Rozdział 19 Zuzanna
Po raz kolejny przeglądałam się w lustrze, sprawdzając, czy na pewno dobrze wyglądam. Postawiłam na nieco mocniejszy makijaż, by wyglądać seksowniej niż zwykle, ale by mimo wszystko nie przykuwać zbyt dużej uwagi. Dress code w pracy był ściśle określony, więc tu nie miałam dużego wyboru, zdecydowałam się jednak na pewne odstępstwo i wybrałam dopasowany, czarny kombinezon z delikatnym dekoltem w kształcie literki v. Złoty pasek w talii idealnie podkreślał figurę. Klasyczne czarne szpilki i delikatna mgiełka zapachu dopełniły całości.
Marcin był punktualnie, przytulił mnie na przywitanie i pojechaliśmy do restauracji. Nie panował tam, aż tak zapierający dech w piersiach klimat, jak w restauracji Szymona, ale naprawdę nie miałam na co narzekać. Zamówiliśmy danie dnia; łososia pieczonego na szparagach w sosie limonkowo-paprykowym z miętą. Potem doskonale orzeźwiająca woda z dodatkiem cytryny, miła rozmowa i w wyśmienitych nastrojach pojechaliśmy do pracy.
Wjechaliśmy na parking podziemny, a zaraz za nami wjechał czarny mercedes naszego szefa, który zaparkował obok nas. Pech jednak chciał, że otworzyliśmy z szefem drzwi w tym samym czasie i drzwi, które ja otwierałam, przejechały po drzwiach mercedesa, mocno je rysując.
– Kurwa! – krzyknęłam, widząc z siedmiocentymetrową rysę na drzwiach cholernie drogiego samochodu.
Z niewyobrażalną paniką podniosłam wzrok na mojego pracodawcę, który aż kipiał z wściekłości. Moje serce waliło jak szalone, a w gardle miałam wielką gulę, nie mogłam wydusić nawet pół słowa. Zresztą jakiekolwiek słowo w tej sytuacji nie pomogłoby mi w żaden sposób. Nawet wiecznie uśmiechnięty i rozgadany Marcin milczał.
– Jutro o piątej rano w moim gabinecie! – wrzasnął tak, że aż podskoczyłam i znów spuściłam wzrok, nie mogąc znieść tego wściekłego spojrzenia.
– Dobrze, szefie. – ledwo z siebie wydusiłam.
Zamknęłam delikatnie drzwi od samochodu Marcina, gapiąc się na czubki własnych szpilek. Poderwałam głowę do góry, równo z trzaskiem zamykanych drzwi mercedesa. Szymon stał tak blisko, że brakowało mi tchu. W dodatku dochodziła do mnie myśl, że będę musiała zapłacić za tę szkodę, co wcale mi nie pomoże w znalezieniu sobie pokoju do wynajęcia. Odwróciłam wzrok, przeszłam obok szefa na roztrzęsionych nogach i skierowałam się w stronę windy. Po minucie dołączył do mnie Marcin i objął mnie ramieniem.
– Mam przejebane, co? – zaśmiałam się pod nosem tylko po to, by się nie rozpłakać.
– Nie panikuj. – !!! – Nie będzie tak źle. Łączy Was coś?
– Co?! – aż pisnęłam. – Nie, co to za pomysł? – zapytałam oburzona.
– No nie wiem. Mam wrażenie, że czuć między wami jakąś chemię. – zaśmiał się dziwnie – On patrzy na ciebie jakoś tak inaczej.
– Jakby chciał mnie zabić. – zaśmiałam się nerwowo. – Nic nas nie łączy. On nawet nie jest w moim typie. – powiedziałam.
Owszem nic nas nie łączyło, ale kwestia mojego gustu była kłamstwem. Szef był bardzo pociągający, choć do tego nie chciałam tego wyznać nawet przed samą sobą. Zresztą wygląd to nie wszystko, a charakter miał mocno skurwysyński.
– To dobrze. – odpowiedział z wyczuwalną ulgą w głosie.
– Tak? A dlaczego? – zapytałam, starając się brzmieć najbardziej kusząco, jak tylko mogłam.
– Bo może Ty jesteś w moim. – mrugnął Marcin i zaśmiał się.
– Może? – dalej próbowałam go sprowokować.
Chyba mi się to udało, bo przyparł mnie delikatnie do ściany obok winy.
– Chcesz się przekonać? – zapytał, patrząc na mnie z uśmiechem.
Nie miałam pojęcia, czy to była jakaś gra z jego strony, czy tylko zwykłe wygłupy, ale wolałam przekonać się o tym od razu niż łudzić się, że mu się podobam. Rzadko mi się zdarzało tak zauroczyć, ale tym razem stało się to praktycznie od pierwszego wejrzenia.
– Tak. – odpowiedziałam, udając pewną siebie.
Spojrzałam w jego oczy, które aż błyszczały, dając sygnał tego, co miało się wydarzyć.
W końcu to zrobił. Pocałował mnie delikatnie, a ja rozchyliłam usta, dając mu tym samym sygnał, że aż tak delikatny być nie musi. Na początku delikatny i niewinny całus przerodził się w długi, ognisty i namiętny pocałunek. Jego dłoń delikatnie muskała skórę mojej szyi. Po kilku minutach Marcin przerwał go, delikatnie się ode mnie odsuwając.
– Chodź, bo spóźnimy się do pracy. – szepnął, wyrównując oddech.
Weszliśmy do windy, w której Marcin już nie zdążył się do mnie zbliżyć, bo winda zatrzymała się na parterze. Szybkim krokiem ruszyliśmy do szatni, by przygotować się do pracy.
Pracowało się nam bardzo dobrze, dużo żartowaliśmy, ale zachowywaliśmy stosowny dystans. Stałam za barem, tyłem do sali polerując szklanki, gdy usłyszałam głosy. Obejrzałam się zdziwiona, bo dwa stoliki były zarezerwowane dopiero na dziewiętnastą, a była piętnasta.
Odwróciłam się i zamarłam, widząc, że klientami, których musiałam obsłużyć, był mój szef ze swoją partnerką. Myślałam, że się rozstali, ale widocznie prawda była inna. Kobieta szła patrząc na Szymona, a on ją obejmował. Zajęli miejsce przy stoliku, a ja liczyłam, że Marcin się zjawi i ich przejmie. Serce biło mi coraz szybciej, ale nie mając wyboru, wolnym krokiem ruszyłam do zajętego stolika.
– Dzień dobry. Podać menu, czy życzą sobie państwo coś konkretnego?
Na dźwięk mojego głosu kobieta oderwała spojrzenie od twarzy mojego szefa i przeniosła je na mnie. Mimo panującego półmroku dostrzegłam w spojrzeniu nienawiść.
– Nie wiedziałam, że zatrudniasz tutaj zwykłe dziwki. Myślałam, że i w tej sprawie cenisz sobie luksus? – zwróciła się do Szymona, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Nie wiedziałam, co miała na myśli, ale doskonale zrozumiałam to, że właśnie zostałam nazwana dziwką. Otworzyłam usta, by coś odpyskować, ale na szczęście rozsądek mi nie pozwolił, przypominając mi moją, już i tak beznadziejną, sytuację. Spojrzałam na szefa, licząc, że cokolwiek powie, że mimo wszystko stanie w obronie swojego pracownika. Ten jednak nawet nie odwzajemnił spojrzenia, gapiąc się bezmyślnie na tę rozpuszczoną sukę.
– Podaj nam menu. – powiedział, udając, że do jego uszu nie dotarły ostre słowa Anity.
– I wodę. – wtrąciła.
– Oczywiście. – wydusiłam, starając się zachować, choć odrobinę profesjonalizmu.
Anita nawet na nie nie zerkając, zamówiła sobie łososia pieczonego na dzikim ryżu, podawanego ze szpinakiem duszonym na maśle a do tego sok porzeczkowy. Szef poprosił to samo, a zamiast soku zażyczył sobie whisky.
Gdy zamówienie już było gotowe, udałam się z nim do stolika. Położyłam przed nimi talerze. Chciałam położyć szklankę z sokiem, ale wtedy Anita odtrąciła ją łokciem, udając, że poprawiała włosy. Szklanka przechyliła się w moją stronę, chciałam się gwałtownie odsunąć, by nie poplamić ubrań, ale w tym momencie z tacki z hukiem spadła mi szklanka z whisky, rozbijając się na drobne kawałki o podłogę. Spojrzałam na kombinezon, który nadawał się już tylko do kosza.
– Uważaj, co robisz! – wrzasnęła Anita.
W tamtym momencie miałam ochotę rozszarpać ją gołymi rękami, wiedząc doskonale, że zrobiła to celowo. Obecność szefa jednak przywołała mnie do porządku.
– Bardzo przepraszam. Zaraz to sprzątnę. – powiedziałam upokorzona i poszłam po miotłę i mopa.
W minutę posprzątałam i podałam im nowe napoje, po czym udałam się na kuchnię.
– Obsłuż ich, jeśliby czegoś potrzebowali. Muszę wyskoczyć do toalety. – zwróciłam się do Marcina.
Szybko schowałam się za drzwiami łazienki i osunęłam po nich na podłogę. Zacisnęłam mocno powieki, nie chcąc się rozpłakać, ale to nie pomogło. Łkałam cicho, by nikt nie usłyszał i próbowałam dojść do siebie. Miałam dość tego dnia, a kolejny zapowiadał się jeszcze gorzej. Po dziesięciu minutach postanowiłam wziąć się w garść. Najchętniej zostałabym w tej toalecie do końca swojej zmiany, ale wiedziałam, że to nierozsądne. Przed lustrem otarłam policzki z rozmazanego tuszu. Stanęłam przed suszarką do rąk i wygięłam się najbardziej, jak tylko mogłam, by chociaż trochę osuszyć ubranie. Plama była widoczna, ale na to nie mogłam nic poradzić. Wyszłam z toalety i czekałam w kuchni na Marcina. Po chwili do mnie dołączył.
– Zuza, co się stało? – zapytał z przejęciem.
– Nie chcę o tym rozmawiać. Proszę, ty ich obsługuj, dopóki nie pójdą, dobrze? – zapytałam smutno, mając dość upokorzeń.
– Okej, ty będziesz podawać zamówienia tym, którzy przyjdą za piętnaście minut. Może być?
– Tak, dziękuje. – powiedziałam i przytuliłam go, chcąc na chwile poczuć czyjąś bliskość.
Reszta pracy minęła już bez komplikacji, ale za to ze stresem, ponieważ ilekroć przechodziłam obok stolika szefa, czułam na sobie pogardliwe spojrzenie Anity. Po pracy odwiózł mnie Marcin.
Zmyłam makijaż, wzięłam prysznic i umyłam głowę. Było mi głupio, że tłukłam się w nocy, ale nie chciałam robić tego z rana. Położyłam się do łóżka i sprawdzając rozkład autobusów, załamałam się. Pierwszy, jaki miałam, był piętnaście po piątej. Nie było mnie stać na taksówkę, bo jedyne pieniądze, jakie miałam to tysiąc złotych od Szymona, ale nie mogłam ich wykorzystać. Tym bardziej, teraz gdy byłam mu winna za porysowanie drzwi drogiego samochodu. Załamana ustawiłam budzik na trzecią w nocy, co dawało mi tylko trzy godziny snu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro