Rozdział 49 Zuzanna
Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko drzwi za szefem zamknęły się. Spojrzałam na Oliwię, która uśmiechała się przepraszająco, mimo że to nie była jej wina.
– Zaspał i wini za to chyba cały świat z wyjątkiem siebie. – Wzruszyła ramionami i usiadła w fotelu. – Co z tymi dokumentami?
– A, tak. Przyniosłam ci je, ale dostałam też takie, które muszą być szybko podpisane przez szefa i odniesione do gabinetu pani Marty. Wiem, że powinnam powiedzieć to, gdy szef tutaj był, ale tak mnie zaskoczył tą reakcją, że kompletnie wyleciało mi to z głowy.
– Rozumiem. Zostaw mi dokumenty, które miałaś przynieść, a z tymi do podpisu pójdź do szefa.
– Co? – zapytałam, unosząc brwi. – Dlaczego ja?
– Zuzanna chyba znasz drogę. Jesteś moją chwilową asystentką, a to twoje zadanie - powiedziała spokojnym tonem rudowłosa.
– Ale wolałabym mu w drogę nie wchodzić. Jest już wystarczająco niezadowolony moją obecnością.
– Kochana, ale ja muszę skończyć i wysłać raport, na który mam jeszcze tylko pół godziny.
– Dobrze – bąknęłam zrezygnowana.
Wolnym krokiem przemierzyłam kilka metrów dzielące oba gabinety. Odetchnęłam głęboko i zapukałam.
– Proszę – usłyszałam za drzwiami, więc weszłam do środka.
Szef siedział za biurkiem ze wzrokiem wlepionym w monitor komputera. Stukał coś na klawiaturze, mamrocząc po cichu pod nosem. Zrobiłam kilka kroków w przód i wtedy podniósł wzrok.
Wyraźnie zaskoczył i zirytował go mój widok, bo ostentacyjnie wywrócił oczami, czego nie byłam w stanie zignorować.
– Rozumiem, że nie jest pan zadowolony z powodu mojej obecności, ale ja się nie prosiłam, by tu być i szczerze mówiąc, nawet o takim czymś bym nie pomyślała. Oliwia jednak wczoraj mnie bardzo długo o to prosiła, więc się zgodziłam. Jeśli to panu nie odpowiada, to proszę wprost jej to powiedzieć, by poszukała kogoś innego na moje miejsce. – wydusiłam jednym tchem.
– Skończyłaś? – zapytał, kładąc łokcie na biurko i podpierając dłońmi podbródek.
– Tak. To dokumenty, które musi mam podpisać. Czeka na nie pani Marta – starałam się mówić spokojnie, mimo że gotowało się we mnie.
Położyłam pliki dokumentów na drewnianym blacie biurka i ruszyłam w stronę drzwi.
– Zaczekaj, zaniesiesz jej to.
Zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam w jego stronę. Nie miałam najmniejszej ochoty zostawać w jego gabinecie i czekać aż łaskawie skończy wszystko podpisywać.
– Jestem asystentką Oliwi, nie pana – palnęłam, po czym ugryzłam się w język, ale było już za późno. – To znaczy, muszę szybko zanieść ważne dokumenty do działu kadr, czekają na mnie – dodałam, chcąc ratować sytuację.
– Żebym ja nie musiał zanosić tam twoich dokumentów – bąknął pod nosem, wykonując pierwszy podpis.
Zrozumiałam przekaz i w sekundę zrobiło mi się duszno.
– Słucham? – zapytałam, chcąc udawać, że nie usłyszałam tego, co powiedział.
Czerwieniące się policzki zdradzały jednak, że kłamałam. Na szczęście jego spojrzenie skupione na dokumentach wydawało się tego nie dostrzegać.
– Nic. Możesz iść – odpowiedział, nie patrząc na mnie.
Obróciłam się na pięcie i szybko opuściłam gabinet, będąc świadoma, że stąpam po bardzo cienkiej linii. Wróciłam do gabinetu Oliwi.
– Co tak szybko? Nie ma teraz czasu?
– Wypełnia dokumenty. Sam je dostarczy.
– A, okej.
– Co mam teraz zrobić?
– Teraz? – Rozejrzała się po gabinecie. – Możesz nam zrobić porządne kawy.
Zadowolona, że została mi przydzielona, tak prosta czynność podeszłam do ekspresu. Nie wyglądał na tak drogi, jak ten w gabinecie Szymona, ale w dalszym ciągu było widać, że firma nie oszczędzała na takich rzeczach.
Z dwoma szklankami latte wróciłam do biurka Oliwi i zajęłam miejsce naprzeciwko niej.
– Dziękuje. – Uśmiechnęła się szeroko. – O trzynastej mam spotkanie. Nie ma potrzeby, abyś szła na nie ze mną, więc zostaniesz i poasystujesz w tym czasie Szymonowi.
– Jeśli tak będzie, to pewnie stracę nie tylko chwilowy stołek twojej asystentki, ale również posadę kelnerki – rzuciłam pół żartem, pół serio.
– Nie przesadzaj. Jeśli chciałby cię wyrzuć, urządzę mu tu piekło – zaśmiała się głośno, swoim zaraźliwym śmiechem Oliwia. – Ale zróbmy sobie chwilkę przerwy od gadania o pracy. Lepiej opowiedz co u ciebie. Rozstaliście się z Marcinem czy próbujecie związku na odległość?
Westchnęłam nieco zaskoczona bezpośredniością sekretarki.
– Rozstaliśmy się. Znaliśmy się zbyt krótko, by to mogło się udać, uczucia nie były na tyle silne.
– Rozumiem, ale chyba masz kogoś na oku? Nie chcę być wścibska, ale kiedyś jak wychodziłam z pracy widziałam, że wsiadłaś do jakiegoś samochodu na miejsce pasażera. To jakiś kolega?
– Możesz być wścibska, nie mam nic do ukrycia –zaśmiałam się. – To mój współlokator, przyjeżdża po mnie, bo boję się sama wracać w nocy – wyjaśniłam.
– Racja, lepiej na siebie uważać. Skąd się znacie?
– Z ogłoszenia. Miał pokój do wynajęcia i do niego zadzwoniłam, gdy musiałam opuścić mieszkanie Marcina.
– A powiedz jeszcze czy jest przystojny? – zachichotała.
– Oj, tak. To w połowie Hiszpan.
– To może będzie coś między wami? – zasugerowała, śmiesznie ruszając brwiami.
Jej mina tak mnie rozbawiła, że wybuchłam śmiechem.
– Nie, traktujemy się raczej po koleżeńsku – mówiłam przez śmiech. – Nie ma tej chemii, no wiesz tego czegoś między nami.
– To może ja się na niego skuszę jak taki przystojniak. – Mrugnęła okiem.
– Z chęcią was zapoznam. Wpadnij kiedyś do mnie. A jak ty się czujesz? Jest już lepiej? – zapytałam, poważniej.
– Jak tylko znajdę czas – powiedziała, lekko się uśmiechając. – Wiesz, staram się o tym nie myśleć. Szymon daje mi wystarczająco dużo obowiązków, bym wolnego czasu miała jak najmniej. Z jednej strony to dobrze, gdy wpadam w wir pracy, nie mam czasu zaprzątać sobie głowy zbędnym myśleniem o życiu prywatnym – wyznała.
– To dobrze, że się nie zamartwiasz – przyznałam – ale z drugiej strony ty się tu zaharujesz na śmierć.
– Bez przesady, miałam niedawno trochę odpoczynku, a za nadgodziny dobrze mi płacą.
– No mam nadzieje, skoro siedzisz tu do nocy. A, właśnie! Do której dzisiaj pracujemy? Nie śpieszy mi się nigdzie ani nic. Pytam z ciekawości.
– W zasadzie to nie mam pojęcia. Szef nam dzisiaj skomplikował wszystko, przychodząc tak późno. Myślę, że dłużej nie będę niż do szesnastej nie będę cię trzymać.
– A ty będziesz siedzieć do jedenastej?
– A co mam robić? Do pustego mieszkania mi się nie spieszy, a na imprezy jestem za stara.
– Żartujesz sobie ze mnie? – zapytałam, unosząc brew.
– No dobra, może nie ciałem, ale mentalność mam sześćdziesięciolatki. – Zaśmiała się. – Dobra koniec tych pogaduszek. Czas brać się do pracy – oznajmiła poważnym tonem, po czym wypiła ostatni łyk kawy.
– Dobrze, szefowo. Co mam robić?
– Proszę – powiedziała, wręczając mi kilka kartek. – Skseruj to. Oryginał zanieś do działu kadr, a kopię wróć do mnie. A to – mówiła, wkładając kartki w białą teczkę – zanieś do gabinetu Marty.
– Okej – przytaknęłam, po czym wyszłam z gabinetu.
Gdy skończyłam pomagać Oliwii przygotowywać potrzebne dokumenty na spotkanie, obie opuściliśmy gabinet.
– Odprowadzę cię do Szymona i tak mam do niego pytanie.
Zapukała w drzwi i nie czekając na odpowiedź, otworzyła je. Ku naszemu zaskoczeniu szef stał przed samymi drzwiami.
– Dobra ja mam szybkie pytanie, bo nie dostałam od ciebie żadnych informacji. Jak udało się spotkanie z panem Jackiem? Przygotowane przeze mnie dokumenty były wystarczające?
– Ostatnio miał mało czasu, więc postanowiliśmy przełożyć spotkanie – odpowiedział szef.
– To daj, znać jak poszło. Wychodzisz gdzieś?
– Planowałem coś zjeść – odpowiedział niepewnie pracodawca.
– To super! Zabierzesz ze sobą Zuzannę, ja lecę na spotkanie. Nie wiem, kiedy wrócę, ale pod moją nieobecność ona będzie twoją asystentką. Dobra lecę, bo się spóźnię – powiedziała, po czym zniknęła w windzie.
– W takim radzie chodźmy – zaproponował mężczyzna, wskazując dłonią w kierunku windy.
– Jeśli chce pan zjeść, to mogę zaczekać tutaj – bąknęłam niepewnie, niezadowolona wizją wspólnego posiłku.
– Zapraszam na obiad. Niech to będzie taka forma przeprosin za moje zachowanie – powiedział zmieszany, drapiąc się po głowie.
– No dobrze – zgodziłam się, wiedząc, że odmowa nie wyglądałaby najlepiej.
Wsiedliśmy razem do windy, a szef wybrał piętro minus jeden.
Czułam na sobie jego spojrzenie, więc podniosłam wzrok. Patrzył tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale mimo to milczał. Stresowało mnie jego intensywne spojrzenie i cisza między nami, ale na szczęście drzwi windy się otworzyły.
Szymon ruszył przodem w kierunku samochodu, a ja szłam dwa kroki za nim.
Podszedł do drzwi od strony pasażera i otworzył je, następnie zaprosił mnie gestem dłoni. Siadając, zastanawiałam się, czy wyniósł takie maniery z domu i naprawdę taki jest, czy to tylko wyuczona poza, którą odgrywa jako właściciel hotelu.
– Mam zarezerwowany stolik w restauracji. Kilka minut drogi stąd. – Mrugnął i odpalił samochód.
Już przed wejściem do restauracji, wiedziałam, że nie jest to tani lokal, a taki do jakich nie byłam przyzwyczajona. Szymon puścił mnie przodem i weszłam do dużego pomieszczenia. Sala urządzona w nowoczesnym stylu w kolorach bieli, czerni i brązu, z którymi idealnie komponowała się zieleń kwiatów i drzewek donicowych porozstawianych co kawałek.
Na przywitanie nam wyszedł kelner.
– Witam państwa. Zaprowadzę was do stolika – powiedział, co oznaczało, że nazwisko szefa dobrze znał. Uśmiechnięty omiótł wzrokiem kartkę w notesie, po czym spojrzał na nas. – Proszę tędy – oznajmił blondyn.
Podeszliśmy do kwadratowego stolika, przy którym stały cztery czarne krzesła. Moją uwagę jednak przykuła ogromna, szklana gablota pełna alkoholi, stojąca ze stolikiem. Butelki ładnie się prezentowały, a podświetlane półki tylko im to ułatwiały. Kelner odsunął krzesła i zajęłam jedno z miejsc.
– Zaraz przyniosę karty menu. Czy podać państwu od razu coś do picia?
– Nie, dziękujemy – odparł za nas szef.
Kelner zniknął, a my zostaliśmy sami z niezręczną ciszą, którą podkreślała tylko delikatna muzyka w tle.
No mogliby tu dźwięk świerszczy puścić.
Po kilku sekundach na szczęście wrócił i położył przed nami karty menu, po czym odszedł.
Otwarłam ją i omal nie otworzyłam ust, widząc ceny.
– To moja ulubiona restauracja. Próbowałem tu wszystkiego i wszystko mogę ci polecić.
Omiotłam wzrokiem dania i ich ceny.
– Spokojnie, ja płacę – dodał.
– Nie ma takiej potrzeby – odpowiedziałam z uśmiechem na ustach i smutkiem w sercu. Postanowiłam mimo wszystko wybrać coś najtańszego.
– Ja zamówię stek z polędwicy wołowej, ale jeśli masz ochotę na coś innego, to może grillowana ośmiornica?
– Nie lubię owoców morza – uśmiechnęłam się. – Moja ciocia robiła przepyszną zupę dyniową, więc chyba się skuszę na ten krem z dyni.
– A co do picia? – zapytał, wyglądając na mnie zza karty.
– Nie mam w zwyczaju przepijać zupy – zaśmiałam się, chcąc rozluźnić atmosferę.
Szef podniósł dłoń do góry i po kilku sekundach podszedł do nas uśmiechnięty kelner. Szymon nie czekając, aż ten otworzy usta, zaczął zamawiać:
– Dla mnie stek z polędwicy oraz szklanka wody, a dla pani zupa krem z dyni.
– To wszystko? – zapytał, notując.
– Tak, dziękujemy – odpowiedział mężczyzna, po czym zwrócił się do mnie: – Jak ci się współpracuje z Oliwią?
– Bardzo dobrze, ona tryska optymizmem dookoła i nim zaraża. Choć muszę przyznać, że ja nie jestem odpowiednia na to stanowisko, nie mam wykształcenia.
– Nie zawsze w życiu liczy się wykształcenie, zaradność też jest ważna. Mówiłem Oliwi, by szukała, kogo chce, ale skoro wybrała ciebie, to nie będę tego kwestionował. Wolę, by pracowała z kimś, z kim ma dobry kontakt, niż z osobą, z którą nie mogłaby dojść do porozumienia.
– Racja.
– W ostatnim czasem zasypałem ją pracą i mam nadzieję, że choć trochę ją odciążysz. Również będę się starał, by miała mniej obowiązków.
– To prawda, ostatnio za dużo pracuje. Raz opuszczała firmę, gdy ja kończyłam drugą zmianę. Taki tryb pracy może się odbić na jej zdrowiu.
– Tak wiem o tym. Mam pomysł, może jutro dopilnujesz, byście wyszły z pracy równo o piętnastej? Pójdziecie do kawiarni albo do kina? Ja zostanę w pracy dłużej, więc Oliwia będzie mogła wyjść spokojnie.
– Tylko wątpię, żeby chciała.
– Więc musisz zrobić wszystko, by się zgodziła. Dla jej zdrowia oczywiście.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy – zapewniam.
Po chwili przyszedł kelner z naszym zamówieniem. Jak się domyślałam, porcje były małe, ale podane i przyozdobione tak, że wyglądały bardzo drogo. Nigdy nie rozumiałam tak zbędnego wydawania pieniędzy, na rzeczy tylko po to, by płacić za prestiż, a nie za sam produkt.
– Smacznego – powiedzieliśmy jednocześnie i zabraliśmy się za jedzenie.
Zupa faktycznie była bardzo pyszna, ale pochłonęłam ją zdecydowanie za szybko, bo Szymon był dopiero w połowie swojej porcji. Byłam przyzwyczajona do jedzenia w pośpiechu i trudno mi było to kontrolować.
Gdy mężczyzna odłożył sztućce, spojrzał poważnie na mnie.
– Dotrzymujesz złożonej mi obietnicy?
Przełknęłam ślinę, próbując pozbyć się narastającej guli w gardle. To pytanie wywołało negatywne emocje i powrót myślami do sytuacji sprzed kilku tygodni.
– Zawsze dotrzymuję obietnic – oznajmiłam, starając się uśmiechnąć.
Nagle jego ciepła dłoń wylądowała na mojej, leżącej na stoliku obok talerza. Momentalnie się spięłam i poczułam niezręcznie.
Jego intensywne spojrzenie mnie paraliżowało i powodowało rumieńce na policzkach.
Nagle jednak cofnął dłoń i odchrząknął.
– Pójdę uregulować rachunek – rzucił szybko i odszedł od stolika.
Śledziłam go wzrokiem, zastanawiając się nad jego dziwnym zachowaniem. Po chwili wrócił.
– Idziemy? Mam mało czasu – oznajmił stanowczo, więc wstałam z miejsca i opuściliśmy restaurację.
Droga powrotna do hotelu minęła nam w milczeniu. Gdy zatrzymał samochód na podziemnym parkingu, nie czekałam, aż wysiądzie i otworzy mi drzwi, choć wiedziałam, że tak by zrobił.
Pierwsza pociągnęłam za klamkę, ale Szymon zatrzymał mnie, łapiąc za nadgarstek. Nachylił się nade mną i zatrzasnął drzwi z powrotem.
– Poczekaj – powiedział półszeptem, który nagle nie wiedzieć czemu, wydaje mi się bardzo seksowny.
Dodatkowo jego bliskość sprawiała, że czułam się niezręcznie, a mocny zapach jego perfum sprawiał lekkie zawroty głowy.
– Tak? – zapytałam, licząc, że jak najszybciej opuścimy samochód.
Milczał, ale patrzył tak intensywnie, że miałam wrażenie, że chce mi coś przekazać samym spojrzeniem. Widziałam w tym spojrzeniu coś, co niesamowicie kusiło, ale i coś, co sprawiało, że chciałam przerwać tę sytuację.
– Spieszył się pan – przypomniałam.
– Niezupełnie – szepnął, lekko się uśmiechając.
Zsunęłam wzrok z jego oczu, na pełne usta wygięte w lekkim półuśmiechu. Po sekundzie wróciłam wzrokiem do oczu, ale byłam pewna, że do zauważył. Uśmiechnął się szerzej i mogę przysiąc, miałam wrażenie, że czytał mi w myślach, co spowodowało, że moje policzki płonęły jeszcze bardziej.
Kilka centymetrów dzielących nasze twarze były stanowczo za małą i jednocześnie za dużą odległością. Płytkie oddechy były jednocześnie niepoprawne i jak najbardziej na miejscu.
W końcu Szymon zmniejszył dzielącą nas odległość i dotknął ciepłymi wargami moich ust. Cmoknął je lekko, jakby badając czy może.
Wiedziałam, że nie powinnam, ale jednocześnie tak bardzo tego chciałam.
Rozchyliłam usta, a mężczyzna łapiąc mnie za szyję, pogłębił pocałunek. Czułam, że tracę oddech i chciałam, by ta chwila się nie kończyła. Choć gdzieś z tyłu głowy krążyły myśli, że to błąd.
Gdy Szymon przerwał pocałunek, szepnęłam prosto w jego usta:
– Nie powinniśmy.
Po czym szybko wysiadłam z samochodu, chcąc ostudzić emocje chłodem panującym na parkingu. Oparłam się o drzwi samochodu i próbowałam wyrównać oddech. Słyszałam, że szef wysiadł z samochodu i zmierzał w moją stronę. Już po chwili stanął tuż przede mną i położył dłonie na moich ramionach.
– Dlaczego nie powinniśmy? Co stoi na przeszkodzie?
W tamtym momencie chciałam zapaść się pod ziemię. W głowie nagle miałam pustkę, jakby wszystkie szare komórki zanikły.
– Jesteś moim szefem – bąknęłam nieśmiało pierwsze, co w końcu przyszło mi do głowy.
– I co w tym złego? Ze współpracownikiem mogłaś być, szef jest od niego gorszy? – zapytał kpiąco, z głupim uśmieszkiem. Widziałam, że czuł się od niego lepszy.
– Jest. Właśnie dlatego – rzuciłam zirytowana. – Zapomnijmy o tym.
– Ja nie zapomnę – mrugną okiem. – Chodź, mamy dużo pracy – powiedział, jak gdyby nigdy nic, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę windy.
Oliwia, błagam wracaj!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro