Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45 Zuzanna


       Samo otworzenie oczu spowodowało przypływ paniki. Nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu. Duża sypialnia, której styl wydał się trochę mi znany. Jakbym w podobnej kiedyś była, a mimo wszystko nie byłam w stanie stwierdzić, skąd ten styl kojarzę.

Nie byłam w stanie logicznie myśleć. Gdy mój wzrok wędrował na podłogę, zamarłam.

Prezerwatywa, kajdanki, jakiś sznur, pejcz. Kawałek dalej leżało coś, co wyglądało jak knebel z jakąś kulką i prawdopodobnie korek analny.

Przełknęłam głośno ślinę, czując, jak zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Dotknęłam brzucha, chcąc uspokoić żołądek i wtedy zorientowałam się, że męska koszulka jest jedyną rzeczą, jaką na sobie miałam.

Do oczu napłynęły mi łzy i poczułam tępy ból głowy.

Co ja zrobiłam? Gdzie ja jestem? Gdzie są moje ubrania?

Chaos w głowie nie pozwalał połączyć żadnych faktów.

Podciągnęłam bluzkę, szukając na ciele jakikolwiek śladów. Blizn, siniaków, czegokolwiek. Jedyne co zauważyłam, to duży siniak na zewnętrznej stronie uda, niewiele wyżej kolana.

Myśl! Przypomnij sobie cokolwiek!

Błądziłam myślami po wspomnieniach poprzedniego wieczoru, ale film urwał się w klubie. Potarłam dłońmi pulsujące skronie i wtedy usłyszałam kroki.

Oddech przyspieszył mi jeszcze bardziej, nie wiedziałam, co robić i jedyne, co mogłam to patrzeć w wyczekiwaniu na drzwi. Kroki zbliżały się coraz bardziej, a ja czułam, że za moment mogę stracić przytomność.

W końcu otworzyły się, a ja zastygłam w bezruchu, tracąc oddech.

Postać stojąca w progu miała na sobie luźny, czarny dres, na głowie również czarną kominiarkę. W jednej dłoni trzymał nóż, a w drugiej kij bejsbolowy.Patrzyliśmy na siebie, a sekundy trwały dla mnie całą wieczność. Składałam do Boga nieme modlitwy, obawiając się, że przeżywam ostatnie minuty, może godziny swojego marnego życia.

Mężczyzna zrobił krok w przód, a ja rozglądałam się, szukając drogi ucieczki. Jedyną okazało się okno, ale przez zasłonięte rolety nie byłam w stanie stwierdzić, czy to blok i najwyższe piętro, czy może parterowy dom.Gdy mężczyzna zrobił kolejny krok w moją stronę, było mi wszystko jedno, byleby nie skończyć w łapach tego skurwysyna.

Rzuciłam się do ucieczki, ale jedyne, co zdołałam zrobić to dobiec do okna i złapać za klamkę. Psychol przyszpilił mnie do szyby, jedną ręką dociskając moją głowę, a w drugiej wciąż trzymał kij, który czułam na dole pleców i pośladkach.

– Błagam, puść mnie. – szepnęłam, gdy z moich oczu popłynął potok łez.

Czułam, że cała się trzęsę. Byłam przerażona i nawet gdy uścisk się zwolnił, a mężczyzna odsunął dwa kroki w tył, bałam się wykonać jakikolwiek ruch.Nie byłam w stanie się bronić ani racjonalnie myśleć. Powoli odwróciłam się w jego stronę. Stał i patrzył na mnie, z jego oczu biła wściekłość.

Ostrożnie uniosłam lewą dłoń, by otworzyć okno, ale mężczyzna w kominiarce nie pozwolił mi. Przecząco pokręcił głową.

Przeklęłam się w myślach, za to, że dałam się wyciągnąć na imprezę. Psychol zbliżył się znów o krok, następnie o drugi. Nasze ciała dzieliły centymetry. Z wzrokiem wlepionym w jego bluzę czekałam na to, co się stanie. Strach całkowicie mnie sparaliżował.Mężczyzna zdjął osłonę twarzy i rzucił ją na podłogę obok nas. Widziałam, jak spadała, śledziłam ją wzrokiem, ale nie odważyłam się spojrzeć w górę.

Puścił kij, który s hukiem uderzył o podłogę, następnie jego ciepła dłoń złapała za mój podbródek i zmusiła głowę, by ta się podniosła. Rozmazany przez łzy wzrok szybko zyskał ostrość, która pozwoliła mi zobaczyć jego twarz.

– Szymon?! – krzyknęłam, odpychając z całych sił mężczyzna.

– Liczyłaś na ćpuna z HIV–em, czy obrzydliwego starucha? – zapytał wściekłym tonem.

– Co ja tu robię? – pisnęłam, zanosząc się głośnym szlochem.

Szef zbliżył się i wziął mnie na ręce, następnie zaniósł na łóżko i posadził sobie na kolanach. Pozwoliłam mu na to, choć się go bałam. Jednak mniej się bałam jego niż mężczyzny w masce.

– Gdzie chciałabyś teraz być? – zapytał, ignorując moje pytanie.

– W swoim mieszkaniu – odpowiedziałam, nic nie rozumiejąc.

– I myślisz, że byłabyś tam, gdybym cię nie zabrał?

– Pewnie tak – odparłam, starając się uspokoić.

– A co pamiętasz z wczoraj?

Nie rozumiałam do czego zmierzał. Jego pytania wykańczały mój zszargany kacem i nerwami organizm. Ból głowy nasilał się z każdym wypowiadanym przez mnie słowem.

– Niewiele. W klubie urwał mi się film. Za dużo wypiłam...

– Błąd – skomentował, gdy ocierałam mokre policzki. – Po samym alkoholu nie odlatuje się tak.

– Nie rozumiem.

– Ktoś ci czegoś dosypał i już prowadził się do samochodu. Rozumiesz, jak to się mogło skończyć?

– Pewnie zostałabym wykorzystana. Jak zresztą się stało – odparłam i poczułam wściekłość do siebie, że pozwoliłam się mu objąć. Szarpnęłam się, próbując uwolnić z silnych ramion. Bezskutecznie.

– Nie zostałaś, Zuzanno. Bardzo się zmartwiłem twoim zachowaniem, nie zrobiłby krzywdy żadnej kobiecie.

– A te rzeczy na podłodze? Prezerwatywa?

– Rozłożyłem to wszystko, by cię wystraszyć. Chciałem ci pokazać, co mogło się stać. Wiesz, z jakimi problemami borykają się ofiary gwałtów? Chciałaś dołączyć do ich grona?

Jego surowy i oskarżycielski ton wydawał się szczery. Jednak wciąż nurtowały mnie dwa pytania.

– Dlaczego jestem naga? Spaliśmy osobno? – zapytałam, pociągając nosem.

– Po pierwsze masz koszulkę, a po drugie to twoja wina. Obrzygałaś nas, gdy cię niosłem, więc musiałem cię wykąpać i przebrać. A jeśli chodzi o spanie, to spaliśmy razem, ponieważ nie wiedziałem, co konkretnie ci podano i jak twój organizm na to zareaguje. Nie spałem więc, by trzymać rękę na pulsie, by nie stało się nic złego.

– Kąpałeś mnie? – zapytałam zawstydzona. Poczułam się naga o wiele bardziej, niż byłam.

– Wolałbyś spać obrzygana jakimś cuchnącym świństwem?

Wzruszyłam ramionami.Czułam, że policzki mi płoną. Ze wstydu, że widział mnie nago, ze wstydu, że zachowałam się tak nieodpowiedzialnie i z przerażenia, że mogło mi się stać coś bardzo złego.

– Dziękuję – szepnęłam.

– Pójdę po tabletkę dla ciebie, połóż się.

Zsunął mnie z kolan i przykrył chłodną kołdrą, której śliski materiał nagle wywołał dreszcze na całym ciele.

Mój wzrok wrócił na gadżety erotyczne rozrzucone na podłodze i poczułam ogarniające mnie mdłości. W pośpiechu rozglądnęłam się po pomieszczeniu i dostrzegłam drugie drzwi. Niewiele myśląc, pobiegłam do pomieszczenia za nimi i odetchnęłam z ulgą, widząc, że wbiegłam do toalety.Zwymiotowałam, przepłukałam usta wodą i umyłam twarz, po czym wróciłam do sypialni. Gdy siadałam na łóżku, do pokoju wszedł Szymon.

Podał mi szklankę wody oraz jakąś tabletkę.

– Może po tym będzie ci trochę lepiej.

Połknęłam tabletkę i wypiłam duszkiem zawartość szklanki, po czym spojrzałam na Szymona. Klęczał na podłodze i zbierał rzeczy, które zapewne rozrzucił, gdy spałam.

– Przepraszam – powiedział, spoglądając na mnie. – Wiem, że może to i głupi sposób, ale jedyny, na jaki na szybko wpadłem. Zdajesz sobie sprawę, że to, co zobaczyłaś rano mogło być prawdziwe, albo mogłabyś się znaleźć w jeszcze gorszej sytuacji? – zapytał oskarżycielsko.

– Wiem – szepnęłam. Wiedziałam, że miał rację. Nie potrafiłam odczuwać do niego żadnej złości.

Omal nie wyskoczyłam przez niego z okna, ale mogłam się przecież wcale nie obudzić...

– Zajmę się sprawdzeniem tego, kto ci coś podał. Koleś gorzko tego pożałuje.

– A skąd niby wiesz kto to? – zapytałam, wycierając spocone dłonie.

– Zabrałem cię od mężczyzny, który chciał cię zabrać do samochodu, zrobiłem zdjęcie tablicy rejestracyjnej.

Opadłam głową na poduszkę.

– Dziękuję – westchnęłam.

– Otworzyć okno? – zapytał, widząc moje pogarszające się samopoczucie.

Kiwnęłam lekko głową i już po kilku sekundach dotarło do mnie zbawienne, świeże, chłodne powietrze.



      Przymknęłam na chwilę powieki i gdy je otwarłam, szef siedział w fotelu niedaleko łóżka.

– Wyspałaś się? – zapytał, na co zmrużyłam oczy.

– Spałam?

– I to nawet dość długo. – Uśmiechnął się lekko. – Już piętnasta – wyjaśnił.

Momentalnie poczułam przypływ gorąca i zimna jednocześnie. Mimo zawrotów głowy zerwałam się na równe nogi, co nie skończyło się zbyt dobrze, bo zaczęłam upadać. Silne ramiona Szymona uchroniły mnie jednak przed upadkiem.

Trzymał mnie mocno, patrząc mi prosto w oczy. Czułam jego ciepły oddech na skórze, który sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej.

– Ostrożnie – ostrzegł, sadzając mnie z powrotem na łóżko.

– Muszę iść do pracy – wymamrotałam.

Skomentował to krótkim, gardłowym śmiechem.

– Już trochę za późno. Załatwiłem ci zastępstwo. – Odsunął się i podszedł do komody, na której leżała niewielka reklamówka. Wziął ją do ręki i wrócił do mnie, po czym położył ją na łóżku. – To ubrania dla ciebie. Dasz radę się sama ubrać czy ci pomóc?

– Dam radę – odpowiedziałam speszona.

– Dobrze. Gdybyś poczuła się słabiej, jestem za drzwiami. Wystarczy zawołać – oznajmił, odchodząc.

– Dziękuję.

Zaczekałam, aż wyjdzie z pokoju i wyjęłam ubrania. Następnie ostrożnie założyłam je, nie schodząc z łóżka, by w razie czego upaść na nie, nie na podłogę.Odłożyłam koszulkę, którą miałam na fotel i otworzyłam drzwi, niedaleko których kucał Szymon, głaszcząc małego psa, który na mój widok zaczął przeraźliwie szczekać.

Momentalnie nasilił się ból głowy.

– Spokój – rozkazał zwierzęciu. Podniósł go i przeniósł do sypialni. Zamknął drzwi i podszedł do mnie. – Jak się czujesz?

– Już lepiej, dziękuję – skłamałam. – Pójdę już. Dziękuję za wszystko. Gdzie moja torebka?

Oczy mężczyzny wyraźnie rozszerzyły się, a we mnie narosła panika.

– Cholera, nie pomyślałem o tym. Gdy tamten facet cię wyprowadzał z klubu, nie miałaś jej przy sobie.

– Miałam tam telefon, portfel, dokumenty – jęknęłam przerażona.

– Spokojnie. Zajmę się tym w wolnej chwili. Znajdziemy to, a jak nie to zgłosisz to na policję. Do jutra niczego nie rób, przyjdź do mnie jutro po pracy, dobrze?

Skinęłam głową.

– Odwiozę cię.

– Nie trzeba.

– Jak wrócisz do mieszkania przyjaciółki bez telefonu i portfela? Na piechotę w takim stanie?

Westchnęłam głośno.

– Nie chcę robić kłopotu, w zasadzie już i tak wystarczająco czasu panu zajęłam.

– Zuzanno, proszę cię, nie rób problemu teraz. Będę spokojniejszy, jeśli bezpiecznie dotrzesz do mieszkania.

– Dobrze.

– Twoje buty są na dole. Chodź.

Powoli zeszliśmy po schodach. Całą drogę podtrzymywałam się barierki i czułam na sobie uważne spojrzenia Szymona.

– Nie mieszkam już tam gdzie wcześniej. Podam panu aktualny adres – wyjaśniłam, gdy wsiadaliśmy do samochodu.

– Dobrze. A masz jak się tam dostać?

Zmrużyłam oczy, nie rozumiejąc pytania. W głowie wciąż odczuwałam nieprzyjemny ból, a myślenie zdawało się być ogromnie trudnym zajęciem.

– Przecież powiedział pan, że mnie odwiezie – palnęłam.

Widząc jego rozbawione spojrzenie, oblałam się rumieńcem. Patrzył na mnie, jak na totalną kretynkę, a ja nawet nie wiedziałam dlaczego.

– Oczywiście, że cię odwiozę. Jednak nie masz przy sobie żadnych rzeczy. Kluczy zapewne też nie.

Schowałam twarz w dłoniach, zdając sobie sprawę z własnej głupoty.

– Mieszkam z współlokatorem, ale nie wiem, czy będzie teraz w domu – odpowiedziałam, wypuszczając powietrze.

– To pojedziemy to sprawdzić. Jeśli go nie będzie, odwiozę cię do domu przyjaciółki. Dobrze?

Skinęłam głową.


      Rozglądałam się dookoła, gdy wjechaliśmy na główną ulicę. Ładna pogoda sprzyjała spacerowiczom, których mnóstwo mijaliśmy. Promienie słoneczne grzały mocno w szybę, powodując lekkie mdłości, które starałam się ukrywać przed szefem.

Po jakimś czasie dotarliśmy pod blok. Mężczyzna zaproponował, że odprowadzi mnie pod drzwi, by wiedzieć od razu czy mój współlokator jest w mieszkaniu, czy nie.

Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili Diego otworzył drzwi. Patrzył zdziwiony raz na mnie, raz na Szymona.

– Więc to dlatego nie wróciłaś na noc – zaśmiał się pod nosem. – Diego. Miło mi.

– Szymon – odpowiedział szef, ściskając dłoń współlokatora. – Całe szczęście, że pana zastaliśmy, bo Zuzanna zgubiła klucze do mieszkania.

– To musimy je jak najszybciej dorobić. – Spojrzał na mnie z poważną miną. – Wchodzicie? – zapytał, odsuwając się, by zrobić nam miejsce.

– Ja nie. Do zobaczenia jutro, Zuzanno. Do widzenia panu.

– Do widzenia – odpowiedział Diego.

– Do zobaczenia. I jeszcze raz dziękuję za wszystko – powiedziałam z bladym uśmiechem na twarzy. – I przepraszam za kłopot.

Zamknęłam za sobą drzwi, a Diego włożył ręce w kieszenie spodni i uważnie mi się przyjrzał.

– Wczoraj poznany czy to dłuższa znajomość?

– Diego, proszę cię, to nie tak... – Westchnęłam głośno. – Idę się położyć. Nie najlepiej się czuję.


      

      Poszłam do swojego pokoju i opadłam na miękkie łóżko. Chwilę spokoju przerwał Diego, wchodząc bez pukania.

Położył na podłodze obok mnie miskę i wodę w butelce.

– Rozumiem doskonale, też nienawidzę kaca. Idziesz jutro do pracy?

– Tak. Mam pierwszą zmianę.

– Dobrze, wrócę dzisiaj późno, a na jutro wezmę sobie wolne. Gdy ty będziesz w pracy, pójdę gdzieś z tymi kluczami i odbiorę cię z pracy, a teraz spadam. Odpoczywaj.

– Dzięki – odpowiedziałam, gdy wychodził.

Zostałam sama. Sama z moimi obawami, lękami i wyrzutami. 

Mogło mi się przydarzyć coś okropnego, a ja nie zdałam sobie sprawy z zagrożenia. Zgubiłam komórkę i dokumenty, nie było mnie w pracy. Szef widział mnie w takim stanie. Nie wiem co się dzieje z Kamilą i nie mam jak się z nią skontaktować.

Serce zaczęło mi walić na myśl o przyjaciółce, której również mogło coś się stać.

Jak Diego wróci, zadzwonię z jego telefonu. Najchętniej pobiegłabym teraz do niej sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale najpewniej zemdlałabym po kilku minutach drogi.

Po chwili powieki znów zrobiły się ciężkie, a obawy stawały się mniej straszne. Senna rzeczywistość była o wiele lepsza, więc oddałam się jej całkowicie zapadając w głęboki, spokojny sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro