Rozdział 34 Szymon
Spokojną pracę przerwała Oliwia, wparowując bez pukania do gabinetu. Spojrzałem na nią z surową miną, chodź gdzieś z tyłu głowy wiedziałem, że nie zrobiłaby tego, gdyby nie miała powodu.
– Pukać nie umiesz! – warknąłem.
– Umiem, przepraszam. Mamy problem.
– Domyślałam się. Słucham. – powiedziałem, zaciskając dłonie na brzegach biurka.
– Chodzi o grupę, która miała wyjechać na kurs.
– Tak? Powinni wyjechać – spojrzałem na zegarek, podwijając rękaw marynarki. – dziesięć minut temu.
– Jedna z tych osób pięć minut temu napisała, że nie może pojechać i żeby pojechali bez niej. Próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie odebrała.
– Kto to? – zapytałem, gwałtownie wstając.
Na piegatej twarzy sekretarki pojawił się grymas, który zdradzał mi więcej niż jakiekolwiek słowo.
– Przygotuj umowę z natychmiastowym wypowiedzeniem.
– Ale... – chciała coś powiedzieć, ale uciszyłem ją gestem dłoni.
– Żadnego, ale. Nie mam zamiaru tolerować takiego zachowania.
– Szefie...
– Wyjdź stąd! A tamci niech jadą. – krzyknąłem na całe gardło, waląc pięścią w drewniany blat biurka.
– Może trochę grzeczniej. – usłyszałem zza otwierających się drzwi.
Opadłem na krzesło, patrząc na wchodzącego do gabinetu Diega.
– Oliwia, zostaw, proszę nas samych. – zwrócił się do kobiety.
Dostrzegłem coś, czego raczej nie powinien dostrzec. Dziwny błysk, dziwne spojrzenie i dziwną chemię.
Kurwa! Tylko tego brakowało.
Rudowłosa jedynie skinęła głową i w ułamku sekundy zniknęła.
– Co się stało, że wyżywasz się na niewinnej sekretarce? – zapytał z lekko wyczuwalną irytacją w głosie.
– Właśnie widzę jaka niewinna. – bąknąłem pod nosem.
– Co? – zapytał Diego, nie słysząc moich słów.
– Nic. Muszę zwolnić Zuzannę. – wyjaśniłem.
Zamiast odpowiedzi Diego gwizdnął z uznaniem, czym doprowadził mnie do jeszcze większego wkurwienia. Odsunąłem się od biurka i z jednej z szafek wyjąłem whisky i dwie szklanki.
– Nie powinieneś pić w pracy. – powiedział, siadając naprzeciwko biurka.
– Nie denerwuj mnie do cholery!
– Ja nie piję. – oznajmił, patrząc na dwie szklanki.
– Jak chcesz. – bąknąłem i nalałem alkoholu tylko dla siebie.
Lekko się skrzywiłem pod wpływem goryczki alkoholu. Diego patrzył na mnie tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale jego usta układały się w wąską linię, jakby nie podzielały jego chęci do rozmowy ze mną.
– No co?
– Czym cię tak zdenerwowała panienka Zuzanna? – zapytał, wyginając usta w lekko szyderczym uśmiechu.
– Olała szkolenie i to w ostatnim momencie. Coś cię bawi.
– Skąd. – powiedział z tak głupim uśmieszkiem, że moje pięści mimowolnie się zacisnęły.
– Dobra, nie wkurwiaj mnie bardziej. Po co przyjechałeś?
– Pod adresami, które znaleźliśmy ostatnio, mieszkają rodziny kobiet, których szukamy. Myślę, że utrzymują z nimi kontakt i jeśli odpowiednio podejdziemy do sprawy, to całkiem możliwe, ze szybko do nich dotrzemy.
– Masz jakiś pomysł na to? Jeśli to jest test, to rodziny nie dadzą nam ich adresu.
– Tak mam. Właściwie to pozwól, bym się wszystkim zajął. Póki jestem na miejscu, mogę się tym zająć, ty dołączysz na końcu.
– Chyba nie chcesz mnie wykosić z interesu? – zaśmiałem się, podnosząc szklankę.
Mój towarzysz w odpowiedzi się jedynie zaśmiał i wstał. Zatrzymał się tuż przed drzwiami i odwrócił głowę w moją stronę.
– Nie zwalniaj jej.
– Nie zapomnij o wieczornym spotkaniu w klubie. – przypomniałem mu, ignorując całkowicie jego wypowiedź.
– Pamiętam. – odpowiedział i zamknął za sobą drzwi.
To wszystko sprawiło, że nie miałem ochoty dłużej siedzieć w robocie. Opuściłem gabinet, krzycząc jedynie na korytarzu do Oliwii, by wszystkie dokumenty zostawiła w gabinecie. Szybkim krokiem opuściłem firmę.
Przewróciłem się na drugi bok i spojrzałem na wiszący na ścianie. Niechętnie zwlokłem się z łóżka i zacząłem przygotowania do wieczoru.
Już po trzydziestu minutach dopinałem ostatni guzik białej koszulki. Zarzuciłem na plecy granatową marynarkę i zbiegłem po schodach.
– Jesteś gotowy? – zapytałem kierowcy, pijącego wodę na korytarzu.
W odpowiedzi skinął głową, zakręcił butelkę i opuściliśmy dom.
Po godzinie jazdy dotarliśmy pod klub. Byłem niezadowolony, że przez wypadek drogowy musieliśmy jechać objazdem, co spowodowało moje spóźnienie.
Wszedłem wejściem dla VIP-ów, klub był pełny ludzi, a dudniąca w nim muzyka od razu poprawiła mój nastrój. Skierowałem się do prywatnej loży na piętrze, na której – tak, jak przypuszczałem – zastałem czachę. Po jego lewej stronie siedział Diego, a po prawej mężczyzna, który kilka dni wcześniej dostarczył mi dokumenty. Obok niego siedziała piękna blondynka, bardzo skąpo ubrana.
– Spóźniłeś się. – wycedził przez zaciśnięte zęby czacha.
– Były korki, przepraszam za spóźnienie. – bąknąłem.
– Witam. – wyciągnąłem dłoń w stronę nowego pracownika czachy.
– Petr Bogatyrev. – przedstawił się, czym bardzo mnie zaskoczył.
– Szymon Boss. – przedstawiłem się, czym wywołałem zszokowanie, a może nawet wkurwienie w mężczyźnie.
– Kim ty jesteś, by się zvonit bossem?
– Spokoyno. Eto prosto yego familiya. – zwrócił się do niego czacha.
Nie wiedziałem, że mój szef umie rozmawiać po rosyjsku. Mina Petra złagodniała, ja przywitałem się z kobietą, która przedstawiła się jako Epistima.
Zająłem miejsce obok Diega i starałem się ukrywać mój wzrok, nieustająco lustrujący kobietę. Była idealna.
Twarz owalna, błękitne oczy otoczone szeregami długich rzęs, nieskazitelnie gładkie policzki, duże, pełne usta. Złociste włosy otulały jej głowę i opadały w postaci loków na duży biust, który zakryty był w niewielkim stopniu. Szeroko wycięta, beżowa bluzka idealnie ukazywała jej atuty. Za biodrach miała czarną, skórzaną miniówkę, którą co chwilę poprawiała.
– Detka, my budem tantsevat? - zwróciła się do mężczyzny słowami, jakich nie rozumiałem i pociągła go za dłoń.
Odprowadziłem wzrokiem jej idealne, z pewnością wytrenowane wieloma godzinami ciężkiej pracy pośladki.
– Od kiedy współpracujemy z kobietami? I od kiedy jacyś twoi posłańcy przesiadują w tej loży? – zapytałem szyderczo, patrząc na czachę.
Dopiero gdy skończyłem mówić, zaważyłem, że Diego dawał mi sygnały, że mam być cicho.
– Ta kobieta ma dużo większą władzę i umiejętności niż ty. – odpowiedział zirytowany. – A ten facet to nie żaden posłaniec, tylko sam szef jednej z rosyjskich mafii, z którą chcę współpracować.
– Co?! – krzyknąłem zaskoczony. – Przecież on mi mówił, że jest nowym pracownikiem, przywiózł mi papiery.
– Chciał najpierw cię sprawdzić, zanim poznałeś go oficjalnie.
– Co sprawdzić?
– Nie wiem, nie zdaje mi raportu. – zaśmiał się czacha i upił kilka łyków drinka.
– Ta kobieta to jego partnerka, tak?
W odpowiedzi dostałem jedynie twierdzące skinięcie głową.
– Ona w ogóle mówi po polsku?
– Nie. Ani słowa. – wtrącił się Diego.
– Czyli tylko z nim musimy się dogadywać. Na jedno lepiej. - stwierdziłem, wypuszczając powietrze z płuc.
Po kilku minutach rosyjska, mafijna para znów raczyła zaszczycić nas swoją obecnością.
– Izvinite menya. Musimy już iść. Spotkamy się jeszcze. – bąknął szybko.
Uścisnął nam wszystkim dłonie na pożegnanie, a jego kobieta jedynie skinęła głową i szybko opuścili pomieszczenie.
– Coś się stało? – wyprzedził mnie Diego z pytaniem.
– Nie wiem. Coś musiało się wydarzyć, inaczej nie opuściliby tak nagle spotkania. W takim razie ja również uważam je za zakończone. Jeśli chcecie, to się bawcie, mogę zostawić dla was to miejsce.
– Ja pojadę do siebie. – stwierdziłem.
– Ja też już się zmywam.
– A tobie dokąd się tak spieszy? – zapytałem, unosząc brew.
– Tu i tam. – bąknął wymijająco, po czym opuściliśmy lożę.
Po czterdziestu minutach jazdy wszedłem do swojej sypialni. Rozebrałem się i przykryłem kołdrą.
Nim zasnąłem, zdążyłem powyobrażać sobie rozmowę z Zuzanną i zakończenie umowy. Ogólnie nie zajmowałem się osobiście zwolnieniami kelnerów, ale gdy chodziło o tak wielki zlekceważenie pracy, musiałem zająć się tym osobiście.
Rano w pracy zjawiłem się stanowczo za wcześnie, więc zająłem się odpisywaniem na maile. Rozkazałem Oliwii, by wysłała do mnie Zuzannę, gdy ta tylko pojawi się w pracy. Około dziewiątej rano moją pracę przerwało pukanie do drzwi. Nerwowo poprawiłem się w fotelu, domyślając się, kto właśnie stoi za drzwiami.
– Proszę! – zawołałem.
Gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłem Zuzannę.
– Dzień dobry. – powiedziała prawie szeptem.
Zmrużyłem oczy, przyglądając jej się, gdy szła w moją stronę. Wyglądała inaczej niż zwykle, gorzej.
Ubrana w jeansowe spodnie i szarą bluzę, nie wyglądała jakby przyszła do pracy.
Włosy miała spięte w niedbałego koka, na twarzy nie było makijażu. Nie wymagałem od pracownic, by się malowały, ale jej cienie pod oczami aż prosiły się, by ukryć je pod odrobiną korektora. Same oczy również zdradzały, że dziewczyna sporo przepłakała, bo były całe przekrwione. Jej spierzchnięte usta lekko się otworzyły, by coś powiedzieć, ale z gardła nie wydobył żaden dźwięk.
– Zuzanno? – powiedziałem jej imię pytająco, wyczekując, aż się odezwie.
– Chciałam pana prosić o pożyczkę. To znaczy, chciałam się dowiedzieć, czy istnieje szansa, by firma udzieliła mi pożyczki, która byłaby potrącana z wypłat w formie rat. Wiem, że krótko tu pracuje, ale naprawdę...
– Chyba sobie żartujesz? – przerwałem jej, śmiejąc się w głos. – Mam coś dla ciebie. – dodałem i wstałem.
Podniosłem z biurka przygotowany przez Oliwię dokument i podszedłem z nim do kobiety.
– Proszę. – powiedziałem, podając jej zwolnienie.
Dziewczyna spojrzała na kartkę, w pośpiechu przyjrzała jej się i wróciła wzrokiem pełnym łez na moją twarz.
– Ale szefie, ja... ja to wyjaśnię. Jest mi bardzo przykro i przepraszam. Ale...– szepnęła.
Jej spojrzenie błagało mnie, bym ją wysłuchał, ale nie zamierzałem tracić czasu ani swojego, ani mojej firmy na kogoś takiego.
– Żadnego, ale! Wyjdź stąd! – warknąłem i zrobiłem krok w tył, by wrócić za biurko.
Zuzanna otarła mokre policzki drżącą dłonią, wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie, jak nigdy dotąd. Jej spojrzenie było pełne nienawiści.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro