Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43 Zuzanna


      Czekałyśmy z Martą na windę, a ja nerwowo rozglądałam się po korytarzu, w którym panowała zupełna cisza. Mimo że w ostatnich dniach nie wydarzyło się nic podejrzanego, wciąż odczuwałam lęk. Diego bardzo mało czasu spędzał w mieszkaniu, a podczas jego nieobecności nie czułam się pewnie, mimo dobrze zamkniętych drzwi. Zdawkowa odpowiedź, której udzielił mi w sprawie mężczyzny z restauracji, nie uspokoiła mnie. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś przede mną ukrywa, że dowiedział się, kim jest ten mężczyzna, ale z jakichś powodów postanowił to przede mną zataić.

Może to dla mojego bezpieczeństwa? Może powinnam o tym zapomnieć?

– Zuza, wsiadasz? – zapytała Marta, stojąc już w windzie.

– A, tak. Zamyśliłam się.

– Domyśliłam się – oznajmiła, z delikatnym uśmiechem na ustach.

W kilka sekund zjechałyśmy na podziemny parking. Kobieta od razu skierowała się do swojego samochodu, od którego dzieliło ją zaledwie kilka kroków.

– Podwieźć cię? – zapytała, odwracając głowę w moją stronę.

– Nie, dzięki. Ktoś ma po mnie przyjechać.

– Rozumiem. To na razie!

– Do zobaczenia.

Błękitny samochód szybko opuścił parking, a ja zostałam sama. Szukałam wzrokiem samochodu współlokatora. Gdy go dostrzegłam, ruszyłam szybkim krokiem w jego kierunku.


Mijając wielki filar, usłyszałam delikatne chrupnięcie, jakby odrobinę żwiru pod butem. Poczułam rosnącą gulę w gardle, odwracając głowę w stronę filaru. Miałam wrażenie, jakby zza niego wyłaniał się cień, ale ciężko było to stwierdzić w panującym mroku. Oddech momentalnie mi przyspieszył. Spojrzałam na samochód Diega, oddalony o około dwadzieścia metrów i szybko przekalkulowałam w głowie, czy byłby w stanie interweniować, gdyby coś się wydarzyło. Gdy stwierdziłam, że tak, spojrzałam znów w kierunku filaru. Sięgnęłam dłonią do kieszeni kurtki, w której schowany był gaz pieprzowy. Zacisnęłam na nim dłoń i krzyknęłam:

– Jest tam ktoś?!

Odpowiedziała mi głucha cisza, która mimo wszystko wcale mnie nie uspokoiła. Na miękkich z przerażenia nogach wykonałam krok w stronę kolumny, gdy nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi samochodu.

– Zuza, idziesz?

– Tak, idę! – krzyknęłam w odpowiedzi i ruszyłam w stronę samochodu.

Będąc metr przed samochodem, odwróciłam głowę w tył, spoglądając w miejsce, w którym usłyszałam dziwny dźwięk. Duża odległość od obiektu spotęgowana ciemnością panującą na parkingu uniemożliwiła mi zobaczenie czegokolwiek.

Wsiadłam do samochodu i spojrzałam na Diega, który patrzył na mnie w wyczekiwaniu.

– Mam wrażenie, że ktoś tam był – wydusiłam z trudem.

– Wydawało ci się – bąknął w odpowiedzi.

– Jestem pewna, że...

– Jestem zmęczony i chciałbym się położyć. Możemy już jechać? – przerwał mi oschłym tonem.

– Tak, jedźmy.



      Po kilku minutach jazdy w kompletnej ciszy dotarliśmy na miejsce.

Diego od razu udał się do swojego pokoju, a ja do toalety. Wzięłam prysznic i położyłam się w łóżku.

Przewracałam się z boku na bok, zastanawiając czy to, co widziałam na pewno było ludzkim cieniem. Może przestraszyłam się szmeru, a wyobraźnia już dalej dopisała sobie historię? Zastanawiała mnie reakcja Diega, przecież gdy powiedziałam mu, że ktoś mnie śledził, zareagował natychmiast, bardzo nerwowo. A gdy miał bezpośrednią możliwość sprawdzenia tego, po prostu to olał.

A może za pierwszym razem wcale nie chodziło mu o mnie, tylko o niego? Może poczuł się zagrożony, wiedząc, że ktoś kręcił się przy jego mieszkaniu? Może jego propozycja odbierania mnie z pracy nie wynikała z obawy o mnie, ale z grzeczności i uprzejmości?

Postanowiłam jeszcze raz przed snem skorzystać z toalety. Idąc po ciemku korytarzem, by nie budzić Diega, usłyszałam coś dziwnego. Słowa dobiegające z jego pokoju. Na palcach podeszłam bliżej.

– Tak, na rano chcę mieć te nagrania. Kurwa mówię, że to pilne!

Przyłożyłam ucho do drzwi.

– Czym zajmuje się ochrona, jeśli ktoś ot tak może wejść na parking podziemny?

Kurwa! Dlaczego więc udawałeś, że nic się nie stało? Lepiej Diego, żebyś miał na to sensowne wytłumaczenie! A jeśli ty mi nie powiesz, sama się tego dowiem!

Odsunęłam się od drzwi i poszłam do łazienki. Zatrzymałam się, opierając o umywalkę. Obmyłam twarz zimną wodą, chcąc się uspokoić.

Zaczęłam żałować przeprowadzki. Wszystko się zaczęło, odkąd się wprowadziłam.

Może ta sytuacja nie dotyczyła mnie bezpośrednio, a Diega? Może wpadłam w jakieś kłopoty, poprzez samo zamieszkanie z nim?



      Mimo że obudziłam się wcześnie, Diega już nie było w mieszkaniu.

Wolny dzień postanowiłam wykorzystać na odwiedzenie cmentarza. Zaopatrzyłam się w trzy znicze oraz chusteczki higieniczne i pojechałam autobusem na odpowiednią ulicę.

Najpierw odwiedziłam grób ciotki. Zapaliłam znicz i usiadłam na kostce obok grobu.

Przepraszam ciociu.

Przepraszam, że zostawiłam cię samą z nim.

Przepraszam, że nie byłam w stanie ci pomóc.

Mam nadzieję, że kiedykolwiek mi wybaczysz. Czuję się winna, nawet nie wiesz jak bardzo. Nigdy nie chciałam, żeby spotkało cię cokolwiek złego, zawdzięczam ci tak wiele, ale nie zdążyłam ci tego pokazać. Jeśli jesteś gdzieś tam u góry, to mam nadzieję, że jesteś tam szczęśliwa. Jeszcze raz proszę o wybaczenie.

Otarłam łzy z policzków, wysiąkałam nos i podniosłam się z ziemi.

Z pustym wzrokiem lawirowałam pomiędzy grobami, aż w końcu dotarłam do tego, do którego zmierzałam.

Spojrzałam na imiona rodziców wyryte na nagrobku. Zapaliłam dwa znicze i rozpłakałam się jak małe dziecko.

Nie radzę sobie. Ciocia nie żyje, a ja czuję się winna. Straciłam chłopaka, który wczoraj wyjechał do Włoch. Kamila wyjechała na studia, ale z nią zobaczę się za kilka dni, bo przyjedzie jeszcze w weekend po kilka rzeczy. Boję się, że coś mi zagraża.

Oparłam czoło o przyjemnie chłodną płytę grobową.

Brakuje mi was. Gdy byłam mała zawsze mi doradzaliście, chciałabym, by dalej tak było. Byście mogli mi pomóc, bo czuje się jak dziecko we mgle. Przynajmniej udało mi się odzyskać naszyjniki z serduszkami, trzymam je na szafce przy łóżku.

Uśmiechnęłam się lekko, podnosząc głowę. Otarłam dłońmi łzy.

Chciałabym, by to wszystko wyglądało inaczej, by los się w końcu do mnie uśmiechnął. Chciałabym poczuć się bezpiecznie, mieć kontrolę nad własnym życiem, którą chyba tracę coraz bardziej, przynajmniej takie mam wrażenie. Wszystkie decyzje, jakie podejmuje, nie są po prostu decyzjami, a jedynym słusznym wyborem, a taki wybór to tak, jakby go nie mieć wcale.



      Po dwóch godzinach wróciłam do mieszkania.

– Diego jesteś? – krzyknęłam, ale jedyne co usłyszałam to rytmiczne tykanie zegara. – Czyli nie – odpowiedziałam sama sobie.

Mimo wczesnej pory postanowiłam zająć sobie czas robieniem obiadu. Rozglądnęłam się po kuchni, a mój wzrok zatrzymał się na główce białej kapusty. 

Przygotowałam z niej farsz, a z podstawowych składników zrobiłam naleśniki. Zwinęłam je, obtoczyłam w jajku i w bułce tartej. Następnie usmażyłam trzy dla siebie, a resztę schowałam do lodówki.

Z moją porcją udałam się do salonu przed telewizor.

Skakałam po kanałach, gdy usłyszałam przekręcanie klucza w drzwiach.

– Cześć! Co tak ładnie pachnie? – zawołał już z korytarza.

– Krokiety! Jak chcesz, to sobie usmaż, są w lodówce! – krzyknęłam, by usłyszał.

Po kilku minutach dołączył do mnie z pełnym talerzem w dłoniach. Zajął miejsce obok mnie.

– Smacznego – powiedziałam, dyskretnie mu się przyglądając.

– Dziękuję. – Uśmiechnął się, po czym wbił widelec w pierwszego krokieta. – Mmm pyszne – dodał z pełnymi ustami.

– Cieszę się, że ci smakuje. Muszę cię o coś zapytać. Słyszałam twoją wczorajszą rozmowę i .... – zaczęłam, ale przerwał mi głośny kaszel mężczyzny.

Nic dziwnego, że jedzenie stanęło ci w gardle.

Poklepałam go po plecach, a gdy kaszel ucichł, spojrzałam mu prosto w oczy.

– Przepraszam – bąknął, robiąc skruszoną minę.

Marny pokaz aktorstwa skwitowałam jedynie głośnym westchnieniem.

– Dobra, rozumiem. Wszystko ci wyjaśnię. Mogę najpierw zjeść?

Zgodziłam się kiwnięciem głowy, po czym w zniecierpliwieniu czekałam, aż skończy. Obserwowałam go kątem oka, zastanawiając się, czy specjalnie to przeciąga, czy może ja już zwyczajnie przesadzam.

Gdy zjadł, zabrał oba talerze do kuchni, z której po chwili wrócił z dwoma szklankami soku pomarańczowego. Wręczył mi jedną, a sam odłożył swoją na niewielki stolik.

– Słucham – bąknęłam zniecierpliwiona.

– Nie chciało mi się ci wczoraj tego tłumaczyć, bo naprawdę byłem zmęczony. Chodziło o to, że co niby miałbym zrobić, gdyby ktoś tam był?

– No nie wiem, dowiedzieć się czegoś, co tam robi czy coś?

– Widzisz, sama nie wiesz, o co miałbym zapytać. Bardzo mnie zdenerwowało, że ktoś cię śledził i gdyby tam był mężczyzna z nagrania, mógłbym zareagować bardzo impulsywnie. A wtedy oboje mielibyśmy kłopoty, w dodatku ochrona, która po znajomości mnie wpuściła na ten parking. Przyjechałem po ciebie, ale mnie tam nigdy nie powinno być, to parking dla pracowników, a dla firmy jestem obcym człowiekiem. Rozumiesz?

– Tak. Przepraszam, zupełnie o tym nie pomyślałam. – Spuściłam głowę, wstydząc się własnej głupoty.

– Dodatkowo nie ustaliłem, czy tamten mężczyzna nie jest jakoś powiązany z twoim szefem. Przecież równie dobrze to może być jakiś jego kontrahent, z którym robi interesy, a założenie, że to on cię śledził, może okazać się błędne. Jak sama widzisz, na razie mamy za mało informacji, by cokolwiek ustalić.

– W sumie może masz racje, może zupełnie niepotrzebnie połączyłam te dwie rzeczy.

– Najważniejsze byś się nie martwiła. Po prostu nie będziesz chodzić sama po zmroku i nic ci nie będzie grozić. Okej? I przepraszam, że nie mówiłem wszystkiego od razu, ale ja po prostu taki już jestem, że wolę załatwiać sprawy do końca, więc nie mając ci praktycznie nic do powiedzenia, było mi zwyczajnie głupio w ogóle zaczynać temat.

– Nic nie szkodzi. Dziękuję, że zająłeś się tym.

– Nie ma sprawy. Chcesz poznać nazwisko tego gościa z restauracji? Raczej nie ustalisz, czy ma powiązania z twoim szefem szybciej niż ja, ale jeśli cię to uspokoi to...

– Nie. – przerwałam mu. – Nie będzie to konieczne. W zasadzie może w ogóle nie zaprzątaj sobie tym głowy. Pewnie masz rację i ten ktoś chce podjąć współpracę i chciał mnie wypytać o Szymona, zanim do współpracy dojdzie, a śledzenie to może jakiś żul z ulicy, który już dawno o tym zapomniał.

– Jak sobie życzysz. Mimo wszystko będę czujny i tobie też to radzę, ale niech ta czujność nie oznacza ciągłego strachu, dobrze?

Skinęłam głową, czując się spokojniej. Gdzieś z tyłu głowy wciąż była myśl, że ktoś zna mój adres, ale z drugiej sprawy sprawa mogła wyglądać zupełnie inaczej, niż przedstawiałam ją sama sobie.


***


Pierwsza zmiana w sobotę dłużyła mi się niemiłosiernie. Regularnie spoglądałam na zegarek, ale minuty jak na złość zmieniały się wyjątkowo wolno. Mały ruch na sali nie pomagał w zorganizowaniu sobie ciekawie czasu.

Nic dziwnego, pogoda dopisała wyjątkowo. Świeciło słońce, było bardzo ciepło. Kto by siedział w hotelowej restauracji, gdy wszystkie znaki na niebie pokazywały, by spędzić dzień na świeżym powietrzu w jakimś parku lub w zoo.

Spojrzałam na telefon, widząc powiadomienie na wyświetlaczu.


Mama podrzuci mnie pod hotel, więc możemy od razu gdzieś pójść. O której kończysz?

O czternastej. Ale muszę jechać do siebie po coś na przebranie.

Nie musisz, pożyczę ci coś przecież. Szkoda tracić czasu ;)

Dobra. Weź mi jakąś koszulkę i krótkie spodenki.

Z wysokim stanem?

Byłoby super!

Oki. To do potem :p


Odłożyłam telefon, widząc kątem oka surowe spojrzenie jednej z kucharek, zabrałam się za wycieranie suchych szklanek.

Może z nudów umyję je jeszcze raz, aby wycieranie ich miało jakikolwiek sens?



       Gdy skończyłam się moja zmiana, szybko zabrałam rzeczy z szatni i opuściłam hotel. Kamila tak, jak napisała czekała przed hotelem w pobliżu bramy.

– Hej! – krzyknęła radośnie.

– Część – odpowiedziałam i przytuliłam ją na powitanie.

– To gdzie idziemy?

– Najpierw do restauracji lub kawiarni. Gdziekolwiek, gdzie jest toaleta, bym mogła się przebrać.

– A potem?

– A potem możesz decydować.

– To najpierw kino, później żarcie, a na końcu jakaś imprezka. Co ty na to?

– Właściwie czemu nie. – Wzruszyłam ramionami. – Ale nie mogę przesadzić. Jutro mam do pracy na drugą zmianę.

– To zdążysz wytrzeźwieć – zaśmiała się Kamila i wskazała dłonią na niewielką kawiarenkę. – Wchodzimy?

– Tak. Ja idę się przebrać, a ty zamów dwie kawy.

– Dobra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro