrok na mnie.
– Usiądziemy? – zapytałem, wyginając usta w lekkim półuśmiechu.
– Skoro nie mam wyboru – rzuciła, siadając naprzeciw mnie.
– Na co masz ochotę? – zapytałem, otwierając kartę.
– Jak powiedziała Oliwia, już jadłyśmy. Nie mam więc ochoty na nic – odpowiedziała szorstko.
– Nie zapominaj, że jesteś teraz ze swoim szefem. Wypadałoby byś zachowywała się odpowiednio – skarciłem ją, posyłając oziębłe spojrzenie.
Mimo udawanego chłodu bardzo bawiła mnie ta sytuacja i zachowanie dziewczyny.
– Szef również zawsze powinien zachowywać się odpowiednio – przypomniała, przechylając lekko głowę w bok.
Uśmiechnąłem się szeroko, uświadamiając sobie, że przypomniała o pocałunku, dając mi tym możliwość lekkiego pobawienia się jej kosztem.
Spojrzałem jej bardzo głęboko w oczy, po czym powoli przeniosłem wzrok na jej pełne usta. Jasny błyszczyk na jej wargach delikatnie połyskiwał. Doskonale wiedziała, gdzie patrzę i o czym myślę. Więc to był idealny moment, by wbić szpileczkę. Ostentacyjnie i bardzo powoli oblizałem usta, po czym spojrzałem znów w jej piękne oczy.
Na reakcję nie musiałem długo czekać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro