Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48 Szymon


Trzy tygodnie później...

Przeniosłem zmęczony wzrok na Diega, który właśnie dopijał napój energetyczny. Przetarłem dłońmi ciężkie powieki i z całych sił starałem się skupić na rozmowie.

– Jak jednak wiecie to, że wszystko spłonęło, nie daje nam bezpieczeństwa. Nie mamy pewności czy czacha nie zabezpieczył się, tworząc kopie lub czy nie dostarczył czegoś policji wcześniej. Spróbuję się czegoś dowiedzieć dzięki znajomości w policji, ale niczego nie obiecuję. Nie wiedząc, kto może być w to zamieszany, nie wiemy gdzie szukać – mówił spokojnym głosem czterdziestolatek. – A co z waszym planem podsłuchu? Może to by nas do czegoś doprowadziło.

– Sprawa nie jest łatwa, ale zaczyna iść w dobrym kierunku. Rosjanka jeszcze nie zabrała chłopaka do pokoju hotelowego, ale widują się codziennie, zbliżyli się do siebie. Zakładam, że w tym tygodniu uda mu się.

– Oby jak najszybciej. Czas nie działa na naszą korzyść – powiedział poważnym tonem mężczyzna.

Patrzyłem na niego, gdy poprawiał wąsy. Następnie przeczesał palcami czarno-siwe włosy i spojrzał na mnie brązowymi oczami. Kilka zmarszczek na jego twarzy dodawało mu powagi.

– Szymon masz jakiegoś dobrego prawnika?

– Nie – westchnąłem. – Myślałem o Aleksandrze, ale może w tej sytuacji trzymać stronę czachy. W końcu do niego się zwrócił o zlecenie...

– Zaraz, zaraz! – przerwał mi, wyraźnie ożywiony. – Ten Aleksander, o którym myślę? On korzysta z takich usług?

– Już nie – wtrącił, milczący do tej pory Damian.

Wszyscy trzej spojrzeliśmy na niego pytająco.

– Nie mówiłem, bo nie sądziłem, że to ważne. Aleksander zerwał umowę z czarną, nie pamiętam imienia. Jak twierdzi kobieta, zakochał się i próbują wraz z blondyną stworzyć normalny związek.

Wymieniliśmy z Diegiem skonsternowane spojrzenia. Nie był to jednak czas na rozmowę o takich rzeczach, więc przemilczeliśmy to.

– Jeżeli zdobędziecie dowody na to, że Alex korzystał z takich usług będziemy w stanie go przeciągnąć na naszą stronę. Kto wie, może jest zamieszany w całą sprawę i może zna cały plan czachy. Z pewnością poważanemu prawnikowi nie odpowiadałby smród wokół jego osoby.

– Zajmę się tym – oznajmił z uśmiechem Diego.

Widziałem w jego oczach nadzieję.

Nadzieję, na którą ja nie byłem w stanie sobie pozwolić.

– Jeśli to nie wyjdzie, ile nam grozi? – odważyłem się w końcu zapytać o to wprost.

– Stręczycielstwo do trzech lat pozbawienia wolności, sutenerstwo do lat pięciu. Czy wśród tych kobiet były osoby małoletnie?

– Nie szukałem dziwek wśród dzieci! – warknąłem poirytowany.

– Nie chodzi o dzieci. Osoba małoletnia to osoba, która nie ukończyła osiemnastego roku życia.

Czułem, jak źrenice mi się powiększają, a oddech momentalnie przyspieszył. Spojrzałem na Diega, który też wyraźnie się przejął.

– Dbałem o to, by dziewczyny przekroczyły wiek zgody obowiązujący w Polsce, a i tak młodszych niż szesnastolatki nie braliśmy, ale mogły się zdarzyć niepełnoletnie. Nie dbałem czy brakuje im coś do osiemnastki, czy nie – wyjaśnił Diego.

– Ile? – z moich ust padło owiane paniką pytanie.

– Dekada.

– Może Zuzanna poczeka – zażartował Diego, co skwitowałem krótkim śmiechem. – Śmiech przez łzy? – zapytał z szyderczym uśmiechem na ustach.

– Kurwa! Diego, ale cię humor trzyma dzisiaj – skomentowałem, poważniejąc.

– Wyluzuj. Staram się poprawić atmosferę. Kij w dupie nam nie pomoże.

– Diego ma rację – wtrącił Piotr. – Trzeba być dobrej myśli. Spotkajmy się w sobotę. Niech do tej pory tamten chłopak za wszelką cenę dostanie się do pokoju kobiety i założy podsłuch. A ty, Diego załatw haki na Aleksandra. Tyle, ile tylko zdołasz. I najważniejsze! Nie róbcie nic bez mojej wiedzy, w tej sytuacji musimy być wyjątkowo rozważni. Na razie chłopaki.

– My w zasadzie też już się zbieramy – oznajmił Diego, wskazując głową na Damiana.

– Jasne, odprowadzę was.

Wyszliśmy z gabinetu i odprowadziłem całą trójkę do drzwi wejściowych.

Pożegnałem się z wszystkimi uściskiem dłoni i zamknąłem za nimi drzwi. Spojrzałem na zegar wiszący na korytarzu, który wskazywał godzinę drugą.

Już dawno powinienem spać.

Szybko wróciłem na górę i położyłem w wygodnym łóżku.

Jednak nie mogłem zmrużyć oka. Głupie myśli i złe przeczucia nie dawały mi spokoju. Od kilku tygodni tkwiłem w martwym punkcie i zdawałem sobie sprawę, że najbliższe dni będą decydujące.

Dźwięk powiadomienia sprawił, że spojrzałem na nocną szafkę, oświetloną słabym światłem wyświetlacza. Wyciągnąłem rękę przed siebie i wziąłem komórkę.

Numer, z którego wysłano wiadomość, był nie zapisany, więc upewniłem się, że należał do informatora, który przekazywał mi informacje od Diega i nie tylko. Dopiero po przeczytaniu numeru odczytałem treść wiadomości.

Od godziny 22 do teraz, w trzech k należących do prac. C zjawiła się policja.

– Kurwa! – zakląłem na głos.

Wybrałem opcję wysłania jednej wiadomości do kilku osób i zaadresowałem ją do Diega, Piotra i Damiana.

Obawiam się, że mamy znacznie mniej czasu, niż zakładaliśmy. Do jutra, do 19 panowie.

Odłożyłem telefon na miejsce i przekręciłem się na plecy, gapiąc się na losowy punkt w ciemności.

Z jednej strony zaczynałem żałować, że nie przyjąłem propozycji czachy, a z drugiej nie miałem pojęcia, na ile gwarantowałoby mi to bezpieczeństwo. Przecież zgodzenie się na jego pomysł, byłoby jawnym wystawieniem się, strzałem w kolano. Dopiero wtedy byłbym na celowniku policji. A może właśnie o to chodziło? Może czacha zrozumiał, że zrobiło się niebezpiecznie. Może postanowił magicznie mnie wywindować, policja zajęłaby się wszystkimi, a mną na samym końcu i myśląc, że rozbili całą grupę, odpuściliby. Wtedy czacha zostałby sam, mógłby działać nawet na mniejszą skalę, ale bezpieczniej. Mógłby prowadzić pełno klubów i to nawet takich bez usług kobiet, a przy tym miałby duże zyski, bo wcześniej pozbyłby się konkurencji.

A może mi już po prostu odbija, bo ta teoria jest mocno naciągana i nie ma najmniejszego sensu. Chyba że czacha współpracuje ze skorumpowaną psiarnią. Dobra to tym bardziej sprawia, że poprzednia teoria nie ma żadnego sensu. A może ma? Kurwa, pogubiłem się w tym wszystkim za bardzo.



      Budzik zadzwonił o siódmej rano. Niechętnie zwlokłem się z łóżka i przygotowałem na pójście do pracy.

W gabinecie przywitała mnie Oliwia w dobrym jak na nią (w ostatnim czasie) humorze.

– Zrobiłam nam kawę – oznajmiła, pokazując na biurko, na którym stały dwie filiżanki.

– Bardzo dobrze. Tego mi było trzeba. – Uśmiechnąłem się i zająłem miejsce w fotelu. – Coś się stało? – zapytałem, podnosząc wzrok znad kubka kawy na Oliwię, której wyraz twarzy zmienił się w sekundę.

– Nie, to nic takiego – odparła, gasząc ekran wyświetlacza i zajmując miejsce w fotelu. – Do której godziny dzisiaj pracujesz?

– Po południu muszę wyjść. Dlaczego pytasz?

– Myślałam, że popracujemy do późna. Wiesz, że jest sporo pracy, a wszystko jest ostatnio na mojej głowie.

– Wiem, Oliwia bardzo cię przepraszam, ale naprawdę dzisiaj muszę wyjść wcześniej. Mam ważne spotkanie.

– Diego nie może się tym zająć? – zapytała, zawieszając się na chwilkę w połowie pytania.

Od bardzo dawna nie słyszałem z jej ust jego imienia.

– Niestety nie może. Masz jeszcze jakieś pytania? – zapytałem, odkładając filiżankę na biurko.

– W zasadzie tak, jedno. Jaki związek ma Zuzanna z Diegiem? – zapytała z posągową miną. Wiedziałem jednak, że jej obojętny ton był tylko przykrywką.

– Oliwia proszę, nie mieszaj się w to. Nic ich nie łączy, to mogę ci obiecać.

– Więc dlaczego odbiera ją z pracy?

– Skąd o tym wiesz?

– Widziałam ich w zeszłym tygodniu. Odbierał ją po drugiej zmianie.

– Ty o takiej godzinie wychodzisz z pracy? – zapytałem, podnosząc jednocześnie ton i swój tyłek z fotela. Spojrzałem na nią surowym, oskarżycielskim wzrokiem.

– A co cię dziwi, skoro wszystko zostawiasz na mojej głowie? – zarzuciła, sprawiając, że wróciłem na fotel.

– Obiecuję, że to się zmieni. Pozwalam ci poszukać sobie kogoś do pomocy. Zatrudnimy kogo tylko zechcesz. Ja naprawdę teraz nie mam do tego głowy.

Patrząc prosto w jej oczy zrozumiałem, że będzie to oznaczać kłopoty. Uśmiechnęła się lekko i otworzyła lekko usta, zadowolona z siebie.

– Chcę do pomocy Zuzę – oznajmiła spokojnym, pewnym głosem.

– Nie – zaprzeczyłem, kręcąc jednocześnie głową. – Zwariowałaś?! Co to za pomysł?! Ona nie ma żadnych kwalifikacji do tego.

– Po pierwsze to prosiłabym, aby szef na mnie nie krzyczał, ponieważ to mnie dekoncentruje w pracy, a po drugie to ona nie musi mieć kwalifikacji. Będę zlecać jej proste rzeczy, z którymi bez problemu sobie poradzi.

– Oliwia w tej chwili rozmawiasz przy kawce, nie pracujesz, więc nie wyjeżdżaj mi tu z dekoncentracją. Zuzanna nie ma żadnych kwalifikacji do tego, zamiast niej możemy zatrudnić kogoś, kto ma wiedzę i naprawdę realnie cię odciąży.

– Ona mi w zupełności wystarczy.

– Nie. Wybierz sobie inną kelnerkę albo najlepiej sprzątaczkę – rzuciłem oschle, posyłając jej wkurwione spojrzenie.

Dźwięk przypomnienia z telefonu Oliwi przerwał naszą rozmowę. Spojrzała nerwowo na telefon, po czym w pośpiechu wypiła resztę kawy i wzięła kilka teczek leżących na biurku.

– Przepraszam, musimy zakończyć tę rozmowę. Mam spotkanie. – wyjaśniła i wybiegła z gabinetu.

Włączyłem komputer i sprawdziłem kalendarz. Oczywiście Oliwia zaplanowała mi cały dzień pracy do osiemnastej, ale niestety nie było to realne.

Z niechęcią przeczytałem informacje odnośnie spotkania, które miałem odbyć w południe i zająłem się przygotowywaniem materiałów na owe spotkanie.

Spóźniony, szybkim krokiem przekroczyłem drzwi restauracji. Rozejrzałem się po sporej sali i mina mi zrzedła, widząc mężczyznę siedzącego w rogu. Kojarzyłem jego twarz ze spotkań. Był jednym z klientów, dość wymagającym. Spojrzałem na teczkę z dokumentami. Faktycznie imię się zgadzało, ale nigdy nie znałem jego nazwiska.

Pulchny mężczyzna skinął okrągłą twarzą w moją stronę, dając mi tym znak, ze wcale się nie pomyliłem. Podszedłem więc do stolika, przy którym siedział.

Na stole stał szampan i dwa kieliszki oraz dwie karty menu.

– Nie mnie się spodziewałeś? – zapytał z szerokim uśmiechem.

Skrzywiłem się lekko, widząc, jak rozciągnęła się blizna na jego policzku. Gdyby nie trwonił jak głupi swoich pieniędzy w klubach na alkohol i prochy zapewne, by jej nie miał lub gdyby przynajmniej miał jakikolwiek szacunek do kobiet, bo może i bez prochów czy alkoholu jest takim chujem. W każdym razie należało mu się, skoro chciał do seksu zmusić przypadkową kobietę, myśląc, że to dziwka. Jej facet szybko zareagował, okładając go butelkami, które akurat miał pod ręką. Już drugiego dnia zrobiło się o nim głośno, ale szybciutko zamiótł sprawę pod dywan. A pieniądze z pensji polityka znacznie pomogły. Mimo wszystko do wielu klubów nie jest wpuszczany, uznany za problemowego klienta, który oprócz kilku tysięcy zysku może przynieść również niepotrzebny rozgłos klubowi.

Niebieskie oczy patrzyły na mnie kpiąco i zdałem sobie sprawę, z tego, że się zawiesiłem stanowczo na zbyt długo.

– Nie poznałem cię. Nie znałem wcześniej nazwiska – wyjaśniłem szybko.

– A, rozumiem. Siadaj, porozmawiamy. Napijesz się? – zapytał, przywołując dłonią kelnera i wskazując mu, by nam nalał.

– Właściwie to przyjechałem samochodem – odpowiedziałem, ale mimo to kelner zdążył już napełnić mój kieliszek.

– Ja też, kieliszek ci nie zaszkodzi.

– Ja nie mam immunitetu – zaśmiałem się gardłowo, po czym zwilżyłem usta musującym alkoholem. – Będziemy rozmawiać o tym, o czym powinniśmy, czy to tylko jakaś szopka?

– Bystry chłopak! – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – Ciężko się z tobą skontaktować – zaczął wprost. – Słyszałem, że zrobił się jakiś szum, jakieś afery, policja zwiedza lokale.

– Widzę, że informatorzy nie próżnują. – Zaśmiałem się w głos. – Co cię martwi? Dlaczego spotykasz się więc bezpośrednio ze mną, a nie z moim przełożonym?

Mężczyzna rozglądał się nerwowo po pomieszczeniu i spojrzał mi prosto w oczy.

– Twój przełożony już nie jest twoim przełożonym – oznajmił ściszonym głosem. – Co was poróżniło.

Prędzej zaufam notorycznemu kłamcy niż politykowi.

– Zrezygnowałem z tego interesu. Jak sam widzisz, policja coraz bardziej węszy, to koniec mojej działalności.

– Mówisz poważnie? – zapytał zaskoczony. – Hotel nie przyniesie ci takich zysków, jakie przynosi organizacja.

– Jestem tego świadomy, jednak wolność jest dla mnie ważniejsza od pieniędzy. Chyba rozumiesz.

– Może jakoś się dogadamy? Dostarczę ci wszelkich informacji z policji?

– A czego oczekujesz w zamian? – zapytałem, gładząc podbródek.

– Zniszczysz wszystko, co mogłoby mnie pogrążyć. Nawet nagrania z klubów. Jeśli policja rozbije wam burdele, zajmą się szanowanymi klientami. I to głównie skupią się na politykach i księżach. Będzie narodowa afera. Nie chcę w niej uczestniczyć.

Czyli nie słyszałeś o Wrocławskim pożarze lub nie połączyłeś go z interesami czachy. Bardzo dobrze.

– Ale jesteś świadomy, że jeśli ktoś się tym zajmuje, to na pewno nie policja z miejskiego komisariatu, w którym wlepiają mandaty za zbyt szybką jazdę – zaśmiałem się ironicznie.

– Jestem tego świadomy. Dowiem się wszystkiego, tylko zapewnij mi bezpieczeństwo. Jeśli moja żona się dowie, stracę połowę majątku.

– Było zawczasu podpisywać intercyzę.

– Nie mądrzyj mi się tu, tylko odpowiedz czy zrobisz coś z tym, czy nie. - Opróżnił kieliszek duszkiem, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Dobra, umowa stoi. – Wyciągnąłem dłoń w jego stronę.

– Idealnie. – Powiedział z uśmiechem, ściskając moją dłoń. – Twojej ślicznej sekretarce powiedz, że spotkamy się jeszcze raz jutro.

– Na razie! – Wziąłem do ręki teczkę i opuściłem z uśmiechem restauracje.

Ta gnida może mi pomóc, chyba że jest podstawiona.



      Wieczorem zadowolony Diego wyjaśnił, że chłopakowi udało się założyć podsłuch. Odetchnąłem z ulgą, bo była to jakaś nadzieja. Dodatkowo mieliśmy też dowody na Aleksandra, które dawały nam możliwość szantażu. Ja, ku zaskoczeniu zgromadzonych opowiedziałem im historię dotyczącą Jacka, która mogła dać nam o wiele szerszy obraz sytuacji.

– Myślicie, że może być podstawiony? – zakończyłem swoją opowieść pytaniem.

– Tego nie możemy wykluczyć, ale wydaje mi się być to mało prawdopodobne. Dla pieniędzy nie mieszałby się w takie rzeczy, ewentualnie mógłby się zgodzić na przekazywanie fałszywych informacji, jeśli byłby szantażowany przez czachę lub kogoś z jego ludzi. – odpowiedział mi Piotr.

– Dlatego nie możemy ślepo wierzyć w to, co nam powie – powiedział Diego.

– Oczywiście, mimo wszystko warto brać jego słowa pod uwagę – stwierdziłem.

– Ale jeśli byłby szantażowany, to znaczy, że ktoś byłby w posiadaniu obciążających go materiałów. A jeśli miałby takie, to zapewne miałby materiały obciążające nas – zauważył Damian.

– Niekoniecznie. Czacha mógłby blefować.

Złapałem się za głowę, zmęczony ilością snutych teorii i domysłów. Zaciągnąłem się głęboko powietrzem zatrutym dymem papierosowym. Zdawałem sobie sprawę, że przez ostatnie tygodnie czułem się znacznie gorzej. Każdy dzień pogarszał moje samopoczucie. Potrzebny mi był odpoczynek i relaks, którego niestety nic nie zapowiadało. Nagle poczułem tępy ból głowy. Na mojej twarzy pojawił się grymas, który szybko zakryłem dłońmi. Niestety nie na tyle szybko, by nikt nie zauważył.

– Wszystko w porządku? – zapytał z przecięciem Diego.

– Muszę na chwile wyjść, pooddychać świeżym powietrzem.

Opuściłem gabinet i skierowałem się do sypialni, skąd wyszedłem na balkon. Chłodne powietrze pozwoliło mi odetchnąć pełną piersią, choć z ciężkim sercem. Przytrzymałem się barierki i patrzyłem w dół na ogród.

Z drzew już spadła spora część liści, które tańczyły w małych wirach kilka centymetrów nad ciemną zielenią trawy.

– Jak mam zrealizować obietnicę, jak nawet nie mam czasu widywać Zuzanny? Z resztą, po co miałbym z nią być, skoro jedyne co mnie czeka to odsiadka w pierdlu.

– Nie mógł tak! – usłyszałem za sobą stanowczy głos, na którego dźwięk aż podskoczyłem.

– Diego nie podsłuchuj! – skarciłem go z uśmiechem, obracając się w jego kierunku.

– Wyliżemy się z tego. To nie może się tak skończyć – powiedział, pocieszająco poklepując mnie po ramieniu.

– Mam coraz więcej wątpliwości i coraz gorzej się czuje – wyznałem.

– Musisz odpocząć, wyspać się w końcu porządnie. Zamówię ci na wieczór jakąś kroplówkę witaminową, ładną masażystkę, i porządną kolację. Połóż się dzisiaj wcześniej. Nie musimy siedzieć długo. W zasadzie wszystko jest już załatwione. Teraz czekamy tylko, aż jakaś ciekawa rozmowa się nagra, a to pewnie tylko kwestia kilku godzin.

– Dziękuję Diego. Chyba masz rację, przyda mi się chwila wytchnienia. Zamówisz mi wszystko na dwudziestą pierwszą? I zakończysz to spotkanie? Nie chce mi się już tam wracać.

– Jasne stary. – Poklepał mnie po plecach. – Zajmę się wszystkim, już się zwijamy. Na razie!

– Cześć – odpowiedziałem i odprowadziłem go wzrokiem.

Usiadłem wygodnie w fotelu, patrząc na ogród. Starałem się nie myśleć o niczym, by w myślach nie przeważały te złe. Po chwili zamknąłem oczy, chcąc przywołać obraz uśmiechniętej Zuzanny. Niestety w ostatnim czasie na tyle rzadko zjawiałem się w hotelu, że przypomnienie sobie dokładnie jej twarzy zdawało się być zbyt trudne.

Odpuściłem więc, znów skupiając wzrok na liściach targanych wiatrem.

Chciałbym Diego, żebyś miał rację, żeby to wszystko dało się ładnie odplątać. Chciałbym mieć szanse u Zuzanny. A może? Może pomysł Oliwii może mi pomóc?

Pchnięty przemęczeniem napisałem wiadomość, której żałowałem, leżąc pod kroplówką.

Oliwia, zgadzam się.

Gapiłem się w sufit, myśląc jak to odkręcić.

– Powiesz jej jutro w pracy, że zmieniłeś zdanie – bąknąłem pod nosem.

– Słucham? – zapytała kobieta w białym fartuchu, uważnie mi się przyglądając.

– Nic, mówiłem do siebie.

– To faktycznie źle z panem. – Uśmiechnęła się szczerze.

Bezwiednie odwzajemniłem jej uśmiech, zamykając oczy.



      Obudziły mnie promienie światła rażące oczy mimo zamkniętych powiek. Zerwałem się z łóżka i spojrzałem na zegarek. Pokazywał godzinę jedenastą.

Kurwa!

W pośpiechu się ogarnąłem i wybiegłem z domu. Szybko pojechałem do biura, nie sprawdzając nawet nieodebranych połączeń i wiadomości, których miałem na telefonie mnóstwo. Najpierw skierowałem się do gabinetu Oliwi, bo zapytać ją jak sobie poradziła pod moją nieobecność i jak ma wyglądać mój grafik. Bez pukania wszedłem do środka.

– Cześć Oliwia. Zaspałem.

– To dobrze. - Odetchnęła z ulgą.

– Dobrze? Raczej nie bardzo. Jak sobie poradziłaś?

– Dobrze, bo martwiłam się, że coś ci się stało. No jakoś sobie radzę i... – urwała, słysząc dźwięk otwieranych drzwi.

– Przyniosłam ci te dokumenty, ale... – usłyszałem za sobą głos Zuzanny i w sekundę odwróciłem się.

– Co ona tu robi?! – warknąłem, nie spuszczając surowego spojrzenia z kobiety, która wyglądała IDEALNIE.

Ciemne włosy spięte w warkocz spoczywały na jej prawym ramieniu, twarz zdobił delikatny makijaż. Ubrana w białą bluzkę, granatową spódniczkę i szpilki. Na jej twarzy było widać zmieszanie i zdezorientowanie. Mimo odległości kilku metrów poczułem słodką woń jej perfum.

Perfum, które sam kupiłem. Uśmiechnąłem się w duchu, mimo wciąż surowej miny na twarzy.

– Przecież szef się zgodził – zabrała głos wyraźnie zaskoczona moją reakcją Oliwia.

Kurwa! Miałem to dzisiaj odkręcić. Nie sądziłem, że tak szybko Oliwia skorzysta z mojej zgody. Zapewne domyśliła się, że mógłbym zmienić zdanie.

Minąłem Zuzannę, omiatając ją wzrokiem, co ewidentnie ją speszyło, bo zaczerwieniła się lekko i spuściła wzrok. Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie, wlepiając wzrok w sufit na korytarzu.

Ja pierdole!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro