Rozdział 27 Zuzanna
Wróciłam do gabinetu z dokumentami. Zaskoczyła mnie surowa mina szefa.
– Ciszej! – warknął.
– Przepraszam. - szepnęłam, starając się przekładać ciężar ciała na palce, by stukot szpilek nie drażnił szefa. - Coś się stało? - dodałam, nie rozumiejąc diametralnej zmiany w zachowaniu szefa.
– Nic. Wyjdź już.
– Gdzie mam iść? – zapytałam, kładąc na biurku dokumenty.
– Do domu – powiedział jeszcze bardziej zirytowany Szymon.
– Ale przecież inaczej...
– Zapłacę za tyle godzin, ile powiedziałem. Spieprzaj!
– Do widzenia. – rzuciłam chłodno, zabrałam torebkę i głośno stukając obcasami po płytkach, wyszłam.
Za plecami usłyszałam ostre przesunięcie fotela, co znaczyło, że szef wstał gwałtownie. Nie zwróciłam jednak na to uwagi, nie byłam jego antystresową zabaweczką.
Na parterze spotkałam Marcina, co bardzo mnie ucieszyło. Przytuliłam się do niego mocno, by nieco się uspokoić.
– Zuzka, stało się coś? – zapytał wystraszony.
– Nie. Tylko szef mnie wkurwił. – Uśmiechnęłam się krzywo.
– Nie przejmuj się nim. Wiesz jak... – chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam na to, zamykając mu usta pocałunkiem.
Miałam w dupie, że to nieodpowiednie miejsce. W sobotę nawet nie powinnam tutaj być. Miałam pomagać szefowi, który po prostu mnie stąd wyrzucił, mimo że nie zrobiłam nic złego.
Po długim pocałunku pożegnałam się z Marcinem i opuściłam budynek.
Wspólne gotowanie z Kamilą okazało się idealnym sposobem na pozbycie złych emocji. Nasze głupie żarty zakrapiane winem to było to, czego było mi trzeba. Makaronowa zapiekanka na ostro z kurczakiem wyszła nam przepyszna. Zostawiłyśmy połowę dla rodziców Kamili, a ze swoimi porcjami udałyśmy się do jej pokoju. Tam otworzyłyśmy drugą butelkę wina.
– Mnie nalej tylko troszkę. Nie wiem, czy jutro mam iść do pracy, czy nie.
– No daj spokój, jak pojadę na studia, to już nie będzie okazji, żeby się razem napić. Ale ok, ok. Dzisiaj delikatnie. - Zachichotała już lekko podpita. – Może zadzwonisz do szefa i zapytasz?
– Chyba cię pojebało. – Teraz to ja śmiałam się jak głupia.
Nie zamierzam do niego dzwonić. Jak nie da znać do wieczora, to skontaktuję się z Oliwią.
– No jak wolisz. Trzymaj. – powiedziała, podając mi kieliszek.
Wypiłam duszkiem, co przyjaciółmi skwitowała głupią miną.
– Nie patrz tak! Napije się teraz więcej, żeby zdążyć, wytrzeźwieć dzisiaj i normalnie się wyspać na jutro. - przedstawiłam jej mój punkt widzenia.
Gdy byłam w połowie drugiego kieliszka, rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
– Otworzę, pewnie mama zapomniała kluczy. – powiedziała Kamila i wyszła z pokoju.
Ja w tym czasie uchyliłam okno, bo po winie było mi troszkę zbyt duszno. Gdy to zrobiłam, postanowiłam zmienić koszulkę na cieńszą, bo w koszulce z długim rękawem było mi za gorąco. Zdjęłam górę i w tym momencie do pokoju weszła Kamila z .... Szymonem.
Kurwa! - krzyknęłam w myślach.
Zasłoniłam piersi rękami.
– To ja zapraszam do salonu. – bąknęła zdezorientowana.
Razem wyszli, a ja szybko założyłam przygotowaną wcześniej koszulkę na cienkich ramiączkach i dołączyłam do nich.
– Bardzo przepraszam, że was nachodzę. – mówił Szymon, patrząc tylko na mnie. – Zuzanno, mam nadzieję, że jutro zjawisz się w pracy tak, jak było to wcześniej ustalone?
– Jeśli nikt mnie z niej nie wyrzuci... – bąknęłam zirytowana, nie myśląc nad konsekwencjami.
To spora wada, że alkohol działa na nasz organizm tak, że nie analizujemy racjonalnie naszych słów ani czynów.
– Oczywiście, że nie. Dzisiaj trochę się zdenerwowałem. Nie miało to związku z Tobą, ale chciałem zostać sam, bo musiałem coś przemyśleć. Uraziłem Cię?
Nie wiem, dlaczego to pytanie tak mnie rozbawiło. Wybuchnęłam śmiechem, zamiast udzielić odpowiedzi.
– Nie uraziło mnie to bardziej niż to, że pańska partnerka nazwała mnie dziwką. – wysyczałam, posyłając mu zimne spojrzenie.
– Bardzo pana przepraszam. – wtrąciła trzeźwiejsza przyjaciółka. – Trochę wypiłyśmy i eee... Na którą Zuza ma być jutro w pracy?
– Na ósmą rano. – odpowiedział, patrząc cały czas na mnie, a ja spuściłam wzrok. Zdawałam sobie sprawę, że za dużo powiedziałam.
– Świetnie. Będzie o tej godzinie. A teraz odprowadzę pana do drzwi.
– Do widzenia jutro, Zuzanno. – powiedział niby spokojnie, ale jednocześnie tak, że moje ciało przeszedł dreszcz.
– Do widzenia. – szepnęłam i patrzyłam, jak wychodzą z Kamilą na korytarz.
– Kurwa, co ty robisz?! – krzyknęła, gdy zostałyśmy już same.
– Nie wiem. Mam go dość! – próbowałam jakoś się wytłumaczyć.
– Ja cię rozumiem, ale dopóki nie znajdziesz niczego innego, musisz myśleć nad tym, co mówisz.
– Wiem. Chcę się jeszcze napić.
– Zapomnij. Alkohol na ciebie źle działa. Jedyne co możesz teraz pić to woda.
Spojrzałam spode łba na przyjaciółkę, co bardzo ją rozbawiło. Wiedziałam, że miała rację, więc poszłam do łazienki i wzięłam chłodny prysznic. Potem piłam dużo wody i zrobiłam sobie kanapki.
Gdy już wytrzeźwiałam, próbowałam wymyślić jakieś wytłumaczenie, ale nie znalazłam żadnego. Dodatkowo w sercu czułam, że powiedziałam dobrze. Przecież to była prawda. On nie odezwał się wtedy ani słowem, by stanąć w mojej obronie i bardzo mnie to bolało. Zostałam poniżona, ale nie mogłam nic zrobić.
Poranek był całkiem przyjemny. Przed zaśnięciem zdążyłam pogodzić się z myślą, że dostanę kolejny opierdol od szefa. Czułam się na to gotowa i nie chciałam, by zepsuło mi to cały dzień.
W gabinecie zjawiłam się punktualnie o ósmej. Zamiast szpilek miałam na stopach beżowe baleriny, by nie denerwować szefa głośnym chodzeniem.
– Proszę – odezwał się, gdy zapukałam do drzwi.
– Dzień dobry – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Nawet gdyby jego słowa mnie zabolały, nie zamierzałam dawać mu żadnej satysfakcji.
– Witam. Wejdź – powiedział dziwnie.
Wydawał się jakiś rozkojarzony albo smutny. Ten człowiek był dla mnie zagadką nie do rozgryzienia. Jego zmieniające się z dnia na dzień nastroje coraz bardziej mnie zaskakiwały.
– Chciałbym porozmawiać o tym, co powiedziałaś wczoraj.
– Domyślam się. Słucham – powiedziałam, udając niewzruszoną, chociaż serce mało nie wyskoczyło mi z piersi.
Zajęłam miejsce naprzeciwko i spojrzałam w jego oczy. Szef głośno westchnął.
– Bardzo cię przepraszam za to, co powiedziała Anita, oraz za to, że nie zareagowałem wtedy.
– Nic się nie stało. – bąknęłam wbrew sobie.
– Stało. Naprawdę mi przykro, ale nie mogłem wtedy nic zrobić.
– Rozumiem – odpowiedziałam, starając się ukryć swoje zaskoczenie.
Spodziewałam się, że mi się oberwie, a ten mnie przeprosił. Bardzo pozytywnie mnie tym zaskoczył. Nie chciałam jednak ciągnąć tego tematu.
– Kawy? - uśmiechnęłam się delikatnie.
– Poproszę. Napijemy się razem?
– Chętnie. Taka jak wczoraj?
Szef w odpowiedzi kiwnął głową, a ja udałam się do pomieszczenia obok. Czekałam, aż ekspres zaparzy kawę i zastanawiałam się, jak drogi musiał być. Wróciłam z dwoma gorącymi napojami do gabinetu.
– Nie musiałaś zakładać płaskich butów. – zaśmiał się szef.
Pierwszy raz wydał mi się beztroski. Może jego surowość to tylko taka maska?
– Gdy dostaję złe wiadomości, wszystko mnie przesadnie wkurwia. – powiedział, drapiąc się po głowie.
– Właściwie, to tak mi wygodniej. – odpowiedziałam szczerze, kładąc na biurku kawy.
– Czasem miewam trudny charakter, ale nie przejmuj się wszystkim, co mówię. Precyzując, nie przejmuj się, jeśli faktycznie nic złego nie zrobiłaś.
– Czasem? – zaśmiałam się, by jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę. – Dobrze.
Wypiliśmy kawę przy luźnej rozmowie i żartach. W końcu miałam wrażenie, że dałoby się tego faceta polubić. Niepewne jednak było to, czy za kilka minut jego nastrój znów się nie zmieni.
Praca z nim okazała się być nawet fajna, gdy był w dobrym nastroju. To znaczy, on pracował, a ja latałam z różnymi dokumentami do różnych gabinetów, robiłam kawy i herbaty, których pił całkiem sporo.
Obiad zjedliśmy w jakiejś drogiej restauracji, a potem wróciliśmy do firmy.
Dwa razy jechałam z Robertem do sklepu po kilka rzeczy, a wieczorem towarzyszyłam Szymonowi w jakimś spotkaniu z klientem. Udawałam jego asystentkę, co sprawiło mi całkiem sporo frajdy. Oczywiście szef dokładnie wyjaśnił mi wcześniej, jak się zachowywać i co mówić, chociaż było tego niewiele, bo to on wszystko załatwił.
Po spotkaniu odwiózł mnie pod blok.
– Dziękuję. Potrzebujesz jakiejś zaliczki?
Otworzyłam oczy szeroko. Nie spodziewałam się takiej propozycji, tym bardziej po tym, jak porysowałam drzwi jego samochodu.
– Nie, dziękuję.
– Zuzanno, przecież znam twoją sytuację. Sam przecież cię w nią wpakowałem i... – urwał.
– Dziękuję, na razie mam pieniądze. – powiedziałam, myśląc o tysiącu, którego mu nie oddałam.
Postanowiłam jednak zatrzymać te pieniądze. Mogłam mu oddać kiedyś, gdy moja sytuacja będzie nieco lepsza. Tak właściwie wtedy to ja powinnam zapłacić mu za zniszczony garnitur, bo to ja na niego wpadłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro