Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20 Szymon

Tego dnia wstałem wcześniej, by spotkać się z Zuzanną. Tak wczesna godzina nie była przypadkowa, zdawałem sobie sprawę z faktu, że tego dnia miała zacząć pracę o siódmej i że musiała wstać o porze, do której zapewne nie była przyzwyczajona. Ten poranek uświadomił mi również, jakim chujem staje się coraz bardziej i to właściwie bez powodu. Zastanawiałem się, dlaczego rezygnuję ze snu dla zwykłej dziewczyny. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że Zuzanna wywoływała we mnie dziwnie silne emocje.

Kompletnie tego nie rozumiałem, nigdy nie czułem czegoś podobnego. Wkurwiało mnie to, bo zamiast być zadowolony, że kupiłem mieszkanie dla Anity, które po dłuższych namowach zgodziła się przyjąć, to myślałem tylko o tej małolacie. To prawda, spodobała mi się, chciałem jej pomóc, a ona już pierwszego dnia pracy przespała się z tym frajerem Marcinem. Drugiego i trzeciego dnia przyszła z nim do pracy, co świadczyło, że zapewne u niego spała. W dodatku liżą się w pracy jak jakieś szczeniaki.

Szlag by to trafił.

Odsłoniłem zasłony w sypialni, by wpuścić nieco światła, ale nawet pogoda miała mnie w dupie, całe niebo było zachmurzone, świeże powietrze, na które liczyłem, było ciężkie od smogu.

Wsiadłem do samochodu wkurwiony, jakby tego wszystkiego było mało, czekała mnie droga w deszczu.

Do swojego gabinetu wszedłem pięć minut przed piątą i czekałem. Byłem ciekaw, czy znowu się spóźni, i czy przyjechała tu z tamtym kretynem. Zdawałem sobie sprawę, że przesadziłem, pozwalając Anicie ją tak traktować, ale co miałem zrobić, gdy sam zgadzałem się z jej słowami. Moja była nienawidziła jej z całego serca, bo obwiniała ją o rozpad naszego związku. Wyjaśniliśmy sobie jednak wszystko, a dziewczyna, która swoją drogą wiedziała sporo o mojej działalności, zdecydowała się nie robić szumu. Nie wyszłoby jej to na dobre, a ja przecież i tak ją lubiłem.

Z myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi.

– Proszę. – powiedziałem, zerkając na zegarek. – Dwie minuty spóźnienia. – dodałem, spoglądając w stronę drzwi.

Na widok przemoczonej Zuzanny uniosłem lekko jedną brew, postanowiłem to jednak zignorować. Biała bluzka z długim rękawem kleiła się do jej ciała, bardzo mocno podkreślając biust. Z czarnej ołówkowej spódnicy kapały pojedyncze krople wody.

– Usiądź, proszę. – zwróciłem się surowo do dziewczyny, pokazując dłonią na fotel przede mną.

– Nie chciałabym tutaj nabrudzić, jestem cała przemoczona i ... – chciała jeszcze coś powiedzieć, ale przerwałem jej.

– Zajmij miejsce. Porozmawiamy. – patrzyłem na nią i gdy usiadła, kontynuowałem. – Więc, dlaczego Zuzanno zjawiasz się w takim stanie w pracy?

– Przepraszam szefie. Gdy wychodziłam, to jeszcze nie padało, więc nie pomyślałam o parasolu, a gdy już zaczęło, nie mogłam zawrócić, bo miałabym duże spóźnienie.

W końcu podniosła na mnie wzrok. W tych mokrych włosach i rozmazanym make-upie wyglądała cudownie.

– Szłaś na piechotę? – zapytałem z ciekawości.

– Tak, nie miałam o tej godzinie autobusu. – wyjaśniła.

– Twój ruchacz nie mógł wstać wcześniej, by cię odwieźć. – wyrwało mi się, ugryzłem się w język, ale było już za późno.

– Słucham?! – krzyknęła dziewczyna i wstała z krzesła.

– Siadaj! – warknąłem stanowczo, samemu wstając i nachylając się nad biurkiem.

Dziewczyna, niczym skarcony piesek, skuliła się w fotelu. Obszedłem biurko i stanąłem przed nią, zdając sobie sprawę, że gram nieczysto. Oparłem się dłońmi o podłokietniki fotela, na którym siedziała i pochyliłem nad nią. Nasze twarze dzieliły milimetry.

– Posłuchaj mnie, kurwa! Nie wiem, jak to wyglądało u ciebie w szkole, ale w moim hotelu niedopuszczalne jest lizanie się i pierdolenie po kątach. Jak masz aż taką chcicę, to idź pracować do burdelu, nawet ci to załatwię. – wysyczałem przez zęby.

– My tylko raz się całowaliśmy i... – wyszeptała, zszokowana.

– Nie interesuje mnie to! Jeśli chcesz tu pracować, to zachowuj się odpowiednio.

– Dobrze, przepraszam. – spuściła wzrok.

– Jeśli chodzi o drzwi samochodu, to odliczę ci to od wypłaty.

– Jeśli w ogóle ją dostanę. – bąknęła pod nosem.

Nie mogłem uwierzyć, że trafiłem na tak pyskatą, ale nie wiedzieć czemu kręciło mnie to.

– Co, proszę?

– Chciałam szefa zapytać o moją umowę, dalej niczego nie podpisaliśmy.- spojrzała na mnie, tym razem zdecydowanie.

– A tak, oczywiście. Zajmiemy się tym jutro. A teraz chodź. Masz jakąś kurtkę?

– Płaszcz na dole, w szatni, ale gdzie mamy iść?

– Ogarnąć cię trochę, chodź.

Dziewczyna w milczeniu szła za mną, zabraliśmy z szatni jej płaszcz, ale był tak przemoczony, że oddałem go jednej ze sprzątaczek, na którą prawie wpadliśmy na korytarzu. Założyłem na ramiona Zuzanny swoją marynarkę.

Po kilku minutach jazdy byliśmy już w moim domu. Podałem dziewczynie ręcznik i zaprowadziłem do toalety w sypialni gościnnej, w której już spała.

Spaliśmy.

W czasie, gdy Zuzanna brała kąpiel, zadzwoniłem do Diega, by załatwił mi na szybko makijażystkę, fryzjerkę oraz ubrania. Powiedziałem, jakie mają być i podałem wszystkie rozmiary łącznie z miseczką stanika. Wiem, że to nieodpowiednie, ale gdy wpadłem na pomysł kupienia jej ubrań do pracy, musiałem jakoś sprawdzić, by zakupić odpowiedni rozmiar, dlatego, gdy walizka była u mnie sprawdziłem to, a stanik sam jakoś wpadł mi w ręce.

Po godzinie Zuzanna była gotowa i mogła dostać się do pracy na czas.

Patrzyłem na nią, a w mojej głowie rodził się plan.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro