Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28 Szymon


– Jak tam? Skończyłaś już? – powiedziałem do słuchawki.

– Tak, właśnie miałam przyjść do ciebie.

– To chodź, pogadamy.

Po dwóch minutach Oliwia była już w moim gabinecie.

– Więc tak – przeszła od razu do rzeczy – najbardziej odpowiadałyby trzy osoby. Oto ich CV. – powiedziała, podając mi do ręki trzy teczki.

– Masz wśród nich swojego faworyta?

– Właściwie to nie. Przeczytaj na spokojnie i wybierz sobie kogoś. Wszyscy mają podobne kompetencje i doświadczenie, wybrałam najbardziej odpowiednie osoby.

Szybko przeczytałem wszystkie kartki. Dwa należały do mężczyzn, a jeden do kobiety.

– Jest tylko pewna kwestia dotycząca tego starszego mężczyzny. Zawarł on umowę o zakazie pracy dla konkurencji na okres lat trzech. Ta umowa wygasa za dwa miesiące, więc jeśli zdecydowałbyś się na niego, musielibyśmy jeszcze trochę poradzić sobie sami.

– Wykluczone. Skontaktuj się z tym drugim. Może zacząć nawet od zaraz. Okres próbny miesiąc, potem stała umowa.

– Tylko miesiąc? – zapytała zdziwiona Oliwia.

– Tak, nie mamy na co czekać. Albo będzie się nadawał, albo będziemy odzywać się do tego drugiego, który i tak w tym czasie nie znajdzie sobie nic innego, a kobiecie odmów. Z takim doświadczeniem szybko znajdzie sobie pracę.

– Dobrze zaraz się tym zajmę, tylko najpierw napiję się kawy.

Dziewczyna ruszyła w stronę drugiego pomieszczenia, ale ją zatrzymałem.

– Ja zrobię, usiądź. – Uśmiechnąłem się.

– Od kiedy to szef robi pracownikom kawę? – Zaśmiała się głośno.

– Od kiedy szanuje ciężką pracę pracownika. – Mrugnąłem do niej okiem.

– Nie przesadzaj, nie jest tak ciężko.

– Ta... raz miałem przyjemność prowadzić rozmowy kwalifikacyjne i myślałem, że zwariuję. – zaśmiałem się, przypominając sobie dzień, w którym musiałem zastąpić Oliwę.

– Wtedy to było co innego, bo musiałeś prowadzić rozmowy kwalifikacyjne na stanowisko, o którym nie miałeś bladego pojęcia.

– Bo musiałem cię zastąpić. – wypomniałem z udawanym wyrzutem.

– Nie musiałeś. Mogłeś zastąpić Martę na recepcji i przyjmować gości. – odgryzła się i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, wyobrażając sobie mnie w takiej sytuacji.

Zrobiłem nam kawy i wróciłem z nimi do gabinetu. Oliwia upiła łyk i przymknęła oczy. Przyglądałem się jej, była tak pozytywną osobą, że zawsze nakręcała mnie do pracy.

Dwa spotkania poszły mi tak dobrze, że szybko i w dobrym humorze wróciłem do domu. Przebrałem się w dresy i skoczyłem na siłownię. Po dwóch godzinach ostrego treningu byłem wykończony, prysznic przyjemnie mnie zrelaksował.

Zamówiłem sobie kolację do domu i czekając na dostawę, znów myślałem o Zuzannie. Chciałem jakoś się do niej zbliżyć, ale nie miałem pojęcia jak. Liczyłem jednak, że w niedzielę przedstawiłem się od choć trochę lepszej strony. Wibrujący na sofie telefon wyrwał mnie z myśli.

– Siema, Diego. Co tam?

– Jest fajny klub na sprzedaż. Miasto, w którym z tego, co wiem, nikt z ludzi Czachy nie ma swoich interesów. Fajnie, by było przejąć taki rejon. Co o tym myślisz? Nie mogę więcej powiedzieć przez... – urwał.

– Wiem, Diego. Mnie się nie pytaj. To twój interes i ty się nim zajmij, pozałatwiaj wszystko, a ja zapłacę tyle, ile trzeba będzie. Pod remont?

– Przydałby się. Marzy mi się w moim własnym stylu...

– To spełniaj marzenia. Spotkaj się z projektantem, dekoratorem wnętrz i kim tam jeszcze chcesz. Przyjdź do mnie z gotowym projektem i kosztorysem.

– Robisz w sobotę?

– Tak. Jakoś do piętnastej.

– To wpadnę wieczorem. Dzięki, na razie.

– Na razie – odpowiedziałem, szczerząc się do telefonu.

Bardzo cieszył mnie fakt, że przyjaciel w końcu zrozumiał, jak ważny jest dla nas ten plan. Dodatkowo cieszyło mnie, że jara się tym i chce to zrobić po swojemu. Diego lubi kluby, burdele, widział ich naprawdę wiele, dlatego wiem, że nie zrobi nic oklepanego ani tandetnego. Nie tylko dziewczyny mają przyciągać klientów, budynek też jest ważny.

Tydzień minął bardzo szybko, duża ilość obowiązków w pracy, między innymi wprowadzenie pracownika, pochłonęło mnie bez reszty. W sobotę tak, jak zaplanowałem, skończyłem wcześniej. Po obiedzie czekałem w domu na Diega. Przyszedł w wyśmienitym nastroju.

– Salon czy gabinet? – zapytałem.

– Biblioteka. – Zaśmiał się. – Muszę mieć dużo miejsca na rozłożenie dokumentów. – Wskazał na grubą teczkę w swojej dłoni.

– Widzę, że dobrze się przygotowałeś.

– Jak już mam coś robić to wiesz, że dopinam to na ostatni guzik.

– Chcesz coś do picia?

– Tak, wodę.

Ze zdziwienia zrobiłem wielkie oczy.

– Ty nie chcesz alkoholu? Tylko mi nie mów, że teraz staniesz się poważnym biznesmenem. – Zaśmiałem się, wyobrażając go sobie jako poważnego biznesmena.

Oczywiście sami zakładaliśmy poważne maski przy załatwianiu interesów, ale nigdy nie byliśmy nudziarzami.

– No bez przesady, ale chcę to omówić na trzeźwo. Poza tym potem mam jeszcze coś do załatwienia. Choć muszę przyznać, że chyba robię sobie przerwę od alkoholu i wracam do codziennych treningów. Ostatnio trochę za często leciałem w balet, ale obiecuję, że ten sukces opijemy.

– W sumie chyba też powinienem zrobić sobie dłuższą przerwę, teraz nawet w tygodniu nie odmawiałem sobie odrobiny whisky przed snem dla rozluźnienia. Powinniśmy być maksymalnie skupieni, by nie popełnić żadnego błędu.

Plan Diega naprawdę mi się spodobał. Klub wyglądał fajnie, a sam remon to zaledwie dobudowanie kilku ścianek dla większej prywatności. Pokoje były tylko trzy, co też pomogłoby w razie policyjnego nalotu, bo były tylną częścią, do której wejście w takiej sytuacji miało być ukryte. Diego idealnie to przemyślał. Plan jego wystroju bardzo mi się podobał, patrząc na grafikę pomocniczą, widziałem, że miejsce będzie pełne tego, czym zamierzaliśmy przyciągać klientów..

– Myślałeś nad nazwą?

– Tak. Co sądzisz o "Templo de Afrodita"?

– O widzę, że na hiszpański się zdecydowałeś. Coś z afrodytą tak? Grecka bogini piękna, pożądania i płodności bardzo pasuje do takiego miejsca.

– Tak, chcę zaznaczyć delikatnie korzenie właściciela. – zaśmiał się Diego. – Po polsku nazwa brzmi Świątynia Afrodyty.

– Bardzo dobrze pomyślane z tym zaznaczeniem terenu ojczystym językiem twojego ojca. A nazwa sama w sobie od razu zaznacza, że w klubie będą tylko najpiękniejsze kobiety. Jak w ogóle to sobie wyobrażasz? Chcesz się przeprowadzić do Łodzi czy dojeżdżać stąd dwie i pół godziny?

– Przeprowadzę się, jak wszystko będzie gotowe, ale tylko na jakiś czas. Myślę, że później wystarczy, gdy będę raz na jakiś czas doglądał interesu.

– Masz rację, kogo obsadzisz na wysokim stanowisku? Sebastiana lub Damiana czy ich ci szkoda? – zaśmiałem się.

– Kurwa no wiesz, trochę mi szkoda, bo to zaufane osoby i dobrze mi się z nimi pracuję, no ale jednego z nich będę musiał obsadzić.

– Szukają już panienek? Bierzesz wrocławskie czy tam będziesz szukał?

– Tam.

– Nie boisz się, że w nowym miejscu będzie trudniej szukać?

– Co ty. Patrz na lokalizację. To niecałe trzy kilometry od Politechniki Łódzkiej. Młode cipki, potrzebujące hajsu na pewno łatwo będzie zwerbować. - zaśmiał się.

– Widzę, że to dokładnie obmyślony plan – powiedziałem z uznaniem.

Diego jak zwykle w tym, na czym mu zależało był perfekcyjny. Nie było opcji, żeby to nie wypaliło.

– Skontaktuję się z Czachą. Potrzebujesz najlepszej tancerki, by mogła uczyć te młode laski.

– Super, że to załatwisz. – Uśmiechnął się.

– A kosztorys?

– Tam jest. – wskazał na kartki leżące nieco dalej.

Zerknąłem na ceny i nawet pozytywnie się zaskoczyłem. Sądziłem, że wyjdzie to o wiele więcej.

– Mam nadzieję, że nie oszczędzasz za bardzo. – Spojrzałem podejrzliwie. – Nie kupuj syfu, który po miesiącu się rozpadnie.

– Spokojnie, mam znajomości, mam zniżki. – Uśmiechnął się tajemniczo.

– W poniedziałek zrobię ci przelew. Możesz wysyłać ludzi, żeby się wszystkim zajmowali.

Po godzinie luźnych już rozmów i żartów Diego pojechał. Jego radość spowodowana otwieraniem własnego klubu sprawiła, że aż sam miałem ochotę otworzyć coś swojego. Wiedziałem jednak, że to nie robota dla mnie i hotel, na razie musiał mi wystarczyć.

W niedzielę spotkałem się z Czachą. Był zadowolony z planu Diega. Potajemnie liczył, że któryś z nas w końcu weźmie się do roboty. Dodatkowo powiedział, że prawnik jest zadowolony z dziewczyn i powiedział, że gdybym miał kiedykolwiek prawny problem, mam się z nim kontaktować. Zajebiście się złożyło, gdyby z klubem coś nie wyszło. Wprawdzie miałem swojego prawnika, ale co dwie głowy to nie jedna. A gdy Czacha obiecał załatwić dwie najlepsze tancerki dla nas, wiedziałem, że jesteśmy na drodze do sukcesu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro