Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 46 Szymon


– To grubo poleciałeś – skomentował Diego, wybuchając głośnym śmiechem.

– Daj spokój. To jedyne, na co na szybko wpadłem. Ona musi być teraz bardzo rozważna, jeśli jest na celowniku czachy.

– A jednocześnie nie może być świadoma prawdziwego zagrożenia – dodał Diego.

– Dokładnie.

– Obejrzę z nią parę filmów, po których powinna bardziej uważać.

– Taki przekaz podprogowy – mówiłem zamyślony, gładząc kilkudniowy zarost. – Świetny pomysł! Musisz sprawdzić, do kogo należy tamten samochód.

– Jasne zajmę się tym. Wczoraj... – zaczął, ale przerwał, spuszczając wzrok.

– Co wczoraj?

– Nic. Nieważne – odparł, upijając kilka łyków kawy.

– No mów.

– Chodzi o Oliwię. Powiedziałeś, że chciała odejść z pracy? – zapytał niepewnie.

Westchnąłem głośno, spoglądając z zaciekawieniem na przyjaciela.

– Po co pytasz? Interesuje cię to?

– Nie musisz być chamski! – syknął.

– Diego, ja nie jestem chamski. Zadałem zwyczajne pytanie. Nie mieliście kontaktu, a teraz nagle się nią interesujesz.

– A co miałem zrobić? Nie zjawiam się w firmie, chybachyba że na parkingu, skąd odbieram Zuzannę. Sam nie odezwałbym się do niej, nie po tym, jak ona to zakończyła.

– A co miała zrobić?! – zapytałem podniesionym głosem. – Po tym, jak potraktowałeś ją w gabinecie, nie miała innego wyjścia. To była jedyna opcja, by wyszła z tego jakkolwiek z twarzą.

– Przegiąłem, wiem, ale to wszystko twoja wina. Jestem twoim kumplem i zamiast pogadać ze mną normalnie, to ty przyparłeś nas do muru.

– A ty jako kumpel mogłeś mi sam o wszystkim powiedzieć. Zamiast tego, jak ostatni debil musiałem się wszystkiego sam domyślać.

– Bo kurwa Oliwia tego chciała! Zresztą nie zaczynajmy od nowa, już to sobie wyjaśniliśmy.

– Racja.

Głęboko wciągnąłem powietrze do płuc. Utkwiłem wzrok w drewnianym blacie biurka, a dłonie zacisnąłem na jego krańcach.

– Musimy pozbyć się dowodów.

– Tyle to ja też wiem. – Zaśmiał się gorzko Diego. – Tylko jak?

– Sposobem. Tym samym, dzięki któremu Ola trafiła w ręce prawnika.

– Ale my nie mieliśmy na to sposobu. To był czysty przypadek, zbieg okoliczności.

– I znów musi wybuchnąć przypadkowy pożar, z tym że tym razem mniej przypadkowy. – oznajmiłem z chytrym uśmiechem na twarzy.

– Ale jak masz zamiar to zrobić tak, by nie wyszło to na jaw?

– To będzie twoja działka.

– Co? – pisnął zabawnie Diego, na co wybuchnąłem śmiechem.

– Załatwisz ludzi, którzy potrafią to zrobić po cichu i bez śladów.

– Ale... – zaczął, ale przerwałem mu.

– Żadnego ale. Pieniądze nie grają roli. Przecież nasza wolność jest bezcenna, nieprawdaż?

– Racja.

– Świetnie. A jak sprawa z podsłuchem?

– To nie takie proste. Kobieta okazuję się wcale nie być taka łatwa – powiedział Diego, przeczesując palcami ciemną czuprynę.

– Kto nad nią pracuje.

– Student drugiego roku. To chłopak młody, zdolny, ale z biednego domu, dlatego zrobi to dla nas bez problemu, za dobrą opłatą.

– Skąd wiesz, że się komuś nie wygada?

– Bo to dobry chłopak. I jestem strasznym chujem, ale wziąłem go na uczucia. Szczerze? Podle się z tym czuję.

– Co? – parsknąłem. – Ty się z czymkolwiek podle czujesz?

Diego skinął głową, a moje rozbawienie zniknęło w sekundę, widząc poważny wyraz jego twarzy.

– Powiedziałem mu, że moja siostra została zgwałcona przez osobę bliską tej kobiecie i tylko dzięki niej możemy do niego dojść. Zrobiłem to dlatego, że jego młodsza siostra trzy lata temu została zgwałcona przez dwóch mężczyzn, po czym popełniła samobójstwo – wyznał jednym tchem, a ja patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami. – No, powiedz coś!

– No czegoś takiego się po tobie nie spodziewałem – przyznałem szczerze. – Jak dla mnie to trochę przesada wykorzystywać śmierć bliskiej osoby do naszych interesów.

– Wiem, ale zrozum, on jest idealną partią. Zgwałcili ją jacyś Rosjanie, od tamtej pory chłopak uczy się języka rosyjskiego. Przypuszczam, że chce kiedyś w jakiś sposób pomścić siostrę i do tego potrzebny jest mu ten język. Dlatego już wiem, jak mu wynagrodzę to kłamstwo.

– No jak?

– Znajdę ich. Choćby nie wiem, co się działo, znajdę ich dla niego. Wyznam, że akcja była kłamstwem, ale jako przeprosiny ułatwię mu karę lub sam ją wymierzę, gdyby on nie był w stanie. W gruncie rzeczy to dobry chłopak, w żaden sposób niezwiązany z jakąkolwiek przestępczością czy czymkolwiek nielegalnym.

– Jakiś sens w tym jest. Jesteś pewny, że szuka zemsty? Może taki nie jest, może wie, że to w żaden sposób nie pomoże zmarłej siostrze.

– Po co w takim razie uczyłby się Rosyjskiego?

– Nie mam pojęcia.

– Zaczął się uczyć niedługo po śmierci siostry. Jak dla mnie to za duży przypadek.

– Sprawców nigdy nie ukarano?

– Nie. Głównie przez to, że dziewczyna nikomu nie powiedziała o gwałcie. Dowiedzieli się tego dopiero z listu pożegnalnego. Pisała w nim, że po nocach słyszy ich krzyki: Ne dvigaysya suka.

– To okropne.

– Ale nie mówmy już o tym i tak wystarczająco źle się czuję z tym, co zrobiłem.

– Dobrze, rozumiem. To o czym będziemy rozmawiać w takim razie? - zapytałem, unosząc brew.

– Chciałbym o Oliwii. Tylko proszę bez zbędnych docinek – zaznaczył na wstępie.

– No dobra. Co chcesz widzieć?

– Ona serio zostawi tę robotę?

– Nie wiem, Diego. Naprawdę nie wiem. Udało mi się ją przekonać, żeby została miesiąc i wszystko sobie przemyślała, a to jaką podejmie decyzję, zależy tylko od niej. To moja prawa ręką, którą dodatkowo darze ogromną sympatią, ale nie mogę jej zatrzymać na siłę. Jeśli będzie chciała odejść – odejdzie.

– Może ja się z nią spotkam, porozmawiam? – zaproponował Diego.

– Nie, to zły pomysł. Ona musi od ciebie odpocząć, zapomnieć. Namieszasz jej tylko bardziej w głowie.

– Może i masz rację. Będę już spadał, zobaczę co z Zuzanną.

– Jasne na razie.

Opuściliśmy gabinet i skierowaliśmy się na dół, w stronę drzwi wejściowych.

– A zapomniałbym! – krzyknął Diego, trzymając już klamkę. – Torebka Zuzy była w klubie, mam ją w samochodzie. Poczekaj sekundę.

Diego pospiesznie wyszedł z domu, co wykorzystał psiak, przebiegając pod moimi nogami i wybiegając na dwór. Dobiegał do pierwszego schodka, gdy złapałem go i podniosłem.

– Później wyjdziemy na dwór, nie będę ryzykował, że wpadniesz pod koła, Łobuz. – Uśmiechnąłem się, głaszcząc go za uchem.

– Proszę – powiedział Diego, podając mi torebkę.

– Dzięki. Na razie!

– Nara! Pa, kundelku!

Z psem w jednej ręce, a torebką w drugiej wszedłem do domu z powrotem. Postawiłem psa na podłodze, a ten zaczął drapać o drzwi.

– Na razie na balkon. Na dwór wyjdziemy za pół godziny.

Usiadłem w wygodnym fotelu i patrzyłem w bezchmurne niebo.

Jeśli to coś się spierdoli, to pójdę na dno. Nici z Zuzanny ani z wielkiego biznesu. Nici ze szczęśliwego życia, bo jedyne co będę od niego dostawał to czarną kawę w pierdlu.

Spojrzałem na drzewa, których gałęzie delikatnie kołysały się w lekkim wietrze. Pierwsze listki zmieniły już swój kolor na żółty.

– Nim ostatni z was spadnie na ziemię, Zuzanna będzie moja.

Spojrzałem na psinę, która uroczo przekręciła głowę na bok.

– Co mały? Uważasz, że powinienem złożyć tę obietnicę igłom świerka, a nie tym liściom? – parsknąłem.

Po czym zdałem sobie sprawę z tego, że samotne mieszkanie mi nie służy, skoro obiecuje cokolwiek liściom na drzewie.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, szybko przestanę mieszkać sam.

Opuściłem balkon i skierowałem się do gabinetu, gdzie na komputerze zalogowałem się na Skype. Zadzwoniłem do ojca, który po chwili odebrał.

– Witaj synu – przywitał się, uśmiechając do kamerki. – Dawno nie dzwoniłeś.

– Tak, w ostatnim czasie miałem sporo pracy... – zacząłem się tłumaczyć.

– O Szymon! Cześć kochanie! – krzyknęła radośnie mama, wpychając się przed tatę, by być blisko monitora.

– Cześć mamo. Co u was słychać?

– Wszystko dobrze, jestem ciekawa, kiedy w końcu nas odwiedzisz?

– Jeszcze przyjdzie na to pora, spokojnie. – Uśmiechnąłem się. – Zwłaszcza jeśli jedyne, co mi zostanie to ucieczka z kraju – dodałem w myślach.

Poczułem szarpnięcie za nogawkę spodni, więc wziąłem psa na kolana. Radośnie merdał ogonkiem, wyraźnie zaciekawiony komputerem.

– Masz psa? – zapytał zaskoczony ojciec.

– Tak, ktoś go porzucił, więc go przygarnąłem.

– Od zawsze wiedziałam, że wcale nie jesteś taki oschły, na jakiego się kreujesz.

Najwidoczniej zrobiłem bardzo głupią minę, bo ojciec ruszył mi na ratunek.

– Matki zawsze widzą swoje dzieci przez różowe okulary. – Zaśmiał się w głos. – Synu muszę przyznać, że całkiem dobrze sprawują się pracownicy, których mi wysłałeś – szybko zmienił temat.

– Nie sądziłem, że aż tak dbasz nawet o kelnerów – rzuciłem zaskoczony.

– Oczywiście, że nie dbam, zresztą jak ty. Od tego mam ludzi, by decydowali czy ktoś się nadaje, czy nie, ale skoro postawiłeś mnie w takiej sytuacji, nie mogłem nie sprawdzić, czy przypadkiem nie wysłałeś mi kota w worku.

– To cieszę się, że nie jesteś zawiedziony. Wy nie planujecie odwiedzić rodzinnych stron?

– Niestety synu, obawiam się, że w tym roku nie będzie to możliwe – oznajmiła smutnym głosem mama.

– Dokładnie, do wakacji raczej nie będzie to możliwe. Ale mamy nadzieję, że odwiedzisz nas w święta? – zapytał z nadzieją.

– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Do grudnia jeszcze dużo czasu, wiele się może zmienić.

– Masz coś konkretnego na myśli? – zapytała podejrzliwie rodzicielka.

– Nie, ogólnie mówię.

– A liczyłam na poznanie nowej synowej – zaśmiała się.

– Joanno! – skarcił ją ojciec surowym spojrzeniem.

– Nic nie szkodzi. – Wzruszyłem ramionami. – Aczkolwiek na razie nie mam nikogo na oku, więc nie liczcie na to. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż męczenie się z kobietą.

– Jakie?

– Masz jakieś kłopoty?

– Mam problem z sekretarką.

– Z Oliwią? Co się dzieje, przecież to cudowna kobieta.

Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie nieudolne próby matki, swatania mnie z nią. Oliwia była dla niej idealna, a Anita wydawała się próżna. Matka już dawno upatrzyła sobie w Oliwii idealną synową. Piękna, mądra, wykształcona...

– Ktoś jej złamał serduszko i chce odejść z pracy – powiedziałem zgodnie z prawdą.

– Więc szybko ktoś ją musi pocieszyć. – Mrugnęła mama.

– Jest lesbijką – palnąłem, chcąc zakończyć idiotyczną rozmowę.

Na twarzy kobiety pojawił się zawód, z którym musiała poradzić sobie sama.

Rozumiałem ją, Oliwia wydawała się być idealna, a jej głos był dla mnie kojący. Nigdy jednak żadne z nas nie poczuło tego czegoś, tej chemii. No może oprócz tamtego jednego wieczoru... Traktowałem ją jak koleżankę, dobrą koleżankę, ale nic więcej.

– Muszę kończyć. Pies chce iść na pole.

– Jasne, odezwij się znowu.

– Do usłyszenia.

– Pa, synku.

Opuściłem gabinet i wyszedłem na dwór. Ciepłe powietrze napawało mnie optymizmem, mimo zaistniałej sytuacji.

***

Siedziałem wygodnie w fotelu, opierając dłonie na biurku. Patrzyłem bezmyślnie na ekran komputera wyświetlający umowę, którą powinienem uważnie czytać. Zamiast tego czekałem, aż rozlegnie się pukanie do drzwi, wiedząc, że za moment powinna przyjść Zuzanna.

Gdy usłyszałem owe pukanie, ułożyłem się wygodnie w fotelu, poprawiłem krawat i marynarkę.

– Zapraszam! – krzyknąłem, podnosząc wzrok nad monitor.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro