Rozdział 29 Zuzanna
Pierwszego października dostałam maila od szefa. Miałam przyjść do jego gabinetu zaraz po zakończonej zmianie.
Tym razem byłam bardzo spokojna. Przez ostatnie dwa tygodnie nie wchodziliśmy sobie w drogę, bo w ogóle nie zjawiał się w pracy. Z Marcinem spotykaliśmy się popołudniami i w niedzielę, a w pracy zachowywaliśmy się jak znajomi, więc szef nie mógł mieć wobec mnie żadnych zarzutów. Niemniej jednak czas pracy upłynął mi na myśleniu o tym, czego Szymon może ode mnie chcieć.
– Dzień dobry szefie. – uśmiechnęłam się na przywitanie.
Delikatnie przyglądałam mu się, próbując wyczuć jego nastrój.
– Witaj, Zuzanno – odpowiedział, odwzajemniając uśmiech, a ja odetchnęłam z ulgą. Był w dobrym humorze. – Usiądź. Wiesz po co, cię zaprosiłem?
– Nie – odparłam szybko.
– Chodzi o twoją wypłatę. Nie założyłaś jeszcze konta lub nie dostarczyłaś danych do firmy, więc nie mogliśmy dokonać przelewu.
– A tak, zupełnie o tym zapomniałam. – wyznałam nieco zażenowana.
– Nic nie szkodzi. – Uśmiechnął się, kładąc na biurko białą kopertę. To twoja wypłata, nie odliczyłem ci nic, jest cała. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Proszę więc odliczyć, te drzwi do moja wina i...
– Potraktuj to więc jako premię – powiedział stanowczym głosem, przesuwając kopertę w moją stronę.
– Dobrze, dziękuję.
Byłam nieco zakłopotana tą sytuacją, ale doskonale wiedziałam, jak bardzo potrzebowałam pieniędzy. Czas do wyjazdu Kamili zbliżał się coraz bardziej, a ja nie miałam pomysłu na to, co dalej.
Pożegnałam się z szefem i zjechałam windą na podziemny parking, na którym w samochodzie czekał na mnie Marcin.
– O co chodziło? – zapytał, gdy tylko wsiadłam do samochodu.
– O wypłatę.
– Co z nią?
– No nic. Jeszcze nie założyłam sobie konta, więc nie mogli zrobić przelewu i dostałam w gotówce.
– Może jeszcze zdążymy – powiedział, ruszając z piskiem opon.
– Przecież nie muszę robić tego dzisiaj.
– Kotku, zrobisz i będzie z głowy.
Po piętnastu minutach byliśmy pod bankiem.
– Zaczekam na ciebie.
– Dobrze. – Cmoknęłam go w policzek i wysiadłam.
Po jakiś trzydziestu minutach wróciłam do samochodu.
– Na co masz ochotę? – zapytał Marcin, uśmiechając się słodko.
– Na nic, nie jestem głodna. A ty?
– Też nie. To może pojedziemy do mnie. – Zaproponował kusząco, zbliżając się do moich ust.
Delikatnie przygryzłam jego dolną wargę.
– Nie, nie dziś – odpowiedziałam, przypominając sobie ostatni raz, gdy u niego byłam.
Omal nie wylądowaliśmy wtedy w łóżku, a ja wciąż nie czuję się gotowa. Mam pewne obawy, związane z przejściem na kolejny etap. Gdyby nie to, że pracujemy razem, zapewne bym się aż tak nie wahała, a w tej sytuacji dręczyły mnie spore obawy. Nasz grafik wyglądał tak, że cztery dni w tygodniu pracowaliśmy razem, więc gdyby nam nie wyszło, praca mogłaby stać się naprawdę nieprzyjemna.
– Rozumiem. Poczekam, aż będziesz gotowa – powiedział Marcin, jakby czytał w moich myślach. Uśmiechnął się szeroko. – To gdzie jedziemy?
– Odwieź mnie pod blok. Kamila i tak złości się, że przez ostatnie dwa tygodnie prawie mnie nie widziała, bo cały wolny czas spędzam z tobą. – Zaśmiałam się.
– Dobrze. Za miesiąc Kamila wyjedzie i będę miał cię tylko dla siebie. – mrugnął Marcin i zaśmiał się.
– To nie jest śmieszne. – Trąciłem go łokciem. – Wcale mnie nie cieszy, że nie będę się z nią mogła widywać. Poza tym nie będę miała gdzie mieszkać. – Westchnęłam.
– Zuza, przecież Kamila nie wyjeżdża na koniec świata, tylko do Łodzi. Pewnie przynajmniej raz w miesiącu będzie zjeżdżać na weekend. A jeśli chodzi o mieszkanie, to przecież mówiłem, że możesz zamieszkać u mnie.
– No, pamiętam – bąknęłam i pogłośniłam muzykę. – Jedziemy?
– Tak – odpowiedział i odsunął się, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce.
Jechaliśmy bez słowa.
Marcin odprowadził mnie pod drzwi mieszkania i namiętnie pocałował na pożegnanie.
– Do jutra. Przyjadę po ciebie.
– Pa.
Kamila bardzo się ucieszyła, że wróciłam wcześniej niż zwykle. Popołudnie spędziliśmy na rozmowach, robiąc wspólnie pizzę. Wyszła nam przepyszna i zjadłyśmy całą, oglądając film. Musiałyśmy dokupić kilka składników i upiekłyśmy drugą dla jej rodziców.
Spory apetyt mógł świadczyć o zbliżającym się okresie. Trochę się spóźniał, a mnie martwiła nieregularność miesiączki. Niestety od paru miesięcy moje życie to ciągły stres, a to bardzo wpływa na organizm. Najpierw matura, później stres czy znajdę pracę, aż w końcu opuszczenie domu wuja i niepewność o każdy kolejny dzień.
Reszta tygodnia minęła w pracy i na spotkaniach z Marcinem. Wiedziałam, że w końcu będzie musiało między nami do czegoś dojść. Postanowiłam, że wydarzy się to w niedziele, podczas kolejnej randki. Moje plany zmieniły się rano, gdy obudził mnie silny skurcz. Pobiegłam do łazienki po podpaskę, wróciłam i zwinęłam się w kłębek. Zazwyczaj im dłużej spóźniała mi się miesiączka, tym boleśniejsza była. Cieszyłam się jednak, że pierwszy, najgorszy dzień tej męczarni mogę spędzić w domu, a nie w pracy. Napisałam do Marcina wiadomość i przełożyłam spotkanie.
Gdy Kamila obudziła się, poprosiłam o coś przeciwbólowego. Szybko podała mi lek, po którym poczułam się dużo lepiej, ale mimo to prawie cały dzień spędziłam w łóżku. Piłam ciepłe herbatki, czytałam książkę i dużo rozmawiałam z Kamilą.
Wieczorem odczytałam maila z informacją o spotkaniu pracowników. Zdziwiło mnie to, nikt nic nie mówił, może to miało związek z ostatnią nieobecnością szefa? Może zajdą w hotelu jakieś zmiany?
Poniedziałek przywitał mnie wilgotnym powietrzem. W całym mieście panoszyła się mgła, którą uwielbiam. Świat wtedy wygląda tak mrocznie, tajemniczo, jakby skrywał przed nami wiele sekretów.
Droga do pracy była więc dla mnie przyjemnością, nie rozmawiałam z Marcinem, bo skupiłam się na podziwianiu ulic spowitych mleczną pierzynką.
W przerwie między zmianami udaliśmy się do wyznaczonej sali, gdzie czekała na nas Oliwia. Jak zwykle przywitała wszystkich szerokim uśmiechem.
– Witajcie moi drodzy. Usiądźcie na chwilę – powiedziała, wskazując dłonią na krzesła. – Nie zajmę wam zbyt wiele czasu, ale zaszły pewne zmiany, o których muszę was poinformować. Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest zmiana waszych grafików. Osoby, którym coś nie będzie odpowiadało, proszę o zgłoszenie się do mnie. Zwracam jednak uwagę, by w takich wypadkach powód był naprawdę ważny. W przyszłym tygodniu obowiązuje jeszcze inny grafik, ponieważ osoby, które zostały zatrudnione mniej niż dziesięć miesięcy temu, wyjadą na pięciodniowy kurs. Dodatkowo w tym miesiącu sala druga będzie otwarta tylko do dwudziestej drugiej i nie będzie opcji wynajęcia jej na noc, a co za tym idzie, nie będzie dodatkowych nocek. Aniu, rozdaj to, proszę. - powiedziała, zwracając się do jakiejś kobiety i podała jej stertę teczek. - W środku są grafiki na następny tydzień oraz stałe, które obowiązują od poniedziałku za dwa tygodnie, czyli gdy kursanci wrócą do pracy. Osoby, które wyjeżdżają, mają w swoich teczkach wszystkie informacje dotyczące wyjazdu. Jeśli ktoś będzie miał jakieś pytania, to proszę się ze mną kontaktować mailowo. Miłego dnia. - Pożegnała się i wyszła, nie czekając, aż młoda kobieta skończy rozdawać nam teczki.
Gdy każdy miał już swoją, opuściliśmy pomieszczenie. Ja z Marcinem zjechaliśmy windą na parking. Gdy tylko zajęliśmy swoje miejsca w samochodzie, on od razu otworzył swoją teczkę i wyciągnął z niej dwa grafiki. Pierwszy szybko schował do teczki i z uwagą zaczął czytać ten drugi.
– Pokaż swój. Chcę wiedzieć, ile dni w tygodniu razem robimy.
Wyjęłam z teczki kilka kartek, szybko znalazłam wśród nich grafik i podałam go chłopakowi. Patrzyłam na jego twarz, z której powoli znikał uśmiech. Kiedy na mnie spojrzał, widziałam już tylko złość.
– Kurwa, niemożliwe! – zaklął.
– Co się stało? – zapytałam, nie rozumiejąc jego gniewu.
– Mamy zupełnie inne grafiki.
– Jak to? – dopytałam, nie do końca go rozumiejąc.
– Ani jednej wspólnej zmiany nie mamy. – Westchnął, już bez złości, ale z widocznym smutkiem.
– Pokaż to. – Poprosiłam.
Spojrzałam na grafiki i mój dobry nastrój ulotnił się w sekundę. Gdy on miał na pierwszą zmianę, to ja na drugą, gdy ja miałam na pierwszą – on miał na drugą, w dodatku moje dni wolne to czwartek i niedziela a jego to środa i piątek. Jak nasza znajomość miała się rozwijać, skoro spotkania będą prawie niemożliwe.
– Spokojnie Zuzka. Jakoś sobie z tym poradzimy. – próbował mnie pocieszyć i objął mnie ramieniem.
– Niby jak? – zapytałam bez nadziei.
– Może porozmawiamy z Oliwią? – zaproponował.
– Przecież ona wyraźnie mówiła, że powód musi być ważny.
– Dla mnie jesteś ważna. – powiedział, uśmiechając się słodko. Cmoknął mnie w czoło i dodał. – Coś wymyślimy, najpierw muszę przetrwać tydzień bez ciebie, jak będziesz na kursie. – mrugnął do mnie okiem, a ja wtuliłam się w jego ramiona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro