Rozdział 41 Zuzanna
Mężczyzna postawił walizki na podłodze.
– Jeszcze raz dziękuję panu za pomoc. – Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
– Nie ma za co. W ogóle to skończmy z tym, mów mi Diego. – Uścisnął moją dłoń.
– Zuza.
– Jadę do sklepu. Chcesz coś? – zapytał, wkładając dłonie w kieszenie jeansowych spodni.
– Nie, dziękuję. Jutro wybiorę się na zakupy.
– Okej, to na razie. A! Klucze są w kuchni na stole, rozgość się. – Mrugnął przyjaźnie i wyszedł.
Wyjęłam z walizki różowy ręcznik oraz żel pod prysznic i udałam się do łazienki.
Chciałam, by długi, relaksujący prysznic mnie rozluźnił.
W dużym pomieszczeniu dominowała biel, wśród której gdzieniegdzie skryte były jasne odcienie szarości. Na płytkach tworzyły one delikatny wzorek, który by dostrzec, trzeba było dokładnie się przyjrzeć. Spojrzałam na duże lustro nad umywalką. Podłączone do niego lampki ledowe z pewnością umilały poranną rutynę.
Gdy brałam prysznic, całe pomieszczenie spowiła para. Pomarańczowo-czekoladowy zapach żelu otulał moje ciało i przyjemnie pobudzał zmysły.
Poczułam się jak w domu.
Domu... Choć nie wiem, jaka dla mnie jest definicja tego słowa.
Owinęłam się ręcznikiem i przeszłam do swojego pokoju. Dominujący w nim czarny kolor niestety kojarzył mi się z pokojem Marcina.
Kucnęłam przy walizce i wyszukałam w niej odpowiednie rzeczy do pracy. Odłożyłam je na łóżko, zakładając jedynie stringi. Spokojnie wypakowałam się, układając dokładnie ubrania w pojemnej, przesuwanej szafie z lustrem. Gdy skończyłam, upchnęłam walizki na górę szafy i się ubrałam.
Zabrałam z kuchni klucze i wyszłam z mieszkania.
***
Następnego dnia również poszłam na piechotę do pracy.
Odłożyłam torebkę na ławkę w szatni, zawiązałam apaszkę na szyi i opuściłam pomieszczenie. Spotkałam na korytarzu Marcina. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, ale żadne z nas nie odważyło się odezwać. Jednak w spojrzeniach każdego z nas było widać dokładnie to samo. Gniew i zawód.
Obwinialiśmy siebie nawzajem. Z jednej strony rozumiałam jego złość na mnie, mogłabym przecież spróbować związku na odległość, ale nie wierzyłam w takie rzeczy. To byłoby dla mnie absurdalne. Owszem, może na krótką metę związki na odległość mogą mieć sens, ale chyba tylko wtedy, gdy obydwoje są mocno zaangażowani. Nie powiedziałabym, że nie było między nami uczucia, ale z pewnością nie nazwałabym tego miłością.
Odwróciłam głowę i ruszyłam szybciej.
– Dobrze ci u tego fagasa? – usłyszałam za plecami.
Podjęłam słuszną decyzję.
Uśmiechnęłam się lekko i zniknęłam za drzwiami sali restauracyjnej.
Nawet nie mogłeś zapytać o to, patrząc mi w oczy? Bardzo się myliłam co do ciebie.
– Boże, przepraszam. – Odskoczyłam od pleców kogoś, na kogo wpadłam. - Bardzo przepraszam, zamyśliłam się – bąknęłam zawstydzona.
Podniosłam wzrok na mężczyznę, obracającego się w moją stronę.
Eleganckie buty. Czarny garnitur, najprawdopodobniej szyty na miarę, bo ciężko byłoby taki dostać. Potężny, dobrze zbudowany mężczyzna wlepił we mnie surowe spojrzenie.
– Bez problem. Podasz menu? – powiedział z charakterystycznym, rosyjskim akcentem.
– Tak, oczywiście. Już podaję.
Szybkim krokiem skierowałam się do baru, skąd zabrałam menu i wróciłam z nim do mężczyzny.
– Proszę. – Uśmiechnęłam się.
– Usiądź, proszę – wskazał na krzesło naprzeciw.
Bardzo się zdziwiłam, ale zrobiłam to, o co prosił.
Mężczyzna oparł się łokciami na stole, a dłonie splótł tuż pod podbródkiem. Spojrzał mi oczy, a ja miałam nieodparte wrażenie, że tym surowym spojrzeniem wywierca we mnie dziurę, dokopując się do najskrytszych zakamarków duszy.
Chwila milczenia była tak niezręczna, że dłonie zaczęły mi się pocić. Potarłam nimi o czarną spódnicę, a mężczyzna w końcu się odezwał.
– Jakim szefem jest Szymon?
Przełknęłam wielką gulę w gardle i zmrużyłam oczy.
– Przepraszam, nie rozumiem pytania.
– Jak współpracuje ci się z Szymonem?
– Chyba dobrze. To znaczy na pewno dobrze, ale ja jestem tylko kelnerką, więc nie mam bezpośrednich kontaktów z szefem.
– Ya ponimayu. Ile masz umów podpisanych z Szymonem?
– Trzy. To znaczy jedna i dwie kopie.
Mężczyzna odsunął się od stolika i oparł wygodnie, patrząc na mnie dziwniej niż wcześniej.
– Wszystkie takie same?
– Tak i nie rozumiem pańskich pytań. Przepraszam, ale muszę wracać do pracy. – Zerwałam się z miejsca i miałam odejść, gdy dłoń mężczyzny zacisnęła się na moim nadgarstku.
Szarpnął mnie mocno w swoją stronę. Wykrzywiłam lekko twarz w grymasie bólu, jego uścisk nie należał do delikatnych.
– Porozmawiajmy jeszcze! – syknął przez zaciśnięte zęby.
– Nie mam o czym z panem rozmawiać. – Szarpnęłam ręką, próbując się wyrwać.
– Jakie obowiązki wykonujesz na zlecenie Szymona?
– Takie jak każda inna kelnerka. Podaję menu, zamówienia, przygotowywuję stoliki. A teraz puść mnie, bo zawołam ochronę! – warknęłam, ale na szczęście rozluźnił uścisk.
Potarłam bolący nadgarstek, a mężczyzna wstał i bez słowa opuścił salę.
Rozejrzałam się po sali, ale o tej godzinie była jeszcze pusta. Nawet barmanka, która powinna stać za barem, gdzieś zniknęła.
No tak, prywatność tej pierdolonej sali. Póki nie dzieje się coś strasznego, nikt nic nie widzi, wszystko trzeba przemilczeć i spuścić wzrok, nawet na bezczelne zachowanie rozpuszczonych klientów. Powinnam w ogóle poinformować kogoś o tym zdarzeniu? To było co najmniej dziwne, ale z drugiej strony co miałabym powiedzieć? Jakiś najprawdopodobniej Rosjanin zadał mi kilka pytań. Bez sensu.
Wracając z pracy, czułam dziwny niepokój. Miałam wrażenie, że słyszałam kroki, ale gdy się rozglądałam, nikogo nie wiedziałam.
Serce biło coraz szybciej. Przyspieszyłam, ale nie pozbyłam się wrażenia ciągłej obserwacji.
– Jest tu ktoś?! – krzyknęłam, ale odpowiedziała mi cisza, którą zagłuszał jedynie mój nieregularny oddech.
Tylko ci się wydaje. Nie panikuj.
Ruszyłam dalej szybkim krokiem i doszłam do bloku, nie oglądając się za siebie.
Wyjęłam klucze z torebki i już miałam je włożyć do zamka, gdy usłyszałam otwierające się drzwi na dole.Szybko włożyłam klucz, przekręciłam go i wpadłam do mieszkania. Nie świecąc światła, zamknęłam drzwi na klucz.
Przyłożyłam ucho do drzwi, nasłuchując kroków. Były coraz głośniejsze, a po chwili umilkły tuż za drzwiami. Wiedziałam, że ktoś stał dosłownie kilkanaście centymetrów ode mnie. Modliłam się, by nie usłyszał mojego oddechu.
– Zuza? – usłyszałam głos Diega i aż podskoczyłam, łapiąc się za lewą pierś.
Złapałam za włącznik światła i wcisnęłam go.
Korytarz oświetliły trzy lampy. Na końcu stał Diego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Spojrzał na mnie pytająco.
– Ktoś mnie śledził – wydusiłam.
Diego podszedł do wieszaka i wyjął z kurtki broń, na którą spojrzałam przerażona. Odepchnął mnie od drzwi i wybiegł boso z mieszkania.
Kurwa! Dlaczego on ma broń? I co to wszystko ma znaczyć?
Stałam w bezruchu, bojąc się wykonać jakikolwiek krok.
Po dłuższej chwili drzwi z hukiem otworzyły się, a do mieszkania wbiegł Diego. Odłożył broń z powrotem do kurtki i zamknął drzwi na klucz. Otarł z czoła pojedyncze krople potu.
– Nikogo tam nie było. Wydawało ci się – oznajmił, sapiąc.
– Przysięgam – powiedziałam łamiącym się głosem.
Oczy zaszkliły mi się, a Diego objął mnie ramieniem. Strach i stres postanowiły znaleźć ujście wraz z łzami.
Wtuliłam się w silne ramiona mężczyzny i rozpłakałam jak małe dziecko.
– Nie bój się. Przy mnie jesteś bezpieczna – uspokajał, gładząc moje włosy. – Porozmawiamy o tym jutro, dobra? Teraz się połóż i prześpij, bo jesteś cała roztrzęsiona.
Kiwnęłam głową i wyswobodziłam się z jego objęć.
Położyłam się na łóżku, zawijając się kołdrą niczym motyl w kokonie.
W co ja się wpakowałam? Nie możliwe, żeby to mi się wydawało. Przecież kroki zatrzymały się dokładnie pod drzwiami do tego mieszkania. I dlaczego Diego ma tę cholerną broń? Kim on kurwa jest i jak ja mam go o to zapytać?
Obudził mnie budzik. Podniosłam się z łóżka i przeciągnęłam. Ubrałam i skierowałam do kuchni.
– Jak się spadło? – zapytał Diego, opierając się o blat.
– Kiepsko – westchnęłam. – Ciężko mi było zasnąć.
– Mówiłem, żebyś się nie przejmowała. Szłaś po ciemku, mieszkasz tutaj dopiero dwa dni, pewnie wyobraźnia zrobiła swoje. Strach ma wielkie oczy. – Mrugnął. – Zaparzyłem ci miętę. Napijesz się?
– Z chęcią. – uśmiechnęłam się, biorąc kubek od mężczyzny. Upiłam kilka łyków. – Nie wydawało mi się, naprawdę.
– Opowiesz dokładniej? – zapytał, siadając przy stoliku i wskazując dłonią, bym zrobiła to samo.
– Ale potem odpowiesz mi na moje pytanie?
W odpowiedzi skinął głową.
– Nigdy nie miałam takiego wrażenia, więc nie sądzę, by było ono wyssane z palca – zaznaczyłam na wstępie. – Odkąd opuściłam hotel, miałam wrażenie, że słyszę za sobą kroki, ale gdy się odwracałam, nikogo nie widziałam. Jednak nawet gdy przyspieszałam, ten ktoś chyba też przyspieszał, takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Doszłam do bloku i nawet pomyślałam sobie, że pewnie mi się wydawało, jednak gdy stałam przed drzwiami mieszkania, otwarły się drzwi prowadzące na naszą klatkę. Nie zerknęłam w stronę schodów, bo byłam przerażona. Szybko wbiegłam do mieszkania i zamknęłam je. Przyłożyłam głowę do drzwi i nasłuchiwałam. Kroki ustały dopiero pod drzwiami naszego mieszkania. Przysięgam – powiedziałam na jednym tchu, po czym wzięłam głęboki wdech.
– Dlaczego mnie nie zawołałaś?
– Bałam się oddychać, a ty pytasz o wołanie. Nawet nie myślałam o tym, czy jesteś w środku – bąknęłam.
– Rozumiem, przepraszam. Może ktoś z twoich znajomych miałby z tym coś wspólnego?
– Nie sądzę.
– A chłopak, od którego się wyprowadzałaś pod jego nieobecność? Może chciał się dowiedzieć gdzie i z kim mieszkasz?
– Marcin? Nie. On wyjeżdża z kraju w weekend. Po co miałby to robić?
Diego nerwowo przeczesał włosy palcami.
– A nic dziwnego nie wydarzyło się ostatnio? Nikogo nie zdenerwowałaś? Nie zadarłaś z kimś, z kim nie powinnaś?
– Nie, raczej nie. Nie jestem problemowa.
Potarłam czoło, zastanawiając się.
– Wczoraj była jedna dziwna sytuacja, ale nie to raczej nie to.
– Powiedz.
– W pracy zaczepił mnie jakiś gościu. Wypytywał o pracę dla szefa o umowę, usługi. Nie rozumiałam go, a gdy chciałam odejść, mocno złapał mnie za rękę. Postraszyłam go ochroną to wyszedł.
Oczy Diega pociemniały, przynajmniej takie złudzenie dały poszerzające się źrenice.
– Możesz powiedzieć coś więcej na temat tego mężczyzny?
– Miał rosyjski akcent. Był dobrze zbudowany i bardzo elegancko ubrany.
Czoło rozmówcy pokryły zmarszczki, a spojrzenie zdradzało, że intensywnie się nad czymś zastanawiał.
– Mówi ci to coś? – wydusiłam, czując rosnącą gulę w gardle.
– Nie, ale zrobię wszystko, by dowiedzieć się, kto to i czego chce. Nikt nie będzie cię prześladował. – Uśmiechnął się. – To, jakie jest to twoje pytanie?
– Skąd masz broń? Czym ty się zajmujesz?
– A, to. Możesz być spokojna. To na ślepaki. Jestem ochroniarzem, więc to oprócz gazu taki gadżet dla wzbudzania respektu. – Uśmiechnął się. – Dlatego też spróbuje się dowiedzieć, czego ten ktoś chciał, mam w branży ochrony kontakty. Gdzie tak właściwie pracujesz? Podasz adres?
– Jasne.
Podał telefon, a ja wpisałam adres hotelu.
– I niczym się nie przejmuj, zajmę się tym. A następnym razem, gdy będziesz kończyć tak późno, przyjadę do ciebie. To nie rozsądne, by taka piękna kobieta wracała sama w nocy. Zaraz wracam – oznajmił i opuścił kuchnię.
Dopiłam miętę i umyłam kubek.
Diego wszedł i postawił coś na stole w kartonowym pudełku.
– To dla ciebie.
– Co to?
– Gaz łzawiący. Może będziesz czuła się odrobinę bezpieczniej. Muszę lecieć. Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro