Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29 Zuzanna


Pierwszego października dostałam maila od szefa. Miałam przyjść do jego gabinetu zaraz po zakończonej zmianie.

Tym razem byłam bardzo spokojna. Przez ostatnie dwa tygodnie nie wchodziliśmy sobie w drogę, bo w ogóle nie zjawiał się w pracy. Z Marcinem spotykaliśmy się popołudniami i w niedzielę, a w pracy zachowywaliśmy się jak znajomi, więc szef nie mógł mieć wobec mnie żadnych zarzutów. Niemniej jednak czas pracy upłynął mi na myśleniu o tym, czego Szymon może ode mnie chcieć.

– Dzień dobry szefie. – uśmiechnęłam się na przywitanie.

Delikatnie przyglądałam mu się, próbując wyczuć jego nastrój.

– Witaj, Zuzanno – odpowiedział, odwzajemniając uśmiech, a ja odetchnęłam z ulgą. Był w dobrym humorze. – Usiądź. Wiesz po co, cię zaprosiłem?

– Nie – odparłam szybko.

– Chodzi o twoją wypłatę. Nie założyłaś jeszcze konta lub nie dostarczyłaś danych do firmy, więc nie mogliśmy dokonać przelewu.

– A tak, zupełnie o tym zapomniałam. – wyznałam nieco zażenowana.

– Nic nie szkodzi. – Uśmiechnął się, kładąc na biurko białą kopertę. To twoja wypłata, nie odliczyłem ci nic, jest cała. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Proszę więc odliczyć, te drzwi do moja wina i...

– Potraktuj to więc jako premię – powiedział stanowczym głosem, przesuwając kopertę w moją stronę.

– Dobrze, dziękuję.

Byłam nieco zakłopotana tą sytuacją, ale doskonale wiedziałam, jak bardzo potrzebowałam pieniędzy. Czas do wyjazdu Kamili zbliżał się coraz bardziej, a ja nie miałam pomysłu na to, co dalej.

Pożegnałam się z szefem i zjechałam windą na podziemny parking, na którym w samochodzie czekał na mnie Marcin.

– O co chodziło? – zapytał, gdy tylko wsiadłam do samochodu.

– O wypłatę.

– Co z nią?

– No nic. Jeszcze nie założyłam sobie konta, więc nie mogli zrobić przelewu i dostałam w gotówce.

– Może jeszcze zdążymy – powiedział, ruszając z piskiem opon.

– Przecież nie muszę robić tego dzisiaj.

– Kotku, zrobisz i będzie z głowy.

Po piętnastu minutach byliśmy pod bankiem.

– Zaczekam na ciebie.

– Dobrze. – Cmoknęłam go w policzek i wysiadłam.

Po jakiś trzydziestu minutach wróciłam do samochodu.

– Na co masz ochotę? – zapytał Marcin, uśmiechając się słodko.

– Na nic, nie jestem głodna. A ty?

– Też nie. To może pojedziemy do mnie. – Zaproponował kusząco, zbliżając się do moich ust.

Delikatnie przygryzłam jego dolną wargę.

– Nie, nie dziś – odpowiedziałam, przypominając sobie ostatni raz, gdy u niego byłam.

Omal nie wylądowaliśmy wtedy w łóżku, a ja wciąż nie czuję się gotowa. Mam pewne obawy, związane z przejściem na kolejny etap. Gdyby nie to, że pracujemy razem, zapewne bym się aż tak nie wahała, a w tej sytuacji dręczyły mnie spore obawy. Nasz grafik wyglądał tak, że cztery dni w tygodniu pracowaliśmy razem, więc gdyby nam nie wyszło, praca mogłaby stać się naprawdę nieprzyjemna.

– Rozumiem. Poczekam, aż będziesz gotowa – powiedział Marcin, jakby czytał w moich myślach. Uśmiechnął się szeroko. – To gdzie jedziemy?

– Odwieź mnie pod blok. Kamila i tak złości się, że przez ostatnie dwa tygodnie prawie mnie nie widziała, bo cały wolny czas spędzam z tobą. – Zaśmiałam się.

– Dobrze. Za miesiąc Kamila wyjedzie i będę miał cię tylko dla siebie. – mrugnął Marcin i zaśmiał się.

– To nie jest śmieszne. – Trąciłem go łokciem. – Wcale mnie nie cieszy, że nie będę się z nią mogła widywać. Poza tym nie będę miała gdzie mieszkać. – Westchnęłam.

– Zuza, przecież Kamila nie wyjeżdża na koniec świata, tylko do Łodzi. Pewnie przynajmniej raz w miesiącu będzie zjeżdżać na weekend. A jeśli chodzi o mieszkanie, to przecież mówiłem, że możesz zamieszkać u mnie.

– No, pamiętam – bąknęłam i pogłośniłam muzykę. – Jedziemy?

– Tak – odpowiedział i odsunął się, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce.

Jechaliśmy bez słowa.

Marcin odprowadził mnie pod drzwi mieszkania i namiętnie pocałował na pożegnanie.

– Do jutra. Przyjadę po ciebie.

– Pa.

Kamila bardzo się ucieszyła, że wróciłam wcześniej niż zwykle. Popołudnie spędziliśmy na rozmowach, robiąc wspólnie pizzę. Wyszła nam przepyszna i zjadłyśmy całą, oglądając film. Musiałyśmy dokupić kilka składników i upiekłyśmy drugą dla jej rodziców.

Spory apetyt mógł świadczyć o zbliżającym się okresie. Trochę się spóźniał, a mnie martwiła nieregularność miesiączki. Niestety od paru miesięcy moje życie to ciągły stres, a to bardzo wpływa na organizm. Najpierw matura, później stres czy znajdę pracę, aż w końcu opuszczenie domu wuja i niepewność o każdy kolejny dzień.

Reszta tygodnia minęła w pracy i na spotkaniach z Marcinem. Wiedziałam, że w końcu będzie musiało między nami do czegoś dojść. Postanowiłam, że wydarzy się to w niedziele, podczas kolejnej randki. Moje plany zmieniły się rano, gdy obudził mnie silny skurcz. Pobiegłam do łazienki po podpaskę, wróciłam i zwinęłam się w kłębek. Zazwyczaj im dłużej spóźniała mi się miesiączka, tym boleśniejsza była. Cieszyłam się jednak, że pierwszy, najgorszy dzień tej męczarni mogę spędzić w domu, a nie w pracy. Napisałam do Marcina wiadomość i przełożyłam spotkanie.

Gdy Kamila obudziła się, poprosiłam o coś przeciwbólowego. Szybko podała mi lek, po którym poczułam się dużo lepiej, ale mimo to prawie cały dzień spędziłam w łóżku. Piłam ciepłe herbatki, czytałam książkę i dużo rozmawiałam z Kamilą.

Wieczorem odczytałam maila z informacją o spotkaniu pracowników. Zdziwiło mnie to, nikt nic nie mówił, może to miało związek z ostatnią nieobecnością szefa? Może zajdą w hotelu jakieś zmiany?

Poniedziałek przywitał mnie wilgotnym powietrzem. W całym mieście panoszyła się mgła, którą uwielbiam. Świat wtedy wygląda tak mrocznie, tajemniczo, jakby skrywał przed nami wiele sekretów.
Droga do pracy była więc dla mnie przyjemnością, nie rozmawiałam z Marcinem, bo skupiłam się na podziwianiu ulic spowitych mleczną pierzynką.

W przerwie między zmianami udaliśmy się do wyznaczonej sali, gdzie czekała na nas Oliwia. Jak zwykle przywitała wszystkich szerokim uśmiechem.

– Witajcie moi drodzy. Usiądźcie na chwilę – powiedziała, wskazując dłonią na krzesła. – Nie zajmę wam zbyt wiele czasu, ale zaszły pewne zmiany, o których muszę was poinformować. Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest zmiana waszych grafików. Osoby, którym coś nie będzie odpowiadało, proszę o zgłoszenie się do mnie. Zwracam jednak uwagę, by w takich wypadkach powód był naprawdę ważny. W przyszłym tygodniu obowiązuje jeszcze inny grafik, ponieważ osoby, które zostały zatrudnione mniej niż dziesięć miesięcy temu, wyjadą na pięciodniowy kurs. Dodatkowo w tym miesiącu sala druga będzie otwarta tylko do dwudziestej drugiej i nie będzie opcji wynajęcia jej na noc, a co za tym idzie, nie będzie dodatkowych nocek. Aniu, rozdaj to, proszę. - powiedziała, zwracając się do jakiejś kobiety i podała jej stertę teczek. - W środku są grafiki na następny tydzień oraz stałe, które obowiązują od poniedziałku za dwa tygodnie, czyli gdy kursanci wrócą do pracy. Osoby, które wyjeżdżają, mają w swoich teczkach wszystkie informacje dotyczące wyjazdu. Jeśli ktoś będzie miał jakieś pytania, to proszę się ze mną kontaktować mailowo. Miłego dnia. - Pożegnała się i wyszła, nie czekając, aż młoda kobieta skończy rozdawać nam teczki.

Gdy każdy miał już swoją, opuściliśmy pomieszczenie. Ja z Marcinem zjechaliśmy windą na parking. Gdy tylko zajęliśmy swoje miejsca w samochodzie, on od razu otworzył swoją teczkę i wyciągnął z niej dwa grafiki. Pierwszy szybko schował do teczki i z uwagą zaczął czytać ten drugi.

– Pokaż swój. Chcę wiedzieć, ile dni w tygodniu razem robimy.

Wyjęłam z teczki kilka kartek, szybko znalazłam wśród nich grafik i podałam go chłopakowi. Patrzyłam na jego twarz, z której powoli znikał uśmiech. Kiedy na mnie spojrzał, widziałam już tylko złość.

– Kurwa, niemożliwe! – zaklął.

– Co się stało? – zapytałam, nie rozumiejąc jego gniewu.

– Mamy zupełnie inne grafiki.

– Jak to? – dopytałam, nie do końca go rozumiejąc.

– Ani jednej wspólnej zmiany nie mamy. – Westchnął, już bez złości, ale z widocznym smutkiem.

– Pokaż to. – Poprosiłam.

Spojrzałam na grafiki i mój dobry nastrój ulotnił się w sekundę. Gdy on miał na pierwszą zmianę, to ja na drugą, gdy ja miałam na pierwszą – on miał na drugą, w dodatku moje dni wolne to czwartek i niedziela a jego to środa i piątek. Jak nasza znajomość miała się rozwijać, skoro spotkania będą prawie niemożliwe.

– Spokojnie Zuzka. Jakoś sobie z tym poradzimy. – próbował mnie pocieszyć i objął mnie ramieniem.

– Niby jak? – zapytałam bez nadziei.

– Może porozmawiamy z Oliwią? – zaproponował.

– Przecież ona wyraźnie mówiła, że powód musi być ważny.

– Dla mnie jesteś ważna. – powiedział, uśmiechając się słodko. Cmoknął mnie w czoło i dodał. – Coś wymyślimy, najpierw muszę przetrwać tydzień bez ciebie, jak będziesz na kursie. – mrugnął do mnie okiem, a ja wtuliłam się w jego ramiona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro