Rozdział 1 Zuzanna
- Kamila! Na pewno dobrze wyglądam? -zapytałam po raz kolejny przyjaciółki, która miała mnie chyba już dość.
- Jasne kochana, przecież super wyglądasz. Nie możesz się tak stresować, na pewno dobrze ci pójdzie i dostaniesz tę robotę. - próbowała mnie pocieszyć.
Na samą myśl, że mogłabym nie dostać tej pracy zacisnął mi się żołądek. Szybko podbiegłam do kibla i klęknęłam przed nim. Zwymiotowałam już trzeci raz tego dnia. Kamila stanęła za mną i odgarnęła mi włosy do tyłu. Picie dzień przed rozmową kwalifikacyjną nie było dobrym pomysłem, ale nie miałam lepszego planu by się odstresować. Skończyłam szkołę dopiero miesiąc temu i od tego czasu prawie codziennie słucham od wuja, że powinnam dokładać się do czynszu. Ciotka wprawdzie staje po mojej stronie ale tylko, gdy wuj jest trzeźwy. Niestety, to rzadko się zdarza. Pod wpływem alkoholu zmienia się w budzącego lęk, apodyktycznego tyrana. Miałam dość mieszkania u nich, ale po śmierci rodziców nie miałam wyboru. Chyba wolałabym trafić do domu dziecka...
Podniosłam się z podłogi i podeszłam do umywalki przepłukać usta płynem. Wypłukując go spojrzałam na własne odbicie. Miałam ochotę się rozpłakać chociaż wiedziałam, że nie było na to czasu.
- Zuza powinniśmy już wychodzić. Spóźnimy się na ostatni autobus jakim masz szansę dojechać na tą rozmowę. - pospieszyła mnie przyjaciółka.
- Tak chodźmy. - powiedziałam i wyszłam za Kamilą z łazienki.
Na korytarzu założyłam czarne, eleganckie szpilki, a z szafki zabrałam torebkę i właściwie to wybiegłyśmy z mieszkania przyjaciółki. Do przystanku miałyśmy kilka kroków ale autobus, którym miałam jechać już stał. Cmoknęłam przyjaciółkę w policzek na pożegnanie i wbiegłam do środka, potykając się o schodek. Podniosłam wzrok na kierowcę w średnim wieku, który nie krył rozbawienia moją nieporadność. Jego głupkowaty uśmieszek dobił mnie jeszcze bardziej i choć miałam ochotę go skrytykować w ostatnim momencie zrezygnowałam.
Nerwowa sytuacja w domu bardzo odbijała się na moim zachowaniu i coraz częściej wyżywałam się na przypadkowych ludziach, którzy mi nic nie zrobili. Ostatnio postanowiłam się trochę zabawić i umówiłam się na randkę z portalu randkowego. Mężczyzna był dość miły i raczej bogaty, bo zabrał mnie do restauracji w której jedyne na co mnie było stać to herbata, a i tak sama nigdy nie wydałabym tylu pieniędzy na filiżankę zwykłej herbaty. Gdy mój towarzysz wyszedł odebrać telefon służbowy postanowiłam wyjść na taras, z którego rozpościerał się cudowny widok na panoramę miasta. Idąc zagapiłam się na widok zza szklanych drzwi i wpadłam na jakiegoś mężczyznę oblewając jego i siebie kawą. To była moja wina i powinnam przeprosić, ale gdy zobaczyłam, że moja biała sukienka kupiona za ostatnie pieniądze została zniszczona puściły mi nerwy. Zaczęłam się z nim kłócić. Zwyzywam go w dodatku, czym rozbawiłam jego towarzyszy. Gdy kłóciłam się z nim poczułam dłoń na ramieniu. To Marcin - mężczyzna, z którym przyszłam do tej cholernej restauracji. Poczułam jeszcze większe zażenowanie i zrobiłam się cała czerwona. Mężczyzna, którego tak obrażam uśmiechnął się krzywo widząc moją reakcję. Z tylnej kieszeni spodni od garnituru wyciągnął portfel a z niego dwa banknoty 500 zł. Złapał moją rękę i wcisnął mi je w dłoń a następnie zwrócił się do Marcina.
- Chyba nie wystarczająco dobrze zajmuje się pan swoją partnerką, skoro jest aż taka rozdrażniona.- po tych słowach zaśmiał się szyderczo i odszedł wraz z trzema mężczyznami. Byłam tak zawstydzona, że nawet nie byłam w stanie spojrzeć w oczy Marcinowi. -Wychodzę. -oznajmiłam robiąc krok w przód, by jego dłoń nie dotykała już mojego ramienia.
- Odwieźć cię? - zapytał chłodno. Domyślałam się, że nie taki miał plan na ten wieczór, ale może to i dobrze. Dotąd sypiałam tylko z jednym facetem. Z moim byłym - Bartkiem.
- Nie dziękuję. Spacer dobrze mi zrobi. - po tych słowach wybiegłam z restauracji.
Z myśli wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Kurwa korek! Spojrzałam na telefon i widząc że za pięć minut powinnam być na rozmowie kwalifikacyjnej znów zrobiło mi się niedobrze ale nie mogłam zwymiotować w takim miejscu. Świadomość, że nie dostanę tej pracy przez jebany korek sprawiała, że czułam się coraz gorzej. To luksusowy hotel z restauracją a pensja kelnerki w tym zakładzie spokojnie pozwoliłaby mi na dokładanie się do czynszu i odkładanie sobie części pensji. Gdy tylko autobus zatrzymał się na przystanku wbiegłam z niego przepychają się między ludźmi. Po pięciu minutach dotarłam pod drzwi budynku. Spojrzałam znowu na telefon. Kurwa! Byłam spóźniona aż o dwadzieścia minut.
Podeszłam do recepcji. Przywitała mnie uśmiechnięta, młoda kobieta. Wytłumaczyłam, że przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną. Gdy podałam jej swoje dane pani skrzywiła się lekko.
- Była pani ostatnią kandydatką i spóźniła się pani aż o dwadzieścia minut. Wątpię by szef zechciał w ogóle z panią rozmawiać.
- Ale... -zaczęłam chcąc się wytłumaczyć, ale ona uciszyła mnie jednak gestem dłoni i podniosła służbowy telefon to którego powiedziała, że przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną. Odłożyła słuchawkę po czym zwróciła się do mnie.
- Ostatnie piętro, gabinet nr pięć.
Nawet jej nie podziękowałam, tylko pobiegłam do windy. Czas, który w niej spędziłam dłużył mi się niemiłosiernie. Szybko biegłam korytarzem szukając właściwego pomieszczenia. Stojąc przed drzwiami nerwowo poprawiłam obcisłą czarną spódnicę i zapukałam do drzwi.
- Zapraszam. - usłyszałam stanowczy męski głos i delikatnie otworzyłam drzwi.
Weszłam szybko i zamknęłam za sobą drzwi nawet nie patrząc na mężczyznę, który miał przeprowadzić ze mną rozmowę kwalifikacyjną. Podeszłam pod biurko i dopiero podniosłam wzrok. Zamarłam i nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa.
Kurwa! - zaklęłam w myślach mając świadomość, że nie dostanę pracy przez pechowy zbieg okoliczności.
- Witam pani Zuzanno. - wstał i nachylił się nad biurkiem wyciągając do mnie dłoń. - Szymon. Szymon Boss.
- Dzień dobry. - ledwo wydukałam i uścisnęłam jego dłoń . Spróbowałam nawet się uśmiechnąć, ale ta próba była tak nieudolna, że Szymon głośno się zaśmiał.
Zrobiłam się cała czerwona.
- Może usiądziemy? - zapytał puszczając moją dłoni.
- Chętnie. - odpowiedziałam czując jak ugięły się pode mną kolana. Zajęłam miejsce naprzeciwko niego.
- Więc naprawdę uważasz Zuzanno, że nadajesz się na stanowisko kelnerki, skoro nie jesteś w stanie unieść filiżanki kawy? W dodatku mój hotel i restauracja są na wysokim poziomie i prawie pół godziny spóźnienia są niedopuszczalne. - powiedział surowo brunet.
Spuściłam wzrok czując łzy pod powiekami. Moje marzenia odpłynęły daleko, a ja byłam potwornie zła na siebie. Koszmar w domu nigdy się nie skończy, a mnie właśnie ogarnęła ciemność...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro